Kategorie
Non-nordic

Dorota Terakowska – Tam gdzie spadają Anioły

W „Igraszkach losu” z Kate Beckinsale i Johnem Cusackiem cudownie pokazano, jak z pozoru przypadkowy zakup bożonarodzeniowego prezentu staje się okolicznością, która ma połączyć w przyszłości dwoje ludzi. Bez względu na to, jak bardzo Jonathan będzie się starał odszukać Sarę, spotka ją dopiero wówczas, gdy będzie na to najlepszy moment. Czy to zbieg okoliczności? Czy z góry zapisany los? A jeśli z góry, to gdzie wolna wola? Czy potrafimy zmienić to, co nas czeka?

Dorota Terakowska („Poczwarka„, „Władca Lewawu„, „Córka Czarownic„, „Dobry adres to człowieka„, „Ono„, „Samotność Bogów„) to najwspanialsza czarownica w polskiej literaturze. Wchodzę w jej prozę, jak fani Harry’ego Pottera w świat Hogwartu; z wypiekami na twarzy, zafascynowana i zauroczona. A wychodząc chcę być lepszym człowiekiem. Naiwne? Banalne? Może. A może zwyczajnie w świecie należę do osób, które nie zabiły w sobie dziecka, które jeszcze wierzy w dobro? A nikt tak pięknie i mądrze nie pisze jak być dobrym człowiekiem.

W „Tam gdzie spadają Anioły” spotykamy rodzinę: Annę rzeźbiarkę, Jana naukowca, ich pięcioletnią córkę Ewę i Babcię mieszkającą dwie ulice dalej. Dzielnica domków jednorodzinnych, dość zamożna, gdzieś na skraju lasu. Zwykli ludzie, których córka jest świadkiem niezwykłego wydarzenia: walki Aniołów. Zafascynowana unoszącą się na niebie chmurą Aniołów wybiega z domu i śledzi ich lot. Przez nieuwagę wpada w kłusowniczy dół. Nie tylko ją spotkał nieszczęśliwy wypadek, jej Anioł Stróż przegrał walkę z Czarnym Aniołem. Spada na ziemię i zamieszka w ruderze na jej osiedlu, brany przez wszystkich za bezdomnego. Czy człowiek bez Anioła Stróża poradzi sobie w życiu?

Nie pamiętam, czy to był 1996, czy 1997. Pojechałam do Kolonii na koncert The Fugees. Mieliśmy świetne miejsca, ale chciałam potańczyć i zeszłam na parkiet. Pięć metrów od estrady. Zespół wchodzi na scenę. Tłum faluje. W prawo, na lewo. Upadam i widzę swoje życie jak w stopklatkach. Nie wiem, ile to trwało, nagle ktoś podnosi mnie do góry. Żyję, chociaż przez chwilę byłam gdzieś indziej. Kto mi pomógł? Nie wiem. Każdy w coś wierzy. Jedni w przypadek, drudzy w szczęście, inni w Boga a jeszcze inni w Anioła Stróża. A tu taka książka. Literacki wykład z anielskiej historii, angelologii, wycieczka przez filozofię, ustępy ze Swedenborga. Anioły rulez.

Wierzę czy nie wierzę? Zostawmy na chwilę te rozważania na boku. Bo, w czym rzecz? Rzecz w tym, że dorośli, gdy przestają być dziećmi tracą swoją naiwność, wiarę w nieosiągalne, w umiejętność sięgania gwiazd. Dziecięca perspektywa to umiejętność radowania się z małych zwycięstw codzienności, zachwyt pierwszego razu. Dorastając tracimy tę wrażliwość zmieniając się w kontestatorów rzeczywistości z pozycji znawcy, krytyka, metodyka, który rozkłada na czynniki pierwsze to, co wokół, systematyzując, dopasowując do paradygmatu normalności, wyłuskując wysokie od marnego. Wywyższamy się nad urokiem chwili, nieprzeciętnością ulotnego pierwszego wrażenia, bo je mamy za sobą i szukamy doznań w tym, co stałe, często zabijając w sobie spontaniczność.

