W gorącym okresie polowania na hit książkowy wydawcy odkryli, że najprościej robi się bestsellery na biografiach sław a najszybciej, gdy do ich pisania zatrudnia się dziennikarzy. W tę półkę trafia książka Shelley Emling, znanej amerykańskiej dziennikarki. Tego typu pozycje mają maksymalnie spełniać kryterium dostępu i być książką do czytania dla każdego. „Maria Skłodowska-Curie i jej córki” jest tego najlepszym owocem; to biograficzne czytadło. Ale dobre czytadło.
Amerykanka miała z wszech miar godne docenienia zamiary zamierzając się na postać Marii Skłodowskiej-Curie. Odrobina dydaktyzmu i przekonanie o misji wybrzmiewa z książki, która bierze na siebie zadanie przypomnienia wielkiej badaczki, niepokonanej do dziś dwukrotnej noblistki, która w dodatku wychowała córkę na noblistkę. Osoby, która wbrew powszechnie panującemu przekonaniu o mniejszych wartościach intelektualnych kobiet i ich nieporadności na polu nauki, dokonała rzeczy epokowych, na zawsze odmieniając świat nauki, ale też świat po prostu. Pionierka prac nad promieniotwórczością, którą odkryła i nazwała, zadziwia siłą charakteru, niezłomnością i ogromną pasją naukową. Shelley Emling postanowiła skupić się na tej części biografii Skłodowskiej-Curie, która jest słabo opisana lub w ogóle pomijana w biograficznych opowieściach. Zasadza się w roku 1911 tuż przed otrzymaniem drugiej Nagrody Nobla i skupia na pozostałych latach życia Polki.
Zasadniczo biografia Emling nie ucieka zbyt daleko od pola zainteresowań plotkarskich tabloidów i poświęca się rozwinięciu wątków: skandalizującego romansu Skłodowskiej-Curie z młodszym od niej asystentem jej męża Paulem Langevinem, dalszych losach i koligacjach obu córek i ich dzieci oraz na przyjaźni z Amerykanką Mrs. William Brown Meloney zwaną „Missy”, która odwróciła bieg wydarzeń w życiu badaczki wprowadzając ją na amerykańskie salony i oddając cześć, na jaką nie mogła liczyć we Francji, która pod wpływem pruderyjnego odruchu oburzenia oczekiwała opuszczenia przez Marię kraju. Wydawca zadał sobie trudu, żeby technicznie wzmocnić efekty czytania jednym tchem: gruby papier, duża czcionka, rozstrzelony druk i rzeczywiście można odnieść wrażenie, że „Marię Skłodowską-Curie i jej córki” połyka się w kilka godzin mimo dużego formatu książki i jej grubości. Niedosyt pozostaje tym większy, proporcjonalny do rosnącego przekonania, że w sumie niewiele dowiedzieliśmy się o odkrywczyni radu i polonu.
Aż się prosi, żeby przy okazji pisania biografii dać upust faktom społeczno-obyczajowym, dopełnić opowieść soczystym tłem historycznym, a przecież Maria Skłodowska-Curie żyła w wyjątkowo ciekawych czasach. Gdyby jeszcze dodać do tego ważne wydarzenia rozgrywające się za życia jej córek wyszłaby z tego świetna lekcja historii. Te, na których skupia się Shelley Emling w większości przypadków nie współgrają z opowieścią, raczej są faktami wytrychami (wybuch pierwszej wojny światowej, palenie książek przez nazistów), swojego rodzaju kotwicami czasu, które mają pomóc umiejscowić rozgrywające się osobiste wydarzenia z życia Curie na linii czasu. Niekiedy są zupełnie niepotrzebnymi, nic niewnoszącymi informacjami, jak ta o skandalach w Białym Domu. Udanym przykładem powiązania życia Skłodowskiej-Curie z bieżącymi wydarzeniami jest pokazanie, jak jej druga wizyta w USA w 1929 zbiega się z Czarnym Czwartkiem, który jest nie tylko trudnym sprawdzianem dla prezydenta Hoovera, pokazuje tym większą siłę nazwiska Curie, której mimo trudnych okoliczności udaje się zebrać w Ameryce niezbędne fundusze, tym razem dla uruchomienia instytutu naukowego w Warszawie. Dobrym przykładem jest informacja o aktorze Alanie Aldzie, u nas najbardziej znanym z roli w serialu wojennym M.A.S.H., który napisał sztukę o Marii Curie, co pokazuje, że magia Curie wciąż trwa. Podobnie jak to, że o Marii powstał film na podstawie książki jej córki Ewy, a w walce o Oscary przegrał z „Casablancą”. Chcąc sprostać oczekiwania masowego czytelnika żądnego plotek właśnie blisko nich zasadza się Shelley Emling wspominając o znanych postaciach z tego okresu. W niektórych natomiast przypadkach, gdy rośnie oczekiwanie na więcej dostajemy zaledwie porcję okruchów i jakieś strzępy informacji np. o przyjaźni Marii z Einsteinami; również dzieci obu rodzin świetnie się dogadują i gdy trzeba w późniejszym czasie rodziny będą dla siebie wsparciem.
