Pół roku po powrocie do Polski ze Stanów, gdzie na University of Illinois napisze doktorat z genetyki, Kaja Malanowska zaczyna chorować. Diagnoza: depresja. Najpierw prowadzi blog, potem wyda książkę. Ma wówczas trzydzieści sześć lat. Na takie publiczne uzewnętrznienie osobistej historii zdecyduje się Magdalena Tulli we „Włoskich szpilkach” czy Bożena Jagielska w „Miłości z kamienia„. Ze swojej choroby alkoholowej literaturę zrobi Pilch („Zuza albo czas oddalenia„). Kaja Malanowska zdobywa się na odważny krok i debiut z historią, jaką inni pisarze opowiadają mając już za sobą dorobek twórczy. To ryzykowny zabieg, proza debiutantki musi się sama bronić.
Broni się bardzo dobrze. Książka spotka się z uznaniem krytyki i otrzyma nominację do Gwarancji Kultury – nagrody TVP Kultura. Kaja Malanowska potrafi opowiadać, językiem, który ma ambicje wysokoartystyczne a jednocześnie mocną skłonność do fabularyzowania, bez zbędnego artystycznego przekroczenia. To proza szukająca czasami wysublimowanych skojarzeń, ale nieskupiona na rozwijaniu języka a na opowiadaniu. Dzięki temu język da niekiedy o sobie znać, a poza tym jest przeźroczysty, pozwalając skoncentrować się na opowiadanej historii. Jeśli Kaja Malanowska tak debiutuje i pójdzie w tym kierunku, to pewnego dnia doskonale wypełni lukę w obrębie tzw. powieści środka, bo robi dobrą literaturę, którą jednocześnie dobrze się czyta.
Historia, którą opowiada Kaja Malanowska to podstępna zabawa w autokreację literacką. Niby prawdziwa a jednak uciekająca w zmyślenia. Znamy i lubimy takie zabawy. Historia literatury pokazuje, że takie igranie własnym życiem różnie się kończyło. August Strindberg potrafił wziąć w powieściach tak siarczysty odwet na swoich wrogach czy kolejnych żonach, że w pewnym momencie musiał uciekać ze Szwecji, oskarżony o skandal. F. Scott Fitzgerald zamienia własne życie na literaturę, czerpiąc z Zeldy (Więcej o niej w: Nancy Milford „Zelda. Wielka miłość F. Scotta Fitzgeralda„), jak z otwartej książki, garściami, literalnie. Jack Kerouac opisując ekscesy narkotyczno – seksualne Neala Cassady’ego już nigdy nie napisze czegoś równie dobrego. Kaja Malanowska musiała wiedzieć, że w tym szaleństwie pisania o sobie istnieje jakieś ryzyko. Sama najlepiej wie, w których miejscach i jak dalece opowieść Mai jest tak naprawdę historią Kai. Obie są biolożkami i obie wracają do Polski ze Stanów. Kaja ma syna, powieściowa Maja córkę. Obie przejdą depresję. W programie TVP „Od słowa do słowa” Kaja Malanowska opowie, że opisuje swoich przyjaciół, znajomych, „warszawkę”, w której kręgach się obraca. W swoich deziluzjach mocno kolaboruje z trafnością spostrzeżeń, dając obraz współczesnej Warszawy, społeczeństwa upozorowanego na szczęśliwe, codzienności zagubionej w drobnych szaleństwach.
Jaka to historia? Młode małżeństwo, z córką w szkole, po stażu w Stanach wraca do Polski. On wykłada na uczelni. Ona traci pracę w instytucie naukowym. Pewnego dnia mąż w szczerej rozmowie przyznaje się do czegoś, co wywołuje w Mai lawinę emocjonalnych upadków, stacza ją w niepewność. Pozory szczęśliwego i bezpiecznego małżeństwa rozsypują się na setki załamań, które doprowadzają ją w końcu do głębokiej depresji.
Małżeństwo Szymona i Mai to studium rozpadu poczucia wartości. W drobiazgowo misternej narracji Maja opowiada swoją historię, sięga pamięcią do wspomnień z dzieciństwa, analizuje każde spotkanie, odnotowuje zmiany nastroju, związki znajomych, małżeństwo rodziców, uwikłania rodzinne i przyjacielskie. Jest niecodziennie uważna i autoanalityczna. Poszukuje odpowiedzi nie stawiając pytań. Na oślep oddaje się autodestrukcyjnej grze, przegrywając z własnymi ambicjami, poczuciem bezpieczeństwa.
Kaja Malanowska stworzyła portret kobiety skrajnie uwikłanej. Maja zbudowała sobie poczucie bezpieczeństwa oparte na bezpieczeństwie wynikającym z bycia w związku. Okopywała się przez lata w uzależnieniu od męża, poddając się rytmowi jego wymagań, potrzeb. Jest inteligentną kobietą, ale nie ma w sobie wewnętrznej pasji, która porwałaby ją, zaabsorbowała. Jeśli coś robi, to bez emocji, beznamiętnie, jakby wypełniając tym, czymkolwiek to jest, czas, którego nie spędza z mężem. Gdy przychodzi kryzys w małżeństwie, budowana latami opoka, roztrzaskuje się, a wraz z nią pęka w Mai poczucie wartości. Brak własnego życia sprawia, że ze zdwojoną siłą uczepi się każdej sekundy, żeby przeanalizować ją po raz setny, gnębiąc tym emocjonalnie i siebie i najbliższych.
Kaja Malanowska genialnie oddaje chaos i niekonsekwencję, z jaką Maja ratuje a w rzeczywistości pogrąża swój świat w jeszcze większym uzależnieniu. Histerycznie szuka rozwiązania problemu, próbuje zachować klasę, zacisnąć zęby, trzymać fason. Zmieniać się, dopasowywać. W efekcie chudnie, nie może spać. Nieustannie towarzyszy jej uczucie strachu, paniki nie do przezwyciężenia. W końcu zaczyna spisywać swoje obserwacje, spostrzeżenia. Myśli same wracają do przeszłości, jakby tam szukała zrozumienia dla tego, co dzieje się tu i teraz.
To wyjątkowo ciekawy portret współczesnej kobiety, pokazujący delikatnie zachodzące zmiany obyczajowe i toczącą się nieustannie niepokojącą wewnętrzną walkę o samostanowienie, prawo do bycia kochaną, prawo do wzajemności i szacunku. Bohaterka Malanowskiej ucieka przed narzuconym przez tradycję i kulturę schematem żony cienia, lecz wciąż ta sama kultura i tradycja podświadomie wpycha ją w ten schemat. Podąża za mężem a nie za swoim wewnętrznym głosem. Gdy on dostanie propozycję wyjazdu zagranicznego, pojedzie za nim i żeby nie marnować czasu zrobi doktorat. Czy właśnie tego chce? No chyba właśnie nie, skoro dalsza praca naukowa kompletnie ją nie satysfakcjonuje. Rodzi dziecko, bo wpada, nie ma w niej jednak pasji wychowawczej. Widać, jak bardzo jest rozdarta pomiędzy powinnością a własnymi potrzebami. Niestety nienazwanymi, bo ona nie poszukuje miejsca dla siebie, tylko wciska się w próżnię, której skrawek oddaje jej do dyspozycji mąż. Co więcej, niezaplanowaną ciążą pozwala życiu przejąć kontrolę nad własnym losem. Pozwala też na emocjonalne manipulowanie sobą. Gdy doktorat ją w pewnym momencie pochłonie, mąż będzie wzbudzał w niej wyrzuty sumienia, przypominając, że córka za nią tęskni, podcinając jej skrzydła pytaniami, czy musi tak dużo pracować, skoro jest bardzo dobra, i czy dodatkowo musi być najlepsza?
Maja jest świetną obserwatorką, jej retrospektywy przyjacielsko-rodzinne, pokazują, że podświadomie potrafi rozróżnić związki toksyczne od normalnych, potrafi dostrzec różnice pomiędzy przyjaźnią a uzależnieniem. Nie potrafi jeszcze tylko zrozumieć, co ją wypala. Skupia się na ratowaniu związku, zamiast najpierw uratować siebie. Daje sobie pozory spokoju stymulując się psychotropami.
Kaja Malanowska próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego życie kobiet jest takie, jakie jest, dlaczego wikłają się w związki z niewłaściwymi mężczyznami, dlaczego tak się spalają w toksycznych układach, dlaczego w relacji z mężczyzną szukają sensu życia. Doskonale to widać na przykładzie Emilki, przyjaciółki Mai. Dzisiaj matka dwójki dzieci, w dzieciństwie harda dziewczynka, która nikogo się nie bała dopóki ojciec nie opuścił jej rodziny. Od tej pory dziewczynka stale słucha płaczu i wyrzekań matki. Potem przychodzi uczucie wstydu i upokorzenia podtrzymywane pogardliwym śmiechem koleżanek, którym Emilka tłumaczy, że ojciec jest nieobecny, bo wyjechał w delegację. „Kiedy skończyła dwanaście lat i dostała pierwszy okres, wiedziała już, że to, czego się boi, nazywa się samotnością, a zwłaszcza samotnością opuszczonej kobiety”, napisze Malanowska. Od tej pory pierwsza i kolejne miłości stanowiły jedyny sens życia Emilki. Po kolejnym zerwaniu stwierdza, że musi znaleźć taką miłość, którą zwiąże ze sobą na tyle mocno, żeby nie mogła nigdy odejść. Z tą chwilą w jej życiu rozpoczął się okres dawania. „Kolejni mężczyźni odchodzili mimo desperacji, krzyków i błagań, zabierając ze sobą niesmak i walizki luksusowych gadżetów”. Aż znalazła mężczyznę, który chętnie brał, któremu nie przeszkadzało jej bezgraniczne oddanie i bezwarunkowa gotowość do poświęceń. „Zapładniacz, taplający się w wodzie grubas, szukający natchnienia w THC niespełniony intelektualista, zanim wprowadził się do Emilki ten pasożyt bez wdzięku i z dokładnością co do roku zaczął robić dzieci”.
