Kategorie
Non-nordic

Robert T. Kiyosaki, Sharon L. Lechter – Bogaty ojciec. Biedny ojciec

Rady w stylu: ucz się, ciężko pracuj, żeby dostać dobrą pracę nie pasują do współczesnego świata, w którym firmy upadają, tnie się koszty pracy, z dnia na dzień zwalnia ludzi – czytam w książce, która w swoim czasie wywołała niezły ferment na rynku poradników finansowych. Wykształcenie zdobyte na większości uczelni to na ogół teoria odbiegająca od potrzeb dynamicznie zmieniającej się gospodarki. Sprawdzający się przez stulecia wzorzec wyścigu szczurów i ustawianie się w peletonie wśród zdobywców prestiżowych dyplomów nie gwarantuje już sukcesu. Można pracować dla korporacji lub posiadać korporację i zatrudniać ludzi, którzy dla niej będą pracować. Problem w tym, że większość z nas nie otrzyma niezbędnej wiedzy finansowej, jak znaleźć się w tej drugiej grupie. Robert Kiyosaki sprzedaje swój patent na sukces, dowodząc, że każdy niezależnie, czy teraz jest bezrobotny, dobrze czy źle wykształcony, może osiągnąć bezpieczeństwo finansowe i stać się bogatym człowiekiem. Czyżby?

Jeszcze niedawno omawiając „Tyranię wyboru” Renaty Salecl zgodziłam się z nią, że o poradnikach można powiedzieć tyle, że nic nie dają. Ustawiam się na pozycji sceptyka i ze sporą dozą podejrzliwości przyglądam się kolejnym lekcjom Kiyosaki, których tak hojnie i bezinteresownie mi udziela. We wstępie pisze, że miał szczęście być wychowywanym przez dwóch ojców: biednego i bogatego. To ich stosunek do pieniędzy zaważył o dalszej przyszłości autora, który porównując rady i wybory obu ojców, wyciągał najlepsze dla siebie wnioski.

Lekcja numer jeden to spora dawka życiowego mięsa jak dla dziewięcioletniego Kiyosaki, który pracując za zaniżone stawki godzinne poczuje przedsmak wyzysku, potem upokorzenia prosząc o podwyżkę, wreszcie radość z rzucenia takiej pracy. Życie daje najlepsze lekcje, mówi bogaty ojciec, który tak skutecznie wstrząsa chłopcem. Możesz mieć etat i pracować dla pieniędzy lub możesz uruchomić wyobraźnię, rozejrzeć się i znaleźć w najbliższym otoczeniu sposób, żeby to pieniądze pracowały dla ciebie. To najprostsza i najlepsza pierwsza lekcja na ścieżce edukacji finansowej. Jej przejrzystość, lekka forma i dosłowność nie każą wczytywać się w siódme dno. Lekcja ma być dosłowna, obrazowa i przemawiająca do wyobraźni. Myślę, że siła powodzenia tego niegdysiejszego hitu wydawniczego właśnie tutaj ma swoje źródło. Amerykanin pisze prostym językiem, bestseller rządzi się prawami rynku a tam decyduje pieniądz większości. Jest dla wszystkich, ale czy dla każdego?

Moja edukacja finansowa zaczyna się od określenia różnicy pomiędzy aktywami i pasywami i zrozumienia, że nadwyżki środków samoczynnie pracujących na mój zysk są tym, w co powinnam inwestować czas, zasoby i pomysły. Kiyosaki obrazowo rozrysowuje źródła przychodów i rozchodów, przekonując nas do rozsądnych wyborów. Od początku twierdzi, że osoby biedne i klasa średnia inwestują w pasywa, zwiększając źródła rozchodów, stając się w ten sposób niewolnikami rachunków, kredytów a w konsekwencji dożywotnimi dłużnikami. Sugeruje wręcz odwlekanie pewnych decyzji finansowych i podejmowanie ich dopiero wówczas, gdy z nadwyżki finansowej będziemy mogli pokryć kosztochłonne zakupy auta, czy domu. Tę lekcję mam już od dawna za sobą i wiem, że żadna siła nie zachęci mnie do kupienia ani jednego ani drugiego, bo i dom i samochód postrzegam jak studnię wydatków bez dna. Ale czytam dalej. Nie czuję się zauroczona tą książką, bo od czasu jej pojawienia się w Polsce sporo zmieniło się w zakresie edukacji finansowej. Przede wszystkim rynek zalała fala poradników a wkrótce przez internet przeszedł boom na blogi o finansach osobistych, oszczędzaniu i inwestowaniu. Niemal od początku jestem na bieżąco z blogiem Michała Jak oszczędzać pieniądze, więc większość uwag z tej książki przerobiłam słuchając jego rad. Zresztą to właśnie on wymienia książkę Kiyosaki jako jedną z ciekawszych w zakresie edukacji finansowej. Urok świeżości postrzeżeń Kiyosaki uległ przeterminowaniu w świetle dostępnej wiedzy i nowych guru od finansów. Mam jednak świadomość, że gdybym najpierw przeczytała „Bogatego ojca. Biednego ojca”, zostałabym niewątpliwie i zwolenniczką koncepcji i jej propagatorką.