Z pewnością najmocniejszym punktem biografii są ustępy poświęcone znajomości Skłodowskiej-Curie z Amerykanką Missy Meloney, dziennikarką mającą na koncie wywiady z pierwszoplanowymi politykami jej czasów z Benito Mussolinim i Adolfem Hitlerem na czele, jedną z pierwszych kobiet w historii amerykańskiego senatu, które zasiadły w galerii dla prasy. To właśnie za jej sprawą Maria będzie gościła dwukrotnie w Białym Domu. Świetnie czyta się o wszelkich detalach bezpośrednio związanych z recepcją zainteresowania wokół Skłodowską-Curie, jak o tempie, z jakim powstawały firmy próbujące na odkryciu radu zbić fortunę oferujące produkty kosmetyczne: Curie Hair Tonic, Crème Activa, które pokazują jak łatwo ulegano wówczas czarowi nowego pierwiastka, o którego śmiertelnych właściwościach jeszcze wówczas nic nie wiedziano. Śledzimy rozwój kariery Ireny i jej męża, wyścig naukowców o laury a tym samym proces badań nad powstaniem bomby atomowej. To właśnie mąż Ireny zbuduje pierwszy francuski reaktor jądrowy.
„Maria Skłodowska-Curie i jej córki” to książka dobrze opowiedziana, lecz bez fajerwerków, taka sobie, poprawna i właśnie nijaka. Jeśli poprzeczkę w pisaniu biograficznym bardzo wysoko zawiesiła Angelika Kuźniak Papuszą a potwornie zaniżył Barry Forshaw książką o Stiegu Larssonie to Shelley Emling lokuje się gdzieś pośrodku. Nie spełni oczekiwań zaprawionych w lekturze wyrafinowanych czytelników, którzy doceniają wysoki poziom literacki, bo go nam autorka oszczędziła, oddając się językowi spełniającemu normy poprawności, ale bez ucieczek w literackość. Może to kwestia tego, że Shelley Emling jest dziennikarką i obrazowe, ale pozbawione ozdobników pisarstwo to jej nawyk? Z pewnością przekłada się to na tę zaletę, że rzecz płynie łagodnie, bez wstrząsów ku brzegowi. Port jednak, do jakiego zmierza to zwyczajne biograficzne miasteczko jakich wiele teraz na rynku książki obfitującym w biografie sław. I myślę, że taki był zamiar wydawcy: stworzenie książki przyciągającej nazwiskiem bohaterki jak najbardziej masowego czytelnika.
