Olga Tokarczuk napisze E.E. w 1995 roku, ma wówczas 33 lata. To jej druga powieść po udanym debiucie. Uwielbiana od początku przez czytelników, nagrodzona przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek, natrafia na mur niezrozumienia u niektórych krytyków głównego nurtu. Pisze literaturę środka, mądrą a jednocześnie dobrze się czytającą i to największy zarzut tych, którzy szukają wysokoartystycznych zabaw formą i językiem a Tokarczuk pisze swoje powieści tradycyjnie. Prowokuje też męski establishment krytycznoliteracki, bo pisze o kobietach i sprawach im bliskich, co od razu przesuwa jej literaturę w ich oczach na dolne rejestry, odbierając jej ważność. Tak będzie w 1995. Już niedługo pojawią się pierwsze nominacje do NIKE a wkrótce nagroda. Obecnie w typowaniach do literackiej nagrody Nobla, Olga Tokarczuk („Prawiek i inne czasy„, „Podróż ludzi księgi„) to stale powtarzające się nazwisko.
W „E.E.” Olga Tokarczuk przeniesie akcję wydarzeń na początek XX wieku, co nada głębszego znaczenia temu, co opisuje. A pisząc o kobietach przemawia przez nią psycholożka, wielbicielka Carla Gustava Junga, zafascynowana odkrywaniem drzemiących w kobiecości pokładów siły, wiedzy i wolności. Z empatią graniczącą z czułością przygląda się światu, który uruchamia z perspektywy współczesności, naznaczonej długą historią emancypacji kobiet. To świat w nieustannej zmianie, świat, w którym są jednak pewne niezmiennie stałe punkty a jednym z nich jest pozycja kobiet.
Oś wydarzeń sytuuje się wokół piętnastoletniej Erny Eltzner, stąd tytułowe „E.E.”. Dziewczynka pewnego dnia zobaczy ducha, co w domu od lat organizującym spotkania spirytystyczne jest atutem a nie powodem do zgrozy. Tokarczuk zainspiruje do napisania powieści praca doktorska Junga, w której opisał podobny przypadek do Erny. Sytuując historię dziewczynki w konkretnym czasie i miejscu opowiada osobną historię kobiet. W oś wydarzeń wplata prawdziwe osoby w epizodycznych rolach, między innymi Rosjankę Helenę Bławatską, współzałożycielkę Towarzystwa Teozoficznego czy Zygmunta Freuda. Jest 1908 rok, za kilka lat wybuchnie pierwsza wojna światowa. Wspaniale Tokarczuk oddaje ducha czasów i tło społeczno-obyczajowe. Ma dar pisania plastycznymi obrazami i szczególną wrażliwość do szczegółu. To pisanie, z którego wyczytuje się sama historia, ułożona w rozmysłem zaplanowanej konstrukcji. To piękny i misterny plan, otwierający co chwilę kolejne perspektywy. Finalnie uderza odkrytą prawdą.
Podczas spotkania „Literatura bez granic” (Kraków, 6.06.2014) Olga Tokarczuk powie o konieczności pisania historii na nowo. Tak odczytuję „E.E”, w której autorka na nowo, z perspektywy współczesnej feministki pisze historię kobiet sprzed emancypacyjnego sukcesu. Kobiet ubezwłasnowolnionych, bez praw wyborczych i z ograniczonym dostępem do edukacji. Wpisuje się Olga Tokarczuk tym samym w herstoryczne odczytywanie historii, co w Krakowie ma swoją niezwykłą tradycję, świetnie kontynuowaną przez Fundację Kobiecą czy wyrosłą z jej struktur Fundację Przestrzeń Kobiet, wydawczynię „Przewodniczki po Krakowie emancypantek”.
Przyjmując taką perspektywę pisania może sobie Tokarczuk zakpić ze zdobyczy nauki, która protekcjonalnie traktowała kobiety, uwznioślając działalność badawczo-naukową mężczyzn, którzy przeżywali swoje triumfy, nierzadko kosztem kobiet. Wraca, więc Tokarczuk do najlepszych dla teorii Zygmunta Freuda czasów, kiedy to ogromną popularnością cieszy się hipnoza, analiza marzeń sennych, gdzie histerią tłumaczy się wiele wówczas niezrozumianych zachowań. Dzisiaj już wiemy, że po wielu triumfach męskiej myśli w tamtej epoce, dzisiaj nie pozostało nic, poza ciekawostką historyczną. Drwi sobie Tokarczuk, gdy pani Schatzmann skarży się swojemu studiującemu medycynę synowi na „uderzenia krwi do głowy, ataki gorąca, zawroty głowy, bezsenność”, co Artur, przygotowujący doktorat podsumuje: „Masz po prostu za wysokie ciśnienie i zbyt przejmujesz się błahostkami”.
