Nikt przed Juliuszem Strachotą nie pisał o lekomanii mężczyzn; wykorzystując w dodatku wątki autobiograficzne. Nikt tak przekonująco nie opisał męskiego strachu, wstydu i odrębności; niemocy nawiązania porozumienia; pewnego rodzaju osobności, która odrywa od rzeczywistości; odkleja sprawiając, że stajesz się wyłączony, zgaszony. I bezradny. I na pytanie, czy to kryzys męskości, odpowiadam: nie. To kryzys człowieczeństwa.
O „Relaksie amerykańskim” może powinno się powtórzyć opinie, które krążyły o Korporacji Ha!art tuż po ukazaniu się „Małża” Marty Dzido: Piotr Marecki idzie w komercję. Bo gdy myślisz Ha!art mówisz awangarda, a to jedna z najmniej awangardowych książek tego wydawnictwa z historią jak z tanich romansów. Oto Julian Seratowicz zakochuje się w Zosi. Chłopak z dobrego i bogatego domu intelektualistów, mama pani psycholog i ojciec archeolog w nieustannych podróżach zagranicznych. Dziewczyna tuż przed karierą w telewizji śniadaniowej w mediach komercyjnych. Z problemami na miarę rozwydrzonych dzieciaków z nadmiarem gotówki i luksusu, na który nigdy nie musieli pracować. Wreszcie kawalerkę zamienią na większe mieszkanie, które dostaną w prezencie ślubnym, przed którym warto skonsultować się z lekarzem, więc Julian idzie do psychiatry nieco złagodzić stres, a może strach przed uroczystością „sztuczną i głupią”. Już za pierwszym razem przedawkuje xanax, żeby przeciągnąć się potem jak widmo przez kolejne lata uzależnienia. I ma rację narrator, Julian miał zbyt łatwe dzieciństwo, został „ćpunem w sposób niebudzący współczucia. Współczuje się przy innych historiach”.
Julian jest „zagubionym” wrażliwcem, który „boi się wyjść z łóżka”. Zamiast być twardzielem nie do pokonania, emocjonalną opoką, „całe życie miał poczucie samotności i pewnego niedopasowania”, czuje, że „zaraz wszystko pierdolnie”. Juliusz Strachota w empatyczny, przenikliwy, czuły, ale też zabawny sposób dotyka tematu wyobcowania mężczyzn. W swojej książce opowiada o życiu na pół etatu, w zawieszeniu pomiędzy oczekiwaniem a spełnieniem. Gdzie pójście drogą oczekiwań rodziny, utartym schematem od wspólnego mieszkania do ślubu zaczyna uwierać. Zwłaszcza, gdy „ma się inny stopień pokomplikowania”. Julian nie rozumie Zosi, Zosia nie lubi tego, co Julian, oboje nie mają ze sobą o czym rozmawiać. Podstawą związku jest wyłącznie schemat i pokonywanie kolejnych etapów bycia ze sobą. Odtrutką na to jest znieczulenie.
Lekomania, która staje się bohaterką pierwszego planu to tylko kolejny symptom tej samej choroby. Chore jest społeczeństwo, które stawia wszystkim wysokie oczekiwania: absolutnej, wszechogarniającej szczęśliwości, której minimalny ubytek rozwiązuje się minimalizowaniem poczucia lęku. Związków się nie naprawia tylko zagłusza problemy w nich. Ze sobą się jest a bycie razem musi być wypełnione intensywnym życiem, kompulsywnym przebywaniem z innymi, zapełnianiem czasu. Z rodziną ustala się schemat kontaktów, które będą najbardziej atrakcyjne dla obu stron. Nikt nie ma czasu i ochoty na problemy, zajmowanie się innymi, skoro tak absorbująca jest własna kariera, rozwój, samodoskonalenie (W tym temacie: Pętla dobrego samopoczucia Carl Cederström, Andre Spicer, czyli jak nas wykańcza dbanie o zdrowie). Z człowiekiem, który przychodzi do lekarza nie rozmawia się o problemie tylko się go możliwie najszybciej rozwiązuje. Bez względu na skutki i koszty. Ludzkość rozpada się. Wszyscy zaczynają żyć na osobnych planetach, budując swoje własne wyspy szczęścia.
