Kategorie
Literatura nordycka

W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa – Elisabeth Asbrink

W pewnej chwili zorientowałam się, że trzymam dłoń mocno przyciśniętą do ust. Czytam dalej a dłoń z otwartej zmienia się w pięść równie mocno zaciśniętą na ustach. Przestaję czytać. Muszę odczekać.


W 1998 w Szwecji ukazuje się książka „Historien om IKEA” (Historia IKEA) Bertila Torekulla. Niedługo potem przyjadę do Szwecji na stypendium. Wieczory spędzamy rozmawiając o literaturze. Kristoffer, Hannes, Jonas, Sigrid, Karin. Gadamy tekstami z „Fight Club” a żyjemy jak paczka z „W drodze”; przynajmniej część z nas. Zastanawiam się, który z nich bardziej przypomina Kerouaca, Neala Cassady’ego i Burroughsa. Kristoffer, który niedługo potem zadebiutuje w antologii poezji największego szwedzkiego wydawnictwa Albert Bonniers Förlag? Hannes, który przepije ogromny spadek, częściowo na moich oczach, potem zacznie się wystawiać w Sztokholmie w galerii Kocks, będzie pracował dla Sveriges Radio a obecnie dla Sveriges Television? Czy Jonas, kierowca ciężarówki, który pisze świetny esej o Gustawie Wazie? Żyjemy literaturą. Rozmawiamy o filozofii, historii i bardzo dużo o polityce. Pokazuję im Gombrowicza, są zachwyceni. Czytamy wszystko, chociaż chłopcy wyraźnie przechodzą fazę na beatników. Jak to możliwe, że nie czytamy i nie dyskutujemy o książce Bertila Torekulla? Tej książce, w której założyciel IKEA opowiada o wujku Hitlerze?

Niedługo potem Szwecja wygrzebuje się z kryzysu lat 90. Nie może się jednak uporać z problemami społecznymi. Południe kraju, zwłaszcza Rosengård dzielnica Malmö to miejsca, w których toczy się regularna wojna gangów z policją; straż pożarna, karetki pogotowia często interweniują pod ochroną policji. Na ulicach płoną samochody. Bywa, że armia szwedzka proszona jest o wsparcie. Szwedzi wynoszą się stamtąd, w szkołach zostaje jeden, dwóch uczniów rdzennie szwedzkich, pozostali nastolatkowie to dzieci kolejnych pokoleń imigrantów. Najbardziej demokratyczny kraj świata walczy z rosnącym odsetkiem morderstw honorowych. Mówi się o islamizacji kraju. Do nas w Polsce te tematy nie przebijają się, głównie wymienia się Szwecję przy okazji statystyk: najmniej skorumpowane państwo, najbardziej transparentne urzędy, najbardziej innowacyjny kraj, najlepszy kraj do życia, najlepszy kraj dla matek itd.

Jest 2004. Sverigedemokraterna (SD), skrajnie prawicowa partia, której liderzy czerpią z ruchów nazistowskich otrzymuje 1,1% w wyborach do Europarlamentu, czyli 0 mandatów. Mamy 2006. Członkowie Sverigedemokraterna (SD) nie wchodzą wprawdzie do parlamentu szwedzkiego, ale wygrywają mandaty w wyborach samorządowych. Nadchodzi 2009. Sverigedemokraterna (SD) otrzymuje 3,3% w wyborach do Europarlamentu, wciąż 0 mandatów. W końcu mamy 2010. Sverigedemokraterna (SD) zdobywa 5,7% poparcia i 20 mandatów w parlamencie szwedzkim. Rok później Elisabeth Åsbrink wyda „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa”. W tym roku, czyli cztery lata później w parlamencie szwedzkim SD zdobywa 12,9% głosów, czyli 49 mandatów. 801 178 osób zagłosowało na partię, która ma swoje korzenie w ugrupowaniach nazistowskich, popiera homogeniczny kraj, domaga się ukrócenia polityki imigracyjnej. SD zostaje trzecią największą partią rządzącą Szwecją. W wyborach do Europarlamentu Sverigedemokraterna (SD) w końcu zdobywa 9,7% głosów, czyli 2 mandaty.

