Jest 1998 rok. W Polsce Minister Edukacji Narodowej wydaje rozporządzenie, które wprowadza do szkół przedmiot „Wiedza o życiu seksualnym człowieka”. Konrad Szołajski nakręci wówczas dokument „Pani od seksu” o szkolnej pedagożce z Zawiercia, która postanawia uczyć tego przedmiotu. 13 lat później Szołajski towarzyszy z kamerą i dokumentuje życie trzech katolickich par, dla których przewodnikiem po życiu seksualnym jest pewien kapucyn, ojciec Ksawery Knotz, redaktor naczelny wortalu „Szansa Spotkania”, gdzie doradza katolikom, jak godzić potrzeby seksualne z nauką Kościoła. Film zostaje nagrodzony w 2011 podczas łódzkiego Festiwalu Mediów „Człowiek w Zagrożeniu”. Szołajski zrobi też dokumenty o szkole uwodzenia dla mężczyzn pokazując jak można odnieść sukces w szybkim zdobywaniu partnerek i porażkę w budowaniu relacji. Można powiedzieć, że podobnie, jak niegdyś Bronisław Malinowski badał życie seksualne dzikich, tak on dokumentuje życie seksualne Polaków.
Film z 2001 o Michalinie Wisłockiej „Sztuka kochania według Wisłockiej” bardzo wpisuje się w tę pracę dokumentalisty i dodatkowo to niemal obraz prywatny. Syn znanego lektora telewizyjnego Lucjana Szołajskiego i Wisłocka znają się prywatnie, a takie filmy zawsze opowiada się nieco innym językiem. Wystąpi tu wnuczka ginekolożki, która tuż przed ślubem prosi babcię o porady łóżkowe. Wisłocka opowiada skąd wziął się pomysł na najbardziej wyklętą i pożądaną książkę okresu PRL. Nie zabraknie głosu ilustratorki Bożeny Bratkowskiej, redaktorki książki Teresy Menciny, wykładowcy etyki seksualnej Władysława Skrzydlewskiego OP, dyrektora wydawnictwa „Iskry” dr Łukasza Szymańskiego.
Słynna pani od seksu umiera w 2005. Kilka lat po jej śmierci córka Wisłockiej Krystyna Bielewicz przekazuje Szołajskiemu niepublikowane dotąd pamiętniki matki. Zewsząd pojawiają się zachęty, żeby te materiały wykorzystać w jakiś sposób – tak o początkach, najpierw pomysłu na film fabularny o Wisłockiej, opowiada sam Szołajski w posłowie powieści. Szukając języka narracji autor wymyśla fikcyjny wątek esbeka, który rozpracowuje Wisłocką, co ma wpłynąć pozytywnie na dramaturgię filmu i nadać mu odpowiednie tempo. Tymczasem nieukończonym scenariuszem interesuje się wydawca, który chętnie wyda go w formie książkowej. Konrad Szołajski był przygotowany do wydania książki, zrobił dogłębny research w archiwach IPN, czyta teksty Wisłockiej: „Sztukę kochania” (1978), „Malinka, Bratek i Jaś” (1998), „Miłość na całe życie: wspomnienia z czasów beztroski” (2002) i przygotowane do wydania, ale niepublikowane rzeczy. Czyta wywiady, spotyka się i rozmawia z ludźmi, którzy Wisłocką znali, pamiętali. Wśród nich oprócz córki Wisłockiej, znajdzie się m.in. Irena Zielińska, która wielokrotnie przepisywała „Sztukę kochania” na maszynie podczas bojów o wydanie poradnika, pielęgniarki, które pracowały z lekarką.
Gotowy już tekst przechodzi przez gęste sito recenzentów, którzy wyłapują nieścisłości, szlifują język, sugerują zmiany. Wśród nich prof. Andrzej Jaczewski, z którym Wisłocka pracowała i się przyjaźniła, ale też wielu innych fachowców: prof. Zbigniew Izdebski, dr Andrzej Depko znany u nas chyba najbardziej ze słynnej audycji o seksie w TOK FM. I chociaż Konrad Szołajski zostawia sobie prawo do ostatecznej decyzji, książka ma trzymać się faktów. Jednocześnie jednak w powieściowej wersji nie rezygnuje z fikcyjnej postaci pracownika SB, chociaż chce, żeby była zbudowana w oparciu o jak najlepsze źródła i tu prosi o pomoc w odtworzenie realiów pracy służb specjalnych dawnego oficera SB płk. Wojciecha Garstka, byłego rzecznika prasowego gen. Czesława Kiszczaka. Czy wysiłek wpisany w przygotowanie książki przyniósł efekt?
