Kategorie
Non-nordic

Stefan Zweig – Dziewczyna z poczty

Zmysły szaleją, gdy czyta się Zweiga. Co za język! Brakuje w nim granicy oddzielającej słowa od historii. Zdecydowanie mistrz fabuły. Zanurzam się w takim pisaniu idąc na absolutną całość.

Ale uwaga! Zweig był hołubionym przez czytelników, popularnym pisarzem. Pisał dużo i przeważnie bardzo szybko. Przez germanistów raczej jest traktowany jako pisarz dla szerokiego odbiorcy, nienastawionego na zaskoczenia literackie. „Dziewczyna z poczty” świetnie się czyta. Ta powieść ma w sobie to, czego oczekuję od dobrej rozrywki: ciekawą historię, dobre tempo i zaskakuje wówczas, gdy trzeba podkręcić zainteresowanie czytelnika. A wszystko to w książce nigdy niewydanej za życia autora i niedokończonej. Wszystkim życzyłabym takich niedokończonych a robiących wrażenie gotowych do druku historii. Nie wiemy, czy ostatecznie tak byłaby opowiedziana, czym by się różniła, i w którym miejscu Zweig postawiłby ostateczną kropkę. Urywa się w miejscu na tyle ważnym dla fabuły, że dalszy ciąg, który musimy sobie dopowiedzieć może być ciągiem osobnym, biegnącym w dalekim od zamierzonego kierunku.

Czy warto, zatem czytać takie niegotowe powieści? Co skłoniło W.A.B. i „The New York Review of Books”, bo seria Nowy Kanon jest pokłosiem takiej obustronnej współpracy, do wydania tej książki Zweiga? Moim zdaniem jest w tym jakiś rodzaj wścibstwa a w końcu snobizmu, żeby zobaczyć, dotknąć i przeczytać coś ekskluzywnego, może nawet wstydliwego, przechowywanego przed oczami ogółu.

W 1988 na aukcji w Sotheby’s Niemieckie Archiwum Literackie „Marbach” zakupi manuskrypt  „Procesu” Franza Kafki za niebagatelną kwotę 1,98 mln dolarów. Nie tylko manuskrypty, ale też pośmiertne publikacje świetnie się sprzedają, o czym świadczy choćby sukces „Kronosa” Witolda Gombrowicza, ukazujący się 44 lata po śmierci autora, powieści Roberta Ludluma napisanych na podstawie niedokończonych manuskryptów i notatek autora. O ile jednak Ludlum, Agatha Christie należą do sporego grona pisarzy, którzy zostawiają gotowce lub niedokończone manuskrypty i chcą ich publikacji po swojej śmierci, to jest też spore grono autorów, którzy nie zdążyli sobie zastrzec prawa do nieupubliczniania lub chcieli wręcz zniszczenia tego, co zostawili, z czego nie wywiązali się ich spadkobiercy. Do najgłośniejszego skandalu należy nieposzanowanie woli papieża Jana Pawła II, którego niepublikowane dotąd notatki, a prosił, żeby je spalono, decyzją kard. Stanisława Dziwisza, Metropolity Krakowskiego a przez lata zaufanego sekretarza papieża, są już do kupienia: „Jestem bardzo w rękach Bożych. Notatki osobiste 1962 – 2003”. Najsłynniejszą niedokończoną powieścią, którą literaturoznawcy ogłosili literackim objawieniem jest wspomniany już „Proces” Kafki. Kafka zdążył napisać początek i koniec książki a w środek powrzucał luźne kartki. Pisarz Max Brod, opiekun spuścizny pisarza „z godną pozazdroszczenia dezynwolturą ułożył kolejność. To, co było fragmentaryczne, usunął, bez skrupułów wykreślił część stenograficznych zapisów i zastąpił je tekstem własnym, sztucznie przemieścił część zdań tak, aby rozdziały wyglądały na ukończone, i uzupełnił interpunkcję”.

Ci, którzy nie znali historii „Procesu” muszą dojść do siebie, po szoku, którego właśnie doznali. Pozostali sami już sobie odpowiedzieli na pytanie, czy warto czytać takie nieukończone powieści. Germaniści podejrzliwie oceniają tempo, w jakim Zweig pisał swoje książki. Może podejrzewają, że nie pisywał ich sam, co też nie jest niczym osobliwym, bo zjawisko ghostwriterów nie jest wynalazkiem nam współczesnym. Z pomocy wyrobników korzystali/korzystają tacy słynni pisarze, jak Aleksander Dumas, Tom Clancy autor „Polowania na Czerwony Październik”, czy James Patterson nie wspominając o całej rzeszy celebrytów. Ciekawie byłoby się dowiedzieć, jak dużej ingerencji i redakcji wymagał autorski tekst Zweiga.

Pozostaje jedynie oceniać książkę abstrahując od jej autorstwa. Problem jednak w tym, że gdy pokochamy danego pisarza, to często w ciemno kupujemy wszystko, co wydaje. Niektórzy z nich próbują nawet udowodnić, że sukces wydawniczy nie zawdzięczają popularności a wyjątkowemu stylowi. A że jest inaczej przekonała się J. K. Rowling, której kryminał „Wołanie kukułki” zaczął się dobrze sprzedawać, gdy okazało się, że Robert Galbraith to mama Harry’ego Pottera.

