W literackie DNA Ilony Wiśniewskiej wpisane są surowe arktyczne krańce Norwegii: wyspiarskiej i kontynentalnej. Opuszczając Spitsbergen przemierza rejony Finnmarku, tam gdzie turyści z całego świata chcą dotknąć północnego krańca Europy. I jak zwykle udowadnia, że opowiadanie o miejscu i ludziach wymaga czasu, refleksji i zapuszczenia korzeni. Jej reporterskie książki to wyjątkowe opowieści o zakątkach świata, których magia zaszczepiona została we wczesnym dzieciństwie opowieściami o Królowej Śniegu, ugruntowana światem Muminków i przypomniana z rozmachem w mitach nordyckich. Siłą książek Ilony Wiśniewskiej jest pokonywanie granic baśni, uruchamianie wyobraźni pobudzonej trzeszczącymi lodowcami, zimnymi wiatrami i nocami polarnymi.
Jak opowiedzieć o miejscu, w którym czas zwalnia, a ludzie łagodnieją? Jak odtworzyć w reporterskiej narracji świat, który odchodzi? Jak wyzwalając się z ram języka unieść specyficzny klimat miejsca? Wie to Ilona Wiśniewska, która opowiada o ludziach Finnmarku, jakby zaglądała im w duszę. Nakłada w swoich reportażach filtr zrozumienia i empatii, a historia uderza w rytm wyciszonego oddechu (Pozostałe części: Przystanek Finnmark, czyli Cicely Północy, Finnmark – norweski kres i północny stan umysłu). W drugiej części odda głos historii o norweskich Saamach, których przodkowie przybyli na Północ według jednych źródeł z Azji, według innych – z północnej Hiszpanii. „Szwedzi nazwali ich lapp, Norwegowie finn. To stąd Finnmark”.
Saamowie w oczach Norwegów
Wejście jest mocne. „W utrwalonym przez wieki wyobrażeniu Saamowie są zacofani i łatwo podporządkowują się autorytetom (Carl von Linné, Lachesis Lapponica, 1811), żebrzą i ciągle chcą się przypodobać (Knut Hamsun, 1917), i w ogóle nie są rdzenną ludnością Północy, tylko imigrantami, przez których Norwegowie czują się dyskryminowani (jak napisze gazeta codzienna „Altaposten” w 2014)”. Biorąc za punkt wyjścia stereotypowe wyobrażenia i narosłe przez lata uprzedzenia Ilona Wiśniewska odtwarza nie tylko historię norweskich Saamów, ale historię o największej w dziejach Norwegii dyskryminacji rasowej, wyjaśniając jednocześnie, że droga Norwegii do czołówki najbardziej demokratycznych państw świata naznaczona jest niechlubnymi miejscami, o których dopiero od niedawna zaczyna się mówić. I to wciąż w emocjach. Kraj, który przyznaje Pokojową Nagrodę Nobla i Nagrodę Nansena (dla osób i organizacji najbardziej zaangażowanych w działania na rzecz uchodźców) nie potrafi się rozliczyć z własnej przeszłości i wciąż odmawia części swoich mieszkańców praw, ograniczając ich suwerenność.
