Kategorie
Literatura nordycka

Żyj lagom. Szwedzka sztuka życia w harmonii Anna Brones

Czy Szwedzi opatentowali życie w harmonii? Czy oczekując mniej, żyjąc wolniej, osiągnęli balans na co dzień? Ich dewiza to być „lagom”. Czy zawsze jednak żyć lagom oznacza żyć szczęśliwie?

żyj lagom szwedzka sztuka życia w harmonii anna brones

Wychowana w Stanach Zjednoczonych Anna Brones to córka Szwedki, która w wieku dwudziestu paru lat ucieka do USA na Zachodnie Wybrzeże z restrykcyjnego szwedzkiego modelu społecznego szukając wolności ekspresji i bycia sobą. Dla niej bycie lagom oznaczało zakazy i granice, których musiała się trzymać, żeby sprostać modelowi bycia akurat. Gdy jednak coś w duszy woła i chce więcej, nie da się tego zapakować do pudełka ze wstążką „lagom”. Kiedy więc szwedzka sztuka życia wnosi harmonię? Jak będąc lagom osiągnąć kojące poczucie spełnienia? I czy lagom to prosta droga do szczęścia?

Nie musimy zastanawiać się, co było pierwsze: hygge czy lagom. Książki o duńskim hygge dotarły do nas z krajów anglosaskich. O hygge po raz pierwszy napisała Amerykanka Jessica Alexander rzucając nowe światło na wychowywanie dzieci, stając się orędowniczką duńskiej metody wychowawczej; zapoczątkowała też modę na pisanie o życiu pod patronatem hygge. W 2016, niebawem po jej duńskim „debiucie”, twórcy Oxford Dictionaries ogłaszają hygge słowem roku. Nie trzeba było długo czekać na modę na lagom. Im bardziej zainteresowanie hygge przybierało, Szwedzi szukali pomysłu na wypromowanie własnego nośnego hasła, które przywróciłoby równowagę w zainteresowaniu Szwecją. Wkrótce Ambasada Szwecji ogłosiła konkurs na zdjęcia ilustrujące życie w stylu lagom. Chwilę potem świat zapomniał o hygge zachwycając się „nowym” skandynawskim fenomenem. Boom na lagom daje początek od razu tsunami książek o szwedzkiej sztuce życia. Jeśliby jednak poszukać wspólnego mianownika dla tych wszystkich pozycji, to łączy je status autorów; to zawsze przedstawiciele klasy średniej, żyjący poza marginesem problemów społecznych, beneficjenci zawodowego sukcesu, ludzie konsumujący rzeczywistość w uprzywilejowany sposób.

Nie trzeba wnikliwej lektury, żeby zrozumieć, że szwedzka sztuka życia to jednak recepta dla społeczeństw zamożnych, które błędy bezrefleksyjnej konsumpcji mają już za sobą. Nikogo nie trzeba zachęcać do kupowania lepszej jakości produktów, nieprzetworzonej żywności, niejedna osoba wolałby widok lasu zza okna zamiast stołu sąsiada i każdy chciałby pracować mniej i zarabiać więcej. Odstawiając na bok freudowskie dylematy, można upraszczając założyć, że wewnętrznie każdy lub jakaś większość skłaniałaby się do modelu życia, gdzie zamiast nieustannej walki, chciałoby się więcej spokoju i harmonii; że chętniej spędzalibyśmy więcej czasu z bliskimi. Wolelibyśmy mieć mniej stresu na co dzień, spotykać się częściej ze zrozumieniem i empatią i widzieć więcej uśmiechniętych i zadowolonych ludzi. Taki poziom oczekiwań i życia nie jest zarezerwowany dla strefy lagom.

Lubimy jednak mity i chętnie je tworzymy, a książki w stylu lagom w punkt odpowiadają na masowe zapotrzebowanie na bajki o Skandynawii. Z półek radośnie uśmiechają się wystylizowane okładki, oferując spełnienie na miarę oczekiwań czytelnika, w którego domowych pieleszach znajdzie się miejsce na designerską duńską lampę i wnętrza w stylu IKEA czy marzyciela budującego sobie nieco odrealnione wrażenie o życiu na Północy.

„Żyj lagom. Szwedzka sztuka życia w harmonii” Anny Brones dobrze oddaje ten trend, chociaż próbuje przemycić też nieco więcej od mody na ciepłe pledy, zestawy świeczek i kolorowe poduszki. Z poziomu osoby żyjącej w społeczeństwie, które nieustannie chce więcej kosztem innych, opowiada nam Brones jak żyć wolniej i z czułością dla innych. I mimo, że to bajka dla dziewczynek z zamożnego domu, to warto jej posłuchać nie zapominając jednak, że za 39,90 zł można kupić coś bardziej wartościowego i bez błędów, od których roi się u Brones: „Uciekinier w labiryncie” ukazał się w 1933, nie, jak podaje, w 1993; Aksel nazywał się Sandemose, nie Sandemosse. Eseje Ellen Key „Piękno dla wszystkich” (Skönhet för alla) ukazały się w 1899, nie w 1889.

