Kategorie
Literatura nordycka

Nie zgadzam się – Per Petterson

Trudna sytuacja i szybka decyzja. Nie wiadomo, czy z wyrachowania czy ze strachu. Ile w niej było instynktu przetrwania, a ile skalkulowanej reakcji. Czy jesteśmy w stanie poznać prawdę? I czy ta pomoże wymazać z życia ślad, który przygniata, nieustannie odciska się na każdym dniu, zostawiając za sobą ciągnącą się, mroczną smugę? Filmowo genialnie wokół tego motywu krąży Julia Loktev w „Najsamotniejszej z planet” (The Loneliest Planet), a potem Szwed Ruben Östlund (The Square) w głośnym „Turyście”. Widzimy ludzi, których oddala od siebie ponure wspomnienie jednego wydarzenia.


Literacka odpowiedź Pera Pettersona, rozpoczyna się tam, gdzie kończą się wspomniane filmy. Jesteśmy trzydzieści parę lat później. Widzimy Tommy’ego i Jima w krótkiej scenie, przypominającej słynne zdanie Hemingwaya, którym wygrał zakład o najkrótsze opowiadanie. Nie wiemy wprawdzie jeszcze, co się stało, co tak bardzo oddaliło od siebie przyjaciół i dlaczego odwróciły się ich role. Ale to właśnie w takich miejscach najszybciej pracuje wyobraźnia. Najmocniejsze w powieści Pettersona jest tempo narracji, która tak bardzo przypomina pracę pamięci. Obrazy z przeszłości nakładają się na siebie w relacjach kilku narratorów. Wydawać by się mogło, że zbliży nas to do prawdy. Jednak Petterson zaprzecza takiej tezie. Ludzka psychika to nie matematyka, tu nie ma prostych algorytmów.

Składamy więc powoli i chaotycznie historię, która mimo usilnych zabiegów odkrycia tajemnicy wcale jej nie rozwikłuje. Wszystko się coraz bardziej komplikuje. I chyba nikt dosadniej i lepiej nie wyjaśnił, że nie ma prostych odpowiedzi. No bo co wywołało ten moment zawahania, tak znamienny dla reszty życia? Które z poprzedzających wydarzeń złamało pewność siebie? Jaki bagaż z przeszłości zaciąży na dalszych losach?

Widzimy dwóch dorastających chłopców na norweskiej prowincji. Mørk jest bardziej mroczne niż wskazywałaby na to nazwa. Jesteśmy na antypodach skandynawskiego raju, gdzie kończy się sen o najlepszym miejscu do życia. Krzyżujące się losy chłopaków stają się wypadkową do pokazania trudów dorastania w sennych, opustoszałych krajobrazach północy. Gdy kończy się poetycki język i pocztówkowe zacięcie do oddawania uroków nordyckich landszaftów zapadamy się w przygnębienie. Każdy chce się wyrwać z Mørk i jego okolic. Ale jak widać to tylko pozorna ucieczka, bo nikomu nie uda się uciec od przeszłości. Petterson z pewnością zagląda w te rejony norweskości, o których nie myślimy snując marzenia o życiu na północy. Ale norweskość jest wyłącznie dodatkiem do uniwersalnej historii o życiu, które nie zawsze układa się w sielankowe scenariusze.

Jeden chłopiec traci matkę, która opuszcza rodzinę. Mamy tu ojca pijaka, który znęca się nad synem i rodzinę, którą w dobrej wierze rozbije urząd, który teoretycznie ma stać na straży dobra dziecka. Patologiczne relacje, toksyczne związki i nasycenie przemocą, nad którą zawiesza się przyzwalające milczenie bliskich, sąsiadów i urzędów, których oschłość kłóci się z naszym wyobrażeniem o skandynawskim poczuciu sprawiedliwości. Dzisiaj już nieco więcej wiemy o słynnym Barnevernet za sprawą Macieja Czarneckiego i jego „Dzieci Norwegii. O państwie (nad) opiekuńczym”. Polska premiera „Nie zgadzam się” świetnie wpisuje się w dyskusję o norweskiej polityce społecznej, która tak bardzo poruszyła nas od publikacji tego reportażu. To wyjątkowa i komfortowa sytuacja, bo możemy te książki czytać dodatkowo z opowiadaniem z Norwegii Andrzeja Dybczaka. Mamy więc na rynku aż trzy podobne książki i szansę na skonfrontowanie pracy reportera z literackim odpowiednikiem i historią z życia.