Czytanie nowej powieści Stefana Zweiga, która ukazuje się w Polsce 70 lat po śmierci pisarza i ma w sobie szczyptę tego podglądactwa i wścibstwa, o którym wspomniałam a czytanie go to snobowanie się na bycie w klubie wyjątkowych czytelników, może nie wyjątkowej, ale z pewnością powieści nieznanej szerszemu odbiorcy. Można też zrozumieć zamierzenia wydawcy, który pośmiertnie decyduje się wydać powieść nieznaną, ale znanego pisarza a co nim kieruje i w jakim celu to robi, wie tylko on sam.

Tak, jak wspomniałam na początku, czyta się tę powieść wyśmienicie. Trochę to takie czytanie z myszką, bo akcja rozgrywa się pod koniec lat dwudziestych XX wieku, Zweig zachwyca się nowymi technologiami: aparatem Morse’a i szybkością nadawania telegramu, ale jaki to ma urok! Osią opowieści będzie historia dwudziestoośmioletniej Christine Hoflehner, która na zaproszenie swojej ciotki wyjeżdża na urlop do Szwajcarii. Tam z wiejskiej, ubogiej krewnej przeistoczy się za sprawą garderoby ciotki w wysmakowaną dziewczynę, odbieraną przez wprowadzoną nieumyślnie w błąd śmietankę towarzyską, za swoją. Dziewczyna bryluje na salonach, zaskarbiając sobie sympatię i rówieśników, i starszawego już angielskiego lorda. Jak na lata dwudzieste przystało króluje piękna garderoba, „crêpe de chine, jedwab i batyst”, przejażdżki automobilami. Po aferze podsłuchowej nikogo nie ujmą opisy „schłodzonych oliwek, kolorowych sałat, srebrzystych ryb, piramidek karczochów, niezgłębionych kremów, delikatnego musu z gęsiej wątróbki i różowych płatów łososia”, które w porównaniu do tego, czym delektowali się nasi politycy, wypada wręcz blado. Wyjeżdżając z austriackiej wsi do kurortu szwajcarskiego przeskakuje Zweig sprawnie od opisu szarzyzny, marazmu i biedy do przepychu, szaleństwa i błogostanu elity, tworzącej zamknięte kluby i adorującej sobie równych. Odcinając się od granicy czasu można swobodnie czytać tę powieść współcześnie, bo nic  w zakresie podziału władzy i dysponowania zasobami nie zmieniło się w temacie biedy i wychodzenia a właściwie pozostawania w ubóstwie.

Zweig jednak nie opowiada tej historii ot, tak sobie. Sporo jest w niej ukrytej autobiograficznej opowieści o chłopaku, synu milionera, który na fali rosnącego po pierwszej wojnie światowej antysemityzmu, nagle traci poparcie elit i zmuszony zostaje do emigracji. Bawiące się towarzystwo w końcu odkryje jak bardzo zostało wprowadzone w błąd, a czego, jak czego, ale wpadek towarzyskich nie wybacza się szybko i łatwo. Warto zaglądnąć do świata rządzących salonów, przyglądnąć się przypadkowym karierom, które zwykłe dziewczyny windowały za sprawą drobnych kłamstw i sprytu na same szczyty. Zobaczyć etykietę i obyczajowość z całą jej dwuznacznością. Warto przyglądnąć się hipokryzji i głupocie salonowych klubów, rządzonych pozorami i zasobnością portfela. Największa część akcji przypada na pobyt Christine w szwajcarskim kurorcie, ale chwilę spędzimy w Wiedniu z tego okresu i na austriackiej wsi. Świetnie pobyć na taką literacką odległość w świecie z zupełnie innej epoki, niestylizowanym z perspektywy współczesności, bez pieprzyka retro. Po prostu być tam zaprowadzonym pod rękę przez syna wiedeńskiego milionera, który miał kaprys pisania powieści, co przychodziło mu jak widzę z ogromną łatwością i nie dziwię się, że zaskarbiało tylu czytelników.

Tak jak wspomniałam wchodzę w takie pisanie na całość, bo tak właśnie uzurpuje sobie Zweig moją uwagę. Rzadkością jest talent do pisania, które pochłania, wyklucza człowieka na moment czytania z rzeczywistości i przenosi w inny świat. I może Zweig nie zmienił biegu historii literatury, ale napisał wciągającą historię ubóstwa, w którym da się wytrzymać, jeśli nie zasmakowało się nigdy w wygodzie, komforcie nieograniczonych możliwości jakie daje bogactwo i pozycja towarzyska. Kto wie, jak skończyłaby się ta historia, gdyby Zweig ją dokończył.

Stefan Zweig, Dziewczyna z poczty, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012. Tytuł oryginału: Rausch der Verwandlung. Przełożyła: Karolina Niedenthal. Seria Nowy Kanon została przygotowana we współpracy z „The New York Review of Books”. Redaktor serii: Karolina Iwaszkiewicz. Redakcja: Donata Lam. Korekta: Małgorzata Kuśnierz, Katarzyna Pawłowska. Redakcja techniczna: Anna Hegman. Projekt i logo serii: Sylwia Grządzka i Jacek Szewczyk. Stron 330. Książka zawiera posłowie Tomasza Małyszka.

Korzystałam z: „Zakochany Kafka”, Janusz Rudnicki w „Książki. Magazyn do czytania”, nr 1/2014.