„Szwedzka teoria miłości” została okrzyknięta filmem o samotności egoistycznych Szwedów. Pytanie jednak, czy ten dokument to rzecz z tezą i przerysowana wersja rzeczywistości czy bolesny dowód inżynierii społecznej z chłodną konsekwencją przeprowadzonej na naszych sąsiadach z Północy?
Jedna ze scen z książkami w tle to obraz pustego mieszkania po Szwedzie odnalezionym dwa lata po samobójczej śmierci. Wszystko w jego życiu zadziałało na korzyść anonimowego zniknięcia. Cyfrowy świat z poleceniem zapłaty nie zakłócał rozkładu ciała, a zakorzeniona w szwedzkiej duszy niechęć do wtrącania się, nie obudziła w nikim ciekawości tym, co dzieje się za drzwiami, które od dwóch lat się nie otwierają. Trzeba czasu, żeby unikających konfliktu Szwedów zachęcić do zgłoszenia dokuczliwego smrodu rozkładających się zwłok; nikt jednak nie ma ochoty na branie na siebie odpowiedzialności za związane z tym procedury. Takimi sprawami powinno się zająć państwo. Czy w tym świecie w ogóle jest miejsce na uczucia i odruchy człowieczeństwa?
Szwed z poruszającej sceny samobójczej, pojawia się w rzeczach, które po sobie zostawił. Smutny obraz mieszkania, w ogóle nieprzypominającego designerskich skandynawskich wnętrz jest dotkliwym obrazem prawdziwej według reżysera Szwecji. Zamkniętej w sterylnych, chłodnych, minimalistycznie urządzonych przestrzeniach. Wrażenie chłodu, obcości i dystansu pogłębiają rzędy książek w grubych, eleganckich oprawach. Prawdopodobnie robionych na zamówienie. Błyszczące złotym kolorem litery i bezosobowy księgozbiór, nawet on nic nie wyjawi o duszy właściciela, dla którego najistotniejsze przed śmiercią było uregulowanie długu z komornikiem.
Nie mam wrażenia, że Erik Gandini (ur. 1967) opowiada nam w „Szwedzkiej teorii miłości” całą prawdę o Szwecji. Wychowany we Włoszech raczej przyłożył swój południowy temperament do z pewnością dziwnej dla niego szwedzkiej natury, w której nie ma podnoszenia głosu, okrzyków radości, gestykulacji i hiperentuzjazmu. Szwedzi cieszą się środkiem, co rzadko się uzewnętrznia, no chyba, że sobie popiją. Zastanawia mnie na ile przerysowana w filmie szwedzka teoria miłości ma związek z rozwodem Gandiniego z pisarką książek dla dzieci i gwiazdą telewizyjną, Szwedką Johanną Westman? Para złożyła pozew o rozwód w tym samym roku, w którym ukazał się film. Czy zadziałał tutaj odruch urażonej męskiej dumy i chęć przekucia osobistej porażki w spektakularny dokument, który ujawni światu tajemnicę osobliwej szwedzkiej egoistycznej natury. Bo clue filmu zasadza się na udowodnieniu, że projekt stworzenia społeczeństwa idealnego nie tylko nie powiódł się, ale też wyhodował potwora.
Co robi Erik Gandini w „Szwedzkiej teorii miłości”, a czego nie zauważył żaden krytyk piszący o jego dokumencie? Upraszczając sprawę mamy dwie Szwecje: tę etnicznie szwedzką i tę wielokulturową. Od dawna pomiędzy nimi trwa cicha wojna. W naturze Szwedów leży poprawność polityczna, unikanie konfliktów i niemówienie wprost tego, co się myśli. Kłóci się z tym temperament pokoleń imigranckich, dla których szwedzka natura jawi się, jako coś osobliwego, wypaczonego i chorego. To przerysowanie ujawnia się też w „Szwedzkiej teorii miłości”. Mamy tu z jednej strony problem samotności, na którym swoją kamerę skupia Gandini. W obrazach, w których są Szwedzi brakuje bliskości, ciepła i uczuć. Wystarczy zwrot kamery w kierunku uchodźców, imigrantów, a robi się weselej, bardziej przyjaźnie, czyli „normalniej”. Na ujawnieniu nienormalności „prawdziwych” Szwedów i normalności Szwedów napływowych zasadza się Gandini.
