„Lalki w ogniu” to opowieść o Indiach, kraju przeżytym, wysmakowanym, skonsumowanym do ostatniego wydarzenia. Opowieść, która jest konsekwencją wielu pobytów, wielu lektur, rozmów. I tych, w których się brało udział i tych zasłyszanych. To rozpisane w czasie echa pierwszego zachwytu i wspomnienia pierwszego rozczarowania. To oglądanie kraju w ścianie monsunowego deszczu, przez szyby w chyboczącym się niemiłosiernie autobusie, w ścisku ociekających potem współpasażerów pociągu, w rikszy pędzącej zatłoczonymi ulicami Bombaju. Opowieść świadka piękna i okropności dnia codziennego, problemów społecznych, najważniejszych decyzji gospodarczych. Osoby, która żyła Indiami, żeby zacząć o nich myśleć. A potem długo studiuje kulturę, obyczaje, religię aż na szarym końcu pojawia się pisarz i jego dzieło. Bo dopiero wówczas jest szansa na napisanie czegoś uderzającego pięknem, zapachem, wysmakowanego i mądrego. Coś tak cholernie dobrego. Książkę, którą mogę podsumować stwierdzeniem, że polski reportaż zdecydowanie nie ma sobie równych.
W tej książce nie ma ani jednego zbędnego słowa. Co więcej, każde z nich oddaje nieuchwytne i trudne do wyjaśnienia piękno słowa pisanego. Jest misterium językowym, tworzącym tematyczny patchwork, w którym układa się historia o Indiach, dzisiaj i wczoraj. Gdybym szukała jakiś asocjacji literackich z pisarkami piszącymi o Indiach, to od razu narzuca się skojarzenie do zmysłowego opisu Kiran Desai („Zadyma w dzikim sadzie„, „Brzemię rzeczy utraconych„) i wyczulenia na sprawy współczesnych Indii w twórczości Anity Nair („Przedział dla pań. Powieść w częściach„). Trzeba jednak dystansu cudzoziemki, wolnej od kastowego odcięcia od innych, żeby patrząc na społeczeństwo indyjskie zobaczyć tę hierarchizację w pełni, zatrzymać się przed bezdomnym w jego codziennym rytuale mycia ciała, rozkładania puszek na jałmużnę, kartonów do spania, pochylić się nad tematem analfabetyzmu, zabójstw honorowych, aranżowanych małżeństw, palenia wdów. Zobaczyć hipokryzję społeczeństwa lansującego się na postępowe i sięgające po zdobycze techniki, a jednocześnie zabobonnego, szukającego w horoskopach i poradach guru natchnienia dla kolejnych decyzji biznesowych, politycznych czy osobistych.
Gdybym z jakichkolwiek powodów nie mogła pojechać do Indii to ta książka byłaby rekompensatą nieodbytej podróży. Mogłabym zamknąć oczy i zobaczyłabym budzące się do życia indyjskie miasto, wyludniające się ulice w czasie największego upału, zastygające w nieruchomym powietrzu postaci ludzkie, wałęsające się psy, które na nowo wracają do świata żywych późnym wieczorem, żeby w tej samsarze codzienności zaskakiwać wolą życia i przetrwania. Paulina Wilk w swojej opowieści zatrzymuje się obok anonimowego człowieka, opisując go w ulotnej chwili codzienności, jak i widzi go w szerszej perspektywie bieżących problemów społecznych. Stąd to będzie świetna lektura i dla kogoś, kto chce poczuć koloryt Indii i dla kogoś, kto chce dowiedzieć się prawdy o współczesnych Indiach. Prawdy innej niż lansowana w bestsellerach filmowych i książkowych, w których bogate cudzoziemki odwiedzają luksusowe aśramy szukając szybkiego duchowego przebudzenia.
Paulina Wilk, Lalki w ogniu, Carta Blanca Sp. z o.o., Grupa Wydawnicza PWN, Warszawa 2012