Jakieś mgliste informacje, pojedyncze fakty zaczynają przebijać mi się przez wyobraźnię. Ingvar Kamprad, założyciel IKEA był nazistą. Książka Macieja Zaremby Bielawskiego „Higieniści. Z dziejów eugeniki” o sterylizacjach praktykowanych w Szwecji aż do lat 70. w imię „higieny rasy”.  Olof Rudbeck i jego uporczywe zapędy, żeby udowodnić, że Atlantyda leżała w Szwecji, Szwecja była kolebką europejskiej cywilizacji a greckie mity tak naprawdę są przekręconymi i źle zrozumianymi historiami o bogach, królach i prawie Gotów. Åsa Larson i jej kryminał o współpracy Szwedów z Niemcami podczas drugiej wojny światowej: „Aż gniew twój minie„. Rozsypane informacje zaczynają układać się w zrozumiałą całość. Czytam „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa” i zaczynam rozumieć, dlaczego do tej pory nie kojarzyłam Szwecji z nazizmem, bo mam pewną wspólną cechę z Ingvarem Kampradem i Szwedami. Wspomni o niej Elisabeth Åsbrink pisząc, że „może ją nawet w sobie hoduje”. To jest: niepamięć. A potem przypominam sobie, jak idziemy z Kristofferem ulicami Sztokholmu i pytam, gdzie pracują wszyscy Szwedzi, skoro w gastronomii i usługach widzę głównie imigrantów. I wówczas słyszę, że w administracji. Przypominam sobie też głośne afery z cudzoziemcami, którzy mieli problem z wynajęciem mieszkania w dobrych szwedzkich dzielnicach, historie imigrantów, którzy od dekady szukają pracy w Szwecji, opowieści o uchodźcach, których Szwecja wprawdzie przyjmuje, ale skazuje na gettyzację (Porównaj z: Czy Szwecja to kraj dla imigrantów?„).

Historia opisana w reportażu Elisabeth Åsbrink, to historia żydowskiego chłopca, którego po pogromach nocy kryształowej w Wiedniu, rodzice chcąc ratować przed śmiercią wysyłają do Szwecji. Sprawdzam recenzje w największych dziennikach szwedzkich, książka została różnie przyjęta, czytam chłodne i entuzjastyczne głosy; spotkała się też z zarzutami, że przedstawia jedną stronę wydarzeń. Dodajmy wydarzeń pokazujących Szwecję w bardzo złym świetlne. Otrzymuje jednak najważniejszą szwedzką nagrodę literacką Augustpriset. W Polsce zostanie nagrodzona Nagrodą im. Ryszarda Kapuścińskiego. Ponadto otrzyma nagrodę Dansk-svensk kulturfonds kulturpris.

Ta książka uwiera, bo Elisabeth Åsbrink w „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa” opowiada historię hipokryzji szwedzkiej. Kraj, który zbudował swój wizerunek na powojennej propagandzie Białych Autobusów, otwierając swoje granice dla ok. 20 000 osób z obozów, zamyka je jednak skutecznie przed Żydami tuż po anszlusie Austrii.

„Uchodźca pochodzenia żydowskiego starający się o przyjazd do Szwecji musiał, zgodnie z wymogami szwedzkiego urzędu, mieć w Szwecji bliskich krewnych, być niepełnoletni lub w zaawansowanym wieku, tak aby nie stanowić zagrożenia na rynku pracy, przedstawić gwarancje finansowe na czas pobytu w Szwecji i jak najszybciej emigrować do innego kraju”

