Tę książkę można odczytywać na wiele sposobów. Dla jednych będzie to opowieść o dojrzewaniu do człowieczeństwa. Dla innych historia o akceptacji. Można też odczytać tę powieść, jako krytykę współczesności z jej kultem piękna, czy wręcz ważny głos w dyskusji o etyce w badaniach genetycznych.
Ewa i Adam z „Poczwarki” to para doskonała. Mają zaplanowane i realizowane z powodzeniem kariery zawodowe, sukcesy towarzyskie, chwalą się zdjęciami w kolorowych magazynach, zaproszeniami na bale charytatywne. Mają dom zaprojektowany do wygodnego życia, z wysmakowanymi dekoracjami. Są znani i lubiani. Piękni i bogaci. W ich zaplanowanym życiu pora na dziecko. Niestety urodzi się dziecko z zespołem Downa i to w jednym z najcięższych przypadków. Ich walka z losem, z samymi sobą będzie osią wydarzeń. Obserwujemy ich zmaganie się z czasem, który nieubłaganie działa na ich niekorzyść. Z chęcią zostawienia dziecka w szpitalu i zaczęcia wszystkiego jeszcze raz, normalnie, bez przeszkód.
W tej walce niełatwo o jednoznaczne decyzje. Oboje, i Ewa i Adam na początku nie zdadzą egzaminu z człowieczeństwa. Ewa po urodzeniu dziecka jest pełna niepokoju, ma złe przeczucie, że może być z nim coś nie tak. Gdy lekarz zapozna ją ze statystykami zespołu Downa śmieje się z gniewną goryczą. Budzi się w niej bunt i przerażenie. Adam zachorował na ojcostwo, cieszy się, że będą mieć dziecko, szybko układa w głowie plany dla chłopca, supergwiazdy informatyki i giełdy lub córki: prestiżowa uczelnia i dobry mąż. Optymista. Dziecko Adama ma mieć wszystko, co najlepsze, więc Ewa rodzi w najdroższej klinice w mieście. Do starannie urządzonego pokoju dziecka kupią tylko najlepsze rzeczy. Ewa nie rozumie koleżanek, które zachodzą w ciążę na studiach, potem gnieżdżą się w ciasnych mieszkankach, kosztem swoich planów. „Według Adama i Ewy dziecko miało być nierozerwalną częścią spełnionych ambicji, a nie wyrzeczeniem się ich”. Po diagnozie lekarzy, Adam chce dziecko zostawić w szpitalu, ustala szczegóły z personelem szpitala, planując, że dziecko pójdzie do specjalnego zakładu. To esteta hołdujący „zasadom, rytuałom i niezmienności” a taka bezkształtna istota nie mieściła się w jego poczuciu estetyki. Stwierdza, że nie zniesie w swoim domu i nie uzna czegoś takiego za swoje dziecko.
Darami Pana określa się dzieci, których pojawienie się na ziemi trzeba usprawiedliwić, powie Dorota Terakowska („Władca Lewawu„, „Córka Czarownic„, „Dobry adres to człowiek„, „Ono„, „Tam gdzie spadają anioły„, „Samotność Bogów„). Tak nazwie dziecko z zespołem Downa Anna, matka ośmioletniej chorej dziewczynki, która przyjdzie do szpitala zachęcić Ewę do nieoddawania własnego dziecka. Od podjęcia przez Ewę decyzji rozpocznie się trudny proces, którego każdy dzień będzie potwierdzeniem i zaprzeczeniem słuszności jej decyzji. Obserwujemy jej zmagania się z własną miłością i pojawiającym się wstydem, przerażeniem a nawet wstrętem. Adam będzie szukał usprawiedliwienia, które potwierdziłoby, że to nie jego geny odpowiadają za chore dziecko w ich życiu. Dorota Terakowska prowadzi nas przez trudny temat w nietuzinkowy sposób. Dotyka tego, co bolesne, przerażające, odrażające. Na problem rodzicielstwa i wychowywania chorego dziecka patrzy wielopoziomowo. Z jednej strony towarzyszymy emocjom Ewy, matki, która w początkowym odruchu odrzuca dziecko, potem przechodzi długą drogę akceptacji jej odmienności. I nic tutaj nie jest jednoznaczne. Ani jej zmienne uczucia, mieszające się odruchy miłości, wstydu i chęci ucieczki. Z drugiej strony obserwujemy Adama, który stoczy w sobie najcięższą walkę, przejdzie długą drogę, okupując się w swojej złości, przeradzającej się miejscami w nienawiść. Będzie z wyrachowania trwał przy żonie, cynicznie przeliczając swoją decyzję na zyski w przyszłości. Poszukując wyjaśnienia dla tej porażki, jak odbiera swoje rodzicielstwo, pozna lepiej siebie, własną przeszłość, być może to go właśnie kiedyś uratuje. Wreszcie Terakowska zagląda do świata wewnętrznego chorej dziewczynki. Niezwykłego świata, którego obserwowanie to zupełnie osobna historia w tej powieści. Myszka, bo tak ma na imię dziewczynka, wewnętrznie pokonuje te przeszkody, na które napotyka w codzienności. Przenosi nas na zupełnie nowy poziom współodczuwania. Myślę, że dla niejednej osoby te fragmenty powieści mogą być wyzwalające, to piękna literacka nadzieja, że tam, gdzie medycyna się kończy, zaczyna się ta historia, która pozwala pogodzić się z brakiem dostępu do zamkniętego, nieznanego świata dziecka, z którym nie ma „normalnego” kontaktu.
