Polubiłam skandynawskie kryminały za sprawą Lisy Marklund (Polska sprzątaczka, aborcja i dynamit) i Åsy Larsson (Aż gniew twój minie). Czy polubię Norweżkę Karin Fossum? Z pozoru mam w tej książce wszystko to, co kojarzy się z daleką Północą. Niewielką norweską wioskę, w której gospodarstwa rozrzucone są malowniczo w wypielęgnowanej i w większości wciąż jeszcze dzikiej przyrodzie, życie toczy się sennie wokół jednej ulicy. Jest dziko a jednocześnie cywilizacyjnie dalej od najnowocześniejszych metropolii, bo kwintesencją cywilizacji jest tu przyroda, której częścią jest człowiek, realizujący w jej otoczeniu swoje pasje.
A mieszkańcy Krystallen potrafią żyć i z pasją i wygodnie. Potrafią zagospodarować ten skrawek świata w niby nieprzyjaznych zimnych rejonach, tak żeby stworzyć sobie oazę spokoju, nie martwić się przyszłością, nie nurzać niepotrzebnie w przeszłości. I jak zawsze okazuje się, że pozory mylą. Z wyjazdu do Norwegii przywiozłam sprzeczne doświadczenia. Z jednej strony uprzejmość i gościnę przypadkowo spotkanych ludzi w jakimś barze w Oslo, którzy zaprosili nas na obiad i po strasznych targach przyjęli za ten obiad zapłatę, niezwykle ciepłą rozmowę z panią sprzedającą pamiątki w Muzeum Muncha, ludzi na ulicach, którzy służyli pomocą dwóm turystkom szukającym drogi do domu Ibsena. Z drugiej strony spotkałyśmy też ludzi, którzy już z daleka machali odmownie ręką, myląc nas pewnie z naganiaczami ulicznymi. Zrozumieć Norwegów może ktoś, kto u nich żyje, dla przypadkowego turysty to raj na ziemi. Raj, w którym strzela się jednak do młodzieży na wyspie Utøya (Więcej w: Utoya, 22 lipca – Erik Poppe, Jeden z nas. Opowieść o Norwegii, Åsne Seierstad). I moje wspomnienia coś mówią o Norwegach. Bo gościnni ludzie z baru w Oslo nie wyglądali na rdzennych Norwegów ze swoją śniadą cerą i silnym akcentem. Z Muzeum Muncha kilka dni później w spektakularny sposób ukradziono Czerwoną Madonnę i Krzyk. Raj ma, więc wiele odcieni, ma też swoje słabe strony.
W „Nie oglądaj się” wychodzimy z wyobrażenia o Norwegii, żeby dotrzeć do miejsca, w które pewnie sami Norwedzy nie zaglądają. W tak niewielkiej społeczności, jaką jest Krystallen wszyscy wszystkich znają, ale nie oznacza to wiele ponad znajomość miejsca na mapie. Okazuje się, że ludzie żyją tu jakby obok siebie, z zamysłem uciekając od głębszych relacji, jakby potrzeba wolności osobistej była wyznacznikiem współżycia razem. Nikt o nic nie dopytuje, nikt niczemu się nie dziwi, każdy wie, że życie w Norwegii jest tak zorganizowane, że w razie potrzeby odpowiednie służby podejmują w odpowiednim momencie interwencję. Poza tym każdy tworzy swój własny świat, odgradzając się emocjonalnie od ryzyka zaangażowania, tworząc dystans, unikając głębokich związków. Nawet w takim świecie, bez tłumów, łatwo zniknąć. Pewnego dnia znika mała dziewczynka, wywołując w tej sennej społeczności poruszenie. Ale nawet w tym poruszeniu nie ma co liczyć na bliskość, na otuchę jaka rodzi się we wspólnocie, próbującej razem rozwiązać problem. Można jedynie liczyć na świetnie zorganizowaną akcję, na zaangażowanie służb. Zaangażowanie ludzi ogranicza się do uprzejmego udzielenia odpowiedzi komisarzowi policji. Z czasem okazuje się, że ludzie wiedzą tyle o sobie, ile sobie wyobrażają o innych na podstawie powierzchownych kontaktów. Każdy stanowi lingwistyczną enklawę poprawności politycznej, nikt nie wychyla się w swoich osądach poza pozorną uprzejmość. Z jednym wyjątkiem.
