Kategorie
Non-nordic

Ukrainka – Barbara Kosmowska

„Ukrainka” Barbary Kosmowskiej należy do lektur nieprzyjemnych. Odrzuca w sposób naturalny, tak, jak prawda rzucona publicznie prosto w twarz. Sprawy intymne załatwiamy na osobności, sprawy prywatne trzymamy w ryzach czterech ścian a o nowym społeczeństwie wyrosłym na fali gospodarki wolnorynkowej w ostatnich dekadach, wolimy nie myśleć. Odkładamy rozliczenia na bok i raczej do rozważań w kręgach naukowych, oszczędzając sobie wstydu podczas towarzyskich spotkań. A Barbara Kosmowska w „Ukraince”, na pohybel tym rozterkom, przygląda się owym Nowym Polakom, na ostro, bezlitośnie i bardzo krytycznie.

Iwanka i Mykoła, para zdolnych muzyków ze Lwowa przyjeżdża do Warszawy za pracą i lepszym losem. To wokół ich imigranckiego życia na obczyźnie rozgrywa się akcja powieści. Oglądamy współczesną Polskę z perspektywy cudzoziemców, zrzuconych z drabiny społecznej, zachłystujących się każdym zwiastunem szansy na przesunięcie się na niej choćby o skrawek w górę. Dwoje intelektualistów rozwożących pizzę i sprzątających domy nowobogackich Polaków.

Z poczuciem wyższości czytamy o mocno zarysowanych portretach „Nowych Ruskich”, śmiejąc się z ich uwielbienia przepychu, próżności i wystawnego życia. Tymczasem w oczach Ukraińców wyglądamy równie karykaturalnie, śpiesząc się w pościgu za lepszym, droższym i bardziej rzucającym się w oczy życiem. Konsultantką tej powieści była dr Bożena Antoniak, nieoceniona ambasadorka polskiej literatury na Ukrainie, właścicielka wydawnictwa „Urbino”, tłumaczka, również książek Barbary Kosmowskiej. W swoim dorobku oprócz Kosmowskiej ma też tłumaczenia na ukraiński powieści Marka Krajewskiego, Zygmunta Miłoszewskiego („Bezcenny„), Joanny Fabickiej i Olgi Tokarczuk. Śledzę na bieżąco jej facebookowy profil, więc mogę potwierdzić, że bardzo dużo wnosi, żeby polska literatura była czytana i znana na Ukrainie. Muszę zawierzyć i jej, i nielicznym, ale z pewnością częstszym ostatnio doniesieniom, artykułom, że w pewnym momencie nie odrobiliśmy lekcji z człowieczeństwa, zapominając tak szybko o naszej tułaczej, nielegalnej emigracji na Zachód, i o naszych życiorysach na zmywakach, zapleczach hoteli, sprzątających na kilku etatach, żeby dorobić się normalnego życia kiedyś u siebie w kraju.

Gdy więc Barbara Kosmowska w „Ukraince” opowiada historię Iwanki i Mykoły robi się nieprzyjemnie, nam Polakom, nienawykłym patrzeć na siebie tak bezlitośnie. Udało się jednak autorce pokazać dużo więcej niż smutną historię dwojga młodych pełnych nadziei ludzi. Udało jej się pokazać jak życie się psuje, jak giną relacje, jak przestajemy być dla siebie ludźmi. Iwanka ma w sobie dziewczęcą naiwność, nieuchwytną świeżość i przywiązanie do wartości, które nie mają żadnego znaczenia w tym zimnym, wyrachowanym świecie bez uczuć. Tacy ludzie, jak ona pozostają bez szans w konfrontacji z twardą sztuką życia.

Gdzieś w tym chorym świecie przemykają niezauważenie, pomijani w awansach społecznych, normalni ludzie, dla których dom to uczucie, które przywiązuje do siebie ludzi a nie zaprojektowane przez architekta wnętrze. Rodzina to silne więzi i baza wartości, z których zawsze można czerpać siłę i nadzieję. Większość takich ludzi odchodzi, jak opowiada Barbara Kosmowska. Mijają, jak stare czasy, jak poprzednie epoki. Tak jak profesor Miodyński w swoim niemodnym tużurku, z drżącymi na kolanach rękami, wsłuchujący się w delikatne, aksamitne brzmienie wiolonczeli. Reszta walczy o przetrwanie, każdy na swój sposób.

