Kategorie
Non-nordic

Jasne dni – Zsuzsa Bánk

Zsuzsa Bánk wydobyła z języka maksimum. Czytając „Jasne dni”, co chwilę powtarzałam: piękne, piękne, piękne. Bo po raz pierwszy czytam rzecz tak doskonałą. Szukając najpiękniejszego cytatu w tej książce, mogłabym otworzyć ją na dowolnej stronie i wybrać dowolny akapit w dowolnym miejscu. Każdy byłby równie wyborny.


Tytułowe jasne dni to czas nierozpisany jeszcze nieszczęściem, idylliczny, zamknięty w doskonałości dnia codziennego, z rysem naiwnej bezbronności. To czas przyjaźni, której nic nie zagraża. Okres miłości trzymającej się w ryzach uczucia jego namiętnością, natężeniem emocji, tęsknotą; bez ryzyka utraty, bez niepokoju straty. Opis dzieciństwa ujętego w ramy beztroski, zalotów z codziennością, igraszek z jego ulotnością. To czas macierzyństwa i ojcostwa, zatrzymany do chwili, kiedy zaufanie, czułość, czy potrzeba bliskości, zamienia każde spotkanie w chwile rozpierającej dumy, miłości. Zsuzsa Bánk rozpisała w „Jasnych dniach szczęście w tysiącu odsłon, pokazując, że jest aktem dosłowności, wpisanym w rzeczywistość, uchwytnym, mieszczącym się w kategoriach opisu. Nazwała szczęście frazą niezwykłą, która zamienia narrację w tej powieści w trwałe przeżycie. Bo wspomnienia beztroski wbijają się w pamięć migawkami obrazków dzieci wywijających na piasku gwiazdy, bujających się w chuście rozpiętej pomiędzy drzewami, kręcących piruety na tafli lodu. Dorosłych spacerujących w gęstej, wysokiej trawie na bosaka. Włosów nieujarzmionych chustką na głowie, z których wiatr układa własny spontaniczny wzór. To bardzo osobiste zaproszenie, bo wsłuchując się w głos Seri, docieramy do istoty sensu życia. Jej życia, które oglądamy od beztroski dzieciństwa, przez doświadczenia nastoletniego dojrzewania aż do dorosłości. Patrząc wstecz, głos Seri ma siłę wiedzy, której brakuje nam popełniając swoje pierwsze błędy i ucząc się potem na nich życia.

Zigi i Évi, gdy przychodzi na świat Aja, postanawiają skończyć z tułaczym, cyrkowym życiem, po raz ostatni rozkoszując się wpisaną w nie spontanicznością, rzucają w górę mapę, żeby to los zdecydował, gdzie powinni osiąść. Przyjeżdżając do Kirchblüt, zamieszkają w ruderze pod miastem, którą Zigi całe życie będzie naznaczał swoją troską, zostawiając przed każdym wyjazdem ślad swojej obecności w postaci przybitej deski, odstającego gwoździa, rozklekotanego krzesła. Patrząc na historię ich związku można uwierzyć w miłość idealną. Taką, która kocha bez zaborczego ograniczania, potrafiącą wybaczać i zapominać. Patrząc na ich rodzinę można uwierzyć w rodzicielstwo, rozpisane w trosce o szczęśliwe dzieciństwo, beztroskie dorastanie i wolność dorosłego wyboru.

Seri, której głos jest głosem narratora, nigdy nie byłaby tą osobą, którą jest, gdyby nie przyjaźń z Ają. Rytm życia tej niezwykłej rodziny rozpisał nowe rozdziały w życiu mieszkańców Kirchblüt. Początkowo niechętni, zdystansowani do obcych, odwracają się od nich. Mają swoje troski, swoje interesy i sprawy. Dziewczynki przełamują lody, bo język dzieciństwa inaczej nazywa obawy i strach. Wkrótce ich przyjaźń domknie się w trójkącie z Karlem, chłopakiem z miasteczka. W triadzie losów trzech rodzin rozgrywa się akcja powieści. To tutaj przeplatają się najgęściej emocje, kumulują trwogi, zmieniają odczucia. Maria, matka Seri z niepokojem i podejrzliwością obserwuje przyjaźń swojej córki z dziewczynką tej dziwnej kobiety, za którą ma Évi. Czy przełamie swoją niechęć? Rodzice Karla po tragedii, która ich dotknie zamykają się w sobie, rozchodząc się do swoich światów. Czym będzie dla ojca Karla zgoda Évi na troskę o jej dom? Czy ich matki odkryją łączącą je nić?