Norwegizacja Saamów
Zaczynając od połowy XIX wieku, kiedy to uznano Saamów za „gorszy gatunek i podkategorię ludzi” rozpoczyna się ich bezwzględna norwegizacja. Jej poszczególne etapy miały sukcesywnie pozbawiać Saamów praw, kultury, tradycji, czyli tego, czego odmawiano samym Norwegom przez okres kolejnych unii. Droga do pełnej asymilacji nie pozostawiała wątpliwości, że gra idzie o wysoką stawkę. O historii Saamów można czytać analogicznie do historii Indian w USA, czy Aborygenów w Australii. Ziemia i uregulowanie praw do niej najbardziej zajmowało Norwegów na początku XX wieku, kiedy ten proces nabrał rozpędu. Weszło wówczas w życie „nowe prawo umożliwiające kupowanie ziemi tylko norweskojęzycznym obywatelom o norweskich nazwiskach”. Po części można zrozumieć politykę Norwegów, którzy tyle co odzyskali suwerenność, po kilku wiekach podległości Danii, a potem Szwecji, jak ten okres określił Henryk Ibsen po „czterystu latach nocy” i ich chęć zadbania o sprawy norweskie (Więcej na ten temat w: Norwegia w drodze do wolności, czyli zerwanie unii ze Szwecją). O tym jednak, że na fali nacjonalizmu i rozbudzonego poczucia wspólnoty rozpętano też cichą wojnę z rdzennymi mieszkańcami Norwegii oficjalnie się milczy. Wkrótce po rozporządzeniach dotyczących ziemi zaczynają upowszechniać się w Norwegii szkoły z internatami, które dla saamskich dzieci oznaczały wyrwanie ich z naturalnego im środowiska i skazanie na dotkliwą izolację i dyskryminację. Bez znajomości norweskiego dopiero po roku pobytu w szkole, jako tako zaczynają cokolwiek rozumieć, a reżim nauczania, niechęć nauczycieli do nich i przekonanie o ich gorszych umiejętnościach objawi się niespotykaną falą nieludzkiego traktowania. Dopiero od 1959 prawo szkolne zezwala na prowadzenie lekcji po saamsku, ale zapis w praktyce wejdzie w życie dopiero dziesięć lat później. „Internaty były miejscem maltretowania dzieci w świetle prawa” – powie, w filmie Den stille kampen (Cicha walka) wyprodukowanym przez telewizję publiczną NRK w 2013 roku, doktor Per Fugelli, który jako pierwszy prowadził badania nad zdrowiem Saamów.
Państwo zadba też o oficjalną retorykę i konsekwentne wymazywanie obecności Saamów z historii. „Podstawa programowa, jednakowa dla całego kraju uczyła o wyprawach norweskiego polarnika Fridtjofa Nansena, nie wspominając udziału Saama Samuela Balto, ważnego uczestnika przejścia na nartach przez Grenlandię w latach 1888 – 1889, który jak jego norweski kolega – napisał o swoim życiu kilka książek”. Wszystkie etapy norwegizacji zaznaczą się spustoszeniem nie tylko kulturowym; ludzie nie tylko przestają pamiętać, ale dodatkowo wyrastają kolejne pokolenia uczone pogardy dla swoich przodków, wstyd i kompleks mniejszości będzie odtąd ciążącym nieustannie brzemieniem. Po latach opresyjnej edukacji szkoły z internatem opuszczają ludzie skrzywieni, których poczucie wartości wyrosłe na strachu zamienia ich w osoby bojące się wyrażać własne opinie, bojące się rozmów z Norwegami na wysokich stanowiskach. Wspomni o tym jedna z bohaterek reportażu Mari Boine, najsłynniejsza dzisiaj na świecie saamska wokalistka, która powie, że „wyrastała w niechęci do wszystkiego, co rdzenne”.
Ale państwo walczy z Saamami na wielu frontach. Do pracy nad ich asymilacją dochodzi przymusowa chrystianizacja. Saamskiej kulturze chrześcijańska propaganda przypisuje znamiona grzechu, potępia tradycję przodków i odbiera Saamom znaczenie natury, z którą byli przecież silnie zżyci. Zakazano im m.in. noszenia czapek z zagiętym czubkiem, bo uważano, że mieszka w nich diabeł. Odbiera się też Saamom możliwości utrzymania. W połowie XIX wieku tylko nie-Samowie mają prawo do handlu z lokalną ludnością. Na ogromną skalę sprzedaje im się wówczas alkohol, a „samogon mieszano z solą, żeby zwiększyć pragnienie”. Nie wiadomo, jak skończyliby Saamowie, gdyby nie „ruch religijny zapoczątkowany przez Larsa Leviego Læstadiusa, saamsko-szwedzkiego przywódcy duchowego, nawołującego do przebudzenia w imię czystości, ubóstwa i abstynencji”.
