Kategorie
Literatura nordycka

Morderca bez twarzy – Henning Mankell

30 stycznia Kurt Wallander skończy 69 lat. Guru szwedzkiej krytyki literackiej i specjalistka od kryminału Lotta Olsson na łamach „Dagens Nyheter” napisała o nim „klisza klisz”. On sam powiedział o sobie „jestem stary i zużyty”.

Henning Mankell dzielił życie pomiędzy Szwecją a Mozambikiem. To, że nie przebywał stale w kraju dawało mu dystans i lepszą perspektywę do oceny tego jak Szwecja się zmieniała. A zmieniała się w jego odczuciu w zatrważającym kierunku. W 1986 zostaje zamordowany premier Olof Palme i już wiadomo, że nic nie będzie w Szwecji takie jak wcześniej. Śledztwo ujawnia kolejne afery, a przekonanie o tym, że Szwecja zbacza z kursu praworządności jeszcze długo nie opuści Szwedów.

W marcu 1990 do Szwecji przypływa kilkaset uchodźców z Bliskiego Wschodu. Służby posądzone o nieudolność w śledztwie w sprawie zabójstwa premiera popełniają kolejne błędy. Za niezgodne z prawem podsłuchy założone mieszkającym w kraju Kurdom i Palestyńczykom zapłaci zwolnieniem sześciu szefów policji. W maju 1990 płoną ośrodki dla uchodźców w Kimstad, Mariestad i Motala. Straty w szwedzkiej branży finansowej uderzą z impetem doprowadzając do kryzysu bankowego i na rynku nieruchomości. To właśnie w takim klimacie Henning Mankell powołuje do życia 43 letniego policjanta Kurta Wallandera. Pierwszy tom otwierający cykl z nim w roli głównej „Morderca bez twarzy” wyrasta wprost z niepokoju jaki eskaluje w kraju i nieustannego pytania o to dokąd zmierza Szwecja.

„Morderca bez twarzy” zdobył tytuł Najlepszego Szwedzkiego Kryminału Roku 1991 przyznawany przez Svenska Deckarakademien a Mankell jest dwukrotnym laureatem tej nagrody traktowanej jak kryminalne Noble. Książka otrzymała też Glasnyckeln (Szklany Klucz) – nagrodę przyznawaną z kolei przez Skandinaviska Kriminalsällskapet za najlepszy kryminał roku: duńskiego, fińskiego, islandzkiego, norweskiego lub szwedzkiego autora, a Mankell był jej pierwszym zdobywcą. Chociaż „Morderca bez twarzy” otwiera cykl z Wallanderem, nie jest debiutem Mankella, który wydając powieść miał już na koncie 10 książek, liczne sztuki teatralne i wieloletnią działalność zawodową zarówno jako reżyser teatralny jak i dyrektor teatru.

Fabularnie książka jest skromną w treści historią policjanta, który dostaje zgłoszenie o morderstwie starszego mężczyzny w niewielkiej skańskiej wsi koło Ystad. Jedynym tropem w śledztwie będzie informacja, że mordercą był cudzoziemiec. Ale co to znaczy dla Skanii, w której nastroje w stosunku do uchodźców niebezpiecznie eskalują w stronę nienawiści rasowej? Policja za wszelką cenę nie chce ujawniać szczegółów śledztwa, żeby nie zaogniać i tak trudnej sytuacji. Podpalenia ośrodków dla azylantów, napaści na czarnoskórych imigrantów zaczynają być tutaj codziennością. Informacja, że chodzi o cudzoziemca wypływa jednak do mediów. Wkrótce zginie przypadkowy uciekinier z Somalii a morderca grozi zabiciem kolejnej osoby. Teraz Wallander ciągnie dwa śledztwa na raz.

