Spotkałam fantastycznych chłopaków, dosłownie i w przenośni. Na literackiej mapie Krakowa jest pewien adres: Stolarska 6/9, a tam Ambasada Krakowian. Jej wnętrza wpisują się kapitalnie w mit starego Krakowa. Jeśli ktoś lubi klimatyczne stare mieszkania, z wysokimi sufitami, drewnianymi futrynami, trzeszczącymi schodami, po których wspina się mroczną klatką schodową do wnętrza łączącego stare z postindustrialnym designem, to tak właśnie jest na Stolarskiej. Klimatycznie i kolorowo. I to właśnie w tym miejscu wymyślono akcję „Cook & Book”. Zachodzę w głowę, dlaczego nikt wcześniej nie wpadł na pomysł, żeby najpierw wspólnie coś ugotować, a potem zasiąść do stołu i zajadając się pogadać o książkach. Uwielbiam odkrywać nowe potrawy, od kilku lat gotuję z Kwestią Smaku, a przetwory robię z Beą w Kuchni, ucieszyłam się więc, że poznam hit kuchni mołdawskiej w wykonaniu Gagauzki. Po raz pierwszy zawitałam w Ambasadzie Krakowian w lutym, zachęcona kuszącą nazwą Cook & Book. Wówczas Raisa Kirilowska zrobiła smakowitą mamałygę, Kamil Jarząb wytrenował nas w szybkim czytaniu, a „Kukłę Kokoschki” Afonso Cruza (Nisza, 2014) wymieniłam na „Zaprzysiężoną dziewicą” Elviry Dones (Dodo Editor, 2010).
Wymiana książek podczas Cook & Book
Cook & Book z Raisą Kirilowską
Majowe spotkanie Cook & Book zapowiadało się jeszcze ciekawiej, bo wymianie książek, tym razem wyłącznie fantastyki, miał towarzyszyć pokaz parzenia oraz degustacja herbaty oolung i prelekcja na temat RPG (z ang. role playing game). Na miejscu okazało się, że będziemy przygotowywać Tie Guan Yin „Żelazną Boginię Miłosierdzia” moją ulubioną herbatę, o której mówi się, że wyłącznie ludzie, których życie jest obrazem szacunku, poczują całe piękno i przyjemność jej smaku. Uwielbiam ceremonię parzenia herbaty i rytuał jej degustacji, to stopniowe rozbudzanie zmysłów, zachwycanie się strukturą liści, czekaniem aż obudzi się ich smak, wdychaniem aromatu po pierwszym zaparzeniu, podawaniem sobie ciepłego gaiwanu i rozkoszowaniem się coraz intensywniejszym zapachem naparu. Herbaciarnia Czajownia z krakowskiego Kazimierza, ukradła ten wieczór misterną grą smaku, zapachu i opowieściami o herbacie.
Pokaz parzenia oraz degustacja herbaty oolung
Pomysłodawcą tego wydania Cook & Book jest rezydent Ambasady Krakowian, Krzysztof Rojowski fan gier RPG. Powie, że umiejętności rozwijane podczas gry są szczególnie poszukiwane na współczesnym rynku pracy nastawionym na innowacyjność i kreatywność.
Przyznaję, że fantastyki praktycznie nie czytam, to konwencja, która zauroczyła mnie w dzieciństwie, uwielbiałam wówczas zaczarowane pierścienie, ołówki i magię, z której szybko jednak wyrosłam. Jeżeli rozczytuję się w pisarce, która po drodze popełniła fantastykę, to to jest ten czytelniczy przypadek, który sprawia, że sięgam po ten gatunek. Czarodziejska moc w baśniach służąca rozwiązywaniu problemów, z którymi w naturalny sposób nie można sobie poradzić w rzeczywistości nie pociąga mnie, bo w życiu nie wystarczy zaklęcie, rzucenie na kogoś uroku i potarcie szklanej kuli. Przyszłam jednak na spotkanie, bo chciałam zrozumieć fenomen RPG i fantastykę jako taką. Spotkanie prowadzili Marcin Kłak, Krzysztof „Jaxa” Rudek i Dawid „Ertai” Cichy. Dwaj ostatni to informatycy, Dawid jest Project Managerem w agencji interaktywnej. Ale szybko dodali, że to nie jest tak, że tylko informatycy grają w RPG, bo na sesje przychodzą tak różni ludzie, jak to tylko możliwe.
