Kategorie
Literatura nordycka

Jednostka – Ninni Holmqvist – nieudana szwedzka dystopia o bezdzietnych

Są kobiety, które nie chcą mieć dzieci. Czy to problem? Tak, dla części społeczeństwa kobieta, która mówi publicznie, że nie chce mieć dzieci jest problemem. Za prawie każdym razem, gdy któraś to mówi odzywają się matki Polki z odyseją do macierzyństwa, kościółkowe pańcie z informacją, że Boga nie mają w sercu, samozwańcze psycholożki, które twierdzą, że im się odmieni, siostry zbawienia, twierdzące, że swoje pokochają, bezpłodne kobiety z przekleństwami, no i matematycy od tykającego zegara. A te kobiety jak nie chciały, tak nie chcą mieć dzieci.

„Jednostka” Ninni Holmqvist (ur. 1958 w Lund) powinna je zainteresować. Oto w niewiadomej przyszłości klimat polityczny w Szwecji tak dalece się zaostrza, że w życie wchodzą ustawy mówiące, że bezdzietne kobiety po pięćdziesiątce i bezdzietni mężczyźni po sześćdziesiątce stają się: ZBĘDNI. Ich dalsze życie nie ma sensu, ponieważ wchodzą w wiek chorób, dolegliwości i zamiast służyć rozwojowi społeczeństwa stają się niepotrzebnym balastem i kosztem. Trzeba ich więc jakoś spożytkować, czemu służą specjalne jednostki, gdzie stają się surowcem do badań klinicznych, wszelkiego rodzaju testów naukowych, no i najważniejsze: są dawcami organów.

Jednostka dla wybranych

Jednostki te są tak urządzone, żeby służyć zdrowiu i wygodzie zbędnych: nowocześnie wyposażone sale gimnastyczne, trenerzy, studia jogi. Bufet, gdzie można do woli komponować pożywne posiłki. Zdrowe łączy się tu z luksusowym i wygodnym, bo dla mieszkańców zbudowano pełną infrastrukturę z atrakcyjnymi pomieszczeniami mieszkalnymi i rekreacyjnymi, stałą letnią temperaturą, wiecznie kwitnącymi ogrodami. Jest tu teatr, kino i galeria. W zasadzie zaprojektowano tu niemal wyidealizowaną rzeczywistość, z komfortem dalece odbiegającym od standardów spoza jednostki, gdzie trzeba sobie radzić chociażby z nieprzyjazną mroźną nordycką pogodą. Do tego towarzystwo osób w tej samej sytuacji sprzyja poczuciu jedności. Główna bohaterka Dorrit trafiając do powieściowej jednostki, czuje się jak w empatycznym raju i powie:

„Tutaj mogę być sobą, na każdym poziomie, całkowicie otwarcie, nie jestem odrzucana ani wyśmiewana, nie muszę się bać, że nikt nie potraktuje mnie poważnie. Byłam postrzegana jako dziwadło, jakieś UFO, kłopotliwe piąte koło u wozu, z którym ludzie nie wiedzieli co zrobić. Tutaj jestem jak wszyscy inni. Wtapiam się w grupę. Liczę się”.

Trafiając tu – po początkowej apatii związanej ze świadomością, że idzie się na śmierć – można dać się ponieść entuzjazmowi. O ile nie trafi się do badań klinicznych, które wpływają negatywnie na osobowość, przetrawią mózg i zamieniają człowieka w roślinkę.

Muszę się jednak zgodzić z vlogerką z „Czytam i piszę”, że początkowy potencjał, jaki buduje książka taką zapowiedzią, został kompletnie zaprzepaszczony. Podobnie do niej spodziewałam się awantury literackiej na poziomie Margaret Atwood, do której cytowany na okładce krytyk porównał powieść Szwedki. Natalia ze Szwecjobloga raczej wskazuje podobieństwa do „Never Let Me Go”. W duchu słynnej „Opowieści podręcznej” jest tu jedynie koncepcja. Świetna. Obrazoburcza. Genialna. I totalnie zmarnowana.

Jeśli ktoś więc sądzi, że każdy może się nauczyć pisania, to przykład „Jednostki” polemizuje z tą tezą. A Ninni Holmqvist nie marnowała czasu. Skończyła kurs kreatywnego pisania w Skurups folkhögskola i Biskops-Arnö. Brała udział w wykładach na temat kreowania świata powieściowego na Uniwersytecie w Göteborgu. Może się przeedukowała, a może najzwyczajniej w świecie, pisarstwo to jednak coś więcej niż rzemiosło i nie u każdego kurs pisania kończy się szczęśliwie. Chociaż początek kariery Ninni Holmqvist – przynajmniej na papierze – robi imponujące wrażenie. A pisano o Szwedce w superlatywach, rozpływając się nad jej debiutem. Do tego uhonorowano ją nagrodą Ludvig Nordström w 2010 i nagrodą Sixten Heymans w 2016. Tu myślę, że może to kwestia błyskotliwego debiutu, z którego uszła para? Nie wiem. Książki debiutanckiej nie czytałam a pisarkę znam jedynie z przekładu „Jednostki”.