Mankell wprowadza jeszcze trzeci, tym razem osobisty wątek rozładowujący napięcie pomiędzy dwoma zagadkami. Jeśli Wallander zasłużył na łatkę postaci zbudowanej z klisz to właśnie za osobisty background. Uzależniony od pracy samotny alkoholik, żona opuściła go trzy miesiące temu, od roku bez życia erotycznego, niedogadujący się z córką, nieradzący sobie ze starzejącym się ojcem, walczący z nadwagą i nałogiem nikotynowym. Z „dziwactwem” niepasującym do wizerunku policjanta; Wallander to miłośnik opery. Ma jednak coś, co powinien mieć bohater dobrego kryminału: ogromne poczucie sprawiedliwości. To glina, który nigdy nie odpuści. Facet, dla którego doprowadzenie sprawy do końca jest sprawą honoru.

Lotta Olsson napisała, że Mankell potrafił wkurzać, bo lubił wrzucić na początku książki tropy, które bez komentarza porzucał. Ale przecież zachowywał się tak jak w życiu, które, jak dodała dalej, też nie przynosi zawsze rozwiązań każdej sprawy. Szwedka uważa też, że Wallander miał nieco trącący myszką stosunek do kobiet. Faktycznie jego zaloty pod adresem pani prokurator do zmysłowych i romantycznych nie należą, ale biorąc pod uwagę ciąg dalszy ich znajomości można powiedzieć, że był facetem, który dla bycia z ukochaną wiele potrafił znieść. Zresztą motyw zmieniającego się układu sił w relacjach męsko-damskich będzie tutaj dobrym przykładem ewolucji społeczeństwa szwedzkiego. Obaj panowie, Wallander i Mankell to prawie równolatkowie, pisarz jest około rok młodszy od swojego bohatera powieściowego. W pewnym momencie przyzna szczerze, że „dyrektorzy generalni urzędów centralnych nadal byli w jego wyobrażeniu starszymi panami, pełnymi godności i okazującymi pewność siebie graniczącą z arogancją”. Mężczyźni w jego wieku najdotkliwiej odczuli zmiany na horyzoncie norm obyczajowych. Wallander podczas obiadu z Anette Brolin chce być szarmancki, ale kobieta proponuje, że zapłacą za posiłek po połowie. To on w pewnym momencie stanie się kochankiem w relacji z mężatką, dostosowując się do jej czasu i jej ochoty na seks. Niejednemu koledze w komendzie nie w smak jest, że ich zwierzchnikiem jest kobieta. Näslund wprost powie, że „to nie do wytrzymania, że jakaś baba ze Sztokholmu tu przyjeżdża i udaje ważną!”

Nieskomplikowana fabularnie, niewielkich rozmiarów książeczka jest gęsta znaczeniowo. Na kartach książki sypią się instytucje odpowiedzialne za realizację polityki migracyjnej. Krytyka Mankella dotyczy i sposobu ich organizacji i realizacji zadań. W newralgicznej sytuacji instytucje zawiodą obnażając fasadowość swojego istnienia. W ośrodkach dla uchodźców mieszkają ludzie z tylu krajów, że nie sposób się tam pomiędzy sobą dogadać (Porównaj z: Witajcie w Norwegii – norweska komedia o uchodźcach). Brakuje tłumaczy, a nawet ci z urzędu okazują się niekompetentni. Jest więc ta powieść zarzutem zobrazowanym wprost. Opowiada tutaj też Mankell o starości, temacie tabu ludzi, których w nowej rzeczywistości najdotkliwiej dotykają zmiany. W kraju o dużym rozproszeniu domostw, samotna starość na odludziu staje się łatwą ofiarą. U Mankella małżeństwa w podeszłym wieku trzymają się siebie niemal kurczowo, gwarantując sobie jakiś rodzaj wsparcia. Ojciec Wallandera najwyraźniej przestaje sobie radzić z samotnością, która zaczyna być nie tylko dla niego dotkliwa. Pozbawiony towarzystwa staruszek staje się zaborczym ojcem wywołującym w zapracowanym synu nieustanne wyrzuty sumienia. U Mankella osoby z rocznika Wallandera jeszcze jednak mają sumienie, żeby zająć się rodzicami, ale co będzie z kolejnymi pokoleniami samotnych, starych rodziców, wybrzmiewa ponuro z powieści, gdy czytamy, że „dzisiaj w Szwecji nikt się już nie troszczy o starych ludzi” (Porównaj z: Szwedzka teoria miłości, czyli dziwolągi z Północy). Wywołuje Mankell temat drugiej wojny światowej i nieprzepracowany wciąż motyw kolaboracji Szwedów z nazistami. Wymienia nieprawidłowości na rynku nieruchomości. Porusza kwestię odradzającego się w Szwecji ruchu faszystowskiego i podziemia nacjonalistycznego (Więcej w: „Kraj nie dla wszystkich. O szwedzkim nacjonalizmie” Wiktoria Michałkiewicz). Podejmie temat młodocianych przestępców, zachęcanych niemal przez źle funkcjonujący system do popełniania kolejnych przestępstw. Opowie o bezradności ofiar przestępstw, którymi nikt się nie zajmuje.