, pisze Åsbrink, dodając, że stopnie z uniwersytetów, szkół wyższych, intelektualne ambicje i wykształcenie nie były mile widziane, bo potrzebowano taniej siły roboczej do prac fizycznych a nie intelektualistów. Idziemy ścieżką wytyczoną niewygodnymi dowodami, które pokazują szwedzkie społeczeństwo odwracające się od Żydów w imię partykularnych interesów. Związek lekarzy szwedzkich protestujący i nie zgadzający się na przyjęcie 10 lekarzy – żydowskich uchodźców, bo będą stanowić zagrożenie na szwedzkim rynku pracy. Następuje selekcja tych, którzy mogą liczyć na ratunek i tych, którzy są niepożądani w tym poukładanym, spokojnym kraju. Rodziny szwedzkie chętnie przyjmą nastoletnie dziewczynki do opieki nad dziećmi i prac przydomowych, w drugiej kolejności chłopców do pracy w rolnictwie, ale tych już mniej chętnie, bo wilczy apetyt dorastającego chłopca może się nie kalkulować w stosunku do świadczonej przez niego pracy. Wolność i pomoc humanitarna mają swoją cenę.

Opowiadając historię Ottona, trzynastoletniego, dorastające
go na kartach książki chłopca, zaglądamy na wiedeńskie salony, z których dostajemy się do wiejskiego gospodarstwa w rolniczej Smålandii.

„Podróż z wielkiego Wiednia do wiejskiego życia w Smålandii była jak podróż w czasie, o sto lat do tyłu. Wychodek. Ani jednej biblioteki”.

Karykaturalna wręcz różnica, zdwaja efekt odosobnienia, degradacji a potem osamotnienia. Chłopiec trafia do szwedzkiego domu dziecka, bezskutecznie czekając na adopcję przez tymczasową rodzinę. Jest zbyt ciemnowłosy, zbyt charakterystyczny, cherlawy. Ale jest pilny, więc w końcu kogoś znajdzie. Przenosi się z gospodarstwa do gospodarstwa, raz trafiając lepiej, raz gorzej. Jednocześnie śledzimy losy Ingvara Kamprada, założyciela IKEA i jego rodziny. Chłopcy są niemal w tym samym wieku, rok różnicy przecież z czasem się zatrze. Za kilka lat poznają się osobiście. Na razie Ingvar zafascynowany kultem Hitlera przyłącza się do nazistowskiej organizacji, bierze udział w marszach przeciwko żydowskiej inwazji, pochłania zafascynowany czasopismo „Signal”, wydawane przez Josepha Goebbelsa, dobrego przyjaciela jego wujka Hitlera. Prenumeruje zajadłe w swojej retoryce pismo młodych nazistów „Ungt Folk”, złoży się zresztą na opublikowanie pozdrowień w nim dla szwedzkiego fürera Svena Olova Lindholma. Latem wyjedzie na obóz organizacji Nordisk Ungdom. W SSS Svensk Socialististisk Samling – szwedzkiej partii nazistowskiej ma numer 4014. W domu mówi się po niemiecku, bo rodzina ma niemieckie korzenie. Jego dziadek był saksońskim właścicielem ziemskim, po ślubie wyemigrował do Szwecji z biedną żoną, której nie chciała zaakceptować bogata rodzina. I to właśnie dlatego, że w gospodarstwie Elmataryd mówi się po niemiecku, pewnego dnia Otto zostanie tam parobkiem.

Elisabeth Åsbrink osiągnęła tutaj literacką pełnię, analizując i adoptując na potrzeby książki zdobyte informacje i fakty i zamieniając je w przejmującą, miejscami przerażającą historię. Ta książka to niewygodna lektura dla Szweda i dla kogoś tak jak ja zafascynowanego Szwecją, niechętnie zaglądającego w jej mroczne zakamarki. Tutaj śledzimy misternie rozwijającą się opowieść, której scenariusz pisali niemieccy i szwedzcy naziści. Z tych samych pobudek jedni chcieli się pozbyć Żydów, drudzy nie chcieli ich przyjąć do siebie.