Saamowie walczą
W polityce Norwegii Saamowie są niewygodnym dodatkiem do krajobrazu. Gdy w latach 70. (Więcej na ten temat w: Jak Norwegia z państwa dobrobytu stała się państwem bogactwa) krystalizują się plany budowy ogromnej hydroelektrowni w na trasie Álttáeatnu, Máze (norw. Masi), wioska zamieszkiwana przez około 200 Saamów ma zostać zalana. Budowa elektrowni i towarzyszącej jej zapory wpłynęłaby też na naturalne szlaki wędrówek tysięcy reniferów. Wówczas Saamowie buntują się. Ich protest, do którego dołączają również Norwegowie sprzeciwiający się tak drastycznej ingerencji w naturę, stanie się jednym z najgłośniejszych w historii Norwegii i z pewnością jednym z najdłuższych. W pewnym etapie zamienia się w strajk głodowy, pierwszy w historii Saamów, a delegacja matek głodujących synów prosi o rozmowę z ówczesną premier Gro Harlem Brundtland. Ta jednak odmawia rozmowy z „terrorystami”, którymi było siedmiu Saamów, którzy w ustawionym przed parlamentem w Oslo saamskim namiocie lávvu odmawiają przyjmowania posiłków. Wśród nich jest jeden z bohaterów reportażu Ilony Wiśniewskiej, Niilas Somby.
Nagłośnienie sprawy Saamów sprawia, że opinia publiczna po raz pierwszy na taką skalę usłyszy o ich sytuacji. Świadomość łamania ich praw była wówczas znikoma. Saamowie znajdują jednak sojuszników, których poruszył ich los. Podczas konkursu Eurowizji zaangażowany politycznie Norweg, wokalista „Pussycats” zaskoczy widownię swoim występem, do którego w pewnej chwili dołączy Saam Mattis Hætta w tradycyjnym saamskim gákti śpiewając joik, „który od lat jest albo zakazany, albo na tyle obrzydzony przez norweską indoktrynację, że oficjalnie niemal nie istnieje”. W Finnmarku, gdzie na powierzchni ok. 50 tys. km żyje ok. 75 tys. ludności, Saamowie stanowią ok. 50 – 70 tys., od pokoleń poniżanie ich jest na porządku dziennym. „Mawiano, że tam, gdzie kończy się asfalt, tam zaczynają się Saamowie”.
Zainteresowanie i poruszenie opinii publicznej nie pozostanie bez wpływu na sytuację Saamów. Wreszcie w 1987 wchodzi w życie prawo, m.in. gwarantujące im powołanie własnego parlamentu. W 1989 zaczyna działać Sametinget, organ doradczy norweskiego parlamentu z siedzibą w miejscowości Kárášjohka (norw. Karasjok). W gmachu budynku król Harald V kilkanaście lat po protestach o uratowanie Máze przeprosi Saamów za norwegizację. Ale fakt, że nie da się już powstrzymać ruchu na rzecz praw Saamów nie oznacza oporu w społeczeństwie. Na fali nacjonalizmu w latach 90. działała w Deatnu organizacja Nei til Saneland (Nie dla Sápmi), która zasłynęła z rasistowskich plakatów z hasłem „Dobry Saam to martwy Saam”. I chociaż to właśnie wówczas, w 1991 pierwszy fiński Saam Nils-Aslaka Valkaepää otrzyma norweską nagrodę literacką za zbiór poezji, nie wpływa to znacząco na postrzeganie Saamów. Alta i jej okolice, pisze Ilona Wiśniewska, słyną z największej niechęci do Saamów i dodaje, że „wyjść w piątkowy wieczór w gákti to podobno, jakby od razu nastawiać się do bicia”.
Tekst powstała na podstawie drugiej części „Hen. Na północy Norwegii”. Wszystkie parafrazy i cytaty pochodzą z książki „Hen. Na północy Norwegii”, Ilona Wiśniewska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016. Książka ukaże się 27 kwietnia 2016. Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka. Projekt typograficzny Robert Oleś / d2d.pl. Opieka redakcyjna: Łukasz Najder. Redakcja: Tomasz Zając. Korekta Edward Rutkowski / d2d.pl, Iwona Łaskawiec / d2d.pl. Redakcja techniczna i skład pismami Warnock Pro i Futura Robert Oleś / d2d.pl. ISBN 978-83-8049-276-9. Stron: 246. Książka zawiera ilustracje i bibliografię.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję: Wydawnictwo Czarne.