Kategorie
Non-nordic

Podróż poślubna – Izabela Sowa

Izabela Sowa z ironią, kpiną i odczuwalnym zniecierpliwieniem opisuje te miejsca w życiu, które utraciły powiew świeżości, smak wyjątkowości, zatracając się w luksusie codzienności. Powraca z pytaniem o sens życia, rozpisując w kolejnych powieściach odpowiedzi, mnożąc niepewność, uświadamiając nierozstrzygalność pewnych kwestii.

Jakie znaczenie na przyszłość będzie miał fakt opuszczenia rodziny przez ojca? W ramach jakich wartości będzie budowała swoją kobiecość dziewczynka, której matka nie potrafi krytycznie ocenić swojego małżeństwa? Gdzie będzie szukała wzorców kobiecości, jeśli najbliżsi pozbawią ją poczucia wartości? Proza Izabeli Sowy („Powrót„, „Agrafka„, „Części intymne„, „Ścianka działowa„, Świat szeroko zamknięty„, „Zielone jabłuszko„, „Herbatniki z jagodami„, „Cierpkość wiśni„, „Smak świeżych malin„) wyrasta z niekończącej się ilości pytań, prowokując kolejne a skąpi jednoznacznych odpowiedzi. Unikając ich tworzy swoisty algorytm, stwarzając poczucie zbliżania się do prawdy a potem zaskakiwania mgłą niejasności. Z książki na książkę staje się Sowa bardziej autoironiczna, ucierając nosa tym, którzy sądzili, że już rozwiązali tajemnicę jej pisania.

Lubię być tak zwodzona i lubię sposób, w jaki tropy myli Izabela Sowa. Nie lubię jednak ani „Ścianki działowej”, ani nieco lepszej „Podróży poślubnej”. Nie dlatego, że to złe powieści, są wyłącznie słabsze na tle pozostałych. Robią wrażenie wysilonych i niedopracowanych. A „Podróż poślubna” jest historią przerysowaną. I chociaż druga część z Brzytwą w roli głównej jest zdecydowanie lepsza, to wciąż nie porywa rozwiązaniem fabularnym. Chociaż sama postać Brzytwy jest świetna. Brzytwa jest  nieobliczalna. Jest freakiem ignorującym wszelkie zasady literackiego współżycia. Jest też jokerem, którego Sowa wyciąga właśnie, śmiejąc się ironicznie, głuchym głosem.

Ta część przygód Brzytwy jest lepsza, bo powraca w niej Sowa z frazą, z której nigdy już nie powinna rezygnować. Taki język to skarb a majstrowanie przy nim jest niepożądane i powinno być wręcz zabronione. Do najlepszych rzeczy Sowy zaliczam te z bajklandii, dała tam popis języka i formy. Stworzyła sugestywne portrety ludzi i miasta. Takich rzeczy oczekiwałabym w przyszłości po pisarce tej klasy. W tej książce powraca też Izabela Sowa zaangażowana. Jej pisarstwo, i to też jest jej znak rozpoznawczy, to coś więcej niż świetna rozrywka czy ciekawa opowieść; to pewnego rodzaju projekt, który ma nas wyciągnąć z zapaści moralnej, z marazmu obyczajowego i bezduszności dnia codziennego.

Ale najpierw powiedzmy, o czym jest sama historia. Brzytwa rozwija swoją działalność „detektywistyczną”. Na brak klientów nie może narzekać. Trafi do niej Paloma koleżanka z pracy, Dionizego Fiotronia, którego problemy małżeńskie były przedmiotem jednego z poprzednich zleceń, i którego tak dobrze poznaliśmy w „Ściance działowej”. Paloma niedawno wyszła za mąż, za najlepszego z możliwych kandydatów na męża i chociaż to czas na miesiąc miodowy, Norbert nie daje się namówić na żaden wyjazd. Co więcej już podczas nocy poślubnej coś między nimi zacznie niepokojąco zgrzytać. Zachęcona opowieściami Dionizego, Paloma też chce skorzystać z nietypowych usług Brzytwy. I znowu musi przejść dziwny korowód pośredników, żeby do niej dotrzeć i poświęcić Brzytwie tydzień a może dwa tygodnie swojego życia.

Małżeństwo Palomy i Norberta to modelowy przykład ludzi, którzy w odpowiednim czasie podejmują odpowiednie decyzje. Oboje młodzi, bogaci i piękni. Wspólne życie zaczynają od razu w wygodnym mieszkaniu na strzeżonym osiedlu. Oboje w dobrym momencie kariery zawodowej, gdy już niczego nie muszą udowadniać a doświadczenie pracuje na ich renomę. Z pozoru zadowoleni z życia: poukładanego, dopasowanego do oczekiwań spełnionego, szczęśliwego małżeństwa. Przyglądając im się bliżej dostrzegamy sztuczność, nienaturalność, od której oni sami niepostrzeżenie uciekają. Szukając normalności i prawdziwych uczuć, Norbert zaprzyjaźni się z przypadkową parą staruszków, zyskując w nich przyszywanych dziadków. Widzimy też jak wychowanie i późniejsza tresura społeczna pozbawia ich oboje spontanicznych, normalnych odruchów. Poruszają się po życiu jak para robotów, dopasowując się maksymalnie do stawianych im oczekiwań i prywatnie i zawodowo. Integrują się w pracy na zawołanie, robią rzeczy, którymi mogliby zabłysnąć przed znajomymi, dbając, żeby być maksymalnie na czasie. Gdy więc Norbert ponownie wróci z odwiedzin u swoich przyszywanych dziadków, Paloma stwierdzi, że ma szansę zainaugurować nowy trend wśród znajomych.