Biznes, który wymaga obecności to praca przekonuje Kiyosaki, który stale powtarza, że dopiero firma zarządzana przez ludzi pracujących dla nas, robi z nas bogatych i niezależnych. Wielokrotnie czytam, że sukcesem w biznesie jest umiejętność dobierania mądrych ludzi, którzy wykonają za nas ciężką pracę codziennej harówki na nasz zysk. Nie do końca mogę się zgodzić z tą koncepcją, bo jej rdzeniem jest pomnażanie pieniędzy a wierzę, że dla wielu osób przyjemnością może być połączenie bogacenia się z wykonywaniem pracy, która jest dla nich źródłem radości. Niekoniecznie każdy chce wyłącznie przyglądać się rosnącemu procentowi zysków na koncie, są jeszcze ci, którzy lubią wstać rano i „ubrudzić” się ciężką robotą, żeby poczuć smak życia. Chcę jednak wiedzieć, co jeszcze powie Kiyosaki, więc nie przerywam czytania i dowiaduję się, że ludzie bogaci to silne lobby potrafiące bronić swoich interesów. To osoby biedne i klasa średnia płaci najwyższe podatki, bogaci wypracowali własny system ochrony przed nimi. Zabiegają o liczne zwolnienia podatkowe, do tego nauczyli się wykorzystywać znajomość prawa i rachunkowości, żeby minimalizować koszty prowadzenia biznesu. Kiyosaki podkreśla: rób to legalnie a jednocześnie pokazuje, że np. zakładanie spółek daje ogromną ochronę finansową i prawną, pozwalającej zwielokrotniać zyski. Nie dowiem się z książki nic za wyjątkiem odesłania do kolejnej literatury uczącej krok po kroku jak założyć spółkę. Nie wiem, jak polecana pozycja angielskojęzyczna ma mi pomóc, wydawca nie odrobił lekcji, bo powinien odszukać polskojęzyczne poradniki albo przynajmniej strony internetowe z informacjami dla polskiego czytelnika. Żyjemy może w globalnej wiosce, ale jednak przepisy, urzędy różnią się w poszczególnych krajach. Mój sceptycyzm do wszelkiego rodzaju poradników wzrasta dramatycznie tam, gdzie nie uwzględnia się realiów polskich.

Ta książka rozbudza jednak apetyt, ale czy rzeczywiście uczy zdobywania pieniędzy? Kiyosaki powtarza te same zachęty, co inni: nie unikaj ryzyka tylko go kontroluj, dostrzegaj okazje i wykorzystuj je, ucz się i otaczaj mądrzejszymi od siebie ludźmi, którzy ochronią cię przed błędami. Czy to jednak wystarczy, żeby zostać bogatym? Gdyby tak było, większość z czytelników „Bogatego ojca. Biednego ojca” byłoby dzisiaj opływającymi w wygody bogaczami a jednak większość zostaje tym, kim są tyle, że z apetytem na kasę. Poradniki w moim odczuciu jedynie grają na emocjach. Są jak marchewka dyndająca nam przed oczami, którą gonimy zachwyceni myślą, że da się ją chwycić i zjeść. Przekonują mnie rady opisane w tej książce a moja wyobraźnia poruszona wizją mnie czytającej sobie dla rozrywki i do końca życia piszącej blog o literaturze, podczas gdy pieniądze wdzięcznie wydzwaniają kolejne zwyżki na koncie jest tak błoga, że nie chce mi się przestać myśleć. I nie wiem, co jest bardziej kuszące: wytrwać w tej wizji, jak sugeruje „Sekret” Rhondy Byrne czy pisać, kreować i zarabiać, jak uczy Tomek Tomczyk czy jednak zatrudnić do tego innych, zdolnych, błyskotliwych z ostrym piórem, patrzeć jak się zarzynają na sukces mojego blogu? To bardzo kusząca opcja i niektórym się powiodła, o czym świadczy ogromny sukces finansowy portalu „Lubimy Czytać” powołanego w 2009 do życia przez dwie, wkrótce trzy osoby, które zbudowały wokół niego ogromną społeczność, ZA DARMO piszącą dla niego swoje teksty. Pakiet większościowy portalu został sprzedany w 2012 Społecznemu Instytutowi Wydawniczemu Znak, oficjalnie nie wiadomo za ile. Wyborcza.biz dotarła do nieoficjalnych informacji, że Znak docelowo ma mieć 90% udziałów a cały serwis wyceniono na ok. 4 mln zł. Da się? Oczywiście, że się da. Kiyosaki ma rację a ja czytam dalej, bo wizja błogiej milionerki – blogerki już mnie nie opuszcza.

