„Czarownica” (Häxan), najnowszy kryminał Camilli Läckberg dopiero powstaje, a już jest na pierwszym miejscu najlepiej sprzedających się szwedzkich książek. Do premiery powieści, zapowiedzianej w Szwecji na 7 kwietnia, zostało nieco ponad dwa miesiące, a pisarka wciąż pisze. Maszynopis już jest o ok. połowę grubszy od jej dotychczas najdłuższej książki i przekroczył 650 stron i 1 200 000 znaków. A samo pisanie doprowadza Läckberg do szału, jak zawsze krótko przed deadlinem. Ostatnio pisarka opublikowała na Instagramie swoje najnowsze zdjęcie, wyjaśnia jednak, że kolor włosów, to efekt wypadu do fryzjera. Z opisów jej walki nad ukończeniem książka można było odnieść inne wrażenie.
Zdjęcie: Camilla Läckberg, Instagram
Gdy w Boże Narodzenie 1998 roku dwudziestoczteroletnia Camilla Läckberg rozpakowywała prezent, nie sądziła, że 19 lat później będzie rządzić na rynku książki i zostanie najlepiej sprzedającą się szwedzką pisarką. Mąż, mama i brat zrzucili się wówczas i podarowali Camilli kurs kreatywnego pisania dedykowany specjalnie kobietom, żeby zachęcić je do pisania kryminałów. W tym czasie naprawdę brakowało piszących kryminały Szwedek, dla przykładu Liza Marklund w tym samym roku dopiero debiutowała pierwszym tomem o Annice Bengtzon. Cztery lata po ukończeniu kursu, w sierpniu 2002 Camilla wysyła gotowy maszynopis swojej pierwszej powieści „Księżniczka z lodu” (Isprinsessan, 2003) do trzech wydawnictw: Prisma, Tre Böcker i Warne förlag. Pięć dni później odebrała telefon od szefa ostatniego z nich, był oczywiście bardzo zainteresowany wydaniem książki. Dzisiaj Läckberg kończy dziesiąty tom o jej rodzinnej Fjällbacke, Erice i Patriku.
W jej metodzie pisania nie ma żadnego planu. To raczej żywioł i nieustanna walka z własnymi słabościami. Czas na napisanie książki rozkłada zawsze według tej samej zasady: dopiero nieuchronny deadline mobilizuje ją do pracy. Ale po wydaniu „Pogromcy lwów” (Lejontämjaren, 2014), ostatniej części cyklu, powiedziała wydawcy, że póki co nie umawia się na kolejną książkę. Wyraźnie chciała odpocząć od morderczego tempa, które zwolniła jednak tylko minimalnie. Najwyraźniej Läckberg nie potrafi siedzieć bezczynnie. Gdy jednak zabiera się za pisanie ma już wówczas książkę przemyślaną, wie o kim pisze, kto jest mordercą i jaki ma motyw. Długo jednak nosi w sobie najpierw historię, która przychodzi niespodziewanie, a to w postaci jakiegoś wspomnienia, obrazu, migawki z przeszłości. Pomysł rozpala się w niej i rośnie. Nabiera rozmachu, ale nie od razu. To trudny okres dojrzewania nieporadnej historii, która jeszcze na tym etapie krąży jej po wyobraźni, bez wyraźnego celu. Ale wrasta w nią coraz silniej, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Wtedy właśnie Läckberg doprowadza historię do porządku, próbuje ujarzmić chaos. Dopisuje fragmenty, próbuje kolejnymi szczegółami nadać jej jakiś kierunek. Daje historii, którą w sobie nosi, przejść kolejną fazę. I gdy trop zostanie złapany idzie nim prosto do celu. Każdą swoją powieść tak zaczynała. I chociaż siadając do komputera wie dokładnie co chce napisać, to ta kreatywna faza zawsze musi poprzedzić moment pisania.
Ale nawet wówczas, gdy wie, co chce napisać, potrafi siedzieć godzinami, po których zostają zaledwie dwie strony tekstu. Jednak tylko na początku, bo po pokonaniu 50-80 stron książka dalej pisze się już właściwie sama. Pracując nad „Czarownicą”, zwłaszcza teraz po koniec zdarzyło jej się napisać 30 stron w ciągu dnia. Bo prawdą jest, że Läckberg jest najbardziej „efektywnym leniuchem”, jak o niej powiedział ostatnio Simon (Nienawidzą Camilli Läckberg, bo kocha młodszego) przy okazji promocji swojej książki, w której oczywiście wystąpiła Camilla. I naprawdę dopiero nieuchronnie zbliżający się termin oddania maszynopisu jest w stanie zmobilizować ją do pracy. Przyglądając się życiu Läckberg aż trudno uwierzyć, że w ogóle ma czas na pisanie. Czwórka dzieci, w tym maluszek, który przyszedł na świat pierwszego kwietnia. Bardzo otwarty dom na głowie i milion innych zobowiązań. Nie ma innej tak aktywnej zawodowo osoby publicznej i chyba w kalendarzu premiera Szwecji jest więcej przerw na wypoczynek niż u niej. Nie schodzi z „czerwonego dywanu”, udziela się charytatywnie, jest jedną z najczęściej zapraszanych gwiazd. A oprócz kryminałów pisze przecież również książki dla dzieci.