Superfood pisarza

Z życiorysu Ninni Holmqvist wynika, że długo nie wiedziała kim chce być i co chce robić w życiu. Normalnie by to rezonowało bogactwem doświadczeń a dla pisarza doświadczenia życiowe to jak superfood. Na stronie ff.författarcentrum.se czytam, że Szwedka była opiekunką osób starszych, pracowała w domu spokojnej starości, rozpoczęła edukację przedszkolną, którą po praktykach porzuciła, twierdząc, że nie widzi się w pracy z dziećmi. Potem odnalazła się w tłumaczeniu z angielskiego i duńskiego na szwedzki. W końcu przyszła chęć samodzielnego pisania, co przy światowej, niegasnącej fali zainteresowania literaturą nordycką, jest bardzo rozsądną decyzją. Dzisiaj pisarka oprócz pisania książek, uczy jak się je pisze. Można ją spotkać w roli nauczycielki w Skurups folkhögskola i w Skrivarakademien w Malmö (Akademia Pisania).

„Jednostka” zamiast przerażającej dystopii jest raczej historią o związkach, nieudanym życiu samotnej singielki, która wspomina trudny, pozamałżeński romans. Brakuje tutaj typowej dla dystopii grozy i niepokoju. Narracja poprowadzona została ciężką ręką. Autorka opisuje bardzo długo infrastrukturę jednostki, nie wymyśliła jednak żadnej intrygi, wydarzenia, które mogłoby wprowadzić tu więcej akcji i zawiesić na czymś nasze zainteresowanie. Innymi słowy to bardzo nudna książka. „Jednostka” napisana jest w pierwszej osobie i dominują tutaj gorzkie przemyślenia Dorrit i obrazy z jej nieudanego życia. W połowie powieść zmienia się w romans z namiętnym finałem. Napięcia jednak nigdy między akapitami tej powieści nie było.

Do tego ta książka może być niezrozumiała dla czytelnika spoza krajów nordyckich. Żeby w pełni zrozumieć, do czego odnosi się Ninni Holmqvist trzeba by być na bieżąco ze szwedzkimi debatami, klimatem politycznym i tamtejszymi sprawami społecznymi. Warto byłoby powieść czytać równolegle z obejrzeniem choćby dokumentu Erika Gandiniego „Szwedzka teoria miłości”. Szwecja literalnie jest rajem dla matek, a dzieci mają tutaj niespotykane nigdzie indziej prawa, z których korzystają robiąc na przybyszach wrażenie nieokrzesanych dzikusów. Matki są hołubione i mają ogromnie bogatą ofertę opiekuńczą, spędzania czasu wolnego. Tradycją szwedzką jest organizowanie wszelkiego rodzaju kółek samopomocowych, stowarzyszanie się wokół tematów macierzyństwa. Niezależnie od problemu wychowawczego i wieku dziecka rodzice zawsze znajdą coś interesującego dla siebie. Gdy się dłużej w Szwecji żyje i nie ma się dzieci, wrażenie narastającego miniterroru wokół macierzyństwa rośnie. Szwedki nieustannie zachęca się do rodzenia. Matki bezceremonialnie karmią maluszki w miejscach publicznych, nikt się nie przejmuje gołymi tyłkami dzieci na plażach i basenach, śmierdzącymi pieluszkami w miejscach publicznych czy rozrabiającymi przedszkolakami. Wyjście do restauracji ze znajomymi może być przykrym doświadczeniem, jeśli tak się nieszczęśliwie złoży, że wpadnie tam na obiad również rodzina z małymi dziećmi. Piski, bieganie, rozchlapywanie jedzenia i wszystko przy stoickiej aprobacie Szwedów, którzy jedynie w duchu okazują złość.

Przerysowana szwedzka rzeczywistość

Ninni Holmqvist w „Jednostce” wchodzi w polemikę z tymi faktami, pokazując przerysowaną rzeczywistość, w której bezdzietnych dorosłych wręcz zsyła się w pewnym wieku na pewną śmierć. Szwedzi mogą tu odnaleźć szereg odniesień do swojej rzeczywistości i pośmiać się szczerze z udanego konceptu Szwecji superdzietnej. Ci którzy trafiają do jednostek to zazwyczaj intelektualiści, osoby oczytane, które wybrały rozwój osobisty i zawodowy od realizowania się w macierzyństwie. Kjell, który w jednostce opiekuje się biblioteką powie wręcz: „Ludzie, którzy czytają książki mają skłonność do tego, by stać się zbędnymi”.