Wiadomo, że nic tak dobrze nie robi sprzedaży książek, jak hity filmowe. A premiera tej powieści idealnie zbiegła się z premierą filmu „Sztuka kochania. Historia o Michalinie Wisłockiej”, dodatkowo książka była promowana sloganem zachęcającym do przeczytania książki przed ukazaniem się filmu. Sam Konrad Szołajski tłumaczy się, że popełnił wcześniej dwie książki, ale w latach 90., więc dawno temu i czuje się, jakby debiutował na nowo. I trochę jego powieść przypomina książki debiutanckie. Pisanie biografii wymaga włączenia filtra, przez który przepuszczamy głównego bohatera. Trzeba mieć pomysł na całość i zastanowić się, które wątki z życia postaci zasługują na więcej uwagi, co można oddać w zarysie, innymi słowy, gdzie i jak rozłożyć najważniejsze akcenty. Postać fikcyjnego funkcjonariusza, którego wprowadza w swojej powieści Szołajski odgrywa tę samą rolę, co postaci ekspertów w kryminałach; i tu i tam służą do podawania partii informacji, kluczowych dla zrozumienia fabuły, których pisarz nie potrafi inaczej sprzedać czytelnikowi. Postać Rafała Dominiaka zawładnęła jednak powieścią, na czym traci wrażenie autentyczności całości. Tam, gdzie można by oddać głos realnym postaciom, czytamy długie ustępy streszczające daną sytuację.
Język filmu potrzebuje innych środków wyrazu od języka powieści i chociaż zawsze powieściom, zwłaszcza popularnym, dobrze robi filmowe spojrzenie i opowiadanie obrazami, to tutaj jest tego za mało. Widać też, że ok. 100 pierwszych stron jest dużo lepiej przemyślanych niż cała reszta, która traci na impecie. Autor skupił się bardzo na oddaniu realiów politycznych, jego bohaterowie naprawdę rozmawiają językiem propagandy tamtych czasów. Z pewnością największą zaletą książki jest właśnie duch czasów, którego świetnie się tu czuje. Zwłaszcza atmosferę zaduchu obyczajowego. Największy nacisk został położony na oddanie historii wokół samej „Sztuki kochania”, walki o jej wydanie. Dowiadujemy się nieco o pochodzeniu Wisłockiej, niemieckich korzeniach Stacha. Autor nie pomija kwestii podpisania volkslisty. Wyjaśni sprawę „bliźniaków”, trójkąta, w jakim żyła Wisłocka. Pojawi się kwestia romansu z żonatym mężczyzną, jej działalność edukacyjna, zwłaszcza na prowincji. Powieść, która z założenia jest projektem czysto komercyjnym musi trzymać się reguł typowych dla takiego pisania. I niestety brakuje mi tu fabularnych twistów, podkręcenia narracji, nacisku na zaskoczenie. Brakuje mi też pomysłu na całą książkę, która nie uderza żadną puentą.
Jestem i po filmie o Wisłockiej i po powieści Szołajskiego i muszę ze smutkiem podkreślić, że w obu tych przedsięwzięciach problemem jest sposób pokazania Wisłockiej. Scenarzysta „Sztuki kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” głównie skupia się na seksie w życiu bohaterki, Konrad Szołajski na fikcyjnej postaci esbeka, który rozpracowuje słynną ginekolożkę. Dużo do myślenia dają słowa samej Wisłockiej, w zamykającej dokument o niej „Sztuce kochania według Wisłockiej”, gdzie powie: „Starania moje o całość rodziny i szczęśliwe życie małżeństw polskich stanowiło treść całej mojej pracy lekarskiej”. Obu panom wymknął się sens życia słynnej lekarki i żaden z nich nie potrafił pokazać nam tej Wielkiej kobiety w sposób, na jaki zasługuje.
Recenzja: Wisłocka, Konrad Szołajski, Świat Książki, Warszawa 2017. Wydawca: Joanna Laprus-Mikulska. Redaktor prowadzący: Beata Kołodziejska. Redakcja: Agnieszka Niegowska. Korekta: Jadwiga Piller, Ewa Grabowska. ISBN 978-83-8031-586-0. Stron: 320. Oprawa: broszura ze skrzydełkami. Cena: 32,90 zł. Premiera: 11.01.2017.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję: Wydawnictwu Świat Książki
Buycoffee.to
Jestem wdzięczna, że doceniasz pracę włożoną w napisanie tego artykułu stawiając mi wirtualną kawę.
LH.pl
Jestem wdzięczna, że kupujesz usługi u polskiego dostawcy hostingu: https://www.lh.pl z moim partnerskim kodem rabatowym: LH-20-57100, bo otrzymasz obniżony koszt hostingu w pierwszym roku o 20% a ja prowizję od LH.pl tak długo jak jesteś ich klientem / klientką.