Kategorie
Non-nordic

Izabela Sowa – Herbatniki z jagodami

Ci, którzy boją się zranienia, unikają zaangażowania, żyjąc obok prawdziwego życia. Izabela Sowa w trzeciej części „owocowej serii” jest najbardziej refleksyjna. Świeżość i urok młodości pierwszego tomu ustąpił pierwszym dorosłym doświadczeniom w części drugiej. Część trzecia to ucieczka przed życiem, z obawy przed kolejnymi porażkami. Izabela Sowa jak Mary Poppins, ale życzliwa i serdeczna wyczarowuje dla dorosłych baśń, w której dobro zwycięża, a zło hartuje i przemija.

Modraszki szaleją nad Zakrzówkiem, wdycham zapach koniczyny, ptasia awantura przemieszcza się do nowego lokum, słońce rozkosznie grzeje a ja odkładam „Herbatniki z jagodami”, odwracam się na plecy i patrząc na leniwe chmury czuję, że to co najlepsze przede mną. Zostało mi jeszcze dziesięć książek a na koniec sierpnia zapowiadana jest premiera nowej powieści Izabeli Sowy, która w trzeciej części owocowej serii wyraźnie zwalnia, wielogłos tak typowy dla młodzieńczej przyjaźni, przeszedł w nieco bardziej skupiony i analityczny głos Wiśni, który u Jagody będzie raczej przeczekiwaniem. Jagoda po pięciu latach pracy w korporacji okopała się w sztucznej stabilizacji: spłaca kredyt mieszkaniowy, ma chłopaka, ale unika bliskości, ma przyjaciółkę, ale bez uciążliwego spoufalania. Żyje obok a wyrwana z tej stagnacji, tracąc pracę, traci nawet ten prowizoryczny grunt pod nogami. Izabela Sowa ponownie wybiera trudny temat i ponownie pokazuje, że porażka może być początkiem wygranej. Ile trzeba mieć w sobie hartu ducha, wiary w dobry los i optymizmu, żeby tak czarować? A może to jednak mądrość życiowa i wiedza, że nie ma czegoś takiego, jak przegrana, są tylko nowe okoliczności a od nas zależy, co z nimi zrobimy? Powtórzę po raz kolejny omawiając prozę Sowy, że większą ma wartość od najlepszej sesji terapeutycznej.

Gdy Jagoda traci pracę okazuje się, że stan, w którym tkwiła był tylko prowizorką życia. Przemieszczała się z roku na rok, lata mijały a ona zamieniała się w skamielinę ludzką, przestającą czuć. Wokół siebie nie ma nawet osoby, z którą mogłaby szczerze porozmawiać. Korporacyjny świat jest raczej powierzchowną i umowną rzeczywistością, w której ludzie stanowią zespół maszyn oddanych firmie. Niejedna osoba przeżywała rozczarowanie pracą, która wysysa z człowieka energię i nie daje w zamian satysfakcji. O tym między innymi będzie ta historia. Jagoda wyrzucana brutalnie z życia próbuje się pozbierać. Powrót do domu ma w sobie zalążek ucieczki, połączonej z narastającą rozpaczą, że oto kończy się coś i tak nietrwałego, nieciekawego, ale szkoda tracić nawet to, jeśli w zamian nie ma niczego innego. I jak zwykle w prozie Sowy dzieje się tak, że ta najgorsza sytuacja, splotem wydarzeń prowadzi do czegoś nowego, inspirującego, dużo ważniejszego. Niejednokrotnie już miałam wrażenie, że Sowa przyjmuje na siebie rolę psychoterapeutki, która literacko przepracowuje bolączki współczesnego świata, niosąc nadzieję, radość i pocieszenie. Pokazuje, że życie jest złożone, że czasem coś tracimy, żeby zyskać coś nowego, że tylko i wyłącznie od nas zależy, czy będziemy z uporem walczyć o coś niewartego naszego zachodu czy otworzymy się i zobaczymy szansę na dobrą zmianę.