Motyw powracający w twórczości Sowy wywołuje pytanie o to jak żyć. Jest coś niepokojącego w jej diagnozie społeczeństwa, które pacyfikują normy społeczne. Paloma jest osobą uzależnioną od poradników, a właściwie od recept udanego życia, które próbuje na ich podstawie stosować. Każdą decyzję ugruntowuje złotą myślą kolejnego mistrza szczęścia. Żyje podręcznikowo. Wie, jak wybrnąć z każdej życiowej sytuacji wdrażając lansowany model interakcji.  Jedną z publikacji, na którą się powoła będzie „Smak świeżych malin”, tytuł debiutanckiej książki Sowy, która ma świadomość, że jej powieści odbierane są jak panaceum na wszelkie problemy życiowe. Odżegnuje się wyraźnie od takiego traktowania swojej twórczości, chociaż właśnie pytanie o to, jak żyć wyrasta z niej najdobitniej.

Tak jak wspomniałam w twórczości Izabeli Sowy nie chodzi wyłącznie o opisywanie ciekawych historii. Każda z nich zagląda do tych miejsc w życiu, gdzie działo się coś istotnego dla jego przyszłość. Każda z nich zatrzymuje się tam, gdzie każdy powinien choć raz w życiu przystanąć, zastanowić się, co do tej pory zrobił.

Dyspozycyjność Brzytwy ma wyższy cel. Kobieta świadczy swoje usługi osobom, które za nie zapłacą datkiem na wykup koni z rzeźni. Jedno z pierwszych spotkań z Palomą umówi Brzytwa na demonstrację przed sklepem handlującym futrami. Przed umówionym końcem zlecenia Brzytwa będzie musiała wyjechać, bo kręci film dokumentujący warunki, w jakich przewozi się konie na rzeź do Włoch. Znajdzie się w książce wiele aluzji do fatalnej sytuacji panującej w schroniskach dla psów i kotów. To cała Izabela Sowa: i w życiu, i w swojej prozie zaangażowany wrażliwiec, z empatią traktujący otaczający świat. Widać też w tej powieści nostalgię za lepszym światem, w którym nie tylko zwierzęta, ale też przestrzeń miejska jest człowiekowi przyjazna. Na jedno ze spotkań Brzytwa zabierze Palomę na Osiedle Podwawelskie, „cicho, spokojnie i stosunkowo blisko Rynku. Taki krakowski Staten Island”. Jeśli mówi się, że Nowy York to miasto Woody Allena, tak Kraków jest miastem Izabeli Sowy. Potrafi się po nim literacko tak przechadzać, żeby opisać miejskie perełki. A przewodnikom krakowskim sugerowałabym stworzenie szlaku prozą Sowy, bo ma wyczucie i do malowniczych plenerów i do kultowych miejscówek.

Nie raz już Izabela Sowa opowiadała nam jak można ulec pozorowi, że się żyje, zatracając się w małostkowych decyzjach, konsumpcyjnym szale. Norbert i Paloma wyrośli z bogatych domów a wrzuceni w korporacyjne klimaty, wpadli w życiowy marazm. To ludzie znudzeni doznaniami, pędzący pomiędzy wrażeniami, które ich nie satysfakcjonują. Szukają podniet tam, gdzie wszyscy, realizując oczekiwany schemat życia. Norbert zaliczył wszystkie modne zagraniczne kurorty, lansowane kursy, kultowe restauracje i piękne kobiety. Paloma do perfekcji organizuje swoje życie, wdrażając kolejną porcję poradnikowych mądrości. Pracuje też systematycznie nad swoim ciałem: codzienna porcja brzuszków a po drodze nowy silikonowy biust. Mają wszystko i mogą mieć wszystko a jednak coś zgrzyta w ich związku. Odkrywanie tego prowadzi nas do prawdy o życiu. A ci, którzy znają prozę Sowy wiedzą, że chodzi w niej o coś więcej niż „dzierganie życia według dokładnej instrukcji przekazywanej przez rodziców, wraz z motkiem”, wyścig szczurów i konsumpcyjny pęd.

Czy jednak warto czytać tę powieść? Jeśli ktoś tak jak ja lubi przeczytać wszystko ulubionej pisarki, to tak. Pozostałym, szukającym rekomendacji literackich perełek, sugeruję szukania ich wśród pozostałych książek tej autorki, bo jest ich sporo, a przygody Brzytwy akurat zaliczam do słabszego repertuaru.

Izabela Sowa, Podróż poślubna, Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2009. Wydanie I. Stron 239.