W swoim czasie blogosferę obiegła historia słynnego skrzypka grającego w waszyngtońskim metrze. W tym eksperymencie zorganizowanym przez „Washington Post” brał udział znakomity wirtuoz Joshua Bell, koncertujący na całym świecie. Grał najpiękniejsze utwory muzyki klasycznej na skrzypcach wartych 3,5 miliona dolarów. Nikt go nie rozpoznał w dżinsach, T-shircie i baseballówce. Grał 43 minuty i zarobił 32 dolary. W tym czasie ponad 1000 osób przeszło koło niego. Największe zainteresowanie wzbudził w dzieciach, którym śpieszący się rodzice nie pozwolili zatrzymać się przy nim na dłużej. Co pokazuje, jak świat dorosłych zamienia się w świat pozorów. Wierzymy w to, w co warto wierzyć, lub w co opłaca się wierzyć. To przykre, ale niestety bywa, że kupczymy naszym zachwytem, który jest wliczony w rozrywkę i kulturę, za jaką płacimy. A nie widzimy otaczającego piękna, czegoś niepowtarzalnego, co dzieje się na wyciągnięcie ręki. Tych wszystkich umykających wyjątkowości. I o tym jest ta piękna książka.

Anna szuka idealnego wyrazu dla swojej rzeźby, wciąż niezadowolona, zamyka się w gorączce poszukiwania najlepszego ujęcia. Harmonii i ideału szuka w studiowaniu perspektywy i anatomii. Jan zamyka się w sztucznym świecie Internetu. Koncentruje się na każdej chwili ze strachu przed zmarnowaniem czasu. Oboje żyją pasją tworzenia, zapominając, że tuż obok codziennie świat tworzy niepowtarzalne małe dzieła sztuki. To, co stworzone prawami natury budzi w nich lęk, niepokój. Przyroda to nieprzyjazny przeciwnik, skory do niebezpiecznych wyzwań. Bezpieczny jest świat sztuki, nauki, który odda przyrodę w doskonalszej interpretacji, wyjaśni życie roślin, usystematyzuje świat zwierząt. Nawet dorastająca Ewa widzi, że jej rodzice w swoich uporządkowanych światach nie mogą osiągnąć niczego wielkiego, bo brakuje im emocji, które byłyby źródłem tworzenia. Anna do oceny swojej sztuki używa centymetra i wagi zamiast uczuć. Jan serio traktuje to, co „da się zważyć, zmierzyć, rozłożyć na atomy i precyzyjnie opisać”. Ewa rozumie, że nie da się oddać bólu bez jego doświadczania. „Van Gogh cierpiał, gdy malował. Obciął sobie ucho, wiesz? Beethoven, gdy komponował, płakał. Bo był głuchy. (…) Goya, wielki artysta, całe życie był przerażony, że inkwizycja spali go na stosie. A Boschowi śniły się potwory, które malował, bał się spać. Gustaw Mahler, taki kompozytor, cierpiał na depresje, a Czajkowski prawie zwariował”.

I Anna i Jan żyją własnymi światami, obok siebie. Zamknięci w poszukiwaniu wieńczącego wysiłek dzieła, które zrekompensuje im wielogodzinny trud tworzenia. Ewa, ich pięcioletnia jedynaczka żyje też obok nich, próbując zaadoptować się w tym świecie gorączki ciągłego niezaspokojenia. Brak uwagi i czasu rodzice rekompensują jej coraz nowszymi zabawkami, substytutami niepoświęconego jej czasu. Nie brakuje im go jednak na podtrzymanie mitu spełnionego rodzicielstwa, poddają dziecko testom, które mają ich utwierdzić w sukcesie wychowawczym. I utwierdzają, bo dziewczyna ma nieprzeciętne wyniki w teście IQ. Dopiero tragedia lub jej przedsmak budzi w rodzicach Ewy niepokój, próbują uspokoić sumienie obietnicami. Chcą być lepszymi, bardziej uważnymi rodzicami, dla których praca nigdy więcej nie będzie ważniejsza od dziecka.

