Kategorie
Non-nordic

Renata Salecl – Tyrania wyboru

Czy możliwość wyboru to przywilej czy okrucieństwo, z którym mierzymy się na co dzień? Dlaczego nie potrafimy wybrać właściwego partnera na całe życie? Dlaczego godzimy się na związki bez zaangażowania? Dlaczego bogactwo usług, towarów wywołuje w nas lęk i poczucie niedoskonałości? Dlaczego nadmiar możliwości nas unieszczęśliwia?

Jest taka scena w „Przed zachodem słońca” Richarda Linklatera. Céline opowiada Jessemu o swoim pobycie w Warszawie. Jest wówczas pełnia komunizmu, szaro i ponuro, w sklepach pustki, zero reklam. Céline odkrywa, że coś się w niej wtedy zmieniło: rozjaśnił się umysł, wpisy w jej pamiętniku stały się dłuższe, odkrywała nowe idee. Powie: „Mózg wypoczywał, wolny od konsumpcyjnej gorączki. Jak na naturalnym haju. Czułam wewnętrzny spokój, nie marzyłam o tym, by gdzieś iść, o zakupach”. Barry Schwartz w książce „Paradoks wyboru” dowodzi, że ludzie, którzy nie muszą wiele wybierać są szczęśliwsi. Czy zatem jednak znaleziono receptę na szczęście, wbrew której dobrowolnie pakujemy się w nieszczęście?

Czytam esej Renaty Salecl z rosnącym przekonaniem, że coś, co dręczyło mnie przez ostatnie dziesięć lat, ktoś tak trafnie podsumował, uwalniając mnie wreszcie z poczucia odrębności. Wchodzę w głąb jej rozważań fanatycznie, bo odnajduję w nich wyczekiwany od dawna głos, zwielokrotniony, dobitny, silny, który potwierdza, że można żyć inaczej, niż kazałby lansowany trend. Czekałam, żeby ktoś tak precyzyjnie i jasno opisał to, co czułam od dawna. Zgadzam się z tezą autorki, że wybór to największa tyrania, która życie zamienia w konsumpcyjny obłęd. Renata Salecl łączy porywającą story na temat konsumpcjonizmu z życiem codziennym, rozważając o sprawach prymarnych dla codzienności takich jak związki, miłość, seks. Pokazuje jak ewolucja wyboru, pod wpływem gospodarki wolnorynkowej przenosi mechanizmy zakupowe na decyzje życiowe, wybór partnera, sposób życia.

Salecl wychodzi z założenia, że źródeł sukcesu kapitalizmu należy doszukiwać się w sprzedawanym nam poczuciu nieosiągalnego szczęścia. To tam tkwi rdzeń, mięsień i mechanizm powodujący naszymi decyzjami. Szukając spełnienia, dokonujemy kolejnych wyborów, ponosząc koszty tych poszukiwań. Decydujemy się na długą drogą wyrzeczeń, okupioną ciężką pracą. To mogą być studia na drogiej prestiżowej uczelni, gwarantujące lepszy start, kompleksowy zabieg chirurgiczny odmieniający nasz wygląd, gwarantując powodzenie na rynku matrymonialnym, metamorfoza duchowa okupiona długoletnią terapią dająca nam siłę do mierzenia się z przeciwnościami losu. Nauczeni, że na sprzedaż jest wszystko, ponosimy kolejne koszty zdobywania tego. Przestaliśmy się jednak zastanawiać nad pierwotnymi motywami, które stoją za tą pogonią za szczęściem. A Salecl udowadnia, że nakręca nas poczucie, że od pełni szczęścia dzieli nas tylko kilka decyzji. Problem w tym, że ci, którzy zarabiają na naszej pogoni, wciąż, nieustannie przesuwają granicę dzielącą nas od mety.