Dla nas moli książkowych Kiyosaki też ma radę. Opowiada historię dziennikarki z niezłym piórem, która jednak wciąż pisała dla gazety, jednocześnie marząc o napisaniu bestselleru. Kiyosaki zaproponował jej, żeby poszła na kurs sprzedaży, co kobieta z zażenowaniem i oburzeniem odrzuciła, twierdząc, że nie po to tyle lat zdobywała dyplom anglistki, pracowała na nazwisko, żeby hańbić się sprzedażą. Dalej Kiyosaki tłumaczy, jak większość z nas trzyma się wizji samego siebie, coraz bardziej zawężając się w swojej specjalizacji, zwiększając przez to szansę na porażkę i tracąc uciekające okazje. Renata Salecl w „Tyranii wyboru” uprzedzała przed przewrotnością wszelkich poradników, których rady tak bardzo się wykluczają. I tak jest tym razem. Jedne krzyczą specjalizuj się, twórz nisze i zarabiaj na swojej wyjątkowości a autor „Bogatego ojca. Biednego ojca” zachęca do zdobywania wszechstronnej wiedzy, stałego doszkalania się. Zaznacza, że prędzej osoba przemieszczająca się po wielu działach danej firmy będzie miała w przyszłości wiedzę i kompetencję, żeby ją przejąć niż wyspecjalizowany wieloletni pracownik wciąż tego samego działu. Dodaje jednak, że nie tylko wiedza i doświadczenie, ale też umiejętność komunikowania się i negocjacji sprzyjają takim rewelacyjnym transferom w górę. I to też nie jest nic odkrywczego dla osób, które w swoim czasie z takim upodobaniem wczytywały się w twórczość Daniela Golemana i jego książkę „Inteligencja emocjonalna” a potem „Inteligencja emocjonalna w praktyce”. Ta książka zachęca do większego ryzyka niż bezpieczne oszczędzanie na lokatach bankowych. Pokazuje zyski z apetytu na kasę, która sama pracuje na nasze wygodne życie. Uprzedza jednak, że żeby te zyski osiągnąć trzeba wyjść z własnej strefy komfortu, zawalczyć z lenistwem, strachem czy ignorancją w zakresie finansów. To też nie jest niczym nowym a powtarzanymi stale radami dobrych „wujków” od finansów i inwestowania. Im głębiej wchodzę w ten poradnik, tym bardziej przekonuję się, że rzeczywiście, jak tłumaczy Kiyosaki sukces nie polega na stworzeniu najlepszego, najbardziej perfekcyjnego towaru czy usługi a na umiejętności jego sprzedaży. McDonald’s robi średniej jakości hamburgery, które sprzedaje najlepiej na świecie. Podobnie jest na rynku książki, to nie laureaci nagrody Nobla nakręcają rynek a autorzy bestsellerów, którzy potrafili wkupić się w gusta masowego czytelnika. A Kiyosaki jako kolejny autor bestsellera w ciekawy, atrakcyjny sposób dostarcza wciąż tę samą wiedzę o finansach i inwestowaniu. To, plus dobry marketing jego produktów potwierdza, że potrafi robić pieniądze a ja mu tym samym daję prawo o pisaniu o tym.

Czy ulegnę magii tej książki? Lubię to moje bezproduktywne, niedochodowe pisanie o literaturze z nadzieją, że może kiedyś zacznie być na tyle intratne, żebym nie musiała pracować na etacie, wciąż robiąc to, co kocham najbardziej: czytać książki i pisać o nich. Oczywiście, jeśli wśród moich drogich czytelników jest w tej chwili inwestor skłonny wyłożyć milion dolarów, to ja oczywiście chętnie rozważę taką propozycję. Przeczytałam poradniki o komunikowaniu, więc myślę, że się dogadamy a wierzę w powodzenie tych negocjacji, bo wciąż wizualizuję wielki sukces. Wszystko, zatem wskazuje, że zostanę rentierką przed czterdziestką. Czego oczywiście życzę i sobie i Wam wszystkim.

Robert T. Kiyosaki, Sharon L. Lechter, Bogaty ojciec. Biedny ojciec. Czego bogaci uczą swoje dzieci na temat pieniędzy i o czym nie wiedzą biedni i klasa średnia! Tytuł oryginału: Rich Dad, Poor Dad: What the Rich Teach Their Kids About Money—That the Poor and Middle Class Do Not! Instytut Praktycznej Edukacji, Osielsko 2007.  Przekład: Krzysztof Szramko. Redakcja i korekta: Kazimierz Ludwicki, Agnieszka Kajak, Magdalena Misuno. Okładka i skład: Maciej Budzich, Żaneta Gliwa.