Przespacerowałam się z Paulem Austerem, z którym pogadaliśmy o moim blogowaniu a Soren Gauger zdradził mi, że jest posiadaczem trzech paszportów. Na moje pytanie, czy jest superszpiegiem, odpowiedział, że nie i na razie ma czyste konto, co skomentowałam, że takie osoby są najbardziej podejrzane. Czyli drugi dzień Festiwalu Conrada.
Ale zanim poszłam na spacer z jednym z najważniejszych pisarzy amerykańskich a kanadyjskiego tłumacza polskiej poezji modernistycznej posądziłam o konszachty z wywiadem, spotkałam Johna Banville’a. Jest wtorek, 9:56. To mój pierwszy dzień w akcji i pierwszy wywiad udzielony podczas Festiwalu Conrada. Mithu Sanyal z niemieckiego radia WDR5 będzie rozmawiała z Johnem Banville’em zdobywcą Nagrody Bookera w 2005 za powieść „Morze”. Nie mogę wysiedzieć w domu i przyjeżdżam pół godziny przed czasem. W Grand Hotelu słychać jedynie przewracanie kartek i zgrzyt długopisu na papierze. Po podpisaniu wszystkich dokumentów Justyna z KBF idzie po Johna Banville’a. Po chwili wchodzi Jerzy Sosnowski, usprawiedliwia się pani w recepcji, że jest przed czasem. Uspakaja mnie rozbrojony tym, że wstaję na baczność: „Może pani siedzieć”. Przepakowuje się, bo o 11:30 prowadzi lekcję czytania o „Ubiku” Philipa K. Dicka. Dostaję smsa od Ani Szczygieł z KBF, oddzwaniam, że już jestem. 10:17 przychodzi Ania z komórką przyklejoną do ucha. Między jedną a drugą rozmową zdąży mi powiedzieć, że są zmiany w harmonogramie wywiadów. W pewnym momencie mam wrażenie, że rozmawia jednocześnie przed dwie komórki; próbuje złapać niemiecką dziennikarkę i dodzwonić się do następnej umówionej na pierwszy wywiad z Paulem Austerem. Portier zdmuchuje niewidoczny pyłek z kołnierza wpatrując się w niewidoczny punkt za plecami kobiety w recepcji. Czas rozdwaja się na dwie czasoprzestrzenie; w naszej go brakuje; w tej drugiej mnoży się w nadmiarze. Przychodzi Mithu Sanyal, po chwili John Banville. Nie wiem nawet, kiedy ich witamy, przedstawiamy, prowadzimy do pokoiku i żegnamy. Zaliczmy z Anią pierwszego żółwika i oddychamy z ulgą. Jeszcze „tylko” 38 wywiadów przed nami.
Na zdjęciu Paul Auster i Anna Szczygieł z Krakowskiego Biura Festiwalowego
Dzięki zmianom w programie pierwszy wywiad z Paulem Austerem zaczynam nie o 14 a o 14:25, więc mogę iść na spotkanie z Jackiem Hugo-Baderem. Mam około dwóch godzin czasu. Truchtem pędzę do Arteteki wrzucić wpis na blog i na Fejsa. Po drodze spotkam koleżankę z liceum; Agnieszki nie widziałam z trzy lata. To fanka non-fiction, więc umawiamy się na Hugo-Badera, proszę żeby zajęła mi miejsce. Dzwoni Julia Poczynok; przyszła do Biura Prasowego i jest na razie sama. Prześlę jej potem smsa do Ani, która wróciła do Centrum Festiwalowego.
Wpadam do sali balowej i już wiem, że na spotkania trzeba przychodzić z godzinnym wyprzedzeniem, jeśli chce się siedzieć na krześle a nie na podłodze. W drugim rzędzie widzę Agnieszkę. Poznaję ją z Dominiką. Wchodzi Jacek Hugo-Bader. I to nie będzie rozmowa u cioci na imieninach. Michał Olszewski nie cacka się z reporterem. Widownia też będzie forsowna w pytaniach. Jestem bardzo zaskoczona. Większość spotkań autorskich, w których kiedykolwiek brałam udział rozgrywa się na poziomie Wikipedii a tutaj jest krew i mięso. Naprawdę żałuję, że muszę po godzinie wyjść, ale o 14:25 mam pierwszy wywiad z Paulem Austerem.
Na zdjęciu Dominika Pydych, wolontariuszka Krakowskiego Biura Festiwalowego
Zbiegam po klucze do Sali Tarasowej. Już ktoś je odebrał. Sala jest otwarta i mamy kolejną zmianę w harmonogramie. Zamiast wywiadu będzie sesja fotograficzna z Austerem, potem wywiad. Na korytarzu spotykam wilka w ludzkiej skórze, czyli speca od wywiadów, Marcina Wilka; dopytuję w biegu, czy jest w pracy, czy dla przyjemności. Zaczynam być głodna, kończę banana i widzę Katarzynę Tubylewicz. Czytam wszystko, co napisze, słucham wszystkiego, o czym mówi. Stoję tam i muszę coś mieć w wyrazie twarzy, bo podchodzi do mnie, chowam niedokończonego banana za plecy i rozmawiamy, jak gdyby nigdy nic o „Rówieśniczkach„, nowej powieści, którą pisze; tym razem akcję przeniesie m.in. do Danii. Rozstajemy się a ja mam niewiarygodny niedosyt rozmowy. Nie wiem jeszcze, że to nie koniec niespodzianek tego dnia. Ani za chwilę siądzie komórka a nie wzięła ze sobą ładowarki. Pytam wszystkich wolontariuszy, nagle odzywa się jakaś Pani, która pożyczy swoją. Paulina, bo tak ma na imię, zostawi ją nam do 17, śmiejemy się, że uratowała właśnie Festiwal Conrada. W drzwiach na dole spotykam Michała, który pilotuje Paula Austera po Krakowie. Byli dzisiaj razem na kawie i spędzili czas na rozmowie o filmie. Auster jest zachwycony Krakowem, atmosferą. Michał ma wrócić po trzeciej. Niestety kolejna zmiana w planach. Jest potrzebny wcześniej a nie może przyjść. Ania prosi nas o odprowadzenie Paula Austera po wywiadzie do Grand Hotelu. I tak to przespacerowaliśmy się rozmawiając o moim blogowaniu i śniegu w Hiszpanii (sic!). I jeśli kiedyś uległam czyjemuś urokowi to właśnie wtedy unosząc się jakieś dziesięć centymetrów nad ziemią, idąc z Paulem Austerem i Dominiką, śmiejąc się od ucha do ucha gotowa odtańczyć brooklyńską cza-czę w samym środku Krakowa.
Czekał mnie jeszcze ostatni wywiad tego dnia z Sorenem Gaugerem w BONIE na Kanoniczej z dziennikarką „Dwójki”. Rozsiadłam się w wiklinowym fotelu przed wejściem, gdy zobaczyłam kogoś bardzo do niego podobnego, zapinał obok rower. Tak się poznaliśmy, a potem opowiedział mi, że od ponad piętnastu lat jest w Polsce a od kilku dni oficjalnie ma obywatelstwo polskie. Pogadaliśmy o szwedzkim reportażu i kryminałach. Poskarżyłam się na HaArt, bo czekam na jego książkę i wciąż jej nie dostałam. A potem przypięłam skrzydła i pofrunęłam przez Wisłę do domu.
Ciąg dalszy nastąpi !!!