To książka pachnąca skrzyżowaniem indyjskiego targu z nowojorską ulicą, pokazująca w przecudny sposób pasjonującą, dramatyczną i wciągającą historię Indii.
Ta książka mówi językiem nowojorskiej ulicy, którą rządzą indyjscy taksówkarze, właściciele tanich barów z indyjską kuchnią. To ulica pokazana od strony imigrantów, którzy nielegalnie żyjąc starają się zarobić na lepsze życie. Jedni lepiej sobie radzą biorąc fikcyjne śluby, okradając imigrantów o krótszym stażu, zatrudniając innych imigrantów za śmiesznie niskie stawki. Drudzy żyją naiwną nadzieją, że da się żyć i przeżyć legalnie, jako nielegalny imigrant. Kiran Desai („Zadyma w dzikim sadzie„) bez wciągania czytelnika w ckliwe historie, kawa na ławę opowiada o człowieku zdanym na siebie samego, którego siła wewnętrzna jest jedyną deską pozwalającą dryfować na skrawku nadziei na lepsze jutro. Bohaterowie Desai skazani są jak mieszkańcy Indii na kastowy los i naprawdę jedynie nieludzki wysiłek jest ich wstanie wyciągnąć ciut wyżej. Być może jest to głos sprzeciwu wobec takiego porządku społecznego, który własnych obywateli skazuje z pokolenia na pokolenie na tę samą egzystencję.
Dzieje starego sędziego Dźemubhai to historia kolonialnych Indii, w których Hindusi czują się obywatelami drugiej kategorii, stale starają się dorównać Brytyjczykom w brytyjskości. Sędzia, jako młody chłopak ogromnym wysiłkiem zarabia na studia w Cambridge. Nie dojada, nie dosypia, żyjąc z zaciśniętymi zębami, godząc się na liczne upokorzenia, zdobywa wreszcie posadę w indyjskich służbach cywilnych, która jest dla niego przepustką do życia o kastę wyżej. Całe życie będzie usiłował być bardziej brytyjski od samych Brytyjczyków. Obok toczy się historia kucharza sędziego, który poświęca swoje życie dla jedynaka Bidźu, którego udaje mu się wysłać do USA, w nadziei, że wyciągnie ojca z indyjskiej biedy. Bidźu trafia do Nowego Jorku, gdzie pracuje za najniższe stawki w kuchni indyjskiego baru.
Czytając tę książkę mimowolnie szukałam indyjskich smaków na krakowskich ulicach. Łapałam się na tym, że kupuję samosy, wchodzę do barów z wodnymi fajkami. Jeżeli czegoś szukam w literaturze to książek oddziałujących na wszystkie zmysły, które zamieniają mnie w bezwolne stworzenie, które podświadomie daje się uwieść smakom, kolorom, nastrojom. I udało mi się to znaleźć u Zadie Smith („Lost and Found. Opowiadania„, „Londyn NW„) a teraz ponownie u Kiran Desai. Przy nich tracę kontrolę nad sobą, zostając niewolnicą języka ich powieści.
Kiran Desai, Brzemię rzeczy utraconych., Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2007. Przekład: Jerzy Kozłowski. Tytuł oryginału: The Inheritance of Loss., 2006.