Anna Marchewka podążając śladami nieobecności Ireny Szelburg (Ewy Szelburg-Zarembiny) od nowa tworzy topografię biografistyki. Tam, gdzie ramy gatunkowe zakleszczają się we własnym ograniczeniu, ona znajduje szczelinę, przechodząc przez nią układa osobny szlak biograficznego pisania. Dalece odmienny od rejestrów codzienności, które do tej pory w non-fiction opowiadały nam historie czyjegoś życia. Czy da się wypełnić w ramach dwóch okładek całą prawdę o cudzym życiu? Wersji jest kilka. Jedni mówią, że prawd jest tyle ilu mamy przyjaciół i wrogów. Każdy na swój sposób zbliża się do innych, wyznaczając dla wspólnego bycia odmienne tropy wspomnień. Gdy Anna Marchewka szuka, to jest to coś więcej od pasji poznania. Ogromny szacunek dla człowieka, empatia docierania do prawdy, czuła fraza, walka z ograniczeniami czasu, znikomością materiałów, zawiłością śladów, nieczytelnością dokumentów. Pędząc szlakiem wspomnień Janiny Brzozowskiej, opiekunki spuścizny po Szelburg, zacierających się obrazów, wyblakłych zdjęć, dociera do kolejnych granic, kolejnych opowieści. Szuka nakładających się na siebie faktów i domysłów.
„Ślady nieobecności” to niezwykła książka. Anna Marchewka napisze: „Szukam zatem „Ireny” w „Ewie”, „Ireny” przed „Ewą” żyjącej, „Ireny” przykrytej „Ewą” i godzę się z tym, że znajdę samo szukanie”. Poszukiwanie wyznacza nową jakość tej książce, która mówi nam więcej, niż mają zwyczaj mówić klasyczne portrety, eseje biograficzne, dopracowane, uszyte na miarę historie cudzego życia. O historii kobiet najwięcej mówią przemilczenia, ucieczki w niepamięć, tuszowane fakty, wydzierane rzeczywistości prawdy, z premedytacją nierejestrowane wydarzenia, przypadkowe i zamierzone pomyłki. W ten katalog niedopatrzeń i umyślności wpisuje się biografia Ireny Szelburg. Kobiety uwikłanej w kobiecość i cały paradygmat kulturowy, który zmusza ją, innym razem zachęca do wyborów, zaniechań. Pisząc biografię niedopowiedzeń, opowiada Anna Marchewka przejmującą historię kobiet: lokowanych w rzeczywistości jak produkt kultury. Usadawianych na zydelku ról, oczekiwań i powinności.
Biografia Ireny Szelburg, nawet, jeśli tak będziemy chcieli ją nazwać, umyka. „Portret Szelburg musi być domyślny, nie ma innego wyjścia”, napisze w pewnym miejscu Anna Marchewka. Podobnie jak domyślny pozostanie portret minionych pokoleń, zamkniętych w przesortowanych i wybrakowanych przez historię dokumentach. Anna Marchewka powiedziała podczas spotkania wokół książki, że dotarła do osób a dzięki nim do historii, których intymność tak dalece wydała się jej prywatna, że podjęła decyzję o niepublikowaniu tych informacji. Zostawia niedosyt a im większy, tym bardziej chce się sięgnąć po twórczość pisarki. Kobiety charakternej, jak o niej powie. Kobiety, która bardzo precyzyjnie zaciera ślady swojej obecności.
Wybierając nielinearną opowieść, powracając wielokrotnie do przerwanych wątków, zaczepiając się o nowe dokumenty, rozrysowując kolejne tropy Anna Marchewka pokazuje ułomność faktografii, która zakleszcza bohaterów opisu w sztywne ramy tych samych wstępów, rozwinięć i zakończeń. Wyciągając postać Ireny Szelburg z tego schematu, uwalnia ją. Otrzymujemy biografię niepowtarzalną, również dlatego, że Anna Marchewka uwalnia w niej też siebie, na co dzień akademiczkę mocno trzymającą się ryzów twardej krytyki literackiej. Wypuszcza się w tej książce w rejony zarezerwowane dla pisarzy. Jesteśmy świadkiem biografii intymnej, literackiej.
Widzimy Annę Marchewkę w bibliotekach, odkładającą grube zakurzone tomy. Wytrzepującą piasek z sandałków i idącą ścieżkami, które codziennie odmierzała Szelburg w Krakowie, Łodzi, Warszawie, czy Nałęczowie. Zaglądamy do okien nieistniejących już domów, mieszkań, pokoi. Patrzymy prosto w oczy bohaterom czarno-białych zdjęć, oczami autorki książki, która odczytuje ich napięcie, próbuje zrozumieć uwiecznione sytuacje, umiejscawia je w czasie, porównuje. Jesteśmy w samym środku bardzo intymnego procesu twórczego, miejscami niemal ekshibicjonistycznego. Poznajemy Annę Marchewkę: biografistkę, która czyta w szczegółach i pomiędzy nimi. Gdy pisze o trasach, którymi Szelburg chadzała po Krakowie, niemal czuć rozgrzane słońcem płyty chodników i widać znikające cienie stóp, szybko umykających za załomem Karmelickiej 29, Łobzowskiej 8, Garncarskiej 5, Filipa 5. Ostatnie spojrzenie i znika rozwiewana wiatrem spódnica. Ireny Szelburg? Anny Marchewki? Kim była? „W próbach biograficznych nic nie da się pokazać poza wersją wydarzeń interpretacją, własnym rozumieniem”, czytam po raz kolejny uświadamiając sobie, że nie ma jednej prawdy.