Urodzony we Włoszech Gandini przeniósł się do Szwecji dopiero w wieku 19 lat. Jego mama jest Szwedką. W rozmowie z Katarzyną Tubylewicz w książce „Samotny jak Szwed?” (Wielka Litera, 2021) opowiada, że znał szwedzki, ale po przyjeździe do kraju wiele kodów kulturowych było dla niego obcych. Tu zdobył wykształcenie i z pewnością największym szokiem kulturowym musiała być dla niego niezależność Szwedek, introwertyczność społeczeństwa, dla którego większe znaczenie ma ochrona środowiska od pielęgnowania więzi międzyludzkich. A przypominam, że trafił do Szwecji z kraju, w którym normą są wielopokoleniowe rodziny, czterdziestoletni synowie niańczeni przez nadopiekuńcze mamusie i kultura, w której kobietę docenia się za urodę, a nie sukcesy zawodowe. We wspomnianym wywiadzie opowiada, że jego ojciec miał dobrą pracę we Włoszech, trójkę dzieci i „wspaniałe życie towarzyskie, jakiego nie doświadczyliby w Szwecji”. Decyzję rodziców o pozostaniu w tradycyjnych przecież Włoszech Gandini ocenił jako dobrą. A bycie pomiędzy dwoma kulturami sprawiło, że z inną ostrością percepcji rozpracowywał szwedzkość po przeniesieniu się do Szwecji. Potem przełożyło się to na pomysł na dokument. „Chciałem zrobić film pokazujący Szwecję taką, jak widzą ją uchodźcy i imigranci, dziwną, inną, samotniczą” – opowiada Erik Gandini w książce „Samotny jak Szwed?”.
Trafił do Szwecji, w której na każdym kroku stawia się na niezależność jednostki, prawo do bycia sobą, a kwestia równych praw jest sprawą wyskakującą przy każdej okazji. O tym, że pogodzenie tak sprzecznych temperamentów jest wybuchowe potwierdza „Szwedzka teoria miłości”.
Erik Gandini przedstawia nam Szwecję trawioną samotnością. Szwecję dziwolągów. Robi nam filmowe pranie mózgów pokazując poszatkowany obraz: pijanej grupy jasnowłosych Szwedów, którzy demonstrują radość zapijaniem jej kolejną puszką piwa. Widzimy samotnych mężczyzn, którzy opowiadają o swojej misji dawców nasienia. Obserwujemy kobietę, jedną z wielu, które zdecydowały się świadomie na samotne rodzicielstwo. W sterylnie białym pokoju dziewczyna ściąga majtki i wstrzykuje sobie nasienie dawcy. Widzimy miliony okien, za którymi toczy się życie Szwedów, z których co czwarty umrze w osamotnieniu. Narratorami dokumentu częściowo są urzędnicy, których zadaniem jest zamykanie spraw po zmarłych w samotności mieszkańcach. Kolejnym narratorem jest syryjska imigrantka pomagająca innym imigrantom w pokonaniu bariery językowej, ale też kulturowej. Wyjaśnia im, że ze Szwedami nie należy wdawać się w długie dyskusje, tylko odpowiadać „tak”, „nie”. Wyjaśnia im na czym polega związek na odległość dwóch osób, które mieszkają w tym samym mieście, ale w różnych mieszkaniach i spotykają się tylko wtedy, gdy mają na to ochotę. Kamera krąży po ponurych, betonowych dzielnicach przypominających klasyczne polskie blokowiska z lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Nie ma tutaj malowniczych, pocztówkowych widoków szwedzkich czerwonych domków i kolorowych dodatków rodem z IKEA. Zastanawiam się, dlaczego Gandini postanowił przekazać nam tak odpychający obraz Szwecji?
