Kategorie
Literatura nordycka

Płyń z tonącymi – Lars Mytting, czyli najlepsza współczesna powieść norweska z Szetlandami w tle

Jest dwóch żyjących, współczesnych pisarzy, którym można powierzyć napisanie instrukcji obsługi odkurzacza, z absolutnym prawdopodobieństwem, że to będzie światowy bestseller. Jeden z nich to Zygmunt Miłoszewski („Bezcenny„, „Gniew”, „Jak zawsze„, „Uwikłanie„), drugi to Norweg Lars Mytting znany z hitu „Porąb i spal. Wszystko, co mężczyzna powinien wiedzieć o drewnie”. I w przeciwieństwie do, potężnie lansowanego Knausgårda, Mytting naprawdę ma talent. Na przykładzie „Płyń z tonącymi” można doświadczyć kompulsywnego ataku czytania. I wiele składa się na to, że powieść o rodzinnej tajemnicy, z Norwegią i Szetlandami w tle, jest tak uzależniająca.

Płyń z tonącymi Lars Mytting

Ale zacznijmy od tego, co się tutaj w skrócie dzieje. Lars Mytting z głównej postaci Edvarda Hirifjella robi swojego równolatka. Obaj urodzili się w 1968, ale Edvarda poznajemy, gdy ma 23 lata. Jest 1991 rok, a my przenosimy się ok. 170 km na północ od Oslo, na wysokość Lillehammer, na tyły Saksum do niewielkiej norweskiej wioski, od której nigdy nie odklei się określenie: zwyczajna.

„Znaleźć tu można to wszystko, co w każdej wsi. Spółdzielnię rolniczą, krawcową, pocztę i sklep. Lokalną drogę, na której zimą karetki pogotowia zakopują się w śniegu. Odrapane domy zamieszkane przez ludzi, którym nie chce się nawet wypełniać deklaracji podatkowych”.

Chłopak mieszka ze swoim dziadkiem Sverre, wspólnie uprawiają ziemniaki, które z powodzeniem sprzedają dalej i hodują owce. Rodzinny interes i pola malowniczo położone 540 metrów nad poziomem morza, to kwintesencja ich małego życia. Ale od zawsze działo się coś, co zakłócało idyllę. Spojrzenia, zaczepki. Komentarze niedające spokoju. Przeszłość dziadka budziła w mieszkańcach coś nieprzyjemnego, co wprawdzie nie wymknęło się nigdy poza pewne granice, ale wypełniło mężczyzn substancją, która starszego pana trzymała z dala od sąsiadów, a w Edvardzie wywoływała odruch obrony. Dowiadujemy się, że chłopak został osierocony. W nie do końca wyjaśnionych okolicznościach w 1971 giną jego rodzice na wycieczce we Francji, gdy ma zaledwie trzy lata. On sam przez kilka dni jest zaginiony w miejscu wypadku, po czym zostaje podrzucony do lokalnej przychodni. To właśnie dziadek i jego zmarła później żona Alma zajmie się wychowywaniem chłopaka, i jak okazuje się, całe życie próbował przekazać wnukowi pewną informację, trzymając go jednocześnie z dala od jej najważniejszej części. Jego śmierć otwiera drzwi do kilku odpowiedzi, które komplikuje fakt, że na starszego pana czeka od 1979 gotowa, piękna trumna z brzozy płomienistej, zrobiona i przysłana dla niego z Szetlandów przez jego brata Einara, co jest o tyle niemożliwe, że brat zginął na wojnie.

Na chwilę przerwijmy ten opis, bo żeby lepiej zrozumieć, to, co dzieje się w powieści trzeba na moment pochylić się nad kilkoma źródłami. Polecam w tym miejscu „Drogę na Północ. Antologię norweskiej literatury faktu” i jej najbardziej wstrząsający czwarty rozdział „Rozliczenia 1945 – 1959” (piszę o nim więcej tutaj). Dopiero teraz lepiej odczujemy presję i ciężar życia dziadka naznaczonego stygmatem zdrajcy i kolaboranta i chłopaka, stającego w jego obronie. Kolejną literacką wycieczkę musimy zrobić do dwóch reportaży Ilony Wiśniewskiej „Białe. Zimna wyspa Spitsbergen” i „Hen. Na północy Norwegii” (piszę o niej w trzech odsłonach: Finnmark – norweski kres i północny stan umysłu, Saamowie na północy Norwegii i Przystanek Finnmark, czyli Cicely Północy), to z kolei, żeby jeszcze głębiej zajrzeć w duszę Norwegów. Ale też, żeby zrozumieć, dlaczego Edvard broni się przed związkiem z Hanne. Dlaczego trzyma się gospodarstwa dziadka i prostego życia. Dlaczego nigdy nie wyjeżdża dalej, a jego świat kończy się na ulicy Søre Ål w Lillehammer.

Dziwna sytuacja z trumną prezentem od nieżyjącego brata dziadka i rozmowa z pastorem Thallaug sprawiają, że Edvard uświadamia sobie, że ma do czynienia z rodzinną tajemnicą, skrzętnie ukrywaną przed nim przez dziadka. Sprawę komplikuje informacja o rzekomym majątku, który należy do rodziny. Czy Edvard odkryje prawdę i co ona będzie dla niego oznaczać? Znamienne są słowa pastora:

„Niektórzy żyją najlepiej, zbijając prawdę jak z desek. Nawet jeśli wyjdzie trochę krzywa i dziurawa, to może wytrzyma. I dla wielu trzyma całe życie”.

Ale chłopaka nie zaspakaja połowa prawdy. Rusza w drogę szlakiem skąpych znaków, szczątkowych informacji. Układa z nich mapę, która prowadzi go do kolejnych miejsc i ludzi. Co tam znajduje? Czy pogodzi się z prawdą? I jak go odmieni to poszukiwanie?

Powieść Larsa Myttinga to piękna, wieloznaczna historia o odkrywaniu siebie. Siebie jako człowieka. Siebie jako mężczyzny. Ale też własnego pochodzenia i tego, co ono oznacza dla człowieka. Ale „Płyń z tonącymi” to też powieść o Norwegach i ich duszy, w której to co dawne, zakorzenione w świecie wikingów, wciąż ożywa w pamięci zbiorowej. O ich poczuciu wspólnoty i dbaniu, żeby trwała godnie. O ich związkach z naturą, rozpoznawaniu jej skomplikowanej gry i dostrajaniu się do jej rytmów. To piękna historia o pięknym kraju, któremu udało się zachować charakter narodowy, ale też zawalczyć o dobre życie. I o tym, że o życie w zgodzie ze sobą, własną przeszłością trzeba nieustannie zabiegać. Ale to też powieść o pasji i poświęceniu. O wyborach, które zawsze odbywają się czyimś kosztem. O chciwości dziedziczonej z pokolenia na pokolenie, która zamienia ludzi w polującą i bezwzględną zwierzynę. O pozorach szczęścia, którymi są status, majątek i prestiż. Wreszcie o wielkiej miłości, która wiąże się z jeszcze większym poświęceniem. I w końcu o tym, ile kosztuje chronienie najbliższych przed prawdą, która mogłaby ich zabić.

Sukces tej powieści zasadza się na zetknięciu dojrzewającego, młodziutkiego chłopaka z przeszłością, którą nosi w sobie jego dziadek. Elektryzujące napięcie budowane przez lata, gdy starszy pan z taką konsekwencją broni wnuka przed nieoczekiwaną dla niego prawdą, mówi nam więcej o miłości, oddaniu i przywiązaniu, niż jakakolwiek deklaracja. Edvard jest dwudziestotrzyletnim chłopakiem. Do tej pory świat docierał do niego za pośrednictwem dziadka. A dziadek, to to, co piękne, trwałe i niezmienne. Czy jednak zawsze? Przy kojących dźwiękach kantat Bacha, symfonii Beethovena i Mahlera dyrygowanych przez Furtwänglera, Klemerera słuchanych przez starszego pana, przy „szeleście dochodzącym z zagajnika, gdzie rosły brzozy płomieniste” dorastał chłopak zżywający się z naturą, której oswajanie oznaczało pokonywanie strachu przed jej siłą, rozumienie potrzeb ziemi, dostrajanie się do zmieniającej się pogody i coraz lepsze rozpoznawanie znaków przyrody. Dziadek będzie drogowskazem, swojego rodzaju wskazówką w kompasie życia, według której Edvard porusza się po świecie. Chłopak jest przesiąknięty wiedzą, której nie da się zdobyć z podręczników. Jest współodczuwającą częścią tego ekosystemu. Jest coś pięknego i jednocześnie pogańskiego, gdy Lars Mytting pisze o nagiej ziemi, dodając, że nie może leżeć naga, bo „każdy rozkopany kawałek czarnoziemu był jak rana. Przyciągał chwasty, które na nim rosły i go okrywały”. I można się zastanawiać, do jakiego stopnia, gdy pisze te słowa, wciąż są to tylko opisy natury, a w którym miejscu mówi o nas, ludziach i naszej bezbronności, gdy otwarci na świat, tuż po okresie dojrzewania przyciągamy do siebie niewłaściwych ludzi. Po części stanie się tak z Edvardem, którego niewinność, mieszająca się z naiwnością słabo go chroni przed cynizmem i wyrachowaniem, z jakim zetknie się już za chwilę.

