Kategorie
Non-nordic

Hyperversum – Cecilia Randall

Romantyczne zapatrzenie w inną epokę, które kończy się podróżą w czasie i szukaniem kobiety życia to od teraz nie tylko historia Owena Wilsona w „Midnight in Paris”. Ian podobnie jak bohater z ostatniego hitu Woody Allena żyje kontestując dawne, inne czasy i szukając w ich odmienności miejsca dla siebie, własnych marzeń i pasji. W przypadku Iana, głównego bohatera „Hyperversum” fascynacja przekłada się na studia, które kontynuuje podczas doktoratu, coraz bardziej ocierając się o prawdę, którą przechowują stare księgozbiory. Ulega w niezrozumiały dla siebie samego sposób przywiązaniu czy uzależnieniu od portretu kobiety, który znajduje w jednej z ksiąg francuskich archiwów.

Postać Iana i jego fascynacja Isabeau to oś, wokół której Cecilia Randall tworzy powieść. A właściwie grę w historię, która z przygotowanej i odgrywanej w sieci według scenariusza RPG staje się dla Iana i jego przyjaciół prawdziwym, życiowym wyzwaniem, dzięki któremu trafiają w sam środek wydarzeń trzynastowiecznej Francji. Niezrozumiały dla wszystkich błąd lub awaria w systemie przenosi uczestników gry na pogranicze flandryjskie. A to co miało być wyłącznie wirtualną grą staje się grą na śmierć i życie.

Cecilia Randall („Hyperversum. Sokół i Lew„) wzięła to, co najbardziej magiczne w średniowieczu: niezwykły mit rycerskości z legendami o rycerzach mierzących się w turniejowych pojedynkach, walczących o zwycięstwa w wielkich bitwach, historie o namiętnych porywach serca trzymanych na wodzy dworskiego konwenansu, siłę, która przejawia się w męstwie i honorze, puściła nieco wodze fantazji i pozwoliła spotkać się amerykańskim studentom z trzynastowiecznymi postaciami, Janem bez Ziemi – bratem Ryszarda Lwie Serce, który odegrał rolę negatywnego bohatera w historii o Robin Hoodzie, uczestnikami krucjat, francuskimi i angielskimi rycerzami.

Bohaterowie mówią współczesnym nam językiem i patrzą na średniowieczną codzienność oczami współczesnego człowieka. Randall miała wielokrotnie okazję dać wyraz swojemu poczuciu humoru stawiając Iana, Jodi, Martina, Daniela, Carla i Donnę w sytuacjach dla nich obcych, gdzie ludzie przyzwyczajeni do korzystania ze zdobyczy techniki, cywilizacji stają się nieporadną i zabawną grupą, która ma problem chociażby ze zjedzeniem obiadu bez widelca. Ta perspektywa bycia w samym środku średniowiecznego świata, który poznaje się, oczami obcego, nierozumiejącego go, tym lepiej i bardziej pozwoliło zbliżyć nas czytelników do jego codzienności i zwyczajności. Przezabawne są sceny nie tylko spożywania posiłków, ale też ubierania się, gdzie ludzie przyzwyczajeni do wygodnych t-shirtów i dżinsów muszą poświęcić godziny na ubieranie się i rozbieranie, czego nie są w stanie zrobić samodzielnie. Ta podróż w czasie otworzyła przed powieścią nowe możliwości. Ian, który długo studiował trzynastowieczne średniowiecze w wielu sytuacjach jest dla przyjaciół przewodnikiem po nim, znajomość historii pomaga mu lawirować pomiędzy rozgrywającymi się intrygami. A my dostajemy od Iana wskazówki, którymi dzieli się z pozostałymi. Podczas, gdy w klasycznej powieści historycznej brak znajomości realiów przedłuża proces czytania na szukanie źródeł, które pozwoliłyby zrozumieć lepiej czytaną historię, tak tutaj takim źródłem jest Ian. Gdy więc rozpoczyna się turniej poznajemy jego specyfikę, zasady walki i sposób, w jaki w średniowieczu ewaluowały reguły rządzące turniejami. Zrozumiemy historię mariaży politycznych nabierających innego znaczenia w oczach mężczyzny, który musi się pogodzić z utratą ukochanej „sprzedawanej” dla korzyści politycznych innemu mężczyźnie. Weźmiemy udział w średniowiecznym wieczorze kawalerskim.

