Nie jestem misjonarką, powie Magdalena Parys podczas spotkania wokół książki „Magik”, odcinając się od pisania prospołecznego i podkreśli, że jej książka przede wszystkim jest powieścią sensacyjną z wątkami historycznymi, kryminalnymi. Odżegnuje się od pisania z misją a jednak jej powieści niosą w sobie ogromny ładunek prowokujący do dyskusji, wciągający duchy przeszłości w polemikę ze współczesnością. Pisze z nietypowej perspektywy Polki, która wyemigrowała do Niemiec; osoby, która przeżyła siermiężność komunistycznej Polski w zetknięciu z hermetycznym światem Berlina Zachodniego. Nietypowy background daje asumpt do imponującej tematami literatury.
Na zdjęciu Marcin Wilk, Magdalena Parys
W „Lampie” (nr 3-4/2014) wpada mi ręce świetny wywiad Patrycji Janowskiej z Magdaleną Parys „Magik z Berlina”. Jestem pod wrażeniem. Czytam, że jej debiutancki „Tunel” zdobył literacką Złotą Sowę w Wiedniu. Za sugestią nieocenionej Beaty Stasińskiej, Parys nadaje powieści formę kryminału, jest sukces i rewelacyjna sprzedaż co do egzemplarza. Jeżeli za jakąś książką stoi Stasińska i promuje ją w „Lampie” Paweł Dunin-Wąsowicz to jest to niepodważalna rekomendacja, wpisuję Parys na listę – „koniecznie przeczytać!” a chwilę potem dowiaduję się o spotkaniu autorskim wokół „Magika”, jej drugiej powieści.
„Magik” z racji objętości i na pierwszy rzut oka jest ciężki, zacznie prowadzący spotkanie Marcin Wilk. Wilk zrobi coś, czego zazwyczaj nie spodziewają się autorzy, wprowadzi atmosferę spotkania niemal kumpelskiego, co gubi na naszą korzyść pisarzy, opowiadających historie, o których do tej pory milczeli. Tak będzie i tym razem. Gdy prezentuje nam książkę, podnosząc ją do góry widać, że ręka mierzy się z wagą. W domu sprawdzę: wychodzi prawie kilogram (844 gramy). Wielkość tej powieści ma jednak swoje uzasadnienie ze względu na temat i fabułę, powie Wilk, dodając, że z drugiej strony ta książka jest lekka, bo jej ponad 600 stron czyta się bardzo szybko.
Rzecz dzieje się w Berlinie 2011 roku i ma związek z dochodzeniem, w czasie którego poszukiwani będą sprawcy wydarzeń, które miały miejsce kilka dekad wcześniej, głównie w latach 80., w czasach mrocznej historii Berlina Wschodniego, sprzed upadku muru, zanim miasto nabrało otwartego, wielokulturowego charakteru, z czego słynie współcześnie. Po drugiej stronie muru odcięta część miasta: awangardowego, kolorowego, szalonego i wolnego na przekór temu, co działo się po jego drugiej stronie. Berlin jest tak precyzyjnie tutaj opisany, że można szlakiem powieściowych bohaterów urządzać wycieczki po mieście. Wiele rzeczy, o których Parys pisze to sprawy często nieoczywiste i nieznane wszystkim. Ludzie, którzy tam mieszkali wspominają Berlin Zachodni do dziś z wielkim sentymentem, chociaż żyli prawie trzydzieści lat zamknięci, podkreśli Magdalena Parys, której osobista historia zazębia się z dramatycznymi wydarzeniami powieściowymi.
