Kategorie
Non-nordic

Bartłomiej Rychter – Złoty wilk

Bartłomiej Rychter („Czarne złoto„, „Rozsmakuj się w książkach„) to wyrazisty pisarz, który z rozmachem sięga po prozę gatunkową, kryminał retro i thriller, świetny narrator, błyskotliwie bawiący się historią. O tym, że ma potencjał udowadnia w każdej kolejnej powieści, która jest osobną, niepowtarzalną pełnokrwistą historią.

Pewnej wrześniowej nocy 1896 roku w Sanoku brutalnie zostaje zabity jeden z najznamienitszych mieszkańców miasta, trudno zrozumieć motyw zabójcy, a sprawę komplikują ślady pozostawione na ciele zabitego, ludzkie i zwierzęce. Kolej żelazna dociera w każdy zakątek cesarstwa, za pomocą telegrafu można przekazywać informacje, choćby na sam koniec świata a ludzie wciąż wierzą w przesądy i zabobony. W mieście wybucha panika, mówi się, że zabójca jest wilkołakiem ogarniętym pasją zabijania. Inni twierdzą, że kogoś źle pochowano i teraz upiór chodzi po mieście, atakując tych, którzy narazili mu się za życia. Za rozwiązanie zagadki tego i następujących po sobie zabójstw odpowiada miejski komisarz policji, Austriak Ludwik Witchenbacher, który liczy, że ich rozwiązanie zbiegnie się z awansem i wyjazdem do większego, bardziej cywilizowanego miasta. W tropieniu zabójcy pomoże mu miejscowy lekarz, doktor Karol Zaleski, jego przyjaciel, profesor Joachim August Hildenberg eksperymentujący z używkami i Borys Pasternak, nauczyciel zatrudniony w domu Zaleskiego, który słynie ze swojego szóstego zmysłu.

Sanok z tego okresu to miasto wielu kultur. Mieszają się tu języki, przenikają tradycje i wierzenia. Obok siebie mieszkają Polacy, Żydzi, Rusini, Węgrzy, Austriacy i wszyscy ci, którzy za interesem lub przez przypadek szukają tu pracy, szczęścia, czy chwili odpoczynku przed wyruszeniem w dalszą drogę. Miasto żyje sennie swoimi sprawami, a te są niezmiennie takie same. Zaskakujące zabójstwo obudzi mieszkańców z uśpienia a próba wyjaśnienia brutalnych wypadków podszyta strachem wywoła w nich najgorsze odruchy. Rychter mistrzowsko buduje napięcie, które rozgrywa się i pomiędzy poszczególnymi postaciami, ale wychodzi też szerzej na pozycję tłumu, który na swój sposób próbuje wziąć sprawy w swoje ręce. Udało mu się pokazać, jak drzemiące w ukryciu najgorsze emocje biorą górą w chwilach paniki. Kreśli obraz nie tylko ludzi, którzy w obliczu zbrodni nie wiedzą jak się zachować, ale też tłumu, który pod presją wydarzeń szuka szybkiej ofiary. To pisarz, który chce zrozumieć pobudki, które są motywem dla zła. Zagląda w dusze swoich bohaterów, szukając zrozumienia ich decyzji.

Dociekanie motywów zbrodni i szukanie mordercy to literacki majstersztyk. Rychter manipuluje, naprowadzając na fałszywe tropy, podsuwa zwodnicze pomysły, żeby finalnie zupełnie zaskoczyć. Udało mu się stworzyć prozę stopniowo budującą napięcie, która w odpowiednim momencie nabierze impetu, uderzając błyskotliwie na końcu. Nastrój niepokoju i strachu wzrasta wraz z kolejnymi niezrozumiałymi zabójstwami. Rychter osadza akcję we wrześniu a to doskonały czas na zbrodnię. Przyroda niemal sprzymierza się z zabójcą zacierając ślady jego kolejnych zbrodni w spowitych mrokiem uliczkach, błotnistych kałużach, w koleinach wypełnionych deszczówką i wzmacniając efekt nieprzyjaznego człowiekowi miejsca, zasnutego gęstymi mgłami, zimnego i wietrznego. Efekt grozy wzmaga wiara miejscowej biedoty w szukające zemsty duchy zmarłych, czy wilkołaki. A nietrwałe budownictwo aż się prosi o efektowne włamania i napady.