Zsuzsa Bánk to literacko spełniona pisarka i dziennikarka. Zdobyła wiele prestiżowych nagród, m.in. Nagrodę Aspekte (2002), Nagrodę im. Jürgena Ponto (2002), Niemiecką Nagrodę Książkową (2003), Nagrodę im. Bettiny von Arnim (2003), Nagrodę im. Mary Cassens (2003), czy Nagrodę im. Adalberta von Chamisso (2004). Urodziła się we Frankfurcie nad Menem w 1964. Jej rodzice są Węgrami zmuszonymi po wydarzeniach roku 1956 do opu szczenienia Węgier. Ma na swoim koncie debiutancką powieść „Pływak” i zbiór opowiadań „Najgorętsze lato”. Obie zostały przetłumaczone na polski i wydane przez wydawnictwo Czarne. Znamienne dla pisarek urodzonych w nowym dla ich rodziców kraju jest poczucie odmienności. I nawet jeśli ona sama go nie odczuwa to jest wpisane w jej prozę. Przewrotnie jednak ujęte w ramy wyjątkowości. Wyjątkowa jest Évi, ze swoją otwartością, miejscem dla każdego, gościnnością . Niecodzienna jest jej potrzeba dotykania życia, poprzez bliskość z przyrodą, odcinanie się od cywilizacyjnego chaosu w chacie na skraju miasta, blisko pól, łąk i lasów. W jej otoczeniu przyroda kipi smakami, rysuje nasycone kolorami obrazy w przestrzeni, pachnie upajająco mokrym śniegiem zimą, soczystą wiosenną trawą tuż przed wybuchem lata, zamykanego w aromatycznych owocowych, czekoladowych plackach, którymi zajadają się mieszkańcy Kirchblüt. Niecodzienny jest Zigi, mąż Évi, targany namiętnością do tej nietuzinkowej kobiety, naznaczony na zawsze innym uczuciem, do kobiety Ważki, której tatuaż będzie nosił do końca życia na skórze. Zigi marząc, potrafi znaleźć spełnienie. Jesienią jest ojcem dla Ai, przez pozostałą część roku pracuje w amerykańskim cyrku za oceanem.

Niewiarygodnie jak wiele można napisać o tęsknocie i miłości nie nazywając ich wprost. Zsuzsa Bánk w „Jasnych dniach” daje wyraz niemożliwemu. Rozpisuje miesiące oczekiwania na siebie, bycia z sobą i rozstawania się. Naznacza te okresy listami, które przesyła Zigi a nie potrafi przeczytać Évi, nauczona zaledwie trzech liter swojego imienia, przekładająca niezrozumiałe dla niej linijki usiane znakami na intensywność pojawiania się pomiędzy nimi jej imienia. Czy można oddać bardziej żal rozstania z córką niż pokazując ojca do końca machającego w otwartych drzwiach autobusu, aż maleńką sylwetkę córki pochłonie zakręt? Sięgając do esencji życia, Zsuzsa Bánk wydobywa w tych poetyckich opisach jego kwintesencję. Nazywa rzeczy uczuciami, emocjami, rozpisanymi w pięknych, drżących w pamięci obrazach.

Fascynacja Seri rodziną Ai, pozwala właśnie na niej skupić naszą uwagę. Ale to w odcięciu od nich, jeszcze bardziej znacząca jest odmienność pozostałych mieszkańców miasteczka. Szukając tego, co najważniejsze w tej powieści, powiedziałabym, że jest nim przechodzenie przez nieszczęścia, przenikanie jasnych dni z ciemnymi. Zsuzsa Bánk pokazuje ludzi skazanych na dobrodziejstwa losu, który raz hojną ręką dzieli radości, innym razem gwałtownie je odbiera. Jest w tej powieści jakiś upór, żeby uświadomić nam jak kruche jest nasze wyobrażenie o własnym życiu. Ile w nim przekłamań, tajemnic, niedomówień. Jak wszystko może pęknąć w ułamku sekundy, zniszczone niewygodną prawdą, tragedią, wypadkiem. Patrząc jak bohaterowie „Jasnych dni radzą sobie z życiem, patrzymy z wygodnego miejsca i zanim ucieszymy się, że nas to nie dotyczy, wstrzymajmy się pokornie przed dalszą radością, żeby i nam życie gwałtownie nie odmieniło naszego wyobrażenia o szczęściu. Szukając jakiegoś klucza do szczęścia, ucieczki przed tą odmiennością ludzkiego losu, dostrzegam go w życiu Évi. Może to właśnie to chciała pokazać Zsuzsa Bánk? Że można mieć miejsce dla każdego, kto chce z nami zostać na jakiś czas. Że można dotknąć wiosny, tak jak Évi, która niecierpliwie na nią czekając, przegania zimę przekornie chodząc w jeszcze mroźne dni w sandałach, „wychodziła nocą na zewnątrz, klękała w trawie, kładła dłonie płasko na ziemi i jeśli była twarda od mrozu, zabierała doniczki z liliami i wstawiała je do szopy za kurnikiem”.

Ta powieść oswaja z nieszczęściem; pokazuje, że jasne dni w życiu przeplatają się z mrocznymi. Radość może rozpłynąć się w nagłym zwrocie, tragedii, niepowodzeniu, które rozwiewa nadzieja, tłumi obawa. Budując szczęście na kłamstwie trzeba wliczyć w nie utratę gromadzonego latami zaufania, utratę wiary w stałość i niezmienność. Wreszcie utratę beztroski. Jeśli poczucie szczęścia jest tak prowizoryczne, to po co się trzymać jego wyobrażenia tak kurczowo?  – pyta Zsuzsa Bánk.

Recenzja książki „Jasne dni”, Zsuzsa Bánk, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014. Przełożyła Elżbieta Kalinowska. Stron 407. Tytuł oryginału niemieckiego Die hellen Tage (2011). Wydanie I.