Kategorie
Literatura nordycka

Czarownica – Camilla Lackberg

Ludzie, którzy otarli się o śmierć potrafią żyć. Mój wujek miał wylew. Trafił do szpitala w Krakowie. Odwiedziłam go. Wyglądało na to, że szczęśliwie wyjdzie z tego bez szwanku. Rozkładałam na stoliku gazety, książki, coś paplałam, gdy nagle poprosił, żebym usiadła. Ale nie na stołeczku przy łóżku. Przeciągnął dłonią po pomarszczonej pościeli patrząc tak znacząco, że przesiadłam się na łóżko. Krótki pobyt w szpitalu strasznie go zmienił. Ale on uśmiechnął się uroczo, szeroko, całym sobą. I powiedział mi wówczas, że gdy odzyskał przytomność i dotarło do niego co się stało, zrozumiał co tak naprawdę jest najważniejsze w życiu. I opowiedział mi o tym.

Czarownica Camilla Lackberg Szkice Nordyckie

Niedawno w pracy zgadaliśmy się z kolegą, że oboje piszemy. I że wiersze. – „Daj mi cztery słowa”, i mówi, że coś napisze. Tak jak ten poeta w „Przed wschodem słońca”. Daliśmy mu. Ale raczej popalić. Łosiu, iluminacja, aproksymacja i ambiwalentny. Czy da się z takiego składu wymyślić coś niebanalnego, nie śmiesznego i dobrego? Naciągnął pod szyję polar, kaptur na głowę, pochylił się głęboko. Zniknął na chwilę. A potem jakby ktoś odpalił lampkę na naszym desku. Naprawdę zobaczyłam go w innym świetle. Dlaczego ludzie potrzebują pisać, żeby pokazać siebie? Żeby powiedzieć inaczej. Więcej. Wiedziałam, że pisanie uwalnia. Jeśli coś dobrego siedzi w człowieku, to niezależnie od warstw szorstkości jakimi odgradza się od ludzi – to wyjdzie.

Czytałam w tym czasie „Czarownicę”. „Ciepły” pomyślałam, ale czy to komplement dla kryminału? Zastanawiałam się nad fenomenem tej książki. Zbrodnia ledwie muśnięta. Więcej tu życia niż śmierci. Wręcz bym powiedziała, że to powieść obyczajowa z przestępstwem w tle. Wczoraj klientka kupiła sobie „Czarownicę” do pociągu. Śmiejąc się mówi, że szukała czegoś lekkiego, żeby jej podróż szybciej minęła. Chociaż mam wrażenie, że mimo, że czas przy tej powieści jakby szybciej płynie, to Läckberg nie jest magikiem napięcia. Dlaczego więc ma tylu czytelników? I wtedy pomyślałam, że chodzi o życie. O coś uroczego w jej książce. Powiedziałabym, że bezpretensjonalność. Prostotę i jakąś swobodę przez którą widać, że ona pisze szczerze. Wręcz powiedziałabym, że z siebie.

A żyje przecież w szorstkim świecie. W świecie powierzchowności, całego tego przesytu plotek, pompy i szaleństwa. W świecie billboardów, wielkich nagłówków w popołudniówkach, krzykliwych zdjęć, budzących kontrowersje wypowiedzi. W książce przemyca bardzo dużo swojego życia. Widać, że to co dzieje się wokół niej mocno przeżywa. Że siedzą w niej nieprzyjemne komentarze, przejawy braku akceptacji dla jej decyzji. Że nosi w sobie niektóre żale. Są w „Czarownicy” echa wielu mniejszych i większych burz, które sama wywoływała własną szczerością. Są tu też ślady ważnych dla niej ludzi i spraw. Starsza, 92 – letnia pani oglądająca walkę Gustafssona i Cormiera w MMA, których zawodnikiem jest przecież Simon. Są tu przygotowania do ślubu, który Läckberg wzięła w okolicach pisania powieści. Ciąża, w której wówczas była. Ale znajdzie się też komentarz do wychowywania dzieci. Mocno dano jej popalić po tym, jak napisała, że dzieci pomagają jej w opiece nad małą Polly. Nie zabraknie wtrętu o związku z młodszym mężczyzną, czego też jej wiele Szwedek nie może wybaczyć. Wreszcie w prezencie ślubnym ktoś w książce dostanie lekcję tańca z Cissi Ehrling Danermark, szwedzką tancerką, która podobnie do Läckberg brała udział w „Tańcu z gwiazdami”. Jej powieść to ukłon pod adresem jej życia. I chociaż nie każdy zna szwedzki i może być na bieżąco z wszystkim co się wokół niej dzieje, to właśnie fakt, że pisze z życia nadaje tej powieści zwyczajności, która jak mi się wydaje tak bardzo przyciąga jej czytelników.

