Kategorie
Literatura nordycka

Bezrobocie, głód, strajki, czyli o walce Norwegii z kryzysem

Odzyskanie przez Norwegię pełnej suwerenności w 1905 przypada na gorący czas w historii świata. Emigracja do Stanów Zjednoczonych, a z czasem i do Kanady wciąż trwa. Chociaż są i tacy, którzy wracają. Zmienia się krajobraz miast, w których wyrastają fabryki, ale zaczynają się też tlić zalążki buntu; nie sposób żyć za wynagrodzenia, za które zaledwie można kupić coś do jedzenia. W tym miejscu kończy się pierwszy (Norwegia w drodze do wolności, czyli zerwanie unii ze Szwecją) i rozpoczyna drugi rozdział „Drogi na Północ. Antologia norweskiej literatury faktu”, która fenomenalnie wypełnia lukę na rynku książki, zaspakajając ciekawość i jednocześnie rozbudzając fascynację Norwegią. Największą wartością tej książki są po raz pierwszy publikowane u nas dokumenty osobiste: listy, fragmenty dzienników, wspomnień, ale też artykuły prasowe, układające się w żywą relację naocznych świadków wydarzeń. Ze świetnym, krótkim wstępem wyjaśniającym ich znaczenie dla zrozumienia historii małej, ale dumnej Norwegii.

Droga na Północ Antologia norweskiej literatury faktu Karta

A Norwegia mimo położenia na krańcach Północy nie ucieknie przed skutkami światowych wydarzeń. Spróbuję o nich opowiedzieć na podstawie drugiego rozdziału antologii „Trudne lata. 1905-1940”, na który składają się: listy Norwegów do ich krewnych i znajomych na emigracji, wspomnienia Johna Lynga, premiera konserwatywnego rządu z 1963, który za młodu sympatyzował z radykalną lewicową organizacją Mot Dag, wspomnienia Einara Gerhardsena, budowniczego norweskiego państwa dobrobytu, korespondencja Knuta Hamsuna, laureata literackiej Nagrody Nobla z 1920.

Na horyzoncie coraz łatwiej dostrzec kominy fabryk a serce miast uderza w rytm głośnych maszyn przemysłowych. Brakuje rąk do pracy. W fabrykach Stavanger zatrudniają się setki młodych Niemców. Wielu z nich założy tutaj rodziny, a wyjeżdżając na wojnę mają nadzieję tu wrócić. Odkąd parlament uchwalił tzw. ustawę językową w 1892, każdy z sześciu tysięcy okręgów szkolnych ma prawo wyboru języka podręczników i nauczania. Jeśli wybiorą landsmål, bierna znajomość riksmål i tak będzie obowiązkowa. Wydaje się, że Norwegia staje na własnych nogach. Tuż po pierwszej wojnie światowej można nawet mówić o lekkim wzroście gospodarczym. Już wówczas kryzys w jednym miejscu pociągał resztę świata w zapaść. A ponure lata 20. z czarnym czwartkiem zbliżają się nieuchronnie. Na razie jednak Norwedzy zajęci są swoimi sprawami. „W Norwegii pełno jest socjalistów, mają władzę w państwie i gminie. Chcą wprowadzić przymusowy 5-godzinny dzień pracy”. Krach na giełdzie nowojorskiej to tylko eksplozja tego, czego można się było spodziewać. Padają fabryki, padają banki. Na norweskich ulicach coraz gęściej od bezrobotnych i bankrutów. Światowy kryzys zbierze swoje żniwa również w Norwegii, gdzie rząd udziela pomocy niektórym z największych banków, próbuje też zagospodarować armię bezrobotnych głównie przy budowie dróg. Ale to wszystko wygląda na łatanie dziur, ustawianie prowizorek. Potem historycy nazwą lata 20. „straconymi”. Najwyraźniej trzeba zacząć inaczej myśleć o gospodarce i rynku pracy.

