Kategorie
Non-nordic

Joanna Bator – najbardziej gorący transfer literacki

„Wyspa łza” jest inna od dotychczasowych książek Joanny Bator; mocno osadzona w zahaczkach, ważnych momentach, które sprawiają, że powieść może się narodzić, rozwinąć, rozkwitnąć, wylać się, zacznie spotkanie Marcin Wilk. Doda też, że „Wyspa łza” to książka, w której miesza się bardzo dużo różnych warstw; jest trochę Joanny Bator i nie ma, jest trochę zmysłów i bardzo dużo odniesień do twardej tradycji kulturowej, jest bardzo dużo cytatów z literatury, mnóstwo Witkacego, jest Baudelaire.

Na zdjęciu Joanna Bator, Marcin Wilk

Jesteśmy w EMPIKU dzień po premierze najnowszej książki Joanny Bator „Wyspa łza”. Po raz pierwszy w tym miejscu widzę ludzi schodzących na dół i donoszących krzesła, ostatnie osoby stoją niemal między regałami. Dostawiane są dodatkowe rzędy. Bator to magnes. Przyciągnęła w swoim czasie na dwa spotkania, w jednym tygodniu, pękające w szwach sale ludzi w: MCK, a potem „Pod Gruszką”. Jest wiele świetnych pisarek, ale niewiele równie dobrze pisze i mówi. Joanna Bator („Japoński wachlarz„) jest jak wyrafinowana symfonia, każde słowo, osobna fraza, każdy dźwięk, przypomniane wydarzenie, każda emocja, gest ręką, gdy odgarnia opadające na twarz włosy, delikatny uśmiech, uderza w najczulsze akordy. Ta pisarka ma moc szamana zatrzymującego czas, magnetyzuje.


Joanna Bator opowie skąd się wzięły słynne „zahaczki”. Jeżdżąc po kraju z książkami była nieustannie pytana o wątki autobiograficzne. Dopytywano, czy Dominika jest jej alter ego. Wówczas zaczęła tłumaczyć, że jej książki są z nią powiązane za pomocą zahaczek z jej życia, biografii. Jej ulubioną zahaczką jest ucho dziadka. Prawdziwy dziadek zmarł, kiedy była małym dzieckiem a gdy sobie próbuje go przypomnieć widzi jego ucho i czuje zapach nikotyny. Dziadek ostatnie lata życia spędził siedząc na małym stołeczku i pewnie stąd zapamiętała, akurat sięgając do tej wysokości, jego wielkie, włochate, męskie ucho. Gdy po wielu latach zaczęła pisać powieść, to ucho pojawiło się w jej wyobraźni i z tego wspomnienia narodziła się postać Władka Chmury, dziadka z „Piaskowej Góry” (2009). Ten powieściowy dziadek, jak powie Joanna Bator, jest dla niej dużo bardziej realny od prawdziwego.


W przypadku „Wyspy łzy” wyglądało to tak, że z pobytu na Sri Lance Joanna Bator przywiozła coś, co zahacza się o elementy z jej biografii. Jeszcze w 2013 roku podczas Festiwalu Conrada Joanna Bator opowie, że nie może pisać, czuje się zablokowana i nie ma wokół niczego, co by w niej uwalniało nową opowieść, przypomni Marcin Wilk. Czas po napisaniu „Ciemno, prawie noc” (2012) Joanna Bator wspomina jako mroczny. Następna opowieść nie przychodzi, w każdym razie nie tak szybko jak do tej pory. W ciągu czterech lat  Bator pisze trzy bardzo trudne dla niej i wymagające dla czytelnika powieści. Po „Ciemno, prawie noc” zaczyna prześladować ją zdanie „zniknęła bez śladu”, podobnie działo się z każdą książką. Zazwyczaj na tym etapie pojawiają się jej w głowie postaci, zdarzenia, ale nie tym razem. Bator wrzuca frazę „zniknęła bez śladu” w wyszukiwarkę. Pojawiają się linki do stron o zaginionych kobietach. Setkach zaginionych kobiet. Spośród nich zatrzymuje się przy Sandrze Valentine, która zniknęła w 1989 na Sri Lance. Bator zaczyna pisać powieść, ale prześladuje ją postać Valentine. Jest niezadowolona z kierunku, w jakim rozwija się jej nowa książka i postanawia zrobić coś szalonego: pojechać na drugi koniec świata śladem cienia zaginionej kobiety.


