Takie powieści, jak „Pory roku” pisze się z perfidnych pobudek; mają grać na emocjach czytelnika. Anna Borisowa a właściwie Boris Akunin, bo w końcu przyznał się do autorstwa, pożenił w tej historii wszystkie te elementy, które składają się na magię życia i nierozwiązaną dotychczas zagadkę, jak żyć, żeby być szczęśliwym. Najbardziej nachalnie literacko wtrąca się w rozwiązanie tej tajemnicy Paulo Coelho, czy na naszym rynku Janusz Leon Wiśniewski; obu panów genialnie sparodiuje Joanna Dziwak w swoim prozatorskim debiucie „Gry losowe„. Z premedytacją wspominam ich, bo miejscami Akunin wnosi się w tej książce na wyżyny coelhowej filozofii, serwując takie mądrości jak ta, że „najlepszym kochankiem nie jest ten, kto gra na twoim ciele jak na fortepianie. Najlepszym kochankiem jest ten, kogo kochasz”. Wspomnieni autorzy bezlitośnie odwołują się do ludzkiej a właściwie kobiecej wrażliwości, marzeń i tęsknot, zamieniając je w literackie potworki, które jednak na masową skalę wypełniają na rynku książki próżnię w statystykach sprzedażowych. Nie tylko seks, ale i marzenia sprzedają wszystko, co udowadnia również powieść Borisa Akunina, który słusznie ukrył się pod pseudonimem i z niezrozumiałych dla mnie względów z kamuflażu w pewnym momencie zrezygnował.
Czytając tę powieść można z pewnością odnieść wrażenie, że już wszystko napisano i teraz można się wyłącznie literacko powtarzać. Borisowa vel Akunin czerpie z motywu drogi znanego z „Alchemika” i z tragedii, którą redaktor „Elle” Jean-Dominique Bauby opisał w wydanej na kilka dni przed jego śmiercią książce „Skafander i motyl” (na podstawie książki powstał film „Motyl i skafander” Juliana Schnabela). „Pory roku” są połączeniem popularnej obecnie powieści historycznej, romansu, kryminału, wątków sensacyjnych, literatury przygodowej. Jest tu wszystko, co skutecznie ma podnieść atrakcyjność tej pozycji i przełożyć się na jej popularność u odbiorcy tak szerokiego, jak niemożliwego inaczej do pozyskania. To zabieg z głową; takich rzeczy nie robi się książce przez przypadek.
Rzecz napisana zgodnie z regułami bestsellera, oczywiście ostatecznie staje się nim, co tylko potwierdza, że nie tylko politycy robią ludziom mętlik w głowie. Zastanawiam się, w jakim celu pisarz, który odniósł niepodważalny sukces komercyjny, na brak uznania i pieniędzy nie może narzekać, nagle pisze coś takiego. Dowiaduję się jednak, że Boris Akunin ma domy w Moskwie, Londynie, Paryżu i Normandii. W rozmowie z Wacławem Radziwinowiczem dla kwartalnika „Książki. Magazyn do Czytania” („Botoks na Putinie”, nr 4/2014) Boris Akunin zwierzy się, że „rzadko udaje mu się być i pracować w jednym miejscu dłużej niż przez dwa tygodnie”. Wierzę, że takie życie może być drogie i może się wiązać z pisaniem – z rozmysłem – takich a nie innych książek. A może żegnając się niedawno z pisaniem kryminałów i deklarując oddanie się wyłącznie literaturze popularnonaukowej, ocknął się, że nie da się z niej jednak żyć? Zaczynając wywiad Radziwinowicz stwierdzi wręcz, że pisarz na napisanie książki poświęca 107 dni a Akunin potwierdzi, że tak, jest homo scribens. Głupotą byłoby pisarzowi popowemu zarzuć, że pisze literaturę popularną i odnosi masowy sukces. Kolejną głupotą byłoby liczenie, że w tym tempie pisze się wybitne dzieła literatury światowej. Ale skąd aż tak ciepłe przyjęcie tej skądinąd przeciętnej pozycji?
Ano właśnie nie wiem, bo książka w Polsce ukazuje się w 2013 a zatem przed aneksją Krymu i głośnym wrześniowym oświadczeniem Akunina na portalu Obozrevatel.com, o tym, że zamierza mniej czasu spędzać w Rosji, dopóki Rosjanie nie otrząsnął się z zaćmienia umysłowego, z którego to powodu moglibyśmy go bezkrytycznie uwielbiać. Podejrzewam jednak, że miłośnicy Akunina mogą taki właśnie mieć stosunek do jego twórczości, o czym przekonuję się otrzymując esemesa od koleżanki po polonistyce i filmoznawstwie UJ i w trakcie doktoratu tamże, która pisze, że: „Pór roku” jeszcze nie czytała, ale Akunina lubi, więc wybaczy mu nawet coelhologię”. Jak sądzę jednak takie miłe przyjęcie tej książki wiąże się przede wszystkim z tym, że ona nikogo nie uwiera a wręcz przeciwnie, odwołuje się do uczuć, z którymi każdy musi się liczyć.
