Kategorie
Literatura nordycka

Skarb pana Isakowitza – Danny Wattin

Książka, w której Polak opisałby Żydów, tak jak Danny Wattin Polaków, nigdy nie ukazałaby się w poważnym wydawnictwie. Bo nie ma w oficjalnym obiegu zgody na literaturę antysemicką. Jest za to na antypolską, skoro trzymam w ręce „Skarb pana Isakowitza”. Dochodzi też do kuriozalnej sytuacji. Z jednej strony pojawiają się głosy, czego znamiennym dowodem jest wypowiedź Zbigniewa Libery w rozmowie z Jackiem Tomczukiem dla „Newsweeka” (nr 49/2015), który z przekąsem ubolewa, że teraz w Polsce „zaczyna się szukanie w kulturze wszelkich śladów antypolskości”. Z drugiej strony społeczność żydowska bardzo aktywnie tropi wszelkie według niej uderzające w jej wrażliwość przejawy. Krakowskiemu Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK dostało się zarówno za fotografię Sarah Schönfeld „weil wenn…” (2004) pokazaną na wystawie „Polska – Izrael -Niemcy. Doświadczenie Auschwitz”, jak  i za instalację Grzegorza Klamana „Kunst macht frei”.  Oba dzieła zostały przez Żydów przyjęte z oburzeniem. A ja się zastanawiam, gdzie przebiega w takim razie granica pomiędzy sztuką, a sianiem uprzedzeń? Czy jesteśmy w stanie ją jednoznacznie wytyczyć i zasnąć bez przekonania, że obudzimy się w świecie, który z nas Polaków / Żydów nie tylko będzie niewinnie sobie drwił, ale też pewnego dnia zaplanuje oczyszczenie go z polskiego / żydowskiego elementu, jak to już miało miejsce w nieodległej przeszłości.

 Uprzedzenia wobec Polaków

O uprzedzeniach Elliot Aronson, Timothy D. Wilson, Robin M. Akert, autorzy kultowej „Psychologii społecznej. Serce i umysł” (Zysk i S-ka, Poznań 1997) piszą, że są „prawdopodobnie najbardziej rozpowszechnione i zapewne najbardziej niebezpieczne” z wszystkich zachowań społecznych. A wśród nich te narodowe wiodą prym. Polacy są obiektem uprzedzeń na całym świecie. Norweski reżyser Erik Poppe za swój film z 2004 „Hawaje Oslo” otrzymał nagrodę dla najlepszego filmu norweskiego Amanda-prisen. Przedstawia w nim przestępcę i jest nim Polak. Brytyjczycy w najpopularniejszych show nabijają się z Polaków i nie brakuje u nich na ulicach rasistowskich wystąpień przeciwko Polakom, a w kampanii wyborczej argumentów na rzecz ukrócenia Polakom dostępu do brytyjskich świadczeń społecznych (Więcej w: Ewa Winnicka „Londyńczycy”). Na lotnisku kanadyjskim zostaje zabity niewinny Robert Dziekański, potraktowany w nieuzasadniony sposób przez służby paralizatorem. W szwedzkiej prasie dominują negatywne publikacje na temat polskiej rzeczywistości. Polska odbierana jest jako kraj, w którym Niemiec może znaleźć skradziony mu samochód, Brytyjczyk piwo za funta i tanie panienki na wieczór kawalerski. Jedno jest pewne – mamy fatalny PR.

Zrób sobie dobry PR po szwedzku

A co ma Szwecja? PR, czy cholerne szczęście? Szwedzi tak złupili Polskę podczas potopu szwedzkiego, że Niemcy podczas okupacji już praktycznie nie mieli co kraść, bo prawie wszystko wywieźli Szwedzi. A wywozili nie tylko kosztowności wozami, potrafili rozebrać budynki; jeszcze dzisiaj odnajdujemy pogubione przez nich łupy. Historycy twierdzą, że gdyby nie biznes Szwedów z Niemcami, to pierwsza wojna światowa trwałaby dwa lata krócej i pewnie nie doszłoby do Holokaustu podczas drugiej. Każdy, kto trochę mieszkał w Szwecji zna problem kulejącej tam integracji imigrantów, którzy okupują najgorsze dzielnice, żyjąc na garnuszku państwa, które pozoruje rozwiązywanie problemu przerzucaniem bezrobotnych imigrantów z jednej formy pomocy społecznej w drugą. Jakiś czas temu dzięki prowokacji dziennikarskiej dowiedzieliśmy się, jak ciężko jest cudzoziemcowi z niewłaściwym akcentem wynająć mieszkanie w Szwecji. I jeśli ktoś sądzi, że uchodźcy przyjmowani są tam wszędzie to się myli, bo są miejsca na mapie kraju, gdzie dba się o wymiar estetyczny i nie zaburza perspektywy miejskiej żebrakami, obozami uchodźców i widokiem biedy. Danderyd to jedno za takich luksusowych, nieskalanych miejsc (Więcej w: Djursholm szwedzka wylęgarnia przywódców).