Nie można zaprzeczyć, że Szwecja decydując się na państwo opiekuńcze, przejęła wiele ról, które wcześniej spadały na ludzi. Zaczęto budować domy późnej starości, do których trafiali niedołężni seniorzy, uwalniając od opieki nad nimi własne dzieci. Pojawiły się przedszkola, które odciążyły kobiety, ułatwiając im rozwój zawodowy. Gminy wzięły na siebie obowiązek budowania mieszkań, dzięki czemu kolejne pokolenia Szwedów nie muszą na nie zaciągać kredytów. Bezpłatna edukacja umożliwia wszystkim równy start. Wysokie zasiłki dla bezrobotnych uwalniają przed strachem przed bezrobociem. A wiele rozwiązań rządowych wspiera obywateli na każdym kroku wyciągając w ich stronę pomocną dłoń. Jednak Erik Gandini stawia w swoim dokumencie tezę, że projekt państwa opiekuńczego zdeformował społeczeństwo szwedzkie, doprowadzając do kultu jednostki, gdzie egoistyczne pragnienia dominują, niszcząc więzi międzyludzkie. Kontrowersyjna teza. A filmy z tezą mają to do siebie, że są na ogół złe.
Moim zdaniem Erik Gandini w „Szwedzkiej teorii miłości” bardzo dobrze jednak nazwał problem. Tak, Szwedzi mają problem, który ujawnia się rosnącą liczbą osób umierających w samotności, ludzi decydujących się na samotność z wyboru, matek stawiających świadomie na samotne macierzyństwo. Ale wbrew temu, co narzuca Erik Gandini w dokumencie, problemem społeczeństwa szwedzkiego nie jest manifest z lat siedemdziesiątych, który według niego rozbił rodzinę szwedzką i wyzwolił kobiety, co bardzo przypomina mi tezy Janusza Korwin-Mikke, ale raczej zakorzeniona w kulturze szwedzkiej zasada umiaru, słynne „lagom” i prawo Jante. No i dobrobyt, na co akurat Erik Gandini również zwrócił uwagę.
Szwedzi mają ogromny problem z artykułowaniem swoich potrzeb. W ich kulturze brakuje bliskości, w której byłoby przyzwolenie na narzekanie i obarczanie innych swoimi problemami. Związki trwają w Szwecji tak długo, jak chemia w nich. Ludziom nie chce się pracować nad czymś, co staje się uciążliwe i wymaga poświęcenia, skoro można iść dalej bez męczenia się. Przyjaźń po szwedzku jest wolna od dzielenia się trudnymi sprawami. W sferze publicznej Szwedzi wyróżniają się ogromną poprawnością polityczną. Ukrywanie swoich odczuć i niedawanie innym prawa do ich artykulacji doprowadza do coraz częściej spotykanej przemocy psychicznej, mobbingu w szkołach i miejscach pracy. Do tego dochodzi poczucie komfortu życia w kraju zamożnym, w którym wszystko jest dostępne, łatwe i przyjemne. Gdzie nie trzeba się na co dzień szarpać z systemem, wykłócać z urzędnikami i walczyć o swoje. To jedyna część dokumentu, z którą mogę się po części zgodzić. Nie do końca jednak zgodzę się z dodatkowym wnioskiem, jaki wysnuwa Erik Gandini podkreślając towarzyszące szwedzkiej zamożności ubóstwo duchowe.
„Szwedzka teoria miłości” jest rozdęta jak przestrzeń zbombardowana milionem informacji, do których przypisuje się nietrafione tezy, i z których wysnuwa się niesłuszne wnioski. Ten dokument idealnie dopasowuje się tym samym do wymogów czasów. Świetnie się ogląda. Jest zrobiony w stylu teledysków MTV, szybko, kolorowo, z dynamiczną narracją i ciekawą oprawą graficzną. Jest niczym innym niż krzyżówką lifestylowego artykułu z dokumentem o zacięciu pseudoreportażowym. I operuje tego samego kalibru narzędziami szoku, co potwierdza scena zamykająca film pokazująca grupę Szwedów szukających bliskości, mieszkających w leśnej wspólnocie. Jeszcze dziwniejszych w swojej nadekspresji czułości i epatowaniu miłością.
Buycoffee.to
Jestem wdzięczna, że doceniasz moją pracę włożoną w napisanie tego artykułu stawiając mi wirtualną kawę.
LH.pl
Jestem wdzięczna, że kupujesz usługi u polskiego dostawcy hostingu: https://www.lh.pl z moim partnerskim kodem rabatowym: LH-20-57100, bo otrzymasz obniżony koszt hostingu w pierwszym roku o 20% a ja prowizję od LH.pl tak długo jak jesteś ich klientem / klientką.