Ojciec Juliana „nie widzi świata, jakby był naćpany”. Ma swoją karierę, podróże i sukcesy zawodowe. Matka zaliczy kolejne sukcesy w swojej praktyce psychologicznej, ale problemów we własnej rodzinie nie widzi, a jak je dostrzeże, nie potrafi ich rozwiązać. Szef Juliana przeciwnie, rozwiązuje jego problem niesubordynacji zwolnieniem, o ile można zwolnić kogoś zatrudnionego na umowę o dzieło. Zamiast relacji ludzie się spotykają, przebywają ze sobą. Bez emocjonalnego porozumienia. „Co jest nie tak z tym światem jebanym, no” pyta Julian i odpowiada sobie „w tym absurdzie pierdolonym cienia sensu głód”. Parcie na szczęście osobiste, na szybkie i oszałamiające rozmachem kariery zamienia ludzi w emocjonalne cyborgi. Naćpane, upojone alkoholem. „Są tu czasem fajne młode dziewczyny z dziurawymi mózgami i wpierdalają xanax do wina albo do tych karier albo przerażenia czymkolwiek”.
Nikogo nie obchodzi, co się dzieje z Julianem, a ci którzy wykazują odrobinę zainteresowania, czują się usprawiedliwieni, że nazwali problem. Oczekiwanie jest takie, że człowiek naprawi się, dostroi do epoki szczęśliwości, fali oczekiwań rodziny, znajomych, przyjaciół. Mamy głęboki kryzys relacji na każdym etapie zbliżenia, bardzo dotkliwie daje do zrozumienia Juliusz Strachota. I szczęście i nieszczęście jest w cenie. Kupić można wszystko i na wszystkim da się zarobić. I najwyraźniej ten rozkład jest na korzyść państwa, które dzięki konsumpcji i handlowi przecież osiąga swoje PKB. Więc „państwo, służąc interesowi koncernów farmaceutycznych, produkuje uzależnionych”. Odpowiednie prochy i chodzisz zgodnie z oczekiwaniem ogółu.
Społeczeństwo polskie zaczyna dotykać ten sam syndrom, który trawi niemal cały zachodnioeuropejski świat, ostrzega Strachota: korporacyjny bakcyl, medialny wirus, który przeniósł się na relacje. Pełna dyspozycyjność, nastawienie na szybkie dopasowanie, intensywne życie, w którym potrzebę nowości, kolejnych dawek adrenaliny coraz trudniej zaspokoić. Do tego dochodzi niepożądane zmęczenie, codziennie towarzyszący ludziom strach, „udawanie, że wszystko jest OK, im bardziej nie jest”, które stępia się dostępnymi środkami. Lekomania to choroba bogatych, tych, których stać na wydanie 5 000 zł na kolejne dawki leku. Jeszcze długo będzie problemem zamiatanym pod dywan i tak długo nie będzie wzbudzać współczucia, jak długo społeczeństwo polskie jest na dorobku. Jakoś trudno zdobyć się na empatię dla kogoś kto „robi sobie kefir z mózgu” za kilka tysięcy miesięcznie. Tyle, że lekomania kontrolowana przez lekarzy „dilerów narkotyków na usługach koncernów” ma swoje drugie oblicze w postaci dopalaczy kontrolowanych jedynie przez zbyt i popyt. Wszyscy się zajmują kontrolą dystrybucji a nikt nie nazywa problemu i nie zastanawia się nad jego źródłem. Za wyjątkiem Juliusza Strachoty.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Korporacja Ha!art.
Recenzja książki Relaks amerykański, Juliusz Strachota, Korporacja Ha!art, Kraków 2015. Redaktor serii: Piotr Marecki. Redakcja: Michał Sowiński. Korekta: Regina Bogacz i Adam Ladziński. Projekt okładki: Agnieszka Zgud. Projekt typograficzny, skład i łamanie: Małgorzata Chyc / www.bymouse.pl. Wydanie pierwsze. ISBN 978-83-64057-65-6. Stron:216.
Buycoffee.to
Jestem wdzięczna, że doceniasz moją pracę włożoną w napisanie tego artykułu.
LH.pl
Z moim partnerskim kodem rabatowym LH-20-57100 u polskiego dostawcy hostingu: https://www.lh.pl, otrzymasz obniżony koszt hostingu w pierwszym roku o 20% a ja prowizję tak długo jak jesteś ich klientem / klientką.