W czasie drugiej wojny światowej Szwedzi mocno i głośno zatrzasnęli drzwi przed nosem uciekających Żydów, pokazując, gdzie ich miejsce (Przeczytasz o tym w: „Krótki przystanek w drodze z Auschwitz” Göran Rosenberg). Ikona szwedzkiej gospodarki Ingvar Kamprad nazista od najmłodszych lat, również, jako dorosły człowiek wspierał ugrupowania neonazistowskie (Przeczytasz o tym w: „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa” Elisabeth Asbrink). Jak to możliwe, że kraj o tak niechlubnym backgroundzie ma tak świetny PR? Wyjaśnia to choćby case z białymi autobusami, które posłużyły jako najbardziej spektakularna akcja PR, ratująca wizerunek Szwedów na arenie międzynarodowej po ich skandalicznej postawie podczas drugiej wojny światowej. Tak jest odbierana „pomoc” Szwedów, która miała miejsce zaledwie na miesiąc przed końcem wojny. Szwedzi tę taktykę opanowali do perfekcji i stosują ją również teraz. Wszelkie dane mówią, że są jednym z krajów, który przyjmuje największą liczbę uchodźców, i gdy współczesny świat kalkulował ile osób i gdzie przyjąć, Szwedzi demonstracyjnie otworzyli swoje granice. I gdy ten sam świat patrzył z pogardą na kalkulacje Polaków, Szwedzi też kalkulowali i za chwilę powiedzieli stop, ale tego już nie usłyszał i nie pokazał świat, skupiony na samolubnej decyzji Polski. Podobnie, jak niewiele osób wie, że w akcji białych autobusów do Szwecji przyjechało zaledwie ok. 20 000 osób, z czego tylko 3% zostało w kraju, pozostali opuścili nieprzyjazną Szwecję, w której źle się czuli.

Świat kocha malutką Szwecję i jej walkę o pokój na świecie, ale ten sam świat kompletnie nie interesuje się ile broni i gdzie sprzedaje Szwecja. A faktem jest, że pokojowa Szwecja jest jednym z największych handlarzy bronią, którą sprzedaje również dyktatorskim reżimom; po atakach na World Trade Centre z 11 września 2001 eksport szwedzkiej broni zwiększył się ponad trzykrotnie, w samym 2011 roku Szwecja sprzedawała broń do 63 państw i należałoby ją rozliczyć i zapytać, nad którymi krajami urządza się naloty szwedzkimi Gripenami i gdzie spadają szwedzkie pociski? Świat kocha walkę praworządnej Szwecji o zrównoważony rynek pracy, ale jakoś przemilcza, że największy szwedzki koncern odzieżowy żeruje na taniej sile roboczej, a na rynku pracy panuje naturalna selekcja, odsiewająca rdzennych Szwedów do ciekawej, kreatywnej pracy i Szwedów z imigranckimi korzeniami do uciążliwych, odtwórczych usług. Świat zachwyca się słodkimi dekoracjami z IKEA, zupełnie nie interesując się, że to sklep człowieka, który ma w życiorysie okres gorliwego poparcia nazizmu. Teraz świat zachwyca się malutką szwedzką książeczką, która robi zawrotną karierę, promowana między innymi przez ulubioną bibliotekarkę Szwedów, jako połączenie reporterskiej dociekliwości Görana Rosenberga i poczucia humoru Woody Allena. Czy naprawdę obraz Polski i Polaków, jaki jawi się w tej pozornie niewinnej książeczce jest zabawny? Polska według bohaterów historii Wattina to cuchnąca spalinami, zeszpecona reklamami wielkopowierzchniowymi pustynia bez drzew. Polacy to z założenia antysemici czyhający na życie Żydów, gburowate kelnerki, nieprzyjemni urzędnicy, ohydne tłuste jedzenie, w które pakuje się najgorsze świństwa.