Co się dzieje z tym chorym społeczeństwem? – wybrzmiewa niepokojąco z tej książki. Ludzie żyją jak w fortecach ze złota a wzajemnie obdarowują się ochłapami życia. Dogorywa w nich przyzwoitość zabijana ostatnimi porywami egoistycznych kalkulacji. Zdrady w małżeństwie to nie wynalazek współczesności, ale jest w niej przyzwolenie na bylejakość w związku. I o tym tak przejmująco pisze Barbara Kosmowska w „Ukraince”. I z tego powodu lektura tej powieści to przygnębiające spotkanie.

Szukając wyjaśnienia tego stanu rzeczy, zakrada się Kosmowska w zakamarki przeszłości. Pozwala nam oglądać przejmujące sceny, które odcisną się trwałym piętnem w życiu bohaterów tej powieści a nas pozostawią ogłuszonych okrucieństwem ostatnich wydarzeń tej książki. Refleksja jest bezwzględna, bo czy można odciąć się od przeszłości, która wymyka się wszelkim ryzom, snując własną historią, tarmosząc życiem, wyznaczając kolejny szlak ofiar: zdrad, porzucenia, odrzucenia, fatalnej miłości matki, nienawiści. Nic, co tak skrzętnie tłumią: matka Krystiana, Agata, Iga, co tak długo ukrywa mama Iwanki, co tak nieudolnie okazuje Mykoła, nie przeminie bez śladu. Ani porażka, ani wstyd, ani zażenowanie. Przekazujemy te emocje z pokolenia na pokolenie, jak pokazuje Barbara Kosmowska, hodując kolejne generacje emocjonalnych kalek. Osób, które nie potrafią kochać. Osób, które potrafią nienawidzić. Osób, które potrafią zabić. Bez emocji, na chłodno. Z wyrachowaniem.

Nie chcę aż tak blisko być rzeczywistości. Ani w życiu, ani literacko. Co za uderzająca powieść! Ale początek tego nie zapowiadał. Długo i z ociąganiem przymierzałam się do tej książki. Odbierałam ją, jako tendencyjną historię, w której Polacy to, ci źli a Ukraińcy to, ci dobrzy i wykorzystywani. I w przeciwieństwie do Krystyny Jandy, która w blurbie na okładce opowiada, jak odłożyła na później podróż do domu, żeby dokończyć tę powieść, ja co chwilę odkładałam książkę, z przekonaniem, że jej nie skończę. Zmusiłam się do jej przeczytania, bo głupio mi było przyjść z nieprzeczytaną książką na powakacyjny dyskusyjny klub książki. Z pewnością ta powieść jest zbudowana jak amerykańskie filmy, w których na początku mamy przesłodzony obraz rodziny, którą za chwilę dopadnie sto nieszczęść. Tu się ten motyw kapitalnie sprawdził. Barbara Kosmowska robi wszystko żebyśmy polubili Iwankę, ogrywa jej życie, częstując nas jej dobrocią, pracowitością, pasją muzyczną, oddaniem dzieciom, którymi się opiekuje, odwiedzinami w cerkwi, szczerością i uczciwością. A potem rozbija tę bańkę szczęścia, kiwając przekornie palcem tym, którzy uwierzyli już, że to bajka. Sprytne zagranie, widowiskowe i zdecydowanie dzięki niemu powieść się broni fantastycznie, zmieniając zupełnie jej odbiór. Jeśli zatem lubicie być wodzeni za nos, puszczani w literackie maliny, to jest dobra propozycja. A ja, im więcej czytam literatury popularnej, tym większe mam przekonanie, że polskie pisarki ostatnio z impetem przejmują rynek książki.

Recenzja książki: „Ukrainka”, Barbara Kosmowska, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2013. Wydanie I. Redaktor prowadzący: Dariusz Sośnicki. Redakcja: Jan Koźbiel. Korekta: Małgorzata Denys, Elżbieta Jaroszuk. Redakcja techniczna: Anna Gajewska. Projekt okładki i stron tytułowych: Jacek Szewczyk.