Praca nad „Czarownicą” jest jednak trudniejsza od wcześniejszych części cyklu. Do tej pory Camilla najdalej w przeszłość przeniosła akcję do końca XIX wieku w „Latarniku” (Fyrvaktaren, 2009), a tym razem historia częściowo rozegra się aż w XVII wieku. I o ile na przykład w pracy nad „Niemieckim bękartem” (Tyskungen, 2007) cofając się do lat 40. ubiegłego wieku mogła korzystać po prostu z wiedzy, którą miała, tym razem zadanie się komplikuje. Läckberg sporo czyta na temat form rządów w siedemnastowiecznej Szwecji, o systemie sprawiedliwości, życiu, obyczajach. Wśród książek, którą naprawdę przestudiowała jest m.in. „Häxorna. De stora trolldomsprocesserna i Sverige 1668-1676” (Czarownice. Największe procesy o czary w Szwecji w latach 1668-1676) Alfa Åberga. Sprawdza, jak ludzie mieszkali w tamtych czasach, w co się ubierali. Dodatkowo, ponieważ pisze o Fjällbacke, bada też historię tych terenów, która była dość zawiła. Te ziemie przeszły w ręce szwedzkie dopiero w 1658, wcześniej znajdowały się pod panowaniem duńskim. Dodatkowo te rejony były pod silnym wpływem języka i zwyczajów norweskich. Camilla wyjaśnia też u siebie na blogu, że Bohuslän, prowincja, w której leżą powieściowe miejscowości przez spory okres przejściowy wciąż znajdował się pod jurysdykcją duńską, co komplikowało sytuację kobiet oskarżanych o czary, ponieważ Duńczycy traktowali je z dużo większą zaciekłością. Jak często w przypadku powieści z wątkami historycznymi, tak i tym razem Camilla Läckberg daje sobie prawo do mieszkania prawdy z fikcją. I zastanawia się na swoim koncie na Instagramie, czy powinna Elin Jonsdotter, bohaterkę „Czarownica”, spalić żywą na stosie, czy zgodnie z prawdą historyczną, najpierw ściąć, a potem spalić. W Szwecji, jak pisze Läckberg w procesach o czary zginęło 300 osób i tylko jedna została spalona żywcem.
Dzisiaj, na dwa miesiące przed szwedzką premierą „Czarownicy”, Camilla mówi o sobie „Crazy Person”. A świadomość konsekwencji, jakie oznaczałoby niedotrzymanie terminu paraliżuje pisarkę, która, jak pisze na swoim blogu, żyje w nieustannym stresie, poczuciu winy, gdy nie pisze kolejnej strony. Dodatkowo jest jak tykająca bomba, wokół której wszyscy drepczą na placach, bojąc się kolejnego wybuchu płaczu, bo Camilla zalewa się teraz łzami z byle powodu. Ma typowe dla siebie objawy stresu przedpremierowego. Może jednak liczyć na najbliższych, którzy okazują jej ogromną cierpliwość w czasie tych ostatnich tygodni przed wydaniem książki.
Zdjęcie. Prace nad „Czarownicą”. Autor: Camilla Läckberg, Instagram
Maszynopis jest intensywnie przepracowywany w wydawnictwie i przechodzi redakcję, więc Camilla ma sporo dodatkowego czytania, bo niektóre sceny wymagały poprawek, postaci wyraźniejszego sznytu. Czasem coś trzeba było wyrzucić, a coś dodać. Dodatkowo 8 marca praca nad książką naprawdę musi się zakończyć, bo wówczas książka powinna pójść do druku.
PS Camilla Läckberg odwiedzi tegoroczne Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, które w tym roku odbędą się 26-29 października.
PS Premiera książki po polsku zapowiedziana jest na jesień. Można przypuszczać, że będzie gotowa na targi książki.
Źródła: Stjärnfamiljen – blog Camilli Läckberg i Simona Skölda, Fanpage Camilli Läckberg, Instagram Camilli Läckberg
Buycoffee.to
Jestem wdzięczna, że doceniasz moją pracę włożoną w napisanie tego artykułu stawiając mi wirtualną kawę.
LH.pl
Jestem wdzięczna, że kupujesz usługi u polskiego dostawcy hostingu: https://www.lh.pl z moim partnerskim kodem rabatowym: LH-20-57100, bo otrzymasz obniżony koszt hostingu w pierwszym roku o 20% a ja prowizję od LH.pl tak długo jak jesteś ich klientem / klientką.