Mam ten problem z omówieniem tej książki, że najwyraźniej widać ciągoty Shelley Emling do pisania herstorycznego. Przecież sygnalizuje jak bardzo zależy jej na pokazaniu tej wielkiej badaczki, odkrywczyni przedzierającej się z mozołem przez świat rządzony przez mężczyzn, nieustannie stających na drodze jej kariery, odmawiających jej zasłużonych stanowisk, zaszczytów. Wielokrotnie pojawią się mocno wyeksplikowane motywy nieuzasadnionej niechęci jej kolegów naukowców, podważających dokonania Skłodowskiej-Curie, odmawiającej jej wstępu w ich szeregi. Gdy dwukrotna noblista przyjeżdża po raz pierwszy do USA „New York Times” napisze „większość kobiet ma dopiero przed sobą pełny rozwój umysłowy w dziedzinie nauki czy techniki”, kolega naukowiec powie o niej protekcjonalnie „okazała się całkiem rozgarnięta w sprawach naukowych”. Autorka z premedytacją wzbogaca biografię o informacje o innych kobietach epoki, tych które miały coś wspólnego z Curie, jak jej przyjaciółka z Anglii Herthy Ayrton, w której domu będzie gościła, nawiasem mówiąc bojowniczkę o sprawy kobiet, jednocześnie świetna fizyczka, późniejsza budownicza dmuchawy do odpędzania gazów bojowych. Przybliżając sylwetki pań skupia się na tych najciekawszych dla historii kobiet, stwarzając narracyjne okazje, żeby choćby o nich wspomnieć, nawet jeśli były epizodycznymi postaciami w życiu Marii. Z książki bardzo mocno wybrzmiewa ogromna kobieca solidarność. To właśnie za jej sprawą poznaje Missy Meloney, zabiegającą długo o wywiad z Marią, później dziennikarka stanie się jej orężem i wsparciem w zbieraniu funduszy na działalność naukową. Ten wątek posłuży pokazaniu ofiarności i solidarności kobiet, ale też na spojrzenie na Amerykę oczami kobiet tuż po uzyskaniu praw wyborczych. Tym większe moje rozczarowanie, bo Emling niejako banalizuje opowieść wprowadzając zabiegi odbierające książce powagi. Ta maniera słusznie skazuje tę publikację na łatkę biograficznego czytadła. Chociaż powtórzę – dobrego czytadła.
Mamy więc 1911 rok, Maria Skłodowska-Curie ma 44 lata, od kilku jest wdową, Piotr zginie w 1906 przejechany przez wóz konny w Paryżu. Maria wybiera się do Brukseli na konferencję naukową. Będzie jedyną kobietą wśród 23 mężczyzn. Spotka tam Alberta Einsteina i Maxa Plancka. Dostaje telegram o otrzymaniu po raz drugi Nagrody Nobla, tym razem w dziedzinie chemii. Jeszcze nikt nie otrzymał dwa razy Nobla w zakresie nauk przyrodniczych w dwóch dziedzinach; wcześniej Maria odbierała nagrodę za dokonania w fizyce. Wbrew oczekiwań ten rok w życiu Skłodowskiej-Curie to czas „upokorzeń, trosk i klęsk”. Francuska Akademia Nauk odmówiła przyjęcia jej w swoje szeregi, a hegemonii mężczyzn broniła aż do 1979 roku. Wszyscy żyją skandalem, jaki towarzyszy jej romansowi z Paulem Langevinem.
Szwedzi wręcz sugerują jej, żeby zrezygnowała z osobistego odbierania nagrody, po to tylko, żeby Gustaw V nie był zmuszony ściskać ręki cudzołożnicy. Niezłomna wbrew atakom na jej osobę jedzie do Sztokholmu.
Skąd w tej kobiecie tyle hartu ducha? W tym miejscu Shelley Emling robi właściwie jedyną dygresję do okresu z lat dzieciństwa przypominając, że Maria bardzo szybko, bo zaledwie w wieku 10 lat traci matkę, która umiera na gruźlicę. Ojcu przyjdzie zająć się samodzielnie nią i jej trójką rodzeństwa i tutaj dochodzimy do sedna i tajemnicy ogromnej siły Skłodowskiej-Curie, w którą ogromnie wierzył ojciec, nauczyciel fizyki, przyrody i matematyki, który bardzo wcześnie dostrzegł w córce zalążek na talent naukowy i nie szczędził jej pochwał, ale i trudu w bardzo przemyślnym edukowaniu córki. Zabawy w domu polegały na wspólnym rozwiązywaniu zadań z matematyki, czytaniu bajek w kilku językach i wykorzystywaniu każdego zjawiska do dyskusji naukowych. Więc zachód słońca kończył się zajmującą prelekcją ojca o ruchu kuli ziemskiej. Wspólnie w późniejszym życiu przełamywali bariery w dostępie kobiet do edukacji, bo gdy Maria była gotowa do podjęcia studiów, Uniwersytet Warszawski wciąż odmawiał kobietom wstępowania w swoje progi. Dziewczynka więc, za namową ojca brała udział w nauczaniu Latającego Uniwersytetu.