Parys w 1984 przyjedzie do Berlina Zachodniego i to jest pierwszy trop, który skrzyżuje się z losami powieściowej bohaterki. Rodzice Parys na przełomie 1983/1984, w czasach, jak doda najbardziej siermiężnych, smutnych i szarych decydują się na emigrację. Najpierw wyjeżdżają oni a dopiero później trzynastoletnia wówczas Magdalena ze swoim trzyletnim bratem. Nie wspomina tego czasu specjalnie miło, bo dla nastolatki, która przechodzi właśnie bunt dorastania i zostaje zmuszona do opuszczenia przyjaciół, domu, miejsc jej bliskich i znajomych, wrzucona do nowego świata, oznacza to skazanie na niedopasowanie. Patrząc z perspektywy swojego podwórka na rozkrzyczany, wielobarwny Berlin, czuje się, jak postać, którą przez pomyłkę wrzucono do niewłaściwej bajki. Nawet teraz podczas spotkania autorskiego powie, że ten czas asymilacji wydawał jej się trwać nieskończoność, dużo później wertując pamiętniki i wczytując się w swoje własne wspomnienia, odkryła, że zajęło jej to zaledwie trzy miesiące. Doda jednak, że jak się ma trzynaście lat to trzy miesiące mogą wydawać się całym życiem. Trudności piętrzyła nieznajomość języka i realiów zupełnie innego świata.
Stosunkowo wcześnie i o wiele za szybko, patrząc na to dzisiaj z punktu wiedzenia matki czternastoletniego syna, zda sobie sprawę, że żyje na tykającej bombie historii. Historii, która odciśnie swoje piętno dość wcześnie. Paszport i zgodę na wyjazd najpierw dostanie jej ojczym, potem mama, w dalszej kolejności młodszy brat. I tu zaczynają się szykany znane z lat 80., próby rozdzielania rodzin i uniemożliwiania im emigracji; Magda paszportu nie dostaje. Przed wyjazdem do Berlina rodzina przeniosła się z Gdańska do Szczecina, rodzice po otrzymaniu paszportów wyjeżdżają, Magda zostaje tam sama, czeka na decyzję urzędniczą, chodząc codziennie i dopytując o termin wydania dokumentu. Wspomnienie urzędnika, wojskowego, naprzeciwko, którego siedzi w biurze wysłuchując jego sarkastycznych uwag, że niepotrzebnie przychodzi, bo paszportu nie dostanie, jeszcze dzisiaj wywołują w niej emocje. Widać to, gdy opowiada o swojej bezsilności, pomieszanej z radością nastolatki, która wcale nie chce wyjeżdżać z Polski. Po raz drugi otrze się o historię przekraczając granicę polsko-niemiecką. Dla osób, które nie pamiętają tych czasów, podróżowanie jest synonimem wolności. Wówczas było upokarzającą gehenną, odpowiadaniem na idiotyczne pytania, drobiazgowym przeglądaniem samochodu i traktowaniem jak przestępca, podkreśli Magdalena Parys, dodając, że do dzisiaj nie potrafi opowiadać o tych kilku minutach, gdy celnik miażdżącym spojrzeniem lustrował ją i jej młodszego brata. Do dzisiaj nie uległa też namowom wydawcy, żeby te osobiste wspomnienia sfabularyzować, bo jak powie wciąż nie ma dystansu do tych wydarzeń, wciąż są dla niej zbyt bolesne.