Na kogo świat przerzuci swoje uprzedzenia?

Uprzedzenie jest nie tylko szeroko rozpowszechnione, ale także niebezpieczne. Zwykła niechęć do danej grupy może prowadzić do jej znienawidzenia, do myślenia o jej członkach jako podludziach, a w skrajnych sytuacjach do torturowania ich, mordowania, a nawet do ludobójstwa” – czytamy w „Psychologia społeczna. Serce i umysł”.

W imię uprzedzenia Amerykanie tępili Indian i osoby czarnoskóre, Australijczycy Aborygenów, Niemcy Polaków, Żydów, Cyganów i homoseksualistów. Kiedyś świat nienawidził Żydów, pozwalając Niemcom na ludobójstwo. Teraz świat nienawidzi muzułmanów i sądzę, że zaczynamy być świadkami kolejnego ludobójstwa (Porównaj z: Ilu noblistów zabije brak pomocy dla uchodźców?). Uchodźcy muzułmańscy wywołują podobne reakcje jak przed i w trakcie drugiej wojny światowej Żydzi. Pytanie, która religia, nacja stanie się kolejną nierozwiązalną kwestią świata? Na kogo zostaną przeniesione uprzedzenia i nienawiść decydentów, gdy już niepoprawnie politycznie będzie mówić i o „żydowskiej zarazie”, i o „islamskiej chorobie”? Na Polaków, i to ich zlikwidujemy w imię walki o zdrowe światowe społeczeństwo?

Uproszczona wizja świata

O tym, że nosimy w naszych umysłach upraszczające rzeczywistość obrazki na jej temat pisał Walter Lippman, który w 1922 w książce „Public Opinion” wprowadził termin „stereotyp”. Gordon Allport (1954) nazwał stereotypizowanie „prawem najmniejszego wysiłku”, tłumacząc, że skomplikowany świat porządkujemy w prostych skojarzeniach. Problem pojawia się, gdy je tworzymy bez dostrzegania indywidualnych różnic w obrębie grup ludzi i zaczynamy mieć obraz uchodźcy, którym jest młody, agresywny mężczyzna, obraz Polaka antysemity, obraz Żyda nienawidzącego Polaków itd.

Książka Danny’ego Wattina niestety niesie w sobie taki ładunek uproszczonej, nieskomplikowanej wizji świata i w moim odczuciu źle się dzieje, że została opublikowana. To pozycja, która w Szwecji ukazała się za sprawą wydawcy literatury komercyjnej, więc poniekąd sygnalizowała lekki, rozrywkowy styl i mało ambitne podejście do tematu. W Polsce trafiła do serii „Don Kichot i Sancho Pansa” W.A.B. obok takich nazwisk jak Zeruya Shalev („Życie miłosne„, „Po rozstaniu„) i Jamesa Joyce, niesłusznie roszcząc sobie prawo do literatury, którą nie jest. Danny Wattin wykorzystał powodzenie „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa” Elisabeth Åsbrink i „Krótkiego przystanku w drodze z Auschwitz” Görana Rosenberga. Te dwie książki obudziły Szwecję do zrewidowania swojej wiedzy na temat niemieckiego nazizmu i prawdziwej twarzy antysemityzmu. Te książki, jednak w przeciwieństwie do „Skarbu pana Isakowitza przywracały odpowiednie proporcje historii, odzyskując zapomniane wątki, wyjaśniając zdeformowane powojennym PR obrazy zbrodni niemieckich, pokazując epicentrum antysemityzmu, który ogniskował w Szwecji w wyrachowany sposób. Książki Åsbrink i Rosenberga to przykład idealnego łączenia wiedzy, faktów w reporterską poruszającą opowieść. Książka Danny’ego Wattina mnoży uprzedzenia i stereotypy, poruszając się po płyciznach powierzchownej wiedzy. Jest tym bardziej niebezpieczna, że jest łatwą lekturą i jako taka przyciągnie dużo mniej wyrobionego czytelnika niż pozycje Åsbrink i Rosenberga. Posłuży więc niejednej osobie do ugruntowania swojej postawy pełnej niechęci do Polaków.