Z biografii Shelley Emling wyłania się Maria Skłodowska-Curie kobieta o niespotykanej skromności, całkowicie oddana nauce, ale też ciepła matka, która ze swoimi córkami Ewą i Ireną stworzy świetny team, oddając im każdą wolną chwilę uwagi i otaczając takim samym wsparciem, jakie niegdyś dostała od swojego ojca. Zadziwia konsekwencja z jaką Maria i Piotr odmawiali czerpania zysków ze swojej działalności naukowej, dzieląc się zawsze hojnie wiedzą i oddając efekty swojej pracy innym zespołom, na potrzeby przemysłu. Emling wielokrotnie podkreśla skromność Skłodowskiej-Curie i kontrastuje prostotę jej życia z przepychem, w jaki opływał Thomas Edison czy Aleksander Graham Bell, mieszkający w okazałej rezydencji, posiadający własną stadninę koni. W tym czasie Marii nie było nawet stać na gosposię. Z korespondencji z córkami wybrzmiewa radość jaką miała z dzielenia się swoją wiedzą. W jednym z listów Irena pisze o swoich postępach „pochodne wychodzą świetnie, funkcje odwrotne są cudowne. Ale włosy stają mi dęba na myśl o twierdzeniu Rolle’a i formule Thomae”. W efekcie Irena idzie w ślady matki, zdobywając Nobla, a Ewa zrobi międzynarodową karierę jako korespondentka wojenna, później żona dyplomaty zaangażowana w walkę z ubóstwem, słusznie nazwana pierwszą damą UNICEFU.
Wbrew tytułowi książka raczej jest biografią Marii Skłodowskiej-Curie a córki pojawiają się w cieniu matki, raczej dodatkowo jako swoisty suplement do wiedzy o Polce. Dostajemy sporadyczne informacje wtręty, które mają nieco wyjaśnić różnice w usposobieniu i późniejszych odmiennych karierach dziewczynek. Irena najwyraźniej wdaje się w matkę, jak ona sumienna, pracowita, skupiona na nauce i bardzo skromna. Ewa ma w sobie szaleństwo artystki, zresztą początkowo planuje karierę pianistki. O ile Maria starała się oddzielać politykę od nauki i odmawiała za wyjątkiem dwóch sytuacji użyczania swojego nazwiska dla celów politycznych (m.in. podpisała petycję sprzeciwiającą się więzieniu sufrażystek), o tyle Ewa stała się zwierzęciem politycznym i gdzie mogła wykorzystywała swoje wpływy dla poprawienie losu biednych i potrzebujących. Po części ma to po matce, która o ile unikała polityki, to zawsze starała się służyć swoją wiedzą, gdzie tylko trzeba było. Podczas pierwszej wojny światowej na linii frontu stworzyła świetnie funkcjonujące punkty rentgenowskie ratując ponad milion rannych żołnierzy od krojenia ich na ślepo, organizowała kółka kształceniowe dla dzieci.
Podsumowując: „Maria Skłodowska-Curie i jej córki” to pozycja raczej dla masowego czytelnika, rzecz stricte komercyjna, bez znaczenia dla rozwoju gatunku. Tło historyczne i społeczno-obyczajowe zarysowane lekką, niemal niedostrzegalną kreską raczej bazuje na oczywistych i znanych faktach, które wyznaczają ślad czasowy dla biegu historii właściwej: Marii Skłodowskiej-Curie i trochę jej córek. Shelley Emling zapewnia, że zabierając czas czytelnikowi chce mu przedstawić nieznaną szerzej część biografii badaczki, czemu muszę zaufać, bo nie zajmuję się badaniami nad życiem i dziełem Marii Skłodowskiej-Curie, więc nie ocenię potencjału tej części informacji. Jeśli warto się przyjrzeć tej książce to niewątpliwie dla fantastycznych relacji w klanie Curie, gdzie radość z realizowania się w pasji szła w parze ze szczęściem w miłości, pokazując, że da się pogodzić pracę z życiem rodzinnym. I że da się stworzyć piękną rodzinę, w której na pierwszym miejscu jest zawsze wzajemne oddanie i szacunek.
Recenzja Maria Skłodowska-Curie i jej córki. Opowieść o najsłynniejszej w dziejach rodzinie naukowców, Shelley Emling, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2013. Wydanie I. Przełożył: Wojciech Górnaś. Tytuł oryginału: Marie Curie and Her Daughters. The Private Lives of Science’s First Family. Redakcja: Redaktornia.com. Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz. Korekta: Jolanta Rososińska. ISBN 978-83-7758-332-6. Stron: 307. Książka zawiera fotografie.
O książce rozmawialiśmy w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki.