Powierzchowne patrzenie na ludzi i sprawy zmienia optykę a nas w marionetki pozorów. Czy jesteśmy, zatem w stanie poznać prawdziwe motywy czyjegoś działania, zrozumieć sens porażek i zwycięstw, pogodzić się z takim a nie innym traktowaniem? Życie to trochę błądzenie w gęstej mgle niejasności, mylących rozwiązań, zaskakujących finiszy. Ałbena Grabowska-Grzyb układa historię czterech kobiet wykorzystując konstrukcję, która tak doskonale sprawdziła się ostatnio w filmie Curtisa „To właśnie miłość”, nieco słabiej w „Sylwestrze w Nowym Jorku” czy „Walentynkach” Marshalla. W kluczowych momentach ścieżki Leny, Marii, Aliny i Eli przetną się skazując na porażkę nasze przewidywania i wymierzone wyroki.
Projekt „Coraz mniej olśnień” to dwa lata wcześniejszy pomysł od ostatnio przeze mnie omawianego „Lotu nisko nad ziemią”, ale właśnie konstrukcyjnie i fabularnie dużo bardziej mnie uwiódł. Oczekiwania, jakie rozbudziła ta książka, potwierdza jej poprzedniczka. Grabowska-Grzyb nie tylko potrafi opowiadać, mówi też o sprawach ważnych, w sposób, dla którego czytam książki: zamyka mnie w kapsule czasu, wyklucza z życia na czas czytania, porusza i zostawia z pytaniami, nad którymi warto się pochylić. Obie książki rozpisują odpowiedzi na to, jak poszczególne etapy życia odciskają swoje ślady wpływając na późniejsze wybory i decyzje. W przypadku Weroniki z „Lotu nisko nad ziemią” konsekwencja z jaką była wychowywana, czas i presja odciska swoje trwałe piętno. Tutaj Grabowska-Grzyb pokazuje, że czasem pojedyncze wydarzenie zmienia całe życie, że nie wszystko i nie zawsze da się racjonalnie wytłumaczyć, bo ulegamy impulsom, bo działamy na oślep, bo brniemy w coś, co daje nam złudne poczucie wartości, sukcesu czy szczęścia.
Lena to żądna sukcesu młoda dziewczyna, zakochana w modzie, przyjeżdża do dużego miasta za pracą. Mężczyzn traktuje wybiórczo, wymieniając ich jak w sztafecie do celu. Dlaczego taka jest? Co ukrywa się za fasadą takiej z pozoru zimnej i wyrachowanej kobiety? Z jednej strony od kobiet oczekuje się ciepła, uległości i delikatnej kobiecości, z drugiej życie stawia przed nimi te same wyzwania co przed mężczyzną, który ma prawo dążyć do celu po trupach, jak trzeba walcząc i niszcząc. Lena wykorzysta własną kobiecość, żeby nie tracąc z niej nic, osiągnąć swój cel i odnieść sukces. Dostaje etat w najbardziej prestiżowym magazynie mody. Nauczy się skomplikowanej biurowej dyplomacji, gdzie uległość, lojalność i umiejętność podlizywania są wymiernymi kryteriami przyspieszającymi awans. Popełni jednak błąd, który pociągnie za sobą lawinę kolejnych: niepotrzebnych, bezsensownych.
Maria podobnie jak Lena żyje sama. Kiedyś najlepsza dziennikarka śledcza, to jej a nie Moniki Olejnik bali się politycy. Jest po rozwodzie, pisze artykuły, których tkliwość i wrażliwość gwarantuje gazecie wysokie nakłady i zyski. Nie ma wątpliwości, że to cyniczna gra wydawców, którzy w ten sposób zarabiają na spokoju tych, którzy chcą się poczuć ciut lepiej od bohaterów reportaży. Co doprowadziło ją do takiego punktu w życiu?
Ela straci w wypadku wzrok. Zdana na pomoc innych. Odcięta na własne życzenie od rodziny, poetka szukająca słów na opisanie życia. Dlaczego ta ciepła dziewczyna tak oschle traktuje najbliższych? Dlaczego tak skutecznie ich unika?
Alina, mężatka, matka dwójki dzieci. Robi szybką karierę, spełniając się jako lekarz. Szpital to jej żywioł a rodzina to obowiązek, który przerzuca na męża. Dlaczego decyduje się sfingować własną śmierć i ucieka od rodziny?
Świat, w którym przyjdzie im mierzyć się z życiem to nie jest miejsce dla grzecznych dziewczynek. A Grabowska-Grzyb nie pozbawia nas złudzeń, że w takim świecie trudno jest trzymać się twardo i niewzruszenie na powierzchni. Im bliżej poznajemy Lenę, im cieńsza staje się fasada, za którą ukrywa wyćwiczone gesty, tym bardziej oczywiste staje się, że często widzimy tylko to, co chcemy widzieć. O resztę, dla własnego komfortu nie pytamy a to właśnie tam przyczajona, skrzętnie ukrywana, wciśnięta jest prawda. Prawda, którą konsekwentnie Ałbena Grabowska-Grzyb („Stulecie Winnych„) rozpisuje na kolejne rozdziały, układając z niej pełną życiowego mięsa biografię zagubionych dusz.
Śledzę historię tych kobiet, zwodzona nieoczekiwanymi zwrotami. Im bliżej prawdy, tym bardziej urzeczona tą powieścią. Wszystkie pozory, którym uległam odkrywają skomplikowaną mozaikę ludzką, esencję życia. Okazuje się, że cynizm można rozpisać dwojako; może być bezpiecznym przedpolem dla wszystkich decyzji, gestem obronnym, wyuczoną sztuką przetrwania. Może być maską dającą komfort miękkiego lądowania, upadku bez zadrapań. Ale może być też środkiem bezkompromisowego parcia na sukces. Wchodzę w historię tych kobiet, jak w ciepły budyń, czuję, że mnie wchłania, czas staje w miejscu a ja dobrowolnie wstaję rano o szóstej, żeby dokończyć czytanie. Zwodzona rękę lekarza, bo Ałbena Grabowska-Grzyb to neurolog i epileptolog. Należy do nielicznych pisarek, które nie muszą robić researchu, żeby tak precyzyjnie wymierza ciosy w naszą wrażliwość, drażnić emocje i manipulować uczuciami. Literatura w rękach kogoś takiego to niebezpieczna gra.
Szukając klucza do historii Leny, Marii, Eli i Aliny, zatrzymywałam się każdorazowo w miejscu pełnym rozdrapanych ran. Lena wykorzystywana przez mężczyzn przebiera się sama w męski kostium manipulacji, wyciągając z kolejnych kochanków tyle, ile pozwolą okoliczności. Alina kapitalnie realizuje się w pracy, lepiej jednak czułaby się jako mężczyzna w rodzinie, woli pracę i dyżury w szpitalu od niańczenia dzieci, macierzyństwo traktuje jak przykry obowiązek. Maria robi karierę nie tylko po przysłowiowych trupach, nie oszczędzi nikogo, na końcu nawet siebie, żeby znowu wrócić na pierwsze strony. Ela zamyka za sobą dawne życie, okopując się w słowach, którymi próbuje nazwać to, czego nie potrafi lub nie chce nazwać wprost. Każda z nich w pewnym momencie próbowała zrzucić ciasny kostium dziewczyny, potem kobiety i zmuszone okolicznościami wchodzą do gry na męskich zasadach. Wkrótce silne i bezkompromisowe. Chcą być sobą, odcinając się od oczekiwań i ról. Konsumują życie i wydają się być szczęśliwe, tylko, że nie wszyscy są z nimi szczęśliwi. Ranią wprost lub po kryjomu. Lena bez poczucia winy zmienia kochanków, nie szuka zaangażowania i wiąże się z żonatymi mężczyznami, nie komplikując sobie życia związkiem. Maria żeruje na cudzych błędach, żądzach, słabościach. Ela czerpie siłę z nienawiści i żalu. Alina nie rozczula się nad życiem biorąc z niego to, co zaspokoi jej pragnienia i potrzeby. Nagle jednak dochodzą do ściany i dalej już nie są w stanie przejść, zmuszone do najtrudniejszych decyzji.
Gdzie są granice pragnień, własnej realizacji, egoizmu, pyta Grabowska-Grzyb? Ile można poświęcić a gdzie takie składanie ofiary z własnego życia przestaje mieć sens? Czy można raniąc najbliższych dokonać jednak mądrego wyboru? Wiele pytań nieznośnie krąży wokół tej prozy. A Grabowska-Grzyb nie chce dać jednoznacznej odpowiedzi, bo takie jest życie, wielowymiarowe, nie dające się opisać prostymi receptami.
Zadając przy okazji omawiania poprzedniej książki pytanie, czy Ałbena Grabowska-Grzyb będzie chciała mądrze, ciekawie i przenikliwie rozpisywać sprawy ważne dla kobiet, muszę odpowiedzieć, że nie tylko chce, ale i robi to na dobrym poziomie. Zachęcam, żeby została pisarką literatury popularnej, zagospodarowując jej wyższą półkę bez ulegania pokusie na artystyczne przekroczenia. Chyba nigdy wcześniej w literaturze polskiej nie było takiej potrzeby na pisanie dobrej literatury popularnej, która jestem przekonana wyciągnęłaby Polaków z dołów czytelniczej zapaści. Jeżeli królem polskiego kryminału a ostatnio sensacji jest Zygmunt Miłoszewski („Jak zawsze„, „Zygmunt Miłoszewski walczy o polską kulturę„, „Gniew„, „Bezcenny„), to Ałbena Grabowska-Grzyb ma szansę zająć podobne miejsce w kategorii literatury obyczajowej i psychologicznej. Liczę bardzo na taką wyrazistą konsekwencję tej pisarki.
Ałbena Grabowska-Grzyb, Coraz mniej olśnień, Wydawnictwo MWK, Warszawa 2012. Redaktor prowadzący: Joanna Laprus-Mikulska. Redakcja: Mirosław Mikulski. Korekta: Maja Piórkowska. Projekt okładki i stron tytułowych: Presto, Joanna Liżewska-Zyzek.