Karin Fossum pokazuje, że zło zaczyna się tam, gdzie pada pierwsze słowo wyrażające złość.
Jeśli złość narastająca latami, nie ma upustu może dojść do tragedii. Skazanie na poprawność polityczną, skazanie na ukrywanie emocji, ale też brak reakcji na akty nienawiści, rzutuje na realizację tej złości w przyszłości.
Dużo można, zatem wyczytać z tej powieści o tym, jak żyją Norwedzy. Gdy się tworzy tak duży dystans między ludźmi, emocje mają więcej niezagospodarowanej przestrzeni na eskalacje. Przestrzeni anonimowej, w którą wchodzi się i strzela do przypadkowych ludzi jak na wyspie Utøya. Gdzie ginie dziewczyna, lubiana, służąca innym pomocą, jak w „Nie oglądaj się”. Do ludzi, z którymi nie czuje się wspólnoty, nie tworzy się więzi lub do ludzi, którzy stanowią zagrożenie dla czyjegoś status quo. Wygląda na to, że Fossum wzięła na siebie odpowiedzialność mówienia głośno, że w raju z top listy dzieje się źle.
W takim kraju dba się o zachowanie pozorów poprawnych stosunków międzyludzkich, własne domowe sprawy rozwiązuje się w czterech ścianach mieszkania. Między dziećmi a rodzicami buduje się głęboką przepaść pod pozorem poszanowania prawa do własności, wolności osobistej. Dom staje się skupiskiem ludzi, którzy realizują tu i teraz swoją rolę społeczną, którą za chwilę zaczną realizować w innym miejscu (Porównaj z: „Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym” Maciej Czarnecki). Ważne jest, żeby nikogo nie urazić, nie powiedzieć czegoś, co mogłoby zostać źle odebrane. Fossum pokazuje, że społeczeństwo żyjące w ten sposób zaspokoi się iluzją poprawności w każdym aspekcie. Porusza, więc w powieści przy okazji kwestię handlu fair trade. Właściciel sklepu z dywanami tłumaczy się, że ważnym aspektem dla klientów jest poczucie kupowania towaru wyprodukowanego w cywilizowanych warunkach, stąd dba, żeby nie sprowadzać dywanów tkanych przez dzieci przykuwane do krosien, choć jak podkreśla tylko dziecięce palce potrafią tkać gęste sploty.
Wracając do pytania, czy polubię Fossum? Nie za tłumaczenie. Nie dlatego, że jest złe. A dlatego, że nieporozumieniem jest dla mnie przekład norweskiego kryminału na polski z angielskiego tłumaczenia. O ile da się w ten sposób odtworzyć ideę fix, to z pewnością gdzieś ginie nastrój, który tworzy melodia języka. Wydaje mi się, że łatwiej odtworzyć tę melodię, komuś, kto zna norweski i czuje, o co w nim chodzi. Książkę doceniam za zaangażowanie, podoba mi się, że w kryminale porusza ważne kwestie społeczne. Niestety nie do końca uważam ten produkt za udany. Akcja głównie skupiła się na przesłuchaniach mieszkańców wioski. Zabrakło mi napięcia, które powinno w końcu towarzyszyć podczas lektury kryminału. Czytałam książkę przez to bez większego zainteresowania. Z ciekawości do kryminałów skandynawskich wrócę pewnie do Fossum, ale „Nie oglądaj się” niestety mówię nie.
Karin Fossum „Nie oglądaj się”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2008. Przekład z angielskiego Ewa Bolińska. Tytuł oryginału Se deg ikke tilbake (1996)