Podróż jest wpisana w biografię Joanny Bator, podkreśli Marcin Wilk dopytując, do jakiego stopnia „Wyspa łza” jest książką autobiograficzną. Joanna Bator odpowie, że miała ochotę na przerywnik między powieściami i na książkę, która dla niej osobiście będzie książką na symboliczną połowę życia, doda też, że ma za sobą sporo rozmów ze znajomymi o kryzysie wieku średniego, który jest czasem właśnie podsumowań, uderzającej świadomości z ostateczności wyborów. Napisała, więc książkę autobiograficzną, która jest książką o pisaniu, o tym, jak to się dzieje, że ktoś nagle zaczyna tworzyć opowieści nie marząc o byciu pisarką, nie planując tego.

Miała świadomość, w którą stronę uwiedzie ją opowieść. Jadąc na Sri Lancę przeczuwała, że ciągnie ją w kierunku intymnej opowieści, o pisaniu, o miłości, o przemijaniu. Joanna Bator powie, że ta podróż była dla niej dużo mniej hojna od innych podróży. Włóczyła się po tropikach, jeździła do miejsc, w których była Sandra Valentine. Niczego jednak nie znajdowała oprócz szczelin, w które wpada: wspomnienia, swoją przeszłość, najdziwniejsze skojarzenia, tak jak to ze świątyni buddyjskiej, której posadzki rozżarzone gorącem uniemożliwiały chodzenie, i wówczas przypomina sobie pięty swojej prababci. Od razu wie, że ma w rękach to co trzeba, bo jak zaznaczy pisanie książek to nie tylko natchnienie, ale też rzemiosło.

Na pytanie, na ile pisanie było dla niej rodzajem terapii, powie, że całe życie można traktować jako terapię – próbę poradzenia sobie ze zgrozą istnienia. Bez względu na to, co robimy, doda Joanna Bator, każdego dnia mierzymy się z faktem, że życie to śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową. Pisanie, powie jeszcze, jest szczególną formą oswajania człowieczeństwa, śmierci na horyzoncie, czy trudu życia. Joanna Bator doda, że po napisaniu każdej książki uczucie, które w niej dominuje to melancholia, nieokreślona utrata raczej niż euforia.

Zapytana o proces twórczy, powie, że nie robi żadnych notatek, ma przed sobą czysty stół, nie zapisuje niczego po drodze, inaczej jednak było w przypadku „Wyspy łzy”. Nieustannie coś notowała na Sri Lance i jak powie to się przeniosło na tekst, po którym widać, że był pisany w tropikach. „Wyspa łza” jest teaserem kolejnej powieści Joanny Bator „Rok królika”, nad którą teraz pracuje. W „Wyspie łzie” pojawia się Anna Karr, główna bohaterka tej zapowiadanej powieści, którą sprowokowała historia Sandry Valentine.

Na zdjęciu Marcin Wilk, redaktor naczelny wydawnictwa ZNAK Jerzy Illg

Joanna Bator swój największy sukces literacki odniosła pod skrzydłami wydawnictwa W.A.B.; to tam wydała trzy najlepsze powieści, docenione i przez krytykę i przez czytelników, zdobywając najważniejszą z nagród literackich NIKE. Czy powtórzy ten sukces pod opieką wydawnictwa ZNAK? Jerzy Illg, redaktor naczelny ZNAKU, podczas spotkania zapewnił, że dołoży starań, żeby Joanna Bator czuła się w ZNAKU dobrze. Zapowiedział otwartość na pomysły pisarki, podkreślając, że to rzadki typ autorki, która będąc fantastycznie wykształcona, będąc naukowczynią mogła kontynuować karierę akademicką, naukową, ale obudziła się w niej potrzeba pisania twórczego rozumianego, jako tajemnica, akt dowiadywania się czegoś o sobie, o świecie. A kończąc doda, że woli takich pisarzy od tych, którzy mają rozpisany schemat powieści jak mapę londyńskiego metra. Niewątpliwie przejście Joanny Bator do ZNAKU to jeden z najgorętszych transferów literackich ostatnich miesięcy. Czas teraz na lekturę „Wyspy łzy” i ocenę, czy potencjał najlepszej polskiej pisarki ostatniej dekady, okrzykniętej w Niemczech twarzą nowej polskiej literatury został należycie wykorzystany i pokierowany pod skrzydłami nowego wydawcy.

Spotkanie wokół książki „Wyspa łza”, Joanna Bator (ZNAK, 2015). EMPIK – Bonarka, Kraków, 16 stycznia 2015. Prowadzenie: Marcin Wil.