Po przyjeździe do Berlina Zachodniego trafia do szkoły, która najchętniej przyjmuje uczniów z Polski, i to niemal wyłącznie z czerwonym paskiem. Opisze ją zresztą w swojej debiutanckiej powieści „Tunel”. Dostaje się do klasy przygotowawczej dla przesiedleńców, do której trafiają głównie Polacy. Te dzieci, które miały gorsze wyniki odsyłane są do innej szkoły, w innej dzielnicy. Magdalena Parys podkreśli, że do dzisiaj ta szkoła zawdzięcza swój poziom właśnie Polakom, wyrabiając sobie renomę dzięki ich fenomenalnym wynikom w nauce. Jak ze śmiechem powie, jej syn miał spore problemy, żeby dostać się do tej szkoły, bo wciąż stosuje się tam te same wyśrubowane kryteria przyjęć. Parys jednak szybko przechodzi z klasy dla przesiedleńców do klasy niemieckiej, tak zorganizowanej, żeby na trzydziestu uczniów przypadało około dwóch Polaków. Szybko znajdzie tam nowe przyjaciółki, siłą rzeczy Niemki a momentem, kiedy uświadomi sobie ostatecznie, gdzie się znalazła będą lekcje polityki i historii tak odmienne od tego, do czego była przyzwyczajona w Polsce. Jak powie to była szkoła wyrosła z tradycji rewolucji kulturowej 1968 roku, roku, który odmienił Niemcy a ludzie, którzy uczyli wówczas wprowadzali do szkoły tradycję swobodnej dyskusji, zachęcając do kwestionowania wszystkiego, samodzielnego myślenia, wyciągania wniosków. Trzeba było udowodnić, że czyjaś opinia nie jest efektem sztuki zapamiętywania cudzych tekstów a wynikiem myślenia, mądrego argumentowania, często i najlepiej w kontrze do opinii nauczyciela. Praktycznie przekładało się to też na system ocen; w połowie o niej decydowało zaangażowanie w dyskusje a nie wyniki sprawdzianów, czy prac domowych. Ta szkoła, jak podkreśli Magdalena Parys stała się jej fundamentem, kręgosłupem i furtką do najlepszego uniwersytetu niemieckiego, bo już po upadku muru berlińskiego Parys studiuje na Uniwersytecie Humboldta.
Takie nastawienie do świata: krytyczne i analityczne jednocześnie, jak zaznaczy Marcin Wilk, świetnie widać w „Magiku”. Książkę Magdalena Parys zaczyna od faktów „W 2010 roku w niemieckim Urzędzie do spraw Materiałów Stasi skasowano blisko 6 km akt (20 milionów stron). Szacuje się, że w czasach żelaznej kurtyny około 4500 osób z bloku wschodniego próbowało uciec na Zachód przez bułgarskie granice. Około 100 z nich straciło życie”. To, co jest potem w większości jest fikcją literacką. Po opublikowaniu pierwszej powieści „Tunel”, którą krytycy analizowali na wszystkie strony dociekając ile w tej historii jest prawdy, Parys nieustannie powtarza przy „Magiku”, że jest niemal wyłącznie czystą fikcją.
Ma szczęście mieszkać w Berlinie, mieście tysiąca twarzy, scen, rozgłośni radiowych, gdzie klasyka spotyka się z alternatywą. Z tego przepychu czerpie garściami i jak powie, ma już zaplanowanych co najmniej kilka pomysłów na kolejne książki. Doda też, że to właśnie literatura pozwala poruszać się w tym morzu informacji, przekładając skomplikowane historie, tłumacząc zawiłe wydarzenia. Geneza jej książki sięga 2008 roku, kiedy to w „Spieglu” ukazuje się tekst Stefana Apeliusa o ucieczkach Niemców przez granicę turecko-bułgarską i bułgarsko-grecką. Autor udziela wywiadu dla „New York Timesa”, co powoduje ogromną falę zainteresowania jego artykułem w samych Niemczech. Rzecz, która w natłoku innych sensacyjnych doniesień pewnie znikłaby bez większego echa, nagle stała się najbardziej gorącym tematem. Wszyscy dyskutują o młodych ludziach, którzy ginęli na granicy, przekonani, że ucieczka w tym rejonie świata będzie łatwiejsza. Apelius rozpoczyna własne śledztwo, dokumentując sto przypadków zastrzelenia Niemców przy próbie ucieczki, za co Stasi pogranicznikom płaciło 8 000 marek wschodnich, które bardziej opłacały się niż 5 dni urlopu za zatrzymanie a nie zastrzelenie przy nielegalnej próbie przekroczenia granicy. Urządzano, więc prawdziwe polowania na ludzi. Magdalena Parys podkreśla, że tutaj kończą się fakty, bo akcji „Magik” nie było, jest to wyłącznie jej wytwór wyobraźni. Po trzech latach researchu do książki wiedziała już, że rzeczywistość była tak brutalna, że nie uniosłaby jej nawet fikcja literacka. W swojej powieści zatrzymuje się tam, gdzie w innej sytuacji zacząłby się reportaż i idzie tropem wyobraźni, rysując własną, literacką wizję wypadków.
