Niedawno pisałam o „Wyspie klucz”, świetnym reportażu Małgorzaty Szejnert o dziewiętnastowiecznej światowej emigracji do Ameryki. Dla osób, które ten temat wciągnął, kapitalnym uzupełnieniem będą „Notatki z podróży do Ameryki” Karola Dickensa.
Pytanie, czy da się dzisiaj czytać Dickensa? Kaja Malanowska („Drobne szaleństwo dnia codziennego„), finalistka tegorocznej Literackiej Nagrody NIKE zabawnie podsumowała, że „uchodzi on w powszechnym odczuciu za sentymentalnego nudziarza”. No właśnie uchodzi. Zdarza się, że pisarz z kanonu, a jeszcze gorzej, z listy lektur jest nieczytany lub czytany wyjątkowo rzadko. Pytanie, dlaczego tak się dzieje? Czy aż tak bardzo jego pisarstwo różni się od współczesnego? Czy to kwestia bariery czasu, archaicznego języka? Czy tylko chodzi o aktualność problemów, które porusza?
Uwielbiam literaturę podróżniczą, reportaże i powieści drogi. „Notatki z podróży do Ameryki” są świetnym dziewiętnastowiecznym reportażem. Dickens opisuje samą podróż do Stanów, przejazdy na miejscu, a szczególnie dużo miejsca poświęca kwestiom, które go do Ameryki ściągnęły: problemom społecznym, gospodarczym, politycznym.
Stany w tym czasie przeżywają oblężenie turystyczne. Młodym krajem fascynuje się cały świat. Przyciąga do siebie nie tylko setki tysięcy imigrantów kuszonych perspektywami szybkiego zarobku, ale również pisarzy, gwiazdy, przedsiębiorców. Nieco ponad trzydzieści lat po Dickensie kraj odwiedzi np. Henryk Sienkiewicz, który jednak w przeciwieństwie do Dickensa, głównie interesuje się krajobrazem, ludźmi i zwierzętami, bierze udział w polowaniach na bawoły, robi wycieczki górskie.
Od podróży opisanej w notatkach przez Dickensa w 1842 minęło 171 lat. Są to Stany przedstawione z perspektywy trzydziestolatka, pisarza z ogromnym sukcesem na koncie, już po publikacji i „Klubu Pickwicka” i „Oliwera Twista”, szalenie popularnego w Stanach. W posłowiu książki, Anna Staniewska przytacza historię oddającą skalę jego popularności. „Magazyn osobliwości” miał tylu czytelników, że statek, który przywoził do kraju kolejne odcinki powieści, witało pięć czy sześć tysięcy osób, które czekały wołając z lękiem „Czy mała Nell umarła?”. W czasie samej podróży Dickensowi towarzyszą tłumy gapiów, fanów, osób, które podglądają go w każdej, nawet intymnej sytuacji. O tym akurat Dickens nie pisze, w pełni koncentrując się na temacie, czyli na Stanach Zjednoczonych. Chce zobaczyć, jak żyje się w tym kraju, na jakim poziomie są podstawowe instytucje społeczne, jak wygląda sytuacja na rynku pracy.
Dickens przejechał w sumie niewielką część Stanów. Na zachodzie nie przekroczył granicy Wielkich Jezior. Dotarł do Indiany, Kentucky i Missouri. Na południu dojechał najdalej do Richmond w Wirginii, przejechał wschód stanów i kierując się na południe zwiedził Boston, Worcester, Hartford, New Haven, Nowy Jork, Filadelfię, Baltimore, Waszyngton. Dickens odwiedza zakład dla niewidomych, upośledzonych umysłowo, więzienia, w tym Sing-Sing. Skrupulatnie odnotowuje wszelkiego rodzaju rozwiązania, które usprawniają nadzór nad więźniami, a jednocześnie krytykuje losowe przykłady niehumanitarnych praktyk służb penitencjarnych. Odwiedza duże zakłady pracy i dopytuje o sytuację robotników, warunki ich pracy. Odwiedza też instytucje edukacyjne, w tym najstarszy uniwersytet Harvarda w Cambridge, w stanie Massachusetts. Napisze:
„Jakiekolwiek mogą być wady amerykańskich uniwersytetów, nie krzewią one przesądów, nie hodują bigotów, nie odkopują pogrzebanych popiołów żadnych odwiecznych zabobonów. Nie stają nigdy pomiędzy człowiekiem a postępem. Nie wyłączają nikogo z powodu jego religijnych przekonań, a nade wszystko w całym programie studiów i nauczania uznają i dostrzegają świat, i to świat szeroki, leżący poza obrębem murów wszechnicy.”