Od lewej: Krzysztof „Jaxa” Rudek, Marcin Kłak, Dawid „Ertai” Cichy
Marcin Kłak to przewodniczący klubu fantastyki Krakowskie Smoki. Kilkakrotnie dostawałam zaproszenie do polubienia ich fanpage’u, sądziłam jednak, że to jakaś inicjatywa kulturalna dla maluchów, a ponieważ są blogi, które specjalizują się w tych tematach, jak choćby Books and Babies, więc nie interesowałam się tym klubem. Nazwa, umówmy się jest dalece myląca. Zresztą, gdy Marcin zapowiedział, że najpierw przybliży nam działalność klubu, to nadal sądziłam, że może jest animatorem kultury dla dzieci i młodzieży. Tymczasem w „Krakowskich Smokach” zabawiają się zupełnie na serio i w dodatku całkiem duzi chłopcy. Klub ruszył w styczniu 2014 roku i spotyka się co sobotę o 12:00 w Artetece. I wówczas połączyłam fakty, bo chadzam czasem w weekendy do Arteteki i uderzyło mnie, że w soboty „bawi się” tam tyle chłopaków w wieku raczej dojrzałym. Klub zajmuje się wszystkim, począwszy od spotkań literackich i dyskusji o książkach, poprzez spotkania z nauką , bo jak podkreśli Marcin Kłak, fantastyka już od lat 30., 40. mocno była związana z naukami ścisłymi, a od lat 50. i 60. również z naukami społecznymi. Spotkania klubowe zaczynają się najpierw zaplanowanym punktem programu, którym może być dyskusja, spotkanie z pisarzem, naukowcem, które kończy się ok. 14:00 i wówczas zaczyna się czas na gry. Arteteka jest czynna do 19:00 i niektórzy dopiero o tej porze kończą grę. Oprócz spotkań klubowych „Krakowskie Smoki” organizują też konwenty – w październiku będzie imladris, który należy do dużych konwentów. Będzie to typowa impreza dla fanów fantastyki, z konkursami, spotkaniami z pisarzami, panelami dyskusyjnymi, stoiskami z książkami i grami i oczywiście salami gier. Dla osób spoza Krakowa przygotowano noclegi w szkole. Zapytałam, czy imladris to coś w stylu Pyrkonu. Tak, ale bez „kon” w nazwie, bo jak wyjaśnił Marcin Kłak pierwsze spotkanie fanów fantastyki miało charakter konferencji, której nazwę skrócono do „kon” i tak już się przyjęło, że spotkania fanów fantastyki używają nazwy konwent lub jej skrótu w nazwie samej imprezy.
„Krakowskie Smoki” działają w ramach fundacji, która oprócz fantastyki zajmuje się odtwórstwem historycznym. Zapytałam, czy łączenie fantastyki z historią nie stoi w sprzeczności, bo jest to jednak kładzenie na jednej szali faktu i zmyślenia. Marcin Kłak twierdzi, że jeśli ktoś chce się bawić fantastyką w rozumieniu fantasy, to pewna wiedza historyczna jest konieczna, bo jeśli ktoś nie ma wiedzy historycznej, to nie napisze przekonującej książki fantasy. Zainspirowana świetną rozmową Katarzyny Surmiak-Domańskiej z Elżbietą Cherezińską „Chrobry jak milion dolarów” w kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania” (nr 1/2015) powtarzam jej argument i podejrzenie, że „autor woli polecieć w fantasy, bo w jej oparach łatwiej ukryje niedoskonałości rekonstrukcji faktów i tła”. Marcin Kłak powie, że pisarze wykorzystują magię tam, gdzie brakuje im wiedzy historycznej lub pomysłu na konstrukcję fabuły. Chociaż nie zawsze. Przykładem jest Andrzej Pilipiuk, któremu akurat wiedzy historycznej nie brakuje, bo jest z wykształcenia archeologiem, ale bardzo świadomie sięga po magię. Marek S. Huberath jest fizykiem po habilitacji, z ogromną wiedzą z zakresu historii sztuki, którą wykorzystuje w swoich książkach, które są fantastyczne, czego przykładem jest „Portal zdobiony posągami” (Fabryka Słów, 2012).