Moje wrażenie, że chłoniemy naprawdę wszystko z Północy, bez względu na jakość, rośnie z książki na książkę. A tyle błędów w jednej pozycji to wrażenie wzmaga. Operujący stereotypem, dość powierzchowny Skandynawski raj czy wspomnienia z podróży kamperem po Norwegii Anny Siwek, to tylko skromne przykłady nieudanych publikacji, które powstały na fali zainteresowania Skandynawią. Ale mnogość pozycji przekonujących nas do życia w stylu hygge i lagom zaczyna przybierać rozmiary powodzi. I chociaż książki te nikogo nie skrzywdzą, to niestety nic nowego nie wnoszą do dyskusji o Północy. A powielanie tych samych opinii, odwoływanie się do tych samych lektur to jak plotkowanie w kółko o tym samym. W końcu zaczyna to urastać do bajki. I jest nią też „Żyj lagomBrones.

To typowa pozycja quasi poradnikowa, raczej produkt literacki niż literatura. Łącząc wystylizowane zdjęcia z zachęcającym do umiaru i uważności życiem slow, opowiada nam, jak być lagom, czyli w harmonii z sobą i światem. Ta i jej podobne książki wzmacniają mit o szwedzkim raju, o wyjątkowości tego kraju, służą Szwecji do budowania jej marki – państwa idealnego, są PR-owym bumerangiem, który wraca w zwiększonym zainteresowaniu szwedzkością, a pośrednio wszystkim co skandynawskie.

Wychowanie w USA nieco wyostrza jednak Brones perspektywę, więc na zasadzie kontrastu wychwytuje odmienne style pracy, podejścia do życia, przyrody. Nie przez przypadek pierwszy rozdział poświęca rynkowi pracy, od razu przypominając, że Szwedzi spędzają w niej jedynie tyle czasu, ile to konieczne; zaledwie 1% z nich marnuje go na nadgodziny. Ich zupełnie odmienne nastawienie do kultury pracy, gdzie współpraca, odejście od wielozadaniowości, budowanie środowiska opartego na zaufaniu i poszanowaniu odmienności, przynosi dużo bardziej efektywną i wyluzowaną atmosferę pracy, w której jest czas na godzinne lunche i liczne przerwy na kawę. O ile dobrze nam zrobi przeczytanie, że praca nie musi być polem nieustannej walki, to utrzymywanie szwedzkiego mitu z pewnością nie zmieni sytuacji Polaków pracujących w polskich filiach szwedzkich firm, które poza granicami swojego kraju zapominają o dobroczynnym wpływie przyjaznego i spokojnego środowiska pracy, śrubując normy i nie przywiązując wagi do dużej rotacji pracowników.

Coś się jednak udało Annie Brones. W mikroskali, bo książeczka jest w sumie niewielka, więc nie ma tu czasu na rozpisywanie i nie o to w niej chodzi. Na przykładzie sztuki użytkowej pokazała, jak w Szwecji budowano egalitarne społeczeństwo, w którym zapewnia się nie tylko bezpłatną edukację, dba o duchowy rozwój, ale też pielęgnuje poczucie estetyki. Brones zebrała kilka przykładów, właśnie dotyczących designu szwedzkiego, udowadniając, że lagom może też oznaczać podniesienie poprzeczki lub jej wniesienie tam, gdzie nigdy nie było jej widać. Zwykłe rzeczy codziennego użytku zaczęły być przedmiotem żywej dyskusji. Pisali najwięksi, dając okazję do popisów erudycyjnych, ale też prorównościowych. „Piękniejsze rzeczy codziennego użytku” (Vackrare vardagsvara, 1919) historyka sztuki Gregora Paulssona, to głos za tym, że dobre wzornictwo powinno być dostępne dla wszystkich, nie tylko dla elit. Twórczość publicystyczna Ellen Key, jej eseje „Piękno dla wszystkich”, inspirowały twórców produkujących na masową skalę, do przywiązywania większej uwagi do estetyki przedmiotów codziennego użytku. Carl Larsson i jego żona, zwrócili uwagę na projektowanie wnętrz domów i mieszkań, które w większym stopniu zaczynają operować bielą, drewnem i światłem. W duchu lagom, który tutaj posłużył wyrównaniu braków powstał styl, który zawojował cały świat. Trudno dzisiaj znaleźć dom, w którym nie ma czegoś z IKEA. To już nie kwestia mody, a dobrego smaku. Teraz dostępnego również dla niezamożnych osób.