Wszystkie kobiety w tej opowieści łączy jedno, gdzieś po drodze brak akceptacji. Z Mai nieustannie wyśmiewano się w szkole. Mama Mai została zaakceptowana wyłącznie przez ciotkę Helenę, reszta rodziny uważa, że Andrzej jest zbyt dobrze urodzony, zbyt przystojny dla takiej Żydówki, jak ona. Ola ucieknie od toksycznej rodziny; zaraz po maturze zajdzie w ciążę z „nieprzyzwoicie przystojnym i całkowicie nieodpowiedzialnym balangowiczem”. Po rozwodzie zwiąże się z młodszym o dziesięć lat Rosjaninem. Z Emilki naśmiewają się koleżanki, po tym, jak ojciec opuści ją i jej matkę. Potem Emilka zaakceptuje przy swoim boku mężczyznę, który od rozmowy z nią woli pornosy w Internecie. Basia, koleżanka Mai ze studiów „zdążyła obronić doktorat z weterynarii, skończyć romanistykę, kupić trzy umierające konie przeznaczone na rzeź i umieścić je w domu pogodnej starości dla zwierząt, uratować około dwa tuziny psów oraz osiem razy zmienić narzeczonego, przypłacając kolejne rozstania wizytami u psychiatry”. Za chwilę skończy trzydzieści pięć lat i właśnie zdecydowała się na ślub z poznanym pół roku wcześniej człowiekiem. O Basi Malanowska napisze, że to kobieta o zaniżonym poczuciu własnej wartości. Agnieszka to koleżanka Emilki, „bizneswoman z kupą kasy, wielkim samochodem, dwójką ślicznych dzieci i mężem erotomanem”, który zrobił sobie liposukcję za pięć tysięcy, kupuje najdroższe kremy przeciwzmarszczkowe, łyka pigułki na porost łysiny i planuje laserowo usunąć sobie włosy na klacie. Agnieszka nic nie zmieni w życiu, bo ma trzydzieści pięć lat i boi się samotności. Anna, którą Maja pozna przez Internet, po tym, jak udostępni wszystkim swój blog, jest pierwszą osobą, która akceptuje ją taką, jaka teraz jest. „Tak bardzo tego potrzebuję”, czytamy. I chyba to jest kolejny klucz do zrozumienia tych kobiet.
Nieosiągalne pragnienie bliskości, wraz z poczuciem akceptacji i gwarancją bezpieczeństwa to powracający motyw w życiu tych kobiet. Ucieczka przed samotnością kończy się dla nich niespełnionymi związkami i rosnącym poczuciem zagrożenia. W tym miejscu przypomniała mi się „Czerwona pustynia” (1964) Michelangelo Antonioniego. W jednej ze scen Giuliana grana przez Monicę Vitti powie: „Nie mogę decydować, bo nie jestem kobietą samotną, chociaż czasami jestem jakby oddzielona. Nie, nie w separacji z mężem, tylko ciała są oddzielone. Jeśli mnie pan ukłuje, nie będzie pa cierpiał, nie? O czym to ja mówiłam? A tak, byłam chora… ale mam o tym już nie myśleć. To znaczy, mam myśleć, że wszystko to, co mi się przydarza, to moje życie”. W kolejnej scenie kilkuletni syn Giuliany pyta ją, dlaczego dym z komina fabrycznego jest żółty, na co odpowiada, bo jest zatruty. Chłopczyk przerażony pyta, czy to znaczy, że ptaszek, który wleci w dym umiera. Matka uspakaja go, że nie, bo ptaki nauczyły się omijać ten dym.
Czy Maja nauczy się omijać to, co zatruwa jej życie? Czy zdecyduje się na samotność z wyboru? Czy zasmakuje ostatecznej bliskości? Warto się tego dowiedzieć, warto wsłuchiwać się w głos prozy Kai Malanowskiej („Biedny jak polski pisarz„). Prozy bezkompromisowo szczerej, prawdziwej, bardzo kobiecej.
Kaja Malanowska, Drobne szaleństwa dnia codziennego, Wydawnictwo Krytyk Politycznej, Warszawa 2010. Redakcja: Magdalena Błędowska. Korekta: Magdalena Błędowska, Agnieszka Wiśniewska. Ilustracje: Kaja Malanowska. Projekt okładki: Jan Bajtlik. 235 stron, 5 ilustracji autorstwa Kai Malanowskiej, książka zawiera też spis rozdziałów. Tłumaczenie fragmentu „Czerwonej pustyni”: Paweł Bravo.