Wstyd i zażenowanie to motywacje, wokół których rozgrywa się najwięcej życiowych zwycięstw i porażek. Te nieracjonalne i pozamerytoryczne przesłanki sterują nami, jak bezwolnymi maszynami w decyzyjnym szale. Odrzucamy partnera, którego nie zaakceptują przyjaciele. Idziemy na studia, bo tak wypada. Powtarzamy bzdury, które powtarza paczka, żeby wciąż w niej być. Kupujemy mieszkania, na które nas nie stać, żeby się pokazać. Modne w sezonie ciuchy, żeby nie być passé. Chodzimy do polecanych klubów, bo tam wypada bywać. Dajemy się nabrać na szczęście, które nam umyka, podejmując codziennie tysiące drobnych, niezgodnych z naszym wewnętrznym ja decyzji, oszukując siebie i w rezultacie oddalając się od szczęścia. Wybór przestaje być kwestią nastroju a staje się reżimem skomplikowanych rutyn i procedur towarzyskich, czytam w książce. Są rzeczy, które wypada i inne, które nie uchodzą. I jeszcze trzeba wiedzieć, co w tym zakresie jest stałe a co ewoluuje. Zastanawiając się w czyim interesie jest taki nadmiar wytycznych warunkujących nasze decyzje, Salecl nie ma wątpliwości. To jest w interesie rynku i jego aktorów, ustalających nie tylko warunki kupna i sprzedaży, ale determinujących ile i w jakim zakresie musimy kupić, żeby wciąż móc się czuć dobrze, komfortowo. Jeden z przyjaciół autorki, pewien profesor, tak dalece boi się kompromitacji w restauracji, że na wszelki wypadek zawsze wybiera najdroższe wino. Potrzeba uchodzenia za wyrobionego towarzysko człowieka, obytego jest presją determinującą nasze konsumpcyjne wybory. Jest jednocześnie wyborem nie tego co lubię a tego co powinnam lubić, bo tak należy i wypada.

Producenci dóbr handlują naszym poczuciem wartości, odbierając nam dobre samopoczucie i określając jego nowe normy, napisze Selecl. W 2013 definitywnie rozstałam się z telewizorem, który dawał mi złudne poczucie bycia na bieżąco. W rzeczywistości byłam w centrum wydarzeń narzucanych przez nadawców telewizyjnych. Moja frustracja rosła wraz z przekonaniem, że świat, który oglądam dzieli coraz większa przepaść od świata, w którym żyję. Próby zmniejszenia tego dystansu sprawiały, że dostawałam zadyszki, nie mogąc za bardzo zbliżyć się do wciąż, nieustannie oddalającej się granicy, za którą obiecywano mi szczęśliwsze życie, upojniejsze przeżycia, większą satysfakcję osobistą i zawodową. Nic z tego. Mogłam wydawać więcej niż miałam a i tak bez efektu.  Im więcej kupowałam, tym więcej ciekawszych rzeczy pojawiało się na horyzoncie.

Jednym z najczęściej pojawiających się ostatnio pytań jest to, dlaczego obfitość wyboru nie przekłada się na zadowolenie i dlaczego bogacenie się nie sprawia, że ludzie są szczęśliwsi. Salecl dyskutuje i z tym pytaniem, i z wywołaną przez nią presją, że szczęście i samospełnienie powinny być naszymi najważniejszymi celami. Przytacza powieść „Szczęście” kanadyjskiego pisarza Willa Fergusona, który opisuje społeczeństwo zafascynowane poradnikiem jak być szczęśliwym. Recepta z poradnika rozprzestrzenia się, ludzie porzucają dotychczasowe życie, żyją skromniej, kupują tylko to co potrzebują, rezygnują z aut, pracy. Zaczynają być szczęśliwi i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że tym samym doprowadzają kolejne firmy, które nie znajdują nabywców swoich towarów, do upadku. Producenci odszukują autora poradnika i zachęcają go, żeby napisał następną książkę o tym, jak być nieszczęśliwym, żeby kapitalizm ponownie mógł rozkwitnąć.

„Kapitalizm zawsze grał na ludzkim poczuciu własnej niedoskonałości i na poglądzie, że sami możemy wybrać ścieżkę poprawy jakości swojego życia”,

podsumuje Salecl a ja nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie ucieknę tak łatwo przed tą presją. Żyjemy przecież w fałszywym poczuciu wartości, oceniając się po pozorach. Uleganie im to absurd. Czy można się z niego wyrwać? Tak. Czy to jest proste? Nie i to pokazuje Salecl w swoim wyśmienitym eseju.

Przyczyny tej tyrani wyboru doszukuje się