Nie czytałam do tej pory nic innego Läckberg a po „Czarownicę” sięgnęłam dla historii. W trakcie pisania powieści wrzucała mnóstwo zajawek na Instagramie i blogu. Wszystko świadczyło, że pisze kryminał osadzony też mocno w przeszłości. Ta miała sięgać XVII wieku. Bohuslän przechodził z rąk do rąk, miał duński akapit w swojej przeszłości. A ja studiowałam historię Szwecji, więc o ziemiach, które Szwedzi tracili, zdawkowo coś tam wspominaliśmy. Dodatkowo z tych pisarskich plotek wynikało, że opowie o procesach czarownic. Intrygujące połączenie okazało się w efekcie wprawdzie jedynie wtrętem, doklejonym raczej do całości niż stanowiącym jej integralną część. Zaledwie kilka ciekawostek, jak ta o „stora sillperioden”, okresie śledzia, kiedy to wielkie ławice śledzi atlantyckich podpływały blisko zachodnich wybrzeży Szwecji czy historia Malin Ruths oskarżonej w 1672 o czary, okrutnie torturowanej a potem skazanej na śmierć. Widać, że Läckberg nie szukała zbyt głębokiego formalnego powiązania pomiędzy współczesnymi i historycznymi wątkami. Jej chodziło o życie. O pokazanie jego sensu i bezsensu, który się w nie czasem wkrada.

Znam bardzo dobrze Läckberg publiczną. Czytałam jej blog i śledzę wpisy instagramowe. Oglądam filmiki, które czasem wrzuca. Są na nich znajomi, których Läckberg pokazuje tuż zanim zasiądzie z nimi do stołu. Ktoś klaszcze w dłonie zaraz po tym, jak ktoś inny opowiedział coś zabawnego. Mała Polly umazana jedzeniem. Simon z kuponami BingoLotto prawie w szpagacie przed telewizorem. Läckberg z tłuszczykiem na brzuszku tuż po ciąży. Zaczytany syn, który nawet nie wie, że zrobiła mu zdjęcie. Kubek z parującą kawą. Porozrzucane pledy na sofach. Läckberg bez makijażu zaskoczona przez syna, który z babcią przyszedł pozdrowić pracującą w kawiarni nad powieścią mamę. Jest tu zwyczajne życie.

Zabrałam ze sobą wiersz Dominika i przypięłam na tablicy korkowej. Wchodząc i wychodząc z domu codziennie go mijam i nie potrafię przejść bez przeczytania jeszcze raz. I gdy czytałam po raz kolejny nagle wszystko ułożyło mi się w jedną całość. Nagle wszystko zrozumiałam. To, co powiedział mi wtedy wujek, to co zobaczyłam, gdy przeczytałam wiersz kolegi i co wyczytałam z „Czarownicy”. Gdy słucha się Läckberg można wyczuć w jej głosie pewnego rodzaju szorstkość, która znika, gdy czyta się jej powieść. Pod warstwami fraz i akapitów siedzi mała dziewczynka, tak bardzo przypominającą Annę Scott z „Notting Hill”, która przychodzi do księgarni Williama, żeby mu powiedzieć, że teraz stoi przed nim zwyczajna dziewczyna. Która czasami się boi. Bo my się wszyscy boimy. Wielkich słów. Wielkich deklaracji. Boimy się szczerości. Tego, co czujemy. Wyśmiania. Ze strachu nie dostajemy zawsze w życiu tego, na czym nam najbardziej zależy.

W „Czarownicy” toczy się taka walka. Przegrywają ją tchórze. Wszyscy ci, którzy nie mieli odwagi zawalczyć o swoje wybory. Uciekający przed uczuciami w chłodne kalkulacje. Alkohol. Zbrodnię. W jednej prostej kryminalnej powieści Läckberg zmieściła odpowiedź na fundamentalne pytanie. Ile warto zaryzykować dla prawdziwej miłości? I daje totalną odpowiedź, że wszystko.

Po rozmowie z wujkiem wróciłam do domu. Potem zadzwonił telefon. Potem głos w telefonie powiedział, że wujek zmarł. Byłam ostatnią osobą, która z nim rozmawiała. Chodzi o bliskość. Ale o taką, w której jest poczucie bezpieczeństwa, akceptacji, spełnienia. O bliskość z kimś kochanym. Powiedział mi, że najważniejsze to nie bać się jej okazywać.

Recenzja: Czarownica, Camilla Läckberg, Czarna Owca, Warszawa 2017. Przełożyła: Inga Sawicka. Wydanie II. Tytuł oryginał: Häxan (2016). Redakcja: Grażyna Mastelarz. Projekt okładki: Panczakiewicz Art.Design. Korekta: Jolanta Kucharska. Redaktor prowadzący: Anna Brzezińska. ISBN 978-83-8015-817-7. Stron: 591.