Koniec dziewiętnastego wieku, życie na styku zabobonu i wiary, powolne budowanie podwalin nauki na bazie coraz nowej wiedzy to dla Bartłomieja Rychtera niewyczerpalne źródło inspiracji. Potrafi plastycznie odtwarzać dziewiętnastowieczne galicyjskie miasteczka, które nie mają przed nim tajemnic. Sanok, do którego przenosi akcję „Złotego wilka” ożywa w każdym detalu. W precyzyjnie odtworzonej topografii miasta z piętrowymi kamieniczkami zamożnych mieszkańców, ustępującymi parterowym tym nieco mniej zamożnych, drewnianym domom rzemieślników i pomniejszych kupców, chatynkom czeladników, lepiankom podmiejskiej biedoty i szałasom tych, którzy opuścili swoje wioski szukając lepszego życia w mieście. W wysmakowanych detalach, które dopowiadają historię o ich właścicielach, jak orzechowy sekretarzyk, w którym Witchenbacher trzyma papier i pióro czy jego ulubiona fajka, wrzoścowa bruyerka z kościanym ustnikiem. W z pozoru nieistotnych informacjach, które jednak mówią bardzo dużo o ówczesnym Sanoku i czasach, w jakich rozgrywa się powieść.  Doktor Zaleski organizuje w Czytelni Mieszczańskiej odczyty o higienie z delegacją wolontariuszek. Miejski komisarz policji Austriak Witchenbacher nie może pogodzić się z polityką autonomii i samostanowienia narodów, nie uważa Polaków za pełnoprawnych obywateli cesarstwa. „Wracające z targu żony robotników wymieniają uwagi na temat wydłużonego czasu pracy w fabryce i likwidacji przerwy na kąpiel w rzece”. W sklepie Abrahama Berkowicza można kupić mleczne sztolwerki po dwa centy za sztukę. Po uliczkach biegają gromadki żydowskich dzieci. Żołnierze w mundurach 5. Batalionu 45. Pułku Piechoty Liniowej księcia Friedricha Augusta Herzoga zu Sachsena zaczepiają służące z domów bogatych mieszczan, które idą na zakupy. Owczą bryndzę i wyroby snycerskie do sklepów dostarczają ruscy chłopi.

Z taką samą precyzją wyszukuje w annałach sanockich postaci zapomniane, które ożywa w rolach, których z ogromnym prawdopodobieństwem mogłyby się podjąć w swoich czasach, puszczając oko tam, gdzie historia nie nadążyła za wypadkami w powieści. Karol Zaleski, który zatrudnia Borysa na stanowisku nauczyciela to postać autentyczna. Ten zmarły w Sanoku w 1941 r. lekarz, to zasłużony dla rozwoju miasta społecznik. Wśród wymienionych mieszkańców Sanoka jest szewc Antoni Borczyk, którego współczesny mu malarz Władysław Lisowski uwiecznił na obrazie pt. Św. Franciszek, odmalowując mieszkańców miasta w roli zakonników. Powieściowy sklep masarski należy do Michała Słuszkiewicza, który w rzeczywistości urodził się w rodzinie trudniącej się masarstwem, był działaczem społecznym a w latach 1920-1924 nawet burmistrzem Sanoka. W jednym z wywiadów Rychter potwierdza, że research do książki przeprowadził drobiazgowy, sprawdzając nazwiska właścicieli sklepów, położenie instytucji, obiektów, bo zależało mu na mocnym osadzeniu fabuły w realiach.