Poczucie niedowartościowania, przygnębienie, wyraźne niedostatki sprawiedliwości, melancholia to emocjonalny koktajl, którego gorzki smak pozostaje na długo po rozstaniu się z Pettersonem. Nie tylko bohaterowie „Nie zgadzam się” cierpią. Rodzina pisarza ginie w pożarze na promie i jego historia przypomina bardzo losy popularnego w Polsce w latach 90. Wiliama Whartona, który do końca życia nie pogodził się z wydarzeniami na autostradzie, które odebrały mu bliskich. Piętno przeszłości wyraźnie zaznacza się w twórczości obu autorów. Każdy z nich to mistrz w swojej kategorii i każdy jest dowodem na to, że nie uciekniemy nigdy od tego, co się kiedyś wydarzyło.

Sytuacja, która ma miejsce w pamiętną grudniową noc 1970 to kulminacja wydarzeń, które spiętrzą się a potem przetoczą z miażdżącą siłą przez życie bohaterów „Nie zgadzam się”. Nie ma właściwie ucieczki przed taką przeszłością. Ciągnięci w dół możemy jedynie udawać, że wszystko jeszcze będzie dobrze. To co zaledwie zakiełkowało i wezbrało w bohaterach Loktev i Östlunda tutaj Petterson rozpisuje na całe życie. Śledzimy zapadanie się w sobie człowieka, który nie może pogodzić się z ułamkami mieszanki strachu? Słabości? Widzimy wnoszoną z lat dorastania utraconą niepewność i poczucie niezrozumienia. Przyglądamy się dorosłym mężczyznom, którzy nie mogą uwolnić się od ciężaru przeszłości.

Można podejmować trudy budowania pewności siebie, ale to jak stawianie domu na papierowych fundamentach. W końcu nie wytrzymają i całą pracę trzeba będzie powtarzać. Tę nieuchronność katastrofy świetnie oddał Petterson. Pesymistyczny wydźwięk powieści niech będzie przestrogą dla ludzi, którzy decydując się na rodzicielstwo, sami wnoszą w nie własne upiory z przeszłości. Czy nasze życie byłoby inne, gdybyśmy poznali odpowiedź na pytanie, dlaczego matka opuściła rodzinę? Dlaczego ojciec bił własne dzieci? Gdybyśmy usłyszeli przepraszam?

Powieści wyjątkowo dobrze robi kanciasty norweski, który zgrzyta w poszatkowanej frazie, tak obcej dla naszej składni. Tak się składa, że czytam pod rząd dwie powieści w przekładzie Iwony Zimnickiej, obie wydane przez W.A.B.. „My, topielcy” fascynuje narracją, przy której można zapomnieć, że to powieść napisana pierwotnie po duńsku. Od razu widać, z jak trudnymi decyzjami mierzą się tłumacze. Typowe dla norweskiego powtórzenia, krótkie zdania, sprawdzają się jednak w przypadku „Nie zgadzam się”. Powieść w neurotycznym tempie rozbłyskających i gasnących wspomnień przenosi nas nieustannie z wydarzenia w wydarzenie.

To trudny pisarski projekt, świadczy o tym chociażby zakończenie, z którym autor najwyraźniej sobie nie poradził. Wydaje mi się, że takie historie powinny się urywać w pół zdania, dla podniesienia temperatury niezgody, oddania niejasności i niemożliwości wyczerpania tematu. Mimo to zachęcam do zmierzenia się z mrocznym Mørk, które, jak widać, niektórzy z nas noszą w sobie.

Recenzja książki: Nie zgadzam się, Per Petterson, Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o., Warszawa 2016. Wydanie I. Przekład. Iwona Zimnicka. Tytuł oryginału: Jeg nekter (2012). Redakcja: Sylwia Bartkowska. Korekta: Katarzyna Pawłowska, Katarzyna Skwark. ISBN 978-83-280-2121-1. Str. 303.

Książkę pożyczyłam w Miejskiej Bibliotece Publicznej Łódź-Śródmieście, ul. Brzeźna 10