Z pewnością głos jaki wniósł Henning Mankell do szwedzkiego kryminału jest głosem człowieka zaniepokojonego kierunkiem, w jakim zmierza jego kraj. Brutalność, z jaką zabija się dzisiaj ludzi przeraża Wallandera, który nie może zrozumieć łatwości towarzyszącej przestępcom dokonującym zbrodni. „Morderca bez twarzy” to obraz Szwecji w moralnym rozpadzie; kraju w zapaści, gdzie ofiarami są najsłabsi, a przecież to właśnie słabych miało chronić państwo dobrobytu, słynny dom szwedzki – synonim społecznego raju na ziemi.

I chociaż Szwecja chyli się ku upadkowi, grzęźnie w moralnych odmętach to nadzieją są oni: świetni gliniarze, których nie oderwie od pracy ani zmęczenie, ani choroba i niezłomna pani prokurator, która za wszelką cenę stoi na straży praworządności. Zawsze na służbie, gotowi spuścić łomot półświatkowi. No może poza szefem policji, o którym Wallander powtarza, że ma go „za idealnego szefa policji w średniej wielkości okręgu Szwecji. Był uprzejmy, niespecjalnie inteligentny, a zarazem bardzo czuły na punkcie dobrego imienia i opinii policji”. W swojej krytyce służb mundurowych pokaże Mankell odmienny punkt widzenia problemów, które trawią policję; dla jej szefa najważniejszą kwestią jest inwestycja w nowe meble; dla policjantów w nowe etaty. Podwyżka w wysokości zaledwie 39 koron miesięcznie pokazuje w ogóle stosunek władz do pracy policji, która dodam w ramach dygresji, ostatnio masowo się zwalniała w proteście właśnie przeciwko niskim płacom. Sympatia dla policji rośnie, im lepiej poznajemy warunki ich pracy. Ci ludzie u Mankella to przepracowani, przemęczeni mężczyźni, płacący za stres i nienormowany czas pracy nałogami i rozpadem życia rodzinnego. I niestety nie wszyscy będą potrafili godnie zakończyć karierę. Dodatkowo nie znajdą w swojej nierównej walce ze złem zbyt wielu sojuszników i w tym miejscu Mankell stawia pod pręgierzem oskarżeń szwedzkie media. Nikt tu w ich odczuciu nie ma wątpliwości, że zawodzą. Anette Brolin wprost powie, że „dziennikarze traktują policję jak kozła ofiarnego”. Sensacyjny reportaż telewizji szwedzkiej zrobi z Wallandera rasistę, pokazując, że nierzetelność mediów idzie coraz częściej w parze z polowaniem na sensację. Rydberg nie ma wątpliwości, że czas dobrych mediów już się skończył, zwłaszcza dziennikarze telewizyjni są najgorszego sortu przedstawicielami swojego zawodu.