Te realia są kapitalnie widoczne w silnie zhierarchizowanej społeczności, w której każdy zna swoje miejsce, prawa i przywileje. Widać je w sposobie bycia, w ubiorze, rysach twarzy i w sposobie traktowania przez miejscowych. Rajca miejski Antoni Skwierzyński to postać, którą znają i poważają wszyscy. Anzelm Ochmański zamożny aptekarz i jednocześnie rajca prowadzi wygodne i obfitujące w kulinarne kaprysy życie. Borys, nauczyciel u miejscowego lekarza nosi starą, w wielu miejscach pocerowaną marynarkę, chowa w mankietach koszuli wierzch dłoni ze startymi do czerwoności kostkami i posiniaczonymi palcami. Dla jednych to rzeczywistość sukcesu dla innych opresyjny świat, wpychający swoje ofiary w sytuacje bez wyjścia. Żydówka Czarna Bimełe decyduje się na samodzielne życie, co w jej sytuacji i w tych czasach oznacza utrzymywanie się z nierządu. Ani ona, ani jej matka „nie chodziła do chederu, nie czytała Pisma, nie zajmowała się uczonymi dysputami w bocznych korytarzach synagogi”, bo „prędzej rzucisz słowa Tory w ogień, mówili uczeni talmudyści, niż przekażesz je kobiecie”. Mężatki nie mają dostępu ani do swojego majątku, który wnoszą w posagu ani do majątku męża, komisarz Witchenbacher pogardliwie powie, że jego żona, kiedy chce wyciągnąć kilka złotych na swoje zachcianki, przekonuje go do siebie przez łóżko.  Alina Szczudlik zostawiona przez męża musi z godnością znosić zaczepki mężczyzn, bezceremonialnie wpraszających się do jej łóżka. Zawsze chodzi ze wzrokiem spuszczonym, w chuście zakrywającej włosy, unikając pozostawiania sama na sam z mężczyzną. Józef pewnie do końca życia będzie zamiatał podwórko u doktora Zaleskiego. Barbara prawdopodobnie utkwi w kuchni w domu doktora, urozmaicając sobie życie flirtem z doradcą. Bezimienna służąca skazana jest na bycie cieniem w domu zamożnych ludzi, usługując im podawaniem herbaty, talerzy maślanych ciasteczek i gorącego mleka panience. A wąsaty chłop do końca życia będzie stróżem w szpitalu.

Człowiek w powieści Rychtera ucieka jednak prostym osądom a jego zaskakujące decyzje dynamizują akcję, przybliżając i oddalając od rozwiązania zagadki. Każda postać ma tu własne życie, miejsce na mapie wydarzeń, rolę do odegrania. Są to ludzie uwikłani w swoje czasy, odnajdujący się w różny sposób w hierarchii układów rządzących miasteczkiem, mają przeszłość, własne marzenia i plany. Z tych historii ludzkich Rychter układa skomplikowaną mozaikę zależności, pokazując, jak losy ludzkie wzajemnie się przenikają, burząc najbardziej nawet trwałe konstrukcje. Każda decyzja, jaką dzisiaj podejmujemy może mieć swoje bliższe lub dalsze konsekwencje, przypomina Rychter a za chwilę dodaje, że nie ma zła bez ofiar. Nieuczciwe zwycięstwa zawsze się mszczą, bez względu na to, czy ceną za nie będą tylko wyrzuty sumienia, czy większe ofiary.

Chociaż kryminał z definicji jest jedną z odmian powieści rozrywkowej, to oprócz kilku dni wciągającej lektury, w tym przypadku ma ambicje dać więcej. Uwielbiam pisarzy, u których zbrodnia służy nie epatowaniu złem i przemocą a czemuś głębszemu, wciągnięciu w rozważania nad losem ludzkim, kruchością ludzkiej psychiki, ułomnością moralności podatnej na przekupstwa, łasej prestiżu. Proza Bartłomieja Rychtera ma jednoznaczny etyczny rys. Jest mocnym głosem pisarza, który w cieniu zbrodni toczy ważne dysputy.

Bartłomiej Rychter, Złoty wilk, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009. Redaktor prowadzący: Dariusz Sośnicki. Redakcja: Anna Adamiak. Korekta: Mariola Hajnus, Krystyna Kiszelewska. Redakcja techniczna: Anna Gajewska. Projekt okładki i stron tytułowych: Grzegorz Korzeniowski.