Danny Wattin pozornie zrobił to samo co Göran Rosenberg; opowiedział historię swojej rodziny. W warstwie fabularnej mamy dwa przeplatające się wątki. W jednym autor opisuje swoją podróż z 2012 z ojcem i ze swoim najstarszym synem do Polski. W drugim pisarz rekonstruuje historię rodziny, która układa się w epizodyczną całość. Akcja, która rozgrywa się współcześnie to z pozoru zabawna opowieść drogi, w którą wyrusza trójka bohaterów dając nam perspektywę i ogląd wydarzeń z punktu widzenia trzech różnych pokoleń. Starszy pan jest wyraźnie antypolsko nastawionym Żydem, który wszędzie węszy antysemitów. Danny Wattin odgrywa tutaj rolę łagodzącego sytuację i przenoszącego uwagę i perspektywę z ojca na syna. Sam próbuje zrozumieć odmienność swojej rodziny na tle szwedzkiego społeczeństwa. To właśnie jest zaczątkiem poszukiwań genealogicznych, które w efekcie kończą się podróżą do utraconego majątku rodzinnego, gdzie według rodzinnej legendy przodek Danny’ego Wattina tuż przed ucieczką z Niemiec zakopał rodzinne kosztowności.

W książce Danny’ego Wattina ciężar opowieści o Holokauście zostaje złagodzony opisami społeczeństwa szwedzkiego, które jawi się jako nieco dysfunkcyjne, dziwaczne (Porównaj z: „Szwedzka teoria miłości”, czyli dziwolągi z Północy). Oczywiście są to znane i funkcjonujące stereotypy mówiące o szwedzkim unikaniu konfliktów, pewnej zachowawczości, nieśmiałości, spokojnym temperamencie. Nawet, gdy Wattin wyciąga z historii rodziny niechlubne dla Szwedów przykłady, choćby ich nieuczciwego traktowania uchodźców, to potrafi to w odpowiednim momencie spuentować, że właściwie rozumie wyrachowanie Szwedów, bo ich skryta kolaboracja z Niemcami podczas wojny przecież uratowała takich ludzi, jak jego rodzinę. Uproszczony obrazek Szweda, jaki otrzymujemy w tej książce w niewielkim stopniu narusza ramy stereotypu, który pokutuje w powszechnym wyobrażeniu. I to, co dowiadujemy się ze „Skarbu pana Isakowitza” nie rozdmucha mitu dobrej Szwecji, jaki z takim impetem rozbiły doskonałe, pogłębione reportaże Elisabeth Åsbrink i Görana Rosenberga.

Nieco inaczej wygląda sprawa polska. „Skarb pana Isakowitza” w minimalnym stopniu porusza niuanse polskiej historii. Masowy czytelnik, który sięgnie po książkę Danny’ego Wattina nie dowie się o Polsce niczego ponad powtarzające się, utarte informacje. Co więcej, wzmocni również swoją postawę pełną uprzedzeń wobec Polski, której nieprzyjazny, antysemicki wizerunek zostanie tutaj zwielokrotniony. Wprawdzie w jednym miejscu książki pada znamienne zdanie: „Jednak jak większość ludzi, która nie za wiele wie, mamy na ten temat bardzo zdecydowane poglądy”, ale autor w minimalnym stopniu próbuje poprzeć tę opinię w warstwie fabularnej. Jego ojciec, który odgrywający tu rolę Żyda nienawidzącego Polaków jest autorem popisowych partii i niewątpliwie zabawne są jego nieuzasadnione obawy, że zostanie w Polsce otruty lub zabity, bo przecież tutaj wszyscy czyhają na życie Żydów. Problem w tym, że wydźwięk polskości w „Skarbie pana Isakowitza” jest niesympatycznym obrazem. Nawet Łukasz, postać autentyczna, młody mieszkaniec Kwidzynia, bloger interesujący się historią rodzinnych stron, mimo całej życzliwości z jaką przyjął podróżującą trójkę, poświęcając im swój czas, goszcząc w domu a na koniec obdarowując cenną pamiątką ze swoich zbiorów, zapada nam czytelnikom w pamięci, jako niesolidna osoba, która mimo wielu monitów Danny’ego Wattina nie odpowiada na maile. A gdy w końcu się pojawia mail, Danny Wattin cytuje go z całą koślawością tłumaczenia, i nie wiemy, czemu ujawnianie nieporadności jego języka ma służyć. Być może takie ustawienie oglądu czytelnika to kwestia przypadku, a może nieświadomie ujawniły się uprzedzenia autora wobec Polaków, który chociaż na łamach książki gasi zapalczywe uwagi ojca, to jednak w minimalnym stopniu postarał się o empatyczne komentarze pod adresem polskiej historii. Przeciwnie, najwyraźniej poszedł za głosem swojego ojca, który doradzał mu, że osiągnie sukces, jak przestanie filozofować. Więc przestał, serwując stereotypową papkę: „Noc w samochodzie w Polsce i zostaniesz bez głowy”, „To antysemici, wszyscy co do jednego, „A co się stało z polskimi Żydami, którzy przeżyli Holocaust i wrócili po wojnie do domów? – Tak, ale… – Czy nie zostali przypadkiem oskarżeni o porywanie polskich dzieci i picie ich krwi? Po raz kolejny? – Rzeczywiście, ale… – I nie było może pogromów? Znowu? – No tak, ale… – A pod koniec lat sześćdziesiątych, gdy rząd komunistyczny otwarcie manifestował antysemityzm, historia znów się powtórzyła. Doskonale o tym wiesz. Tak się właśnie składa, że wiem. To wtedy teść mojego wujka, który jako dziecko cudem przeżył obóz koncentracyjny, w końcu uznał, że ma dość, i wyjechał z Polski”.