Niewinne podejrzenie, że brak wiedzy pisarze rekompensują sobie magią w powieściach przeobraziło się w gorącą dyskusję o fantastyce i pseudofantastyce. Chłopcy emocjonalnie reagują, skłonni wyciągnąć choćby wyimaginowane miecze, żeby walczyć o honor fantastyki. Marcin Kłak nie chcąc deprecjonować żadnej literatury uważa, że najważniejszy powinien być powód, dla którego sięgamy po konkretną książkę. Powie, że jeśli jego celem w danej chwili jest rozrywka i chęć odpoczęcia, po dwunastu godzinach siedzenia w pracy nad liczbami, to sięga po proste i mało ambitne książki fantasy pełne magii, która zastępuje logiczne myślenie, co jak podkreśla, wydaje mu się ciekawszą formą odmóżdżenia niż śledzenie kolejnego odcinka „Mody na sukces”. Jeżeli z kolei chce sięgnąć po coś ambitniejszego to czyta pisarza, po którym spodziewa się pewnego poziomu, problematyki, nad którą chce się pochylić. Jeśli ktoś chce się, więc zainteresować fantastyką, to powinien zastanowić się, czego oczekuje od literatury, jaką literaturę lubi i poszukać czegoś w tym kierunku. Bo miłośnik każdego gatunku znajdzie w fantastyce coś dla siebie. Dla miłośników romansu są romanse fantastyczne, jeśli ktoś lubi fantastykę przygodową to jest bardzo dużo fantastyki Young Adult, wprawdzie przeznaczonej teoretycznie dla nastolatków, ale z przyjemnością czytają ją też dorośli. Dla wymagających jest fantastyka filozoficzna.
Przyciśnięci, żeby określić jednak miejsce, gdzie fantastyka staje się pseudofantastyką powiedzą, że są nią w pewnym sensie np. serie Forgotten Realms (Zapomniane Krainy), ocierające się o pojęcie pseudofantastyki, ale jest nią w pełni tego słowa znaczeniu seria „Kronik Ferrinu” Katarzyny Michalak wydanych przez Wydawnictwo Literackie, rodzaj pseudofantastycznego dna, od którego można się już wyłącznie odbić w górę.
Poprosiłam chłopaków o polecenie dobrej i jednocześnie ambitnej fantastyki oraz dobrej fantastyki rozrywkowej. Dowiedziałam się, że ta najwyższa półka to Jacek Dukaj, którego warto zacząć czytać od „Perfekcyjnej niedoskonałości”. Po chwilowej wymianie zdań, że jest lepszy i gorszy Dukaj, Dawid „Ertai” Cichy poleci też jego „Inne pieśni”. Te książki mają pod wieloma względami wysoki próg wejścia, powie Marcin Kłak, podkreślając, że osobie niezaznajomionej z fantastyką może, ale nie musi sprawiać trudności przekroczenie bariery udziwnienia świata, zwłaszcza w „Innych pieśniach”. Doda, że dobry jest Marek S. Huberath i Anna Kańtoch, zwłaszcza jej „Czarne”, bardzo udana powieść na pograniczu fantastyki i niefantastyki, pozostawiając pewne rzeczy do interpretacji czytelnikowi.
Polecając coś lekkiego, ale jednocześnie bardzo dobrego Marcin Kłak wymieni Ursulę K. Le Guin i jej powieść „Lewa ręka ciemności” (1969) oraz jej „Lawinię” (2008), która może nie jest bardzo fantastyczna, ale z pewnością bardzo dobra. Poleci też krakowskiego pisarza Pawła Majkę i jego „Pokój światów” (Genius Creations, 2014), dla kogoś, kto szuka lekkiej fantastyki przygodowej. Krzysztof „Jaxa” Rudek poleci zwłaszcza młodszym czytelnikom Andrzeja Pilipiuka i jego opowiadania niewędrowyczowskie „2586 kroków” (Fabryka Słów, 2005). Doda też, że dobrą rozrywkową fantastykę robi Jarosław Grzędowicz i zarekomenduje jego „Pana Lodowego Ogrodu” (Fabryka Słów, 2005), przykład świetnego połączenia fantasy i science-fiction już na poziomie konstrukcji świata. W gronie pisarzy od dobrej i jednocześnie lekkiej fantastyki wymieni też Roberta M. Wegnera.