Historia Myszki otwiera się również na dyskusję o kondycji współczesnego społeczeństwa, nietolerancyjnego, opresyjnego wobec odmienności. Gehenna, jaką Ewa przechodzi z dzieckiem w zetknięciu ze światem zewnętrznym, uderza brutalnością, nienawiścią i prostactwem. Terakowska będzie bezwzględna w swojej krytyce i wobec społeczeństwa i instytucji, które wycofują się ze swoich funkcji w zetknięciu z chorobą dziewczynki. Przedszkola integracyjne okazują się pozorowanymi instytucjami, które przyjmują tylko wygodne dla nich dzieci, dla przypadków trudniejszych, jak Myszki, nie ma miejsca. Ewa nie może liczyć na wsparcie instytucji pomocowych, bo ich poziom rozeznania w potrzebach takich matek, jak ona budzi zgrozę.
Gdybyśmy żyli w świecie, w którym można sobie zaprogramować genetycznie dziecko, wykluczając z jego przyszłości wszelkie fizyczne i intelektualne niedoskonałości, to czy taki świat stałby się idealny? Dorota Terakowska wywołując takie pytanie swoją powieścią w roku 2000, nie sądziła, że kilkanaście lat później, to co krytykuje w „Poczwarce” nabierze rozpędu i rozmachu.
Świat oszalał na punkcie look’u. Pokaż mi twój „style” a powiem ci kim jesteś. Oceniamy się po wyglądzie. Ulice zamieniają się w coraz bardziej wypielęgnowanych ludzi, wyczesanych, wystylizowanych. Pięknych. Brzydota i niechlujstwo od razu rzuca się w oczy. Jak coś oryginalnego. Triumfy święcą Perfekcyjne Panie Domu, ludzie oddają swoje niedoskonałe ciała publicznie w ręce chirurgów, niemal każdy celebryta ma swojego stylistę. Podglądamy się wszędzie, więc wszędzie, chcemy wyglądać idealnie. Gdzie są granice tego terroru wyglądu? Dorota Terakowska ostrzega, że jesteśmy w trakcie stawania się pokoleniem Barbie i Kena, plastikowych, wykrojonych według jednego szablonu ludzi, z identycznymi planami na życie, ambicjami i potrzebami. Zamieniamy się w społeczeństwo konsumujące coraz więcej, dbające o pozory, wygodne życie, szafujące normami i zasadami. Odchodzimy od moralności na rzecz etyki pieniądza. Kupczymy sobą, żeby móc kupować innych. Granice pokazywane w tej powieści niebezpiecznie się przesuwają, oddalając ludzi na margines człowieczeństwa. Wychowywanie dziecka z zespołem Downa to nie tylko trudne rodzicielstwo, to też trudne życie w społeczeństwie, które nie akceptuje odmienności. Nie dorośliśmy, żeby być ludźmi, wybrzmiewa w tej powieści.
Dorota Terakowska, Poczwarka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001. Redakcja: Maria Rola. Korekta: Henryka Salawa. Redakcja techniczna: Bożena Korbut.