Kolejna sprawa, z którą polemizuje Ninni Holmqvist to emancypacja kobiet i feminizm. Matka Dorrit powtarzała jej przez całe życie, coś o czym mówi też dokument Gandiniego:

„nie pozwólcie, żeby jakiś mężczyzna was utrzymywał, łożył na was finansowo, dominował intelektualnie czy emocjonalnie. Nie dajcie się złapać w tę pułapkę!”.

A emocjonalne czy finansowe uzależnienie od kogoś jest największym tabu w Szwecji. Dorrit wybiera więc najchętniej otwarte i niezobowiązujące związki, zostaje kochanką, a w efekcie kobietą samotną. Tę kwestię szczególnie dobrze wyeksponował Gandini w „Szwedzkiej teorii miłości”.

Łatwo ulec zauroczeniu feminizmem szwedzkim. To, co problematyzuje w swojej powieści Ninni Holmqvist kwestionuje jednak jego zdobycze. Obsesja na punkcie niezależności emocjonalnej i finansowej tworzy społeczeństwo egocentryków, którzy nie potrafią wchodzić w bliskie relacje; żyją chwilą a problemy rozwiązują rozwodami i kolejnymi związkami. Nastawienie na kompromis w związku wydaje się w Szwecji minimalne. Wszystko jest dobre dopóki trwa zabawa. Do tego dochodzi przerysowany stosunek do definicji kobiecości. Szwedki nie oczekują przepuszczania w drzwiach, ustępowania miejsca w autobusie, pomocy z ciężkimi pakunkami. I tu wchodzi w zdanie Ninni Holmqvist pokazując romans pomiędzy dwójką zbędnych, którzy kapitalnie odnajdują się w relacji, jaka poza jednostką zostałaby uznana za „łagodne naruszenie kobiecego miru” i zachowanie ocierające się o seksizm.

Na koniec bierze Ninni Holmqvist pod lupę późne macierzyństwo, które często w Szwecji jest wyśmiewane i krytykowane. Czytamy więc w pewnym momencie:

„Wiek może też być zaletą. Mam duże doświadczenie życiowe, znam siebie. Wyszalałam się wystarczająco, nie ma we mnie młodzieńczego egoizmu, nie jestem skoncentrowana tylko na sobie. Potrafię kochać, dbać o innych i być dla nich oparciem. Poza tym jestem zdrowa i silna, psychicznie i fizycznie. Niedawno się dowiedziałam, że mam kondycję jak dwudziestolatka”.

Ta kwestia nieco zmienia perspektywę patrzenia na tę książkę. Bo ostatecznie chodzi bardziej o krytykę państwa, które stawia na młodość i dzietność, ale tylko osób w pewnym, akceptowalnym wieku. Do tego dochodzi opresyjność systemu, który organizuje społeczeństwo z niemal żelazną konsekwencją i tu Ninni Holmqvist mówi stop, podkreślając, że to pierwszy krok w kierunku państwa totalitarnego, gdzie ludzie służą jedynie państwowej maszynie, słupkom w statystykach i punktom wzrostu. Dobre chęci często są początkiem piekła i chyba coś na jego kształt gotują sobie Szwedki: samodzielne, niezależne finansowo, ale samotne i nieszczęśliwe.

Podsumowując, muszę jednak szczerze odradzić zapoznawanie się z tą książką. Słabo napisaną, nudną i niejasną dla czytelnika polskiego.

Recenzja: Jednostka, Ninni Holmqvist, Editio, Warszawa 2019. Przekład: Alicja Rosenau. Tytuł oryginału: Enhet (2006). ISBN 9788328345805.

Buycoffee.to

Jeśli chcesz docenić moją pracę włożoną w napisanie tego artykułu postaw mi wirtualną kawę.

buycoffee.to/szkicenordyckie

LH.pl

Jeśli chcesz docenić moją pracę możesz mnie wesprzeć kupując usługi u polskiego dostawcy hostingu: https://www.lh.pl, u którego od początku tworzę Szkice Nordyckie na własnej domenie. Z moim partnerskim kodem rabatowym: LH-20-57100 otrzymasz obniżony koszt hostingu w pierwszym roku o 20% a ja prowizję od LH.pl tak długo jak będziesz ich klientem / klientką.