Marcin Wilk powie, że „Magik” jest dla niego ważny z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że my w Polsce możemy odnaleźć się w tej historii, zwłaszcza starsze pokolenie, bo to jest powieść o tym, jak skomplikowaną sprawą jest wolność i przekroczenia granicy, ale też wolność od odpowiedzialności zbiorowej. To jest, jak doda Wilk, opowieść o tym, że duchy przeszłości, niezałatwione sprawy unoszą się i rodzą ogromne zagrożenie we współczesnym świecie bombardowanym popkulturą. Kolejna rzecz, która jest według niego ważna, to sposób przedstawiania społeczeństwa mieszczańskiego, czy inaczej mówiąc neoliberalnego, zadowolonego z siebie, unikającego zaglądania pod kołdrę, unikającego trupów historii w szafach.
W tej chwili w Niemczech ukazała się pierwsza powieść Magdaleny Parys „Tunel”, która wywołała niebywałe poruszenie w kraju. Największe zdumienie wzbudza fakt, że Polka ma odwagę pisać Niemcom książki o ich historii a Niemcy są wstrząśnięci historią opisaną w „Tunelu”, bo przywołuje pamięć o czasach im wciąż bliskich i wciąż bolesnych, co widać po strachu przed prawdziwą dyskusją o własnej niedawnej przeszłości. Magdalena Parys powie, że pytania jakie padają podczas spotkań autorskiej wciąż pokazują dychotomię z jakiej wyrosły współczesne Niemcy, podziały są wciąż w ich głowach.
„Magik”, jak można przypuszczać wywoła jeszcze większe poruszenie. I chociaż Parys odcina się od misyjnego pisania, to widać, że odczarowuje tutaj mit Polaka emigranta. W jej powieści główna bohaterka ma korzenie polskie, co odbiera jako atut a nie powód do kompleksów. Człowiek, który rozwiązuje najtrudniejsze zagadki to komisarz policji Kowalski, urodzony w Gdańsku, czytający wieczorem dla uspokojenia Leśmiana. Prezydent policji pochodzi z Polski. W niemieckiej historii i polityce mieszają Polacy, którzy rozwiązują powieściowe tajemnice i to do nich należy ostatnie zdanie w wielu kwestiach, coś, co jak doda Magdalena Parys, jak najbardziej ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Jak podkreśli, współczesny Berlin zamieszkany jest przez Polaków, którzy zakładają w mieście galerie, kluby, wydają książki jak Dorota Danielewicz-Kerski, której „Berlin. Przewodnik po duszy miasta” został też wydany w Polsce przez W.A.B., Krzysztof Niewrzęda, którego poezję bardzo doceniają Niemcy. Działa tutaj kultowa księgarnia polsko-niemiecka buchІbund prowadzona przez mieszane małżeństwo, Polaka Marcina Piekoszewskiego, niegdysiejszego pracownika krakowskiej księgarni amerykańskiej Massolit i jego żonę Ninę Mueller.
PS Pauza in Garden, gdzie miało miejsce spotkanie to jedna z nielicznych krakowskich miejscówek przyjaznych psiakom. WIELKI plus, że można przyjść posłuchać ulubionego pisarza razem z czworonogiem! Mam jedynie drobne zastrzeżenie do oświetlenia, ciężko przy takich klimatycznych lampach robić zdjęcia, chociaż niewątpliwie zyskują artystyczny rys 😉
Spotkanie autorskie wokół książki „Magik”, Magdalena Parys, Świat Książki, Warszawa 2014. Pauza in Garden, Kraków. 25 listopada 2014.