Żyjemy w czasach opętania kultem młodości a statystyki pokazują, że większość społeczeństw, zwłaszcza europejskich starzeje się w zastraszającym tempie. Boris Akunin żerując na strachu o godnej i spokojnej starości, pisze o czymś, o czym dopiero od niedawna robi się nieco głośniej na rynku literackim – patrz choćby Anna Arno i jej „Okna„. O seniorach, którymi bez względu na zasoby finansowe, możliwości medycyny a zwłaszcza zabiegi chirurgii estetycznej i tak się staniemy. Weronika Korobiejszczykowa, dwudziestopięcioletnia powieściowa lekarka geriatrii rozwija, zaczynając od kilku wolontariuszy, ogólnorosyjski ruch społeczny „Szczęśliwa starość”. Dziewczyna żyje niemal jak na tykającej bombie, bo stan jej zdrowia, to codzienna walka o jeszcze jeden dzień. Fascynacja starością to zbliżenie się do stanu, którego jak sądzi nigdy nie dozna. Wkrótce pojawi się wokół niej multimilioner, który w jej inicjatywie widzi szansę na rozwinięcie lukratywnego biznesu polegającego na otwarciu w całej Rosji prężnie rozwijających się domów starców. Kobieta, zanim oboje wdrożą projekt, wyjeżdża na roczny staż do francuskiego bardziej pensjonatu dla emerytów niż domu starców; od pewnego czasu ośrodka dla zamożnych Rosjan, których stać na godne i luksusowe starzenie się. Ośrodek założyła pod koniec lat sześćdziesiątych dla porewolucyjnej emigracji, inna Rosjanka, zwana przez personel Madame. Staruszka ma obecnie 105 lat, a od 15 lat leży sparaliżowana.
Losy tych dwóch kobiet przeplatają się, układając się w przemyślaną układankę pytań i odpowiedzi. Boris Akunin opowiada, że można żyć starzejąc się lub starzeć się żyjąc. Weronika oszczędza sobie emocji, bo boi się, że ją zabiją. Zamiast żyć realizuje plan na życie, chcąc po sobie zostawić coś trwałego, co długofalowo mogłoby pomóc innym. Gdyby nie stan zdrowia, który jak wyrok ciąży na jej decyzjach, może żyłaby bardziej bezrefleksyjnie i egoistycznie? Tak, jak większość z nas, niesłusznie przekonanych o własnej długowieczności. Madame, w przeciwieństwie do niej, całe życie ryzykowała wiele dla miłości, pasji, stawiając na szali własne bezpieczeństwo a w końcu i życie. Przeszła piekło niepewności, upojne szaleństwo spełnienia; przeżyła życie na rozchwianej szali, uderzając w jego skrajne stany. Podejmowała decyzje ostateczne, zmieniające dramatycznie jej losy. Przyglądając się obu kobietom, przypatrujemy się odmiennej recepcie na szczęście. Pytanie, gdzie jest go więcej: gdy oszczędzamy sobie bólu, czy gdy on nam jednak towarzyszy?
We wspomnianym wywiadzie dla kwartalnika „Książki. Magazyn do Czytania” Boris Akunin powie, że „chce zrozumieć, jak sensownie żyć, kiedy człowiek się starzeje”. W jego powieści jest cała galeria postaci dotkniętych starością, która raz odziera człowieka z godności, innym razem ośmiesza a jeszcze innym po prostu zasmuca. Czytając tę powieść nie sposób nie ulec iluzji, że przy odrobinie dobrej woli zamożnych ludzi jest możliwe stworzenie sprawnie funkcjonującego systemu, który zapewni nam godną, bezpieczną i wygodną starość. Obecny dyrektor „Pór Roku” – francuskiego domu starców, w którym Weronika odbywa staż, dokłada wszelkich starań, żeby zapewnić godne odchodzenie Madame, bo ma świadomość, że kiedyś to on zajmie jej łóżko. Okazuje się jednak, że nawet najlepszy system ma luki, przez które niepostrzeżenie zakrada się chciwość, skłonna do najgorszego. Trochę, więc i straszy Akunin, kłębiąc mroczne chmury nad tym wydawać by się mogło idealnym ośrodkiem.
To, co jednak według mnie absolutnie przeważyło o popularności tej powieści to wątek mistyczno – niemal baśniowy, gdy Madame, w czasach swojej młodości, gotowa poświęcić życie, żeby uratować porwanego mężczyznę, którego potajemnie kocha, wyruszy z pewnym człowiekiem w drogę, będącą czymś więcej niż wyprawą po okup, bo i drogą do poznania siebie i wyprawą po cudowny specyfik przedłużający młodość. Chcemy wierzyć w bajki i dajemy się na nie nabrać, bo świat jest tak zdeprawowany, że tylko literacko możemy jeszcze bez narażania się na śmieszność marzyć. A Boris Akunin marzy razem z nami o życiu z pasją, bez Alzheimera, bez konieczności wegetacji ze świadomością lub bez niej. Jest w jego powieści nadzieja a ta przecież ostatnia umiera. I pewnie najbardziej właśnie dla tej nadziei zatapiamy się na dwa dni w świat iluzji, z zapartym tchem śledząc losy powieściowych bohaterów.
Recenzja książki „Pory roku”, Boris Akunin jako Anna Borisowa, Znak. Literanova, Kraków 2013. Tłumaczenie Katarzyna Maria Janowska. Tytuł oryginału Wriemiena goda. Projekt okładki: Katarzyna Borkowska. Opieka redakcyjna: Julita Cisowska, Bogna Rosińska. Adiustacja: Małgorzata Biernacka. Korekta: Ewa Polańska. Opracowanie typograficzne: Irena Jagocha. Stron: 441.