Mimo ponurego wydźwięku powieści i obalonego mitu szwedzkiego raju książce nie brakuje typowo szwedzkiego, mocno autoironicznego poczucia humoru. Zaborczy ojciec Wallandera jest mistrzem bon motów; gdy pojawia się na horyzoncie fabularnym od razu wprowadza zmianę nastroju. W dogadywaniu ojca, jego zrzędliwości jest spora dawka czułości. Panowie operują uczuciami, za którymi trzeba się nieco porozglądać, żeby je dostrzec, ale przecież nikt nie ma wątpliwości, że Wallander troszczy się o ojca a starszy pan oschle, zaborczo, ale jednak walczy o jego uwagę i towarzystwo. Ta szorstka relacja skrzy też humorem. Gdy Wallander po raz kolejny spóźnia się na spotkanie z ojcem, oczywiście zaledwie kilka minut, usłyszy pytanie „Jak możesz być policjantem, skoro czas nie ma dla ciebie znaczenia?”.

„Mordercę bez twarzy” można czytać na wiele sposobów, można na przykład wyszukiwać tropy miejskie, miejsca znane na mapie Ystad, Malmö czy tropy kulinarne. Można zjeść łososia w soli w tamtejszej restauracji, wpaść na bułeczkę cynamonową do kawiarni, zamówić befsztyki i wino, pogapić się na budynek przy Mariagatan, w którym mieszka Wallander.

Cykl o Kurcie Wallanderze wprowadził do gatunku na szerszą skalę myślenie o kryminale, które w Szwecji zapoczątkowała para Sjöwall i Wahlöö, a tak spektakularnie po Mankellu kontynuował Stieg Larsson: powieść wrażliwą społecznie. W „Mordercy bez twarzy” nie chodzi o akcję, której jest tutaj niewiele i toczy się w umiarkowanym tempie; nie chodzi o epatowanie zbrodnią, mimo, że morderstwo, do którego dochodzi jest szczególnie brutalne. Mankell posłużył się popularnym gatunkiem do opowiadania o najbardziej dotkliwych i bieżących problemach Szwecji, sądząc, że właśnie tak dotrze z nimi do jak najszerszego odbiorcy. Otwierająca cykl książka pokazuje nowy świat, którego Wallander „w żadnej mierze nie pojmuje”. Jak sam zauważy zabójstwo Somalijczyka jest morderstwem całkiem nowego typu”. Płonące nocami w pobliżu ośrodków dla uchodźców krzyże przypominają praktyki Ku Klux Klanu. Szwecja nie radzi sobie z kwestią imigrantów w kraju, w którym dużo miejsca zajmuje poprawność polityczna (Porównaj z: Czy Szwecja to kraj dla imigrantów?). Mankell pokazał, że problem ma wiele twarzy i nie każda należy do ciemnoskórego brodatego bruneta. Zbrodnia nie ma rasy. Ale pozwalając Wallandarowi poczuć pewien rodzaj sympatii dla niektórych argumentów wrogich imigrantom zadaje pytanie „Jak długo można stosować zasady otwartej polityki imigracyjnej, nie wywołując chaosu?”. Niepokój na świecie będzie narastał, czytamy. Ludzie zaczynają się bać, straszy dalej Mankell i kończy słowami, że będzie coraz gorzej.

PS Książka ukazała się w Szwecji w 1991. Okres pomiędzy sierpniem 1991 a styczniem 1992 był czasem szaleńca Johna Ausoniusa, snajpera mordercy, który zastrzelił na ulicach Szwecji 11 osób. Dobierał je w szczególny sposób; miały ciemne włosy lub ciemną skórę. Gellert Tamas w 2002 napisał o nim reportaż, który w Polsce ukazał się pod tytułem „Mężczyzna z laserem. Historia szwedzkiej nienawiści”, Czarne 2013.

Recenzja „Morderca bez twarzy”, Henning Mankell, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2006. Wydanie II. Przełożyła Anna Marciniakówna. Tytuł oryginału: Mördare utan ansikte (1991). Stron 3001. ISBN 978-83-7414-247-2, ISBN 83-7414-247-2. Redakcja: Anna Brzezińska. Korekta: Anna Sidorek, Elżbieta Jaroszuk. Redakcja techniczna: Urszula Ziętek.