Dużo jednak zachodu włożył autor „Skarbu pana Isakowitza” w walkę ze stereotypami dotyczącymi Żydów. Ośmiesza przekonanie, że są sprawcami kataklizmów i nieszczęść na całym świecie. Świetnie ograł argument o żydowskim światowym spisku pokazując, jak szwedzka gmina żydowska
nie chciała pomóc Żydom uciekającym przed Zagładą. Naigrywa się z koszmaru Hitlera, czyli w pełni zasymilowanych Żydów, żyjących w społeczeństwie szwedzkim, co uruchamia ogromny odruch sympatii nie tylko dla Żydów pałaszujących kotlety czy kiełbasę z Lidla w stu procentach niekoszerną, ale dla ich jednak odmienności kulturowej, dzięki której na tle nieco osobliwych Szwedów zdwajają wrażenie normalności. Danny Wattin pokazuje normalną rodzinę, którą nieludzkie okoliczności zmusiły do porzucenia rodzinnych stron, przyjaciół, zostawienie majątku i pokonywanie trudów tułaczki, życia na obcej ziemi z łatką uchodźcy, pokonywanie bariery językowej, ponowne wdrapywanie się po drabinie społecznej. Znane wątki z historii Żydów połączone z osobistą tragedią jego rodziny nabierają większej siły i wymowy. Poruszają. Mają tę głębię, której często brakuje suchym historycznym opisom. Po przeczytaniu tej książki jeszcze bardziej współczujemy Żydom i jeszcze bardziej nie lubimy Polaków.


Inspiracją do tego wpisu jest książka „Skarb pana Isakowitza”, Danny Wattin, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2015. Przełożyła: Ewelina Kmieciak. Seria Don Kichot i Sancho Pansa. Tytuł oryginału: Herr Isakowitz skatt (2014). Redakcja: Jadwiga Przeczek. Korekta: Małgorzata Kluska, Hanna Jagodzińska. Projekt graficzny okładki i stron tytułowych oraz ilustracje na okładce: Krzysztof Rychter.

O książce będziemy rozmawiać 16 grudnia (środa) w Dyskusyjnym Klubie Książkowym, który działa przy Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie, ul. Rajska 1, sala 212, godz. 16:00. Wstęp wolny!

Buycoffee.to

 Jestem wdzięczna, że doceniasz moją pracę włożoną w napisanie tego artykułu.

Buycoffee.to/szkicenordyckie

LH.pl

Z moim partnerskim kodem rabatowym LH-20-57100 u polskiego dostawcy hostingu: https://www.lh.pl, otrzymasz obniżony koszt hostingu w pierwszym roku o 20% a ja prowizję tak długo jak jesteś ich klientem / klientką.