„Nic nie trwa równie długo jak prowizorka”, napisze Sowa, pokazując, jak można utknąć w jakimś fragmencie życia. Jagoda idzie bez planu a jednak znajduje coś, co przez przypadek nie tylko jej życiu nada sens. Prowadzi nas Sowa przez historie ludzi, z różnych powodów w jakiś nieokreślonym miejscu w życiu. Jedni uciekają ze stagnacji, wpadając w coś zupełnie innego i jest w tym echo tych słynnych ucieczek korporacyjnych tuz, szukających sensu życia np. w agroturystyce w Bieszczadach. Inni zahaczają się w jakimś miejscu, po wielu nieudanych próbach znalezienia się gdzieś indziej. I są tacy, którzy będą wyzłoszczać się na innych, że życie nie udało im się tak, jak zaplanowali. Inni nadadzą sens temu, co robią tu i teraz, chociaż pozornie i dla wielu to nie ma sensu. Wychodzi na to, że jednak łatwiej jest optymistom, tym, dla których każda zmiana jest jak ciastko niespodzianka, do schrupania i rozkoszowania się nowym smakiem.

Bohaterowie tej opowieści nie tylko miejsca na świecie szukają, ale też kogoś, z kim mogliby tam być. Szukają czasem na oślep, gdzieś w internecie dając sobie złudną nadzieję na odnalezienie sojusznika w życiu, powiernika tajemnic, przyjaciela, bratnią duszę. Jak zwykle Sowa zażartuje sobie z takiej naiwności budowanej na wirtualnej wierze w szczerość i zaufanie. Nie tylko żartuje, ale pokazuje pewien dramat, który skłania nas do szukania miłości, czy przyjaźni w sieci. Z jednej strony rozpaczliwie szukamy bliskości, „potrzebujemy kogoś. Czyjejś obecności, dobrego słowa”, napisze Sowa, ale boimy się bliskości, więc uciekamy w jej substytuty. Śmiech to wprawdzie życzliwy, ale jednak śmiech. Pasujący do współczesności, gdzie korporacyjne reguły gry, ustawiają nas na planszy życia w konkretnych, nieprzekraczalnych rolach, bez szans na bliskość. Przenosimy te zasady do życia, pewnie trochę ze strachu a często, bo nie mamy wyjścia. Gdy dla Jagody kończy się pewien świat, zaczyna się przez przypadek inny, właśnie szczery, spontaniczny i jak się okazuje normalny i trwały. To od czego uciekała ze strachu, dopadło ją bezwolnie, dając wszystko to, o czym kiedyś marzyła.

Zastanawiając się skąd ten strach przez życiem, Sowa prowokuje, że przez dumę. Lepiej cierpieć w bezpiecznym, chłodnym związku, niż narazić się na bezpośrednie odrzucenie. Wielu osobom w „Herbatnikach z jagodami” duma nie pozwala na prawdziwe emocje, szarpią się, więc ze sobą, prowokując się wzajemnie do szczerości a zamiast tego ranią się i oddalają. Padnie, więc pytanie, na czym polega dojrzała miłość.

„Czasem trzeba się rozkleić”, napisze Sowa i doda, że „człowiek nie jest robotem nastawionym na program niekończące się zadowolenie, a łzy są nie tylko po to, żeby wypłukiwać paprochy z oka, ale też z duszy”. I wracamy do tego, co jest kwintesencją sukcesu prozy Sowy. Nie szczędzi swoim postaciom nieszczęść, stawia je przed najtrudniejszymi sprawami, szarpie, bo na życie składa się wszystko, i trochę deszczu i trochę słońca. Ale na koniec udowadnia, że po każdym kataklizmie podnosimy się. Z czym i w jakim stanie, to już od nas zależy. Ona zadba, żebyśmy zobaczyli jak te straty przewrotnie zmieniają się w zyski. Zostawia nas z pokrzepiającą nadzieją, energetycznym fikołkiem i chrapką na życie. Zwłaszcza, że nieustannie powtarza, żeby nie zdawać się na los, ani nie czekać aż życie się zacznie, tylko brać sprawy i załatwiać je po swojemu, inaczej „zamiast błota, czeka nas bagno”. I najważniejsze to robić to, co czujemy wewnętrznie, że jest dla nas dobre, a nie dla znajomych, którzy za chwilę zapomną, że nas spotkali.

Izabela Sowa, Herbatniki z jagodami, Prószyński i S-ka, Warszawa 2003. Projekt okładki: Maciej Sadowski. Redakcja: Jan Koźbiel. Redakcja techniczna: Małgorzata Kozub. Korekta: Joanna Kleczek. 223 stron.