Szwedzkie lagom, co może nie rzuca się od razu w oczy, w skali społeczeństwa burzy wiele murów. Można je stawiać podnosząc poprzeczkę i nie tłumacząc czym jest wysoka kultura, sztuka, dobra literatura. Można też wymagać, żeby wszelkie przejawy twórczości były zrozumiałe dla wszystkich. Ten dylemat stoi u podstaw lagom. Jeśli sztuka ma być przystępna dla ogółu, to nie może być trudna. Jeśli będzie łatwa może być słaba. Widać to najlepiej w literaturze szwedzkiej, w której tak wiele lekkich powieści, gdzie większy akcent stawia się na akcję, narracyjny flow niż na eksperymenty literackie i finezję języka. Osiągnięcie kompromisu pomiędzy wybitne a dostępne dla mas, wymaga czasem wybiegów. W sztuce użytkowej może to być dobrze zaprojektowany produkt ze sklepu IKEA, którego niską cenę osiągnięto obniżając jego jakość. W byciu lagom Szwedzi wyprzedzają świat. Słuchacze mają do dyspozycji programy radiowe nadawane w „łatwym szwedzkim”, bez udziwnień, prostymi słowami. Nie tylko klarowności, ale właśnie przystępności oczekuje się tam nawet od publikacji naukowych. To nieustanne równanie do słabszych, wyciąga ich z pewnością z marginesu niezrozumienia, ale nie buduje przystani dla rozwoju osób wybitnych.

A bycie lagom oznacza czasem podcinanie skrzydeł. Osobista historia matki Anny Brones pokazuje, że wyróżnianie się z tłumu, wychodzenie przed szereg i rzucanie się w oczy, są nie na miejscu w Szwecji. Dla artystki taki model wyrównywania pionu do pewnej średniej, żeby nie używać słowa przeciętnej, zmusza do ucieczek. W szwedzkiej prasie nie brakuje historii o spektakularnych zwrotach w życiu ludzi, którzy porzucają Szwecję, żeby dać upust swobodzie życia gdzie indziej. Lagom może się objawić w kontaktach z ludźmi, wtedy, gdy każe ściszyć głos, nie wzmagać dyskusji kłopotliwymi argumentami. W społeczeństwie, w którym nieładnie się kłócić, dyskusje spłycają się do nudnych wymian nieciekawych zdań. O tym nie pisze Brones. O własnej mamie wspomni zdawkowo, świadoma jednak mrocznej strony nieodstawania od reszty.

Brones miejscami ucieka w kierunku poradnika maindfulnessowego i bardziej zachęca do uważności w życiu niż tłumaczy czym jest szwedzkie lagom. Z pewnością warto obcować z przyrodą, zachęcać do zdrowej diety, mówić o potrzebie ochrony środowiska, wspierania lokalnych producentów, dbania o przyjazne relacje. Ale robienie z tego książki o lagom odczytuję jako lekkie nadużycie. Rzecz w tym, że i ta książka i inne, których jest przesyt na rynku poruszają się po kolorowych obrzeżach tematu. Dokument Erika Gandini „Szwedzka teoria miłości” nie zyska masowego zachwytu, bo za dużo w nim odcieni szarości, za mało pocztówkowych widoczków z czerwonymi domkami w tle. Bardzo łatwo jest wpaść w mylące poczucie, że harmonię w życiu można osiągnąć jedynie gdzieś, gdzie nas nie ma. Ludzie masowo za nią pędzą, tworzą jej namiastkę w obcym miejscu, powtarzając sobie do końca życia, że to jest właśnie jej kwintesencja. To jak czuje się społeczeństwo zależy od tego, jak czuje się jednostka. Bo to jednostki tworzą naród. Jeśli więc dzisiaj zaczniemy żyć w większej harmonii z sobą i światem, to nie będziemy do tego potrzebować szwedzkiego lagom, duńskiego hygge czy japońskiego ikigai („IKIGAI. Japońska sztuka szczęścia” Ken Mogi, „Ikigai. Japoński sekret długiego i szczęśliwego życia” Hectór García, Francesc Miralles), tylko konsekwencji w działaniu.

Recenzja: Żyj lagom. Szwedzka sztuka życia w harmonii, Anna Brones, Edipresse Polska SA, Warszawa 2017. Przełożył: Jacek Żuławnik. Tytuł oryginału: Live Lagom (2017). Redakcja: Barbara Syczewska-Olszewska. Korekta: Iwona Sośnicka, Agnieszka Jeż. Projekt okładki: Two Associates. Skład i łamanie: JS Studio. ISBN 978-83-8117-152-6. Stron: 221.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Edipresse Polska SA.