Trochę podyskutowaliśmy o fantastyce jako gatunku. Marcin Kłak uważa, że nazywanie fantastyki gatunkiem jest błędem, dlatego, że patrząc na inne gatunki, jak kryminał, czy romans zauważymy, że gatunek jest to coś wokół czego toczy się fabuła, a fantastyka jest to forma wyrazu. Mamy np. fantastyczne kryminały, fantastyczne romanse, fantastyczne powieści wojenne, space opery, które rozgrywają się w kosmosie powie Marcin Kłak i doda, że fantastyka może być w każdym gatunku i każdy gatunek może stosować fantastykę, jako formę wyrazu. Dobrym przykładem jest Ursula K. Le Guin, która wyciąga jakiś koncept, następnie tworzy sobie sytuację laboratoryjną, świat, w którym działa pewna społeczność w oparciu o ten koncept socjologiczny i opisuje, jak to na nas wpłynie. I tak „Lewa ręka ciemności”, która w swoim czasie była bardzo odważną książką, która bawi się koncepcją płci, tworząc świat bezpłciowy, zastanawia się tym samym, co w świecie wynika z płci. Literatura głównonurtowa nie ma narzędzi, żeby zrobić coś takiego, chyba, że ucieka w realizm magiczny, który jak doda Marcin Kłak, jego zdaniem jest fantastyką.
Z dobrej fantastyki rozrywkowej chłopcy zaproponują też Terry Pratchetta, stosującego głównie stylistykę fantasy. Wyjaśniając zawiłości fantastyki, dowiedziałam się, że w społeczności fanów fantastyki przestano już dawno temu rozróżniać fantastykę od science-fiction. One dalej istnieją i dalej się różnią, ale jak doda Marcin Kłak różnice są płynne. Arthur C. Clarke powiedział kiedyś, że „każda wystarczająco rozwinięta technologia jest nieodróżnialna od magii”. Przyjęło się, że przestrzeń kosmiczna i lasery to jest science-fiction, a magia, elfy i orkowie to fantasy. O tym mówią m.in. książki Johna Ringo, to nie jest dobra fantastyka, podkreśli Marcin Kłak, ale w cyklu „Wojny rady” widać świat bardzo posunięty do przodu, oparty na energii, której reglamentacja powoduje, że nie da się wrócić do poziomu cywilizacji znanej nam z czasów obecnych, tylko trzeba powrócić do czasów fantasy, gdy to walczyło się łukami i mieczami, bo nie ma już broni kinetycznej tylko broń oparta o energię. W tym świecie przenika się bardzo dalekie science-fiction z bardzo typowym fantasy. Najbardziej klasycznym połączeniem science-fiction i fantasy są „Gwiezdne Wojny” doda Krzysztof „Jaxa” Rudek. Zarówno na poziomie fabularnym, jak i na poziomie stylistycznym, nie licząc laserów i statków kosmicznych, to jest typowa opowieść bajkowa, baśń.
Jako, że jestem skandynawistką poprosiłam o polecenie autorów fantastyki z Północy lub tych, którzy w fantastyce ogrywają literacko mitologię nordycką. Marcin Kłak polecił Tove Jansson i jej Muminki, odradził Margit Sandemo, bo jak powiedział nie udało mu się przejść nawet przez pierwszy tom „Sagi o Ludziach Lodu”. Card Orson Scott w „Złodzieju wrót” wykorzystuje między innymi nordycką mitologię, przy czym to jest literatura Young Adult. Mitologię nordycką wykorzystał Jakub Ćwiek w „Kłamcy”, ale chłopcy książki nie polecają, chociaż pisarza lubią, za to polecają Tolkiena, czy choćby „Amerykańskich bogów” (2001) Neila Gaimana.
Jedna z osób na sali zapytała, co rekomendują 11 letniej dziewczynce, która lubi historie o smokach. Chłopcy doradzili „Hobbita”, Narnię, Muminki, „Smoka Jego Królewskiej Mości” Naomi Novik, amerykańskiej pisarki polskiego pochodzenia. Dla młodego czytelnika w wieku 13-15 lat wymienili „Dary” (2004) Ursuli K. Le Guin. Dla nieco młodszych np. „Lodowego Smoka” George’a R.R. Martina.
Na koniec dowiedzieliśmy się, że klub „Krakowskie Smoki” zaczął wydawać 8 maja 2015 fanzin „Smokopolitan”, pismo publicystyczno-literackie o fantastyce, której redaktor naczelną jest Elin Kamińska, które można bezpłatnie pobrać na stronie www.smokopolitan.pl. Gadaliśmy jeszcze o RPG, LARP, miejscówkach, gdzie fani gier spotykają się, żeby pograć, ale o tym już innym razem.
Buycoffee.to
Jestem wdzięczna, że doceniasz moją pracę włożoną w tworzenie Szkicy Nordyckich.
LH.pl
Z moim partnerskim kodem rabatowym LH-20-57100 u polskiego dostawcy hostingu: https://www.lh.pl, otrzymasz obniżony koszt hostingu w pierwszym roku o 20% a ja prowizję tak długo jak jesteś ich klientem / klientką.