Zaskoczyła mnie informacja, że Szwedki nie mają siły pracować na cały etat, i że są zawody i branże, w których przybywa osób przechodzących na część etatu. I że odchodzą z pracy, która nie pozwala im na work life balance. Gdy Zosia zatrudniała się w Polsce w korpo bardzo ważne było dla niej, żeby dowiedzieć się ile dziennie będzie odbierać telefonów. I gdy team leaderka, która ją zatrudniała powiedziała, że maksymalnie około 14 a w święta niemal żadnych, odetchnęła z ulgą.
Po odebraniu 14 telefonów Zosia wracała do domu zmęczona, ale wiedziała, że to nie średnia a wyjątkowa sytuacja. Są teamem i dadzą radę. Dawali aż doszli do 14 calli, ale średnio dziennie. Jak to się stało? – pytam. Zosia wzrusza ramionami.
Gdy spotykam kolejne pokolenia przychodzące do korporacji z nadzieją na karierę, wzdycham. I zastanawiam się skąd pomysł, że centra usług wspólnych są trampoliną do jakiejś kariery? Jeśli korporacje przenoszą do Polski części procesów, to dla pieniędzy. Chcą żeby obsługa tego procesu była tańsza. Polska jest tym rynkiem, który oferuje tanią siłę roboczą. TANIĄ SIŁĘ ROBOCZĄ. I dodajmy bardzo wydajną, bo pomimo głodowych wynagrodzeń i wycieńczających targetów, Polacy milcząco wyrabiają coraz większe normy. Są ziszczeniem mokrego snu Hitlera, który tak sobie wyobrażał przyszłość na podbitych ziemiach wschodnich. Gdy więc ktoś nazywa pracą zatrudnienie, które wysysa z ludzi resztki energii i godności, to porusza się po obszarach głębokiego eufemizmu. Nazywanie oferty, która w kraju docelowym korporacji uchodziłoby za zatrudnienie o znamionach pracy niewolniczej, nie jest pracą. Jest wyzyskiem. Zacznijmy wreszcie nazywać rzecz po imieniu.
Gdy czytam lub słucham o spektakularnych rzuceniach korpo, to nie są historie ludzi, którzy zrobili karierę, doszli do szczytu i zaczęli się nudzić, więc poszli na swoje. Nie. To są historie ludzi, którzy stracili zdrowie. Historie leczonej latami depresji. Historie mobbingu. Historie upokorzeń. Tak wyglądają historie o polskim rynku pracy.
W Szwecji od wielu lat organizacja parasolowa związków zawodowych LO przygotowuje raport pod znamiennym tytułem: „Elity rządzące”. Jego pojawienie się każdorazowo wzbudza ogromne zainteresowanie. W raporcie zbierane są dane na temat wynagrodzeń poukładane branżami. A chodzi w nim o to, żeby pokazać kto nam wyjaśnia świat. Wiemy, że kobietom ten świat wyjaśniają mężczyźni. A społeczeństwu?
Okazuje się, że z dekady na dekadę coraz zamożniejsze są elity, które rządzą Szwecją i decydują o życiu coraz większej grupy osób o niskich dochodach. To oni decydują o tym, jak reszta ma pracować, ile i jak długo. Ale też objaśniają im świat. To dziennikarze opisujący codzienność z perspektywy zasobności swojego portfela, oglądając go zza okna Volvo w willi na szkierach. To politycy ustalający normy pracy z perspektywy człowieka, który od kilku dekad nie musiał w ogóle pracy szukać.
Gdy więc polityk pod presją samochodziarzy rzuca populistyczny pomysł, żeby remont ulicy robić całą dobę, bo to skróci korki w dzień – to zaciskam pięść w kieszeni spodni. Mam dość wyzysku i organizowania mi świata, w którym ludzie nie mają siły żyć. Bardzo podziwiam ludzi, których praca jest związana z pracą zmianową. Wytrzymałam tylko 4 miesiące nocek i obym już nigdy więcej nie musiała pracować na zmiany. I tu nie chodzi o kwestię tego, że to nie jest życie. Że człowiek próbuje spać w dzień, czyli wtedy, gdy cały blok hałasuje, więc nie może odpocząć. Nie chodzi nawet o to, że to wyklucza z życia towarzyskiego, bo jak spotykać się z kimś po nocce, z której schodzi się o 6 rano, gdy człowiek dopiero wtedy kładzie się spać a wstaje o 16, żeby coś zjeść i być o 22 w robocie. Tu chodzi przede wszystkim o zdrowie. Taka praca zmianowa to jak nieustanne zrywanie nocy. Nie ma szans, żeby nie przyszedł dzień, w którym trzeba będzie za to zapłacić.
Polska to w dużej mierze korporacje oferujące pracę w projektach 24/7, często w systemie zmianowym dopasowanym do innych stref czasowych. To praca pod presją wyśrubowanych targetów osiąganych zmuszaniem ludzi do rezygnowania z przysługujących im przerw, zmuszaniem ich do jedzenia jak zwierzęta przy komputerze, do cieszenia się z jedzenia śmieciowego w te wszystkie pizza days czy w czasie słodkich czwartków. Za wynagrodzenie, za które nie da się kupić mieszkania, więc czy można je wciąż nazywać wynagrodzeniem?
Ostatnio w kolejce u lekarza pogadaliśmy sobie z panem na oko lat 45+ i nie sądziłam, że kiedyś od mężczyzny usłyszę, że na nic go nie stać. Powiedział, że pracuje w budżetówce, a żeby spiąć budżet, w czasie urlopu zamiast wypoczywać jeździ do pracy za granicę. Jezu, pomyślałam. To nie jest życie. Ale niedawno na Instagramie fizjoterapeutka Katarzyna Sztanderska zapytała kiedy ostatnio byliśmy na dwutygodniowym urlopie, bo właśnie urlop o takiej długości jest niezbędny do zregenerowania się. I padały daty: 2017, 2011.
Obliczyłam, że ostatnio byłam na dwutygodniowym urlopie 6 lat temu, ponieważ nie miałam siły pracować na cały etat, więc przeszłam na pół. Ale nie miałam siły pracować 3 dni pod rząd, więc pracowałam 8 godzin w poniedziałek, 8 godzin we wtorek a w środę wybierałam 4 godziny urlopu. Dochodziłam do siebie dopiero w okolicy soboty. W niedzielę byłam jako tako na chodzie. Gdy poczułam, że nie daję już rady poszłam do lekarza. Powiedziałam, że jestem wycieńczona. Przeszłam szereg badań, z USG niemal wszystkiego, co człowiek ma w sobie. Byłam zdrowa. I wciąż wycieńczona.
Gdy Zosia zwalniała się ze swojego korpo, jej rekordowa liczba odebranych w ciągu dnia telefonów wynosiła 42. Średnio dziennie odbierali ich około 32. Przez 5 i pół roku jej wynagrodzenie wzrosło o 650 zł brutto.
Buycoffee.to
Jeśli chcesz docenić moją pracę włożoną w napisanie tego artykułu postaw mi wirtualną kawę.
LH.pl
Jeśli chcesz docenić moją pracę możesz mnie wesprzeć kupując usługi u polskiego dostawcy hostingu: https://www.lh.pl, u którego od początku tworzę Szkice Nordyckie na własnej domenie. Z moim partnerskim kodem rabatowym: LH-20-57100 otrzymasz obniżony koszt hostingu w pierwszym roku o 20% a ja prowizję od LH.pl tak długo jak będziesz ich klientem / klientką.