Odzyskiwanie pamięci, a mamy tutaj do czynienia z takim aktem to chodzenie po niepewnym, grząskim gruncie nieczytelnych dokumentów, wykluczających się źródeł, wyblakłych wspomnień. Anna Marchewka pokazuje nam cały proces odnajdywania. Zatrzymuje się przy kolejnych informacjach w kolejności docierania do nich. Widzimy, co zmienia się w interpretacji kolejnych faktów, jak one wpływają na odczytywanie całości. Uświadamiamy sobie tym samym, że układanie biografii to zawsze niedokończona walka na źródła, oceny i opinie. Próbując poznać początek, czyli Irenę Szelburg, zanim stanie się sławną Ewą Szelburg-Zarembiną, Anna Marchewka zgadza się zostać biografką śladów nieobecności. Sięga po twórczość pisarki, ale nie tę dla dzieci i młodzieży, tylko dla dorosłych i znajduje prześwietlone, przefiltrowane frazą literacką życie Ireny, która staje się potem Ewą.
Z premedytacją uciekając od klasycznego biograficznego pisania, uciekając od katalogowania życia na okresy, „Ślady nieobecności” pozostawiają ulotne, nieco efemeryczne wrażenie. Wiemy tyle, ile mówią źródła, do których dociera Anna Marchewka, zachęceni sięgamy po twórczość, która rzuca nowe, świeże światło na życie tej nietuzinkowej kobiety. Książka zwraca uwagę oprawą graficzną, połowę książki zajmuje antologia fragmentów prozy Ewy Szelburg-Zarembiny, najpóźniejszy utwór z 1936 roku. Część z antologią została wydrukowana na papierze o innym odcieniu, cytaty w pierwszej części wyróżnione są inną czcionką. Książka jest oprawiona w dodatkową obwolutę z grafiką, taką samą jak na okładce książki, a kolorowa obwoluta przypomina sposób, w jaki kiedyś oprawiano książki, zabezpieczając je przed zniszczeniem. Koresponduje to w atrakcyjny sposób z całością a efektu nie burzą drobne literówki, których nie wyłapałabym we własnym tekście, ale widzę w cudzym (na 29 str.: wielokrotnie ratowany chłopak i tak „sdaje” się nosicielem śmiertelnej choroby, na 52 str. „Jan Mortkowicz” a chodzi jak sądzę o Jakuba, na str. 145 z mężem Szelburg Nałkowską łączyły „kontaktami” wyłącznie zawodowe).
Gdyby znaleźć dobrego reżysera, ułożyłby życie Ewy Szelburg-Zarembiny w dramatyczny scenariusz filmowy, z akcją począwszy od pierwszej wojny światowej z kulminacją na okres działalności Zofii Nałkowskiej (1884 – 1954), złote czasy łódzkiego Domu Literatów, łódzkiej „Kuźnicy” (1945 – 1950), „Bluszcza”, którego redaktorka Stefania Podhorska-Okołów (1884 – 1962) odrzuca publikację „Dokąd?” (1927), ale jednocześnie pokieruje młodą Ireną Szelburg. Scenarzysta znalazłby tu wszystko: strzelaninę i nieudane zabójstwo, przypadkowe uczucie, które tak mocno wpłynie na jej życie. Rozwód i zacieranie śladów z przeszłości. Małżeństwo z Józefem Zarembą, pomysłodawcą stworzenia Państwowego Instytutu Wydawniczego, prowadzącego w czasie drugiej wojny światowej podziemną działalność wydawniczą wspólnie z Marią Kann, późniejszą redaktorką słynnej serii „Poczytaj mi, Mamo” i Stanisławem Miedzą-Tomaszewskim. Ewa Szelburg-Zarembina zdobywa z impetem powojenny rynek książki, sprzedaje się w nieporównywalnych z nikim nakładach. Przestaje być Ireną Szelburg i staje się Ewą Szelburg-Zarembiną i tu kończy się opowieść Anny Marchewki, zafascynowanej jej decyzją, żeby zatrzeć własne ślady obecności, śledzącą konsekwencję w odcinaniu się od przeszłości.
Ta książka kipi gatunkowym buntem, zadaje każdym rozdziałem celne ciosy, odzyskując przestrzeń literacką dla bluźnierczego, wyzwalającego pisania. Krytyczka literacka, z doktoratem, wykładowczyni akademicka nie powinna tak pisać, bo to, co robi Anna Marchewka to cudownie bezczelna anarchia gatunkowa.
Recenzja książki Ślady nieobecności. Poszukiwanie Ireny Szelburg, Anna Marchewka, Studio wydawnicze DodoEditor, Kraków 2014. Stron: 343. Redakcja: Monika Abramowicz. Korekta: Maria Kasza. Projekt okładki, projekt graficzny i typograficzny: Zuzanna Łazarewicz, DodoDesign. Dodatkowo zamieszczono listę jej utworów dla dorosłych.