Kategorie
Non-nordic

Weź książkę w teczkę i idź na wycieczkę

Ostatnio polecałam Wam spacery literackie po Krakowie, jakiś czas temu autokarowe wycieczki krajoznawcze, a dzisiaj gorąco polecam piesze wycieczki po Małopolsce, które od 1973 roku organizuje zawsze w sezonie od kwietnia do końca października Koło Grodzkie PTTK. Program wycieczek jest co jakiś czas aktualizowany na stronie Koła. Nie trzeba się na nie zapisywać, wystarczy przyjść na miejsce zbiórki o wyznaczonej godzinie. Koszt to 5 zł (osoby dorosłe) i bezpłatnie: uczniowie gimnazjum, liceum i studenci. Opłatę na miejscu zbiera przewodnik. Dodatkowo trzeba sobie pokryć koszt dojazdu (bilety aglomeracyjne, opłacić bus, czasem pociąg). Na trasę jedziemy wspólnie i razem wracamy, chociaż zdarza się, że zapaleńcy przedłużają trasę o kilka kilometrów, tak było przedwczoraj, bo w Smardzowicach wsiedliśmy w 267 do Krakowa bez trzech osób, które przeszły dodatkowe 6 km do Januszowic. Na ogół trasy mają ok. 10 – 20 km. Ale od początku. Przyznaję, że wczorajsza trasa należy do moich ulubionych. Zaczęliśmy na pętli na Krowodrzy Górce i autobusem 267 dojechaliśmy do Maszyc, a stamtąd przejście trasą: Jaskinia Maszycka – Dolina Prądnika – Wąwóz Smardzowicki – Smardzowice. To 10 km i jeśli ktoś zbiera odznaki turystyczne to zdobył 10 pkt do OTP i Miłośnika Jury. Przewodnik na miejscu zrobi wpis do książeczek.


Pierwszy około półgodzinny postój robimy zaraz na początku. W ruch idą kanapki, gorąca herbata, bo jest nieco chłodno i książki, bo miejsce aż prosi się, żeby trochę poczytać.


To jedna z bardziej malowniczych małopolskich tras. Wyjeżdżając z Krakowa opuszczamy królewskie miasto billboardów, które zamienia się teraz w surowy bukowy las, pnie jak pociągnięte srebrną farbą, gęste wysokie korony zamykają niebo nad nami, wąskie wąwozy wyznaczają kierunek spaceru. Pół godziny temu wdychałaś miejski smród spalin, smarów i opon samochodowych. Teraz idziesz a płuca rozrywa Ci zapach świeżej trawy, wilgotnego podszycia. Pół godziny temu męczył Cię ryk silników samochodowych, nieustanny szum drogi szybkiego ruchu, jazgot przejeżdżających aut, pisk opon, wycie klaksonów. Teraz jedyny dźwięk to szuranie liści, stękanie starych pni, świst gałęzi przeszywających gwałtownie powietrze, ptasie ploty i szeptanki. Pół godziny temu żyłaś w rytm sygnalizatorów świetlnych. Teraz czas goni w tempie ślimaka, który próbuje wyprzedzić nas na drodze, motyla, który rozkłada się z nonszalancją na liściach, owadów rytmicznie podnoszących się i opadających nad pękami kwiatów. Oddychasz inaczej; głębiej, pełniej, zachłanniej. Przez kilka najbliższych godzin będziesz żyć naprawdę.


Na trasie czasem zdarzają się niespodzianki. Tak było podczas naszej ostatniej wycieczki i tak było  przedwczoraj. Coraz więcej ziemi trafia w prywatne ręce i bywa, że wykupione grunty leżą na trasie szlaku turystycznego. Jedynie dobrą wolą właściciela jest, czy przepuści nas przez swój las, pole, czy łąkę. Szwedzi, Norwedzy i Finowie mają niepisane prawo mówiące, że nie można nikomu odmówić kontaktu z naturą, co oznacza prawo do wędrowania, biwakowania, korzystania z natur zarówno na ziemi państwowej, jak i prywatnej. My mamy twarde prawo szlabanów, płotów, siatek i wszelkiego rodzaju ogrodzeń, które spotykamy na trasie, bywa, że w środku zupełnej dziczy. Przedwczoraj trafiliśmy na zagrodę dla owiec, którą próbowaliśmy kulturalnie przejść, bezskutecznie, bo właścicielka nas przegoniła. Owce okazały się bardziej od niej łaskawe; długo jeszcze beczały za nami.


Po drodze zatrzymujemy się przy zabytkach. Na tej trasie to miejsce pamięci, chatka pustelnika i Kaplica pw. Zstąpienia Chrystusa Pana do Otchłani (www.kaplicapradnik.pl).


Dalej robimy coś, za co potem podziękują nam oczy: gapimy się na soczystą, świeżą zieleń, która właśnie wybuchła z nową siłą, zazieleniając każdy skrawek horyzontu. Horyzontu, którego brakuje przecież w ciasnym Krakowie, coraz bardziej stłoczonym kolejnymi deweloperskimi porażkami. A gdy się czyta naprawdę dużo, to czasem koniecznie trzeba dać oczom odpocząć, a nic im tak dobrze nie robi jak powietrze wolne od spalin, pyłów zawieszonych i takie widoki.


Kolejny nieco dłuższy postój robimy w gościnnym jak zwykle Klasztorze Albertynów a potem bajeczne podejście w stronę Góry Okopy. Dochodzimy do miejsca widokowego na polską Szwajcarię. Uwielbiam to przejście, lekkie zmęczenie rekompensują pocztówkowe panoramy.


Gdy wsiadamy w Smardzowicach w 267 w stronę Krowodrzy Górki już się cieszę na biografię Astrid Lindgren Margarety Strömstedt, która kapitalnie, z opisami Vimmerby, Bullerbyn wpisuje się w klimaty tego spaceru: „Astrid Lindgren. Opowieść o życiu i twórczości„.