Ta powieść dotyka głęboko drzemiących, stłumionych, czy wręcz zabijanych przez współczesny świat potrzeb sprawdzenia się w roli prawego człowieka walczącego bezinteresownie i z powodzeniem o ważne sprawy. Świat tej książki jest światem z marzeń o normalności, gdzie ludzie żyją odpowiedzialnie i potrafią się tą odpowiedzialnością dzielić. Środki masowego przekazu epatują nas ostatnio rozwydrzonymi młodymi ludźmi, żyjącymi bez celu, krzywdzącymi najbliższych. Dla odmiany w książce Randall spotkamy ambitnych młodych ludzi z pasjami: studenta, który pisze doktorat o XIII wiecznej rodzinie francuskich feudałów, dwie absolwentki medycyny, studenta fizyki materiałowej.  Sporą odwagą było wybranie na głównych bohaterów tak „normalnych” postaci, pozbawionych tej dziwaczności i nieprzystosowania, która bije rekordy popularności we współczesnych mediach. Tak, jakby Randall przewrotnie w stosunku do mainstreamu chciała nam pokazać, że żeby przeżyć coś ciekawego w życiu, trzeba się najpierw nauczyć czegoś wartościowego.

O tym, jakimi ludźmi są poszczególne postaci tej książki dowiadujemy się stopniowo, niemal jak w życiu, poznając ich w różnych sytuacjach. Randall chce i potrafi budować emocjonalne napięcie wokół poszczególnych postaci. I tak, jak w życiu z jednymi postaciami tracimy na jakiś czas kontakt, z innymi nie chcemy go utrzymywać, jedni zyskują naszą sympatię i wzbudzają coraz większe zaufanie, innych taktujemy z dystansem. Każda z tych osób dostała od autorki szansę na zaistnienie i zbudowanie swojej pozycji w powieści. Dając im prawo do literackiego życia Randall kreśli linie ich życia bez wahania każąc im być ludźmi z krwi i kości.

Zazdroszczę autorce „Hyperversum”, która  napisała pierwszą w swoim życiu powieść i od razu spotkała się z sukcesem czytelniczym, który idzie w parze z uznaniem krytyków. „Hyperversum” zasłużenie dostało nagrodę literacką za najlepszą powieść młodzieżową, chociaż niezasłużenie może być tym tytułem zaszufladkowane, jako lektura dla nastolatków.  Mam już za sobą czasy licealne, a doskonale bawiłam się przy lekturze tej książki. Randall stworzyła niewidoczną nić, którą niepostrzeżenie wytycza nam kierunek, próbując wydobyć nas z nieświadomości i otworzyć na niezwykły świat, do którego prowadzi droga poprzez poznawanie siebie, zmaganie się z własnymi słabościami, strachem, bólem, ale też poznawaniem, czym jest oddanie, przyjaźń, wierność. Jej bohaterowie emanują ciepłem i dobrocią, która stale nam towarzyszy, sprawiając, że wiara w dobro nas nie opuszcza. Dałam się wciągnąć w tę emocjonalną rozgrywkę, w której uczucie najsilniej przejawia się pomiędzy obdarowywaniem ukochanego cieniutkim, haftowanym szalem a czułym pocałunkiem, gdzie podziwem obdarza się tego, który nie skorzystał z możliwości łatwego zwycięstwa, jaką dały mu niespodziewane kłopoty przeciwnika.

Przenosząc się w czasie do trzynastego wieku Randall pokazuje, jak wiele zmieniło się wokół człowieka a jak niewiele zmienił się sam człowiek. Przyjaźń, która rozwijała się wśród znajomych, gdzieś na amerykańskiej prowincji, w zupełnie zmienionych warunkach, gdzie trudno jest zaspokoić podstawowe potrzeby, gdzie na szali stawia się własne życie, gdzie ławo o ból, a trudno uciec przed strachem, stawia każdego przed nowymi wyzwaniami. Każdy dzień staje się lustrem, od którego jedni woleliby uciec, inni z dumą zobaczą swoje odbicie. Randall w piękny sposób opisała, czym jest prawdziwa przyjaźń, jak rodzi się miłość na całe życie, jak rozróżnić bohaterstwo od pozerstwa, co to jest wierność czy honor. Pokazała ułomność współczesnego człowieka, który, na co dzień chętnie i szybko odwołuje się do wielkich słów, których znaczenia tak naprawdę nigdy nie poznał. Ci młodzi ludzie, których ręka pisarki skazała na najważniejszą przygodę ich życia, stali się ludźmi w nowym dla siebie znaczeniu. Na własnym ciele noszą ślady poświęcenia, wierności, ale też tchórzostwa i lęku. I tak, jak jeden z bohaterów powtarza, że nie będzie umiał już żyć tak jak dawniej, tak samo czytelnik zobaczy świat na nowo i podobnie do niektórych z bohaterów, którzy wolą zostać na zawsze w trzynastym wieku, nie będzie chciał opuszczać tego powieściowego świata.

Cecilia Randall, Hyperversum, Wydawnictwo Esprit, Kraków 2011. Przełożyła Natalia Mętrak. 749 str.