„Płyń z tonącymi” w poruszający sposób pokazuje też chłopaka, dorastającego do dojrzałego uczucia. Inicjacja Edvarda do głębokiego związku prowadzi ścieżkami ślepych fascynacji, ulegania chwili, podczas których miesza się rozsądek z nagłymi olśnieniami. Walczy o siebie, prawo do bycia sobą, ulegając jednocześnie pokusom wygodnego życia. Uwielbia „ciepło i równowagę” Hanne, ale ucieka od „ołowianego ciężarka, który w sobie nosiła i który chciała przywiązać mu do nogi”. Wzdryga się, na jej oczekiwania, żeby robić to, czego oczekuje społeczeństwo. On szuka. Nie tylko wyjaśnienia zagadki rodzinnej, czuje, jakby „stał przed zamkniętymi drzwiami, za którymi kotłuje się przeszłość. I jakby szukał kluczy, wiedząc, że ta przeszłość po drugiej stronie robi to samo”. Ale po drugiej stronie jest też on, rozdarty, szukający odpowiedzi na niepokojące pytanie: „Kim jestem, kim jest prawdziwy ja, ten którym jestem przede wszystkim”. A rozdarty ulega impulsom. Fizyczne zauroczenie, zbliżenie dają pozory związku, ale też uzależniają. To chłopak, który nie potrafi powiedzieć kim będzie po odkryciu prawdy o swojej rodzinie, ale świadomy tego, że na końcu tej drogi będzie innym człowiekiem. I świadomy też wewnętrznej walki, jaką toczy sam z sobą o siebie dorosłego. Bo w zależności, kto w nim teraz zwycięży, zaważy to przecież na całym jego życiu. Czy stanie się spełnionym czy pozostanie rozdartym na zawsze człowiekiem?

Szukając tła dla opowiedzenia tej historii Lars Mytting zbudował misterną konstrukcję, gdzie historia współczesnej Norwegii miesza się z jej korzeniami w świecie wikingów, co tak znamiennie jest widoczne na Szetlandach, gdzie prowadzą poszukiwania Edvarda. W nazwach miast i wsi, w nazwach kutrów wciąż drzemie tam pamięć o dawnej, norweskiej przeszłości wysp utraconych w tak absurdalny sposób w 1472 na rzecz Szkotów. Pamiętają też współcześni mieszkańcy Szetlandów, którzy wciąż nie mogą zapomnieć swojej przeszłości, życia wśród wolnych wikingów, którzy tak brutalnie zostali zdegradowani do pańszczyźnianych chłopów przez zaborczych Szkotów. Przeszłość Einara, którego zawierucha wojenna sprowadziła na wyspy łączy się z historią norweskiego ruchu oporu, który stąd właśnie organizował swoje akcje. Ale „stare ślady, które nie dają spokoju” prowadzą też Edvarda nad Sommę, do jednej najkrwawszych bitew z pierwszej wojny światowej, do obozu dla kobiet na północ od Berlina i „księżycowego krajobrazu sadyzmu i cierpień” w Ravensbrück.

Odkrywane dokumenty, listy, ukryte przesłania, zakamuflowane wskazówki, rozmowy z kolejnymi osobami prowadzą Edvarda coraz bliżej rozwiązania zagadki. Hipnotyczna, wciągająca narracja łączy w sobie najlepsze przykłady świetnej szkoły pisania, gdzie nie brakuje fabularnych twistów znamiennych dla najbardziej wytrawnych autorów thrillerów czy kryminałów. Z podobnym napięciem i oczekiwaniem, zachłannie poruszamy się po kolejnych stronach powieści. Język Larsa Myttinga przesiąknięty jest magnetyczną i jednocześnie kojącą dawką pierwotnej siły, wewnętrznego ciepła i spokoju. Gra emocji rozgrywa się na jednej linii melodycznej z szaleństwami przyrody. Tutaj pełnej furii, jak morze uderzające o brzegi, niemal połykające otaczającą rzeczywistość, groźne w swojej sile, jednocześnie piękne, uderzająca kolejnymi odsłonami.

Parafrazując Kanta, Lars Mytting napisze w pewnym momencie „niebo nade mną, morze wokół mnie”. I gdyby prześledzić powieść to zawsze te najbardziej dramatyczne, wymagające najtrudniejszych decyzji sytuacje rozgrywają się w żywiole wody. Na morzu giną Norwedzy walczący w ruchu oporu, woda zabije jego rodziców, morze rozstrzygnie jego związek z Gwen i przywróci mu utraconą pamięć o przeszłości. W morzu znajdzie Einar sojusznika do ukrycia swojej tajemnicy. I tak, jak wyspa, na której Edvard szuka odpowiedzi na temat swojej przeszłości, rano po szetlandzkiej wichurze, objawi się „wymyta przez morze”, tak my ostatecznie poczujemy oczyszczającą moc poszukiwania prawdy.

Recenzja: Płyń z tonącymi, Lars Mytting, Smak Słowa, Sopot 2016. Przekład: Karolina Drozdowska. Tytuł oryginału: Svøm med dem som drukner (wrzesień 2014). Edytor: Anna Witajska. Redakcja i korekta: Małgorzata Jaworska. Projekt graficzny i skład książki: Agnieszka Karmolińska. Projekt okładki: Agnieszka Karmolińska. ISBN 978-83-64846-54-0. Stron: 470.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję: Wydawnictwu Smak Słowa.