To wówczas dojdzie do historycznej współpracy Partii Pracy ze związkami zawodowymi, która jest „kluczem do zrozumienia norweskiego fenomenu socjaldemokratycznego”. W 1919 LO, Norweska Konfederacja Związków Zawodowych liczy 150 tys. członków. Skutki rewolucji bolszewickiej dają się odczuć również w Norwegii. W 1918 z emigracji w USA wraca Erling Falk (1887 – 1940), polityk Partii Pracy, a potem Komunistycznej Partii Norwegii. W 1922 założy Mot Dag, organizację, która wydaje się być idealnym miejscem dla radykalnej młodej lewicy; ciągną do niej studenci, ale też politycy z kręgów robotniczych. Mówi się o niej „polityczny zakon” i „polityczna sekta”. Gazeta o tej samej nazwie będzie zapleczem do kształtowania debaty i wpływania na opinię publiczną. Wkrótce nabierze znamion opiniotwórczego ośrodka intelektualnego. To z jej kręgów wywodzą się późniejsze norweskie elity. „Rzadko zdarza się w historii, aby tak nieliczna grupa potrafiła odcisnąć tak silne piętno na całym pokoleniu”. I chociaż zostaną nazwani potem duchowymi bankrutami, to nikt nie ma wątpliwości, że zostali jednocześnie „zwycięzcami na politycznej giełdzie”.

Zbliżają się trudne lata 30. W Norwegii bezrobocie sięga już ponad 10% społeczeństwa. Związki zawodowe straszą strajkami, związek pracodawców domaga się redukcji wynagrodzeń o 15% i odrzuca propozycję zmniejszenia liczby godzin pracy, tak, żeby więcej osób mogło pracować, czy propozycję nadgodzin zamiast dniówek. Dochodzi do starć. Policja wzywa na pomoc wojsko. John Lyng wyjeżdża wówczas na krótko do Berlina. Stwierdzi, że kryzys, który odcisnął swoje piętno na norweskich miastach to nic w porównaniu do tego, co zobaczył w Niemczech, „gdzie wielkie grupy bezrobotnych żyły na poziomie minimum egzystencji, na osiedlach, które najbardziej przypominały szarobeżowe kamienne pustynie”. Jest sam środek kampanii wyborczej i Lyng obserwuje ścieranie się z jednej strony komunistów, z drugiej skrajnych ugrupowań narodowo-socjalistycznych i antydemokratycznych, z narodowymi socjalistami na czele. Zwycięstwo nazistów nazwie swoją największą lekcją polityczną; to doświadczenie odciśnie na nim trwałe piętno.

W Norwegii nikt już nie ma wątpliwości, że czas na reformy. Znowelizowano prawo pracy, wprowadzono państwowe świadczenia emerytalne, zasiłki dla bezrobotnych, osób niepełnosprawnych. Ale to nie rozwiąże kwestii braku pracy. Związki walczą o pracę dla swoich członków. Problem w tym, że jeśli się jej nie ma, to nie można zapisać się do związku. Pętla na szyi niejednego Norwega dociska się do niebezpiecznego minimum. Powstaje Związek Bezrobotnych. Dla ich dzieci organizuje się zabawy choinkowe i kolonie letnie na wyspie Utøya. Tam, gdzie ok. sto lat później Breivik urządzi masakrę (Więcej w: Jeden z nas. Opowieść o Norwegii, Åsne Seierstad). Zaczyna działać Kawiarnia Bezrobotnych, gdzie każdy dostanie cztery grube pajdy chleba z serem. Czekają na nie w długich, ciągnących się godzinami tłumy mężczyzn. Cierpliwi, zmęczeni, chowający głowy w kołnierzach, chroniąc się przed wiatrem i siekającym deszczem. Najtrudniej właśnie przy takiej pogodzie wystać po swoje. „Co czuli ci dorośli, zdolni do pracy mężczyźni, którzy godzinami musieli wystawać w kolejce po kromkę chleba”, pyta sam siebie Einar Gerhardsen. On też pamięta z dzieciństwa głodne sobotnie poranki, podczas których ratował się ukrytą kromką, odłożoną na gorsze dni. To czasy, gdy nikt nie je do syta. Z pewnością musiał o tym pamiętać szkicując zarysy państwa dobrobytu. Nikt w jego Norwegii nie będzie głodny! Tymczasem panuje rynek pracodawcy, pod którego potrzeby tnie się podatki, obniża płace i przygotowuje pakiety oszczędnościowe, które mają ulżyć przedsiębiorcom.