W Waszyngtonie Dickens zwiedzi obie izby Kongresu, Izbę Reprezentantów i Senat, dom prezydenta, ale też np. Biuro Patentowe. Poświęci dużo uwagi warunkom pracy, a szczególnie krytycznie wypowie się o niewolnictwie, opisując barbarzyńskie praktyki właścicieli czarnoskórych niewolników, wykorzystujących bezlitośnie swoich poddanych.
Przez swoją książkę Dickens stracił kilkoro przyjaciół w Stanach, a i w rodzinnej Anglii został przyjęty z chłodem. Zarzucano mu, że zbyt ostro opisał to, co widział, a nie szczędził swoich krytycznych komentarzy a to pod adresem filadelfijskiego więzienia, w którym więźniowie przebywają w całkowitym odosobnieniu, a to nowojorskiego, w którym więźniowie skazani są na wegetację. Suchej nitki nie zostawia na systemie niewolniczym. Z odrazą opisuje popularny zwyczaj żucia tytoniu i plucia w miejscach publicznych i prywatnych, nawet na dywany w domu prezydenta.
„Ten plugawy zwyczaj przyjął się we wszystkich miejscach publicznych w Ameryce. W sądach sędzia dostaje osobną spluwaczkę dla siebie, woźny dla siebie, świadek dla siebie, a więzień dla siebie. Nie zapomniano jednocześnie o członkach sądu i o publiczności, wielkiej liczbie ludzi, którzy, prawem natury, muszą pragnąć spluwać nieustannie. W szpitalach napisy na ścianach proszą studentów medycyny o wydalanie soku tytoniowego do specjalnych skrzynek i o nieplamienie nim schodów.”
Krytykuje nowojorski dom dla obłąkanych, który według niego mógłby być czystszy i porządniej utrzymany. Polityków amerykańskich nazwie „zażartymi awanturnikami, pędzącymi w poszukiwaniu zysku i zapłaty”. Wydawca „New York Herald” nazwie Notatki „najbardziej hołociarskimi (…) najbardziej godnymi wzgardy (…) kwintesencją bzdury, ostatecznym destylatem głupoty i nicości.” Gdy Dickens przyjeżdża do Stanów, kraj świętuje dopiero sześćdziesiąt sześć lat niepodległości. W zarzutach po publikacji książki pojawia się to w ustach obrońców, którzy krytycznie oceniają jego surowe osądy, pod adresem tak młodego kraju.
Warto z Dickensem odbyć tę podróż i zobaczyć współczesne Stany z perspektywy dziewiętnastowiecznej, zobaczyć młody kraj na początku organizowania się, który obecnie jest jednym z najważniejszych graczy politycznych i gospodarczych. Porównać dziewiętnastowieczny i współczesny rynek pracy. Odbyć technologiczną podróż w czasie do epoki maszyn parowych, dyliżansów, które obecnie zastępuje szybka kolej i międzykontynentalne loty. Warto się zastanowić, jak dalece lub jak niewiele zmieniły się Stany. Wydaje się, że ok. 200 lat to magiczna cezura czasu. Z niewolniczego kraju, jaki poznał Dickens, w którym czarnoskórym niewolnikom wypala się piętna na skórze, mamy kraj rządzony przez Afroamerykanina. Nowy Jork, po którym biegają maciory, pełniące rolę czyścicielek ulic, z których wiele pełnych jest błota sięgającego kolan, zamienił się w amerykańską mekkę biznesu, mody i kultury. Amerykańskie uniwersytety od lat znajdują się na pierwszych miejscach rankingów światowych. Technologicznie, zwłaszcza pod względem innowacyjności Amerykanie klasyfikują się w pierwszej dziesiątce. Warto, więc zobaczyć gdzie był ten kraj 171 lat temu.
Karol Dickens, Notatki z podróży do Ameryki., Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978. Tłumaczyła Barbara Czerwijowska. Tytuł oryginału: Charles Dickens, American Notes For General Circulation.(1842)