Pisząc na nowo historię odczytuje się z niej zatrważającą nieobecność kobiet, służących głównie przedłużaniu męskiej linii rodu. Widać to doskonale na przykładzie rodziny Eltznerów, w której rodzi się ośmioro dzieci, dla ojca czy przyjaciół domu, stanowiących jednorodną masę, na której tle wyróżniają się, bo są wyróżniani, chłopcy. Ojciec z większym zainteresowaniem traktuje jedynie syna, który ma przejąć po nim prowadzenie firmy i drugiego, którego rozpieszcza już dla samego kaprysu. Dziewczynki dla niego nie istnieją aż do momentu ich zamążpójścia. Zadziwiające zdolności mediumiczne Erny też nie obudzą zainteresowania dziewczynką, która traktowana będzie przedmiotowo, „wyłoni się z mgły nieokreślenia” wyłącznie po to, żeby stać się obiektem seansów spirytystycznych, przedmiotem badań Artura Schatzmanna czy możliwością poznania świata pośmiertnego dla lekarza rodziny, doktora Löwe, który mimo, że dostrzegał, jakim kosztem dziewczynka bierze w nich udział, nie mógł nie skorzystać z okazji dowiedzenia się czegoś o świecie, do którego w wieku siedemdziesięciu lat było mu coraz bliżej. Uderzająca jest symboliczna nieobecność pani Eltzner, która jest wyłącznie tłem dla faktycznie nieobecnego Fryderyka Eltznera, jest „ciałem, które zajmuje się wiecznie rzeczami nieważnymi, małymi, zapominanymi”. Mimo, że zarządza domem, wszystko musi konsultować z mężem, wyrocznią, podejmującą ostateczne decyzje. Zainteresowanie kobietami jest czysto estetyczne, tak pan Eltzner pozna późniejszą panią Eltzner, młodą, piękną Polkę, która ucieka z domu, żeby w Berlinie próbować sił na scenie. Zauroczony jej urodą oświadczy się, kończąc jej skandal małżeństwem. Czasem to zainteresowanie jest wyrachowaną próbą zrobienia szybkiej kariery lub zdobycia sławy. Widać to na przykładzie Erny czy Teresy Frommer, która padnie ofiarą dalekiego kuzyna, który „chciał zademonstrować niezwykłe mediumiczne talenty Teresy szerszemu światu i przydać sobie miano ich odkrywcy i badacza. Może miał zamiar stać się drugim sir Crookesem z Teresą jako następczynią Florence Cook”.
Dziewczynka w tym świecie jest „człowiekiem niedoskonałym, bez prawa przebywania w salonie z dorosłymi, wychodzenia samej z domu, odzywania się nie pytana”. Wszelkie przejawy niezależności u kobiet są karcone, ścigane i naznaczone skandalem: „Swobodne zachowanie w rozmowie z mężczyzną mogło być wynikiem braku wychowania, ale też świadomego odrzucenia krępujących konwenansów”. W tle pojawiają się jednak aktywne sufrażystki, kobiety niezależne, które podejmują pierwsze w historii kobiet próby uniezależnienia się. Ciągnie się za nimi jednak nimb skandalu. O Ernie napisze Olga Tokarczuk, że „jest ambitna, już dusi się w roli, jaką wkrótce narzuci jej społeczeństwo.”
Fenomenalnie przetłumaczyła Tokarczuk na nowo odmienność świata kobiet i mężczyzn, przypisane im wzajemne niezrozumienie, wyrażone przez panią Eltzner, która wielokrotnie czuje się rozczarowana i oszukana: „Była uwięziona w jednym domu z człowiekiem, który kompletnie jej nie rozumiał, jakby byli z innego świata, jakby mówili innymi językami”. Zrozumienie kobiety znajdują w kręgach innych kobiet. Anne-Marie, matka Teresy po ucieczce od męża przyłączy się do światowej sławy okultystki, Teresy Bławatskiej, która o Teresie, jej córce powie „Ona ma za dużą duszę, ogromną, przygniatającą ciało duszę”. Niestety, jak w swojej prozie pokazuje Olga Tokarczuk, w miejsce ambicji i pasji, narzuca się kobietom wypełnianie roli matki i żony. Podczas, gdy mężczyźni kończą szkoły i zaczynają pracę, kobiety stają się ich gospodyniami i towarzyszkami życia.
Warto, co uwodniła w „E.E.” Olga Tokarczuk odczytywać i zapisywać na nowo historię kobiet. Patrzeć, jak kolejna perspektywa odmierza następne dekady zmian w emancypacji kobiet i zastanawiać się, jak one wyglądają dzisiaj, wpatrywać się w różnice i w jej niezmienne stałe.
PS Przypominam prozę Olgi Tokarczuk, która będzie gościem tegorocznego Festiwalu Conrada w Krakowie 20-26 października.
Olga Tokarczuk, E.E., Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1995. Okładkę i strony tytułowe projektował Michał Jędrczak. 207 stron.