Wyobrażałam sobie Astrid Lindgren w tym samym miejscu, siedzącą na ganku i uśmiechającą się w kierunku ekipy filmowej. Ma na sobie zabawny, chroniący przed słońcem daszek. Macha do chłopca grającego Emila. Była tutaj, jak na wielu innych planach filmowych. Dzisiaj, gęsta trawa przed gankiem niczym nie różni się, tak samo puszysta i jednakowo łaskocząca gołe stopy. Nie ma już jednak ławeczek, na których przycupnęła Astrid, przyglądając się pracy ekipy. Wędruję jej śladami. Wdycham zapach cynamonowej bułeczki mieszający się z silnym aromatem kawy. Oto Szwecja.
Zdjęcie: Smålandia. Kiedyś na ganku stały ławeczki, na których Astrid Lindgren przyglądała się pracy ekipy filmowej
Zamieszkałam w domu, w którym nakręcono Emila z Lönneberga („Emil och grisegnoen”). Właściciel naprawdę zadbał, żeby gospodarstwo zachowało wygląd dawnej zagrody. Drewniana zabudowa, rdzawa czerwień ścian kontrastująca z białymi okiennicami. Śpię w domu, który żyje w każdym kroku, każdym poruszeniu, dając znać głośnym skrzypieniem. Ktoś postawił przy ścianie rower, niczym wehikuł czasu przenosi nas o kilkadziesiąt lat wstecz. Rdzewieje z godnością, zachowując blask dawnej świetności. Jedynie trawa zapuszczająca korzenie w ogumieniu dawno niepompowanych kół przypomina o nieuchronności upływu czasu.
Nie przez przypadek „Svelanda” zagrała w filmowej adaptacji przygód niesfornego Emila. Miała urok typowego smålandzkiego gospodarstwa. Osiemnastowieczna zabudowa wygrała nawet dzisiaj z nowoczesnością. Brak centralnego ogrzewania da się we znaki wieczorami pod koniec lipca. Na razie jednak słońce ogrzewa drewno, które oddaje ciepło. Otwieramy maksymalnie uchylne okna, nie zwracając uwagi na pszczoły, które też wariują od upału. Od upału, którego nie kojarzy się ze Szwecją.
Rabaty przypominają o sile natury, którą rządzi wiatr i surowa północna aura. Kępy dzikich kwiatów wyrastają obok strzyżonej trawy. Pojęcie „chwastu” nabiera innego znaczenia, gdy siadamy do kolacji, a na talerzu lądują rośliny, które raczej można spotkać na łące niż w przydomowym ogródku.
Opiekujący się „Svelandą” Micha i Katja bardzo pasują do Smålandii. Nie tylko dlatego, że są Niemcami, a wielu z nich tutaj zapuszcza korzenie, podobnie jak rodzina założyciela IKEA (Więcej o tej histoii: „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa” Elisabeth Åsbrink). Są po smålandzku oszczędni i samowystarczalni. Przypominają też Astrid, która potrafiła z resztek upichcić smaczną kolację. Tutaj też nie wyrzuca się jedzenia. W najgorszym razie to, czego nie zjemy trafi się kurom, które kręcą dziobami, gdy przychodzę z suchą karmą.
Jestem w literackim sercu Smålandii. To stąd pochodzi Pär Lagerkvist, Karin Alvtegen, Vilhelm Moberg, Margareta Strömstedt, Viktor Rydberg czy Dag Hammarskjöld. ”Svelanda” też jest pełna literatury, nie tylko wspomnień z odwiedzin Astrid i pracy ekipy. Na każdym kroku coś ją przypomina. A to półki z jej książkami, zdjęcia, film, który oglądamy wieczorem czy reportaż, który pokaże mi Micha, gdzie Astrid płynną niemczyzną opowiada o rodzinie.
Żyjemy trochę jak w Bullerbyn, które odwiedzę za kilka dni. Mój gospodarz zaprasza mnie do swojego biura. Bierze koszyk z termosami, dla mnie specjalnie zaparzy melisę cytrynową. Wyciągamy nogi nad Mossjön chrupiąc czekoladowe herbatniki. Odpoczywamy po przekopaniu góry piasku, którym usypiemy ścieżkę prowadzącą nad jezioro. Światło błyszczy w pomarszczonej wodzie, a dzikie ptaki podpływają na wyciągnięcie ręki. Lekceważą nas zajęte łapaniem uciekających owadów. Rozmowa rozleniwia się, siedzimy bez słowa, wciągając zapach drzew, mchu i parującej łąki za naszymi plecami. Zaczynam rozumieć fascynację Karola Linneusza.
Są różne rodzaje ciszy. Podobno idealnej można doświadczyć głęboko w wodzie pod zamarzniętym lodowcem. Można też wsłuchać się w ciszę Rumskulla Näs, gdzie konary drzew głośno stękają, gdzie głos przelatującego ptaka zagłusza szum delikatnie marszczącej się o brzeg wody.
Las wygląda tak, jakby ktoś z premedytacją zamazał czarną kredką każdą przestrzeń między drzewami. Delikatny dźwięk materiału leżaka napina się, gdy przeciągamy się leniwie. Dopijamy herbatę, kawę i wracamy do domu. Wzdłuż ścieżki imponujący mur: porośnięte gęstym mchem głazy i wciśnięte w nie drobniejsze kamienie. Te, które dwa wieki temu bezradni smålandzcy chłopi wyrwali ziemi, walcząc o każdy skrawek, który mógłby coś urodzić.
Cała podróż:
Część nr 5 – Bullerbyn istnieje naprawdę
Część nr 4 – Dom Astrid Lindgren w Näs
Część nr 3 – Świat Astrid Lindgren, czyli szwedzki Disneyland
Część nr 2 – Literacka Smalandia, czyli śladami Astrid Lindgren
Część nr 1 – Jak wyjechać na urlop do Szwecji nie płacąc za nocleg i wyżywienie?
Buycoffee.to
Jeśli chcesz docenić moją pracę włożoną w napisanie tego artykułu postaw mi wirtualną kawę.
LH.pl
Kupując usługi u polskiego dostawcy hostingu: https://www.lh.pl, u którego od początku tworzę Szkice Nordyckie na własnej domenie, z moim partnerskim kodem rabatowym: LH-20-57100 otrzymasz obniżony koszt hostingu w pierwszym roku o 20% a ja prowizję od LH.pl tak długo jak będziesz ich klientem / klientką.