Bazą, z której czerpie Elisabeth Åsbrink pisząc „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa” są prywatne, nigdy niepublikowane listy rodziny Ottona, rozmowy z nim, z jego dziećmi i z samym Ingvarem Kampradem, ale też z dziećmi, które podobnie jak Otto zostały w szczególny sposób wyselekcjonowane i przewiezione przez Szwedzką Misję dla Izraela do Szwecji. Åsbrink spędza czas w archiwach wiedeńskich, kościelnych, zapoznaje się z korespondencją pastora Birgera Pernowa, który organizuje transport dzieci, czyta prasę z czasów wojny, analizuje obszerną bibliografię źródeł drukowanych poświęconą nazizmowi, drugiej wojnie światowej, Holokaustowi. Z połączenia tych zebranych informacji i faktów wyłania się obraz kraju i społeczeństwa, które będzie broniło za wszelką cenę swojej suwerenności i pozycji. Chyba niewiele krajów może poszczycić się polityką, tak chłodno kalkulującą zyski i straty, z takim wyrachowaniem szukającej złotego środka i idealnego wyjścia z każdej politycznej opresji. Pomoc udzielona przez Szwecję w czasie drugiej wojny światowej jest namiastką w morzu potrzeb. Drzwi kraju zamykają się z głośnym trzaskiem, otworzą się wyłącznie dla tych, którzy okażą się użyteczni.

Elisabeth Åsbrink z wyczuciem balansuje pomiędzy źródłami, wyciągając z nich tropy, które z przejmującą mocą niosą historię do przodu. Ten reportaż jest doskonałym dowodem niebywale drobiazgowej pracy źródłowej i szukania głosów z przeszłości. Każda osoba, której wypowiedź pojawia się na kartach książki ma ten sens, który sprawia, że otwiera kolejne drzwi do zrozumienia całości. Każdy cytat jest niezbędną częścią układanki, której brak zburzyłby tę misterną budowlę. Znając finał historii Elisabeth Åsbrink potrafi wyczuć jej przełomowe momenty, odpowiednio dramatyzując napięcie. Miejsca, w których uderza najmocniej, to te, kiedy tracę na chwilę oddech, ogarnia mnie bezradność, poczucie beznadziei. Subtelnie a jednocześnie przejmująco przeplata własną osobistą historię, pokazując, że los wykluczonych, to niekończąca się opowieść.

„Wiadomości przygniecione lękiem ważą tyle samo, ile waży liczba niewypowiedzianych słów”, napisze w pewnym momencie Elisabeth Åsbrink. Gdy spaceruje współcześnie ulicami Wiednia widzi starych ludzi, „wiadomo, że pamiętają tamte czasy. Ale twarze nie zdradzają, co robili, czego doświadczyli i czyje podzielali poglądy”. Rozmawiając z Ingvarem Kampradem, który również po wojnie hojnie wspiera ruch nazistowski, Åsbrink usilnie próbuje się dowiedzieć i zrozumieć, jak to się stało, że aktywny nazista zaprzyjaźnia się pewnego dnia z żydowskim chłopcem. Przypominając o Białych Autobusach zastanawia się, jak to możliwe, że misja tego samego Czerwonego Krzyża przyjeżdżając z inspekcją do Theresienstadt w raporcie przedstawi życie tam jako wzór do naśladowania. Studiując historię próbuje zrozumieć, jak to możliwe, że Szwedzi, których największym problemem podczas drugiej wojny światowej było racjonowanie kawy w tak restrykcyjny sposób odmawiali pomocy żydowskim uchodźcom, chociaż prasa donosiła na bieżąco o polityce Hitlera i kolejnych krokach jego reżimu. Śledząc powojenną historię ruchu nazistowskiego, Åsbrink zastanawia się, jak to możliwe, że „kiedy zachodnioniemiecki rząd w roku 1962 zajął się problemem nazizmu w kraju, okazało się, że Szwecja jest największym dostarczycielem druków propagandowych dla niemieckich nazistów a Per Engdahl kluczową postacią w międzynarodowym ruchu nazistowskim”. Ten sam Engdahl, którego Ingvar Kamprad zaprosi na swój ślub i który wystąpi na jego weselu z uroczystą przemową.

Recenzja książki „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa”, Elisabeth Åsbrink, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013. Przełożyła Irena Kowadło-Przedmojska. Tytuł oryginału szwedzkiego: Och i Wienerwald står träden kvar (2011). Redakcja: Agnieszka Łodzińska. Korekty: Magdalena Kędzierska-Zaporowska, Alicja Listwan. Stron: 362. Książka zawiera spis materiałów źródłowych.