Po wypadku Ewy w jej okolicy zaczyna krążyć Czarny Anioł Vea. Swoją pierwszą walkę wygrał, teraz musi dokończyć dzieła. Radosne dzieciństwo naznacza gromadzący się strach, niepokój i niepewność, które rosną z każdą najdrobniejszą nieprzyjemnością, pozbawiając życie dziecięcej beztroski. W ten sposób zaczyna się dojrzewanie i nieustająca walka dobrego ze złem, dobrego, które jest dziecięco bezsilne wobec braku wiedzy złego. Nawet Babcia Ewy rozumie, że nic nie uchroni dziewczynki przed nieszczęściem, choćby największa troska. Będzie musiała samodzielnie nauczyć się odróżniania dobra od złego. Nie oznacza to jednak, że pozostajemy bezczynni wobec gromadzącego się niepokoju. Gdy czegoś nie rozumiemy pojawia się strach, obawy; stajemy się przezorni, jak Babcia, która z jednej strony pomaga Bezdomnemu, z drugiej woli, żeby wnuczka trzymała się z dala od niego. Sąsiedzi samotnie mieszkającą sąsiadkę nazwą starą panną, nie wnikając, co jest przyczyną jej samotności. Ewie w szkole nauczycielki zaczną wytykać jej chorowitość, wpędzając silną jak do tej pory dziewczynkę w kompleksy. Szkoła stanie się jednym z pierwszych opresyjnych miejsc, jakie zapamięta Ewa. Odmienność tej inteligentnej jedynaczki, wychowanej w towarzystwie dorosłych, nieprzyjaźnie zostanie przyjęta w szkole, która gani brak jednomyślności, inności. Ludzie upraszczają sobie niezrozumiały dla nich świat, szufladkując się na normalnych i odmieńców, od których na wszelki wypadek należy stronić.

Dyskusje Czarnego Anioła Vea z Aniołem Stróżem Ave o dobru i złu, to te same dyskusje, które pojawiają się wraz z dojrzewaniem, wraz z pierwszymi porażkami, cierpieniem. Jak zrozumieć świat w ciągłej walce dobrego i złego, jak pojąć nadmiar cierpienia w tym codziennym świecie? Obserwując zło, nie lekceważąc go, żeby nie nabrało odcieni szarości, bo to moment, kiedy eskaluje, powie Terakowska. I pogodzić się z myślą, że są nieodłączną częścią wszechświata, że to właśnie w mroku zła jaśnieje siła dobra. A jak je zwalczać? Czasami walka człowieka ze złem przypomina wyganianie czarnego ptaka przez Annę z ich ogrodu. Ucina kolejne gałęzie drzewa, a ptak znajduje sobie nowe do siedzenia. Czy ludzie są w stanie dostrzec dobro w drugim człowieku? Najczęściej nie, bo „żaden człowiek nie dostrzega w drugim wielkości, doszukuje się raczej czegoś odwrotnego, a w każdym razie widzi kogoś gorszego od siebie”. Jak żyć? Z większą wiarą, w to, co życie niesie, czytamy. Czy to takie proste? Nie, ale gdyby było proste, nie oznacza, że byłoby lepsze.

Wróćmy jednak do wiary. Bo kto dzisiaj wierzy w Anioły? Jan podchodzi do pytania systematycznie, wyszukuje materiały źródłowe, czyta dzieła mistyków, filozofów. Dociera do źródeł sprzed 4 000 lat przed Chrystusem. Wszędzie, na ścianach jaskiń, na papirusach są postaci aniołów. Mają swoje imiona we wszystkich religiach, bibliografię i hasła w słownikach. Są zeznania świadków, którzy relacjonują swoje spotkania z aniołami. Wirtualne sieci, które jednoczą tych, którzy z nimi rozmawiali. Szaleńcy? Wariaci? Uczeni, którzy pod wpływem narkotyków spisują swoje wizje? To akurat nie ma w tej chwili znaczenia. Terakowska pisze, że nie wiemy, co nas czeka, nie wiemy, jaki będzie rezultat naszego życia. Może będzie spędzone w samotności? Może twórcze? O naszym życiu decyduje Anioł Stróż, zapisany dla nas los albo jak ktoś woli przypadek. Nie wiemy, w jakiej rodzinie się urodzimy, nie wiemy, w którym momencie rodzice będą inspiracją a w którym tymi, którzy podcinają nam skrzydła. Spotykamy ludzi, którzy nas motywują lub krzywdzą, dzieją się rzeczy, które mogą odwrócić całe nasze życie do góry nogami. Anna Jackowska ma 34 lata, rzuciła stałą pracę w korporacji i zwiedziła samotnie na motorze Portugalię, Maroko, Syrię, Jordanię, Bałkany. Dostała nagrodę National Geographic Traveler w kategorii podróż roku. Co ją zainspirowało do takiej decyzji? Bakcyl, którego złapała w dzieciństwie. Co nas, zatem czeka w życiu? Wszystko, o czym marzymy, pod warunkiem, że zaczniemy to robić. A gdy po drodze pojawią się porażki, to przeczytajcie „Tam gdzie spadają Anioły” i wszystko będzie jasne.

Dorota Terakowska, Tam, gdzie spadają Anioły, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010. Opieka redakcyjna: Maria Rola. Projekt okładki i stron tytułowych: Piotr Janina Suchodolski. Redakcja techniczna: Bożena Korbut.