Taka sytuacja to najlepszy zaczyn dla rozłamu. Społeczeństwo dzieli się na beneficjentów hojnej reki sprzyjającej przedsiębiorcom władz i robotników walczących już o resztki godności. Pojawienie się w 1925 Związku Ojczyźnianego jest symptomem tych czasów. Jego twarzami będą uwielbiany i ceniony Fridtjof Nansen i Christian Michelsen. „Jego zadaniem miało być zahamowanie rosnącej popularności Partii Pracy poprzez zrzeszenie i wzmocnienie partii mieszczańskich”, z czasem ma coraz silniejsze zabarwienie faszystowskie, wychodzi nawet w 1933 z propozycja przyznania pokojowej Nagrody Nobla Mussoliniemu i Hitlerowi. „Świadome przejście z gospodarki dawnej, automatycznie nastawionej na zysk ze wszystkimi jej kryzysami, bezrobociem i społeczną biedą, do socjalistycznej gospodarki planowej, zapewniającej wszystkim bezpieczeństwo warunków i równy dobrobyt, historycy z pewnością określą w przyszłości mianem wejścia w nową epokę historii ludzkości”, pisze Einar Gerhardsen, dla którego najważniejszym hasłem stanie się „cały naród w pracy”. Norwegom udaje się, a szukając wyjaśnienia, dlaczego im, a nie reszcie podobnie myślącego świata, Gerhardsen wyjaśnia, że potrafili elastycznie reagować na zmieniającą się sytuację. To uratowało ich od klęski. W 1935 Johan Nygaardsvold tworzy rząd, który pozostanie przy sterach przez dziesięć kolejnych lat i zapoczątkuje trzydziestoletni okres sprawowania władzy przez Partię Pracy.

Kolejna wojna puka do granic Norwegii, która podobnie do reszty świata niechętnie przyznaje azyl uciekającym przez nazizmem Żydom (Porównaj z: „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa” Elisabeth Åsbrink). Zresztą już podczas pierwszej wojny światowej zaostrzono prawo w kwestii cudzoziemców. A w Norwegii nie brakuje gorliwych zwolenników Hitlera. Najbardziej znanym zostanie Knut Hamsun, który „na łamach gazet atakuje norweski ruch oporu i nawołuje obywateli do współpracy z okupantem”. Uważa się za skromnego przyjaciela Niemiec , a o samych Niemczech mówi, że to „kraj przyszłości”. W 1943 odda swój medal noblowski niemieckiemu ministrowi propagandy Josephowi Goebbelsowi w podzięce za jego działalność. Rozliczany po wojnie, cienia sympatii nie zyska nawet jego zabieganie u Ribbentropa i Komisarza Rzeszy w Norwegii o odzyskanie Grenlandii, która od 1262 znajdowała się pod zwierzchnictwem Norwegii, a w 1814 została przekazana Danii traktatem kilońskim. Zapłaci za swoje sympatie aresztem domowym, zostanie uznany za chorego psychicznie, a kara finansowa sprawi, że umrze jako bankrut w 1952 w wieku 92 lat.

Tekst został opracowany na podstawie drugiego rozdziału „Drogi na Północ. Antologia norweskiej literatury faktu”. Z tej książki pochodzą wszystkie cytaty i parafrazy. „Droga na Północ. Antologia norweskiej literatury faktu”. Wybór i komentarze: Paweł Urbanik. Opracowanie: Agnieszka Knyt. Ośrodek KARTA, Warszawa 2016. Wydanie I. ISBN 978-83-64476-47-1. Seria: Świadectwa XX Wiek. Redaktor serii: Agnieszka Knyt. Korekta: Hanna Antos. Stron: 661. Książka zawiera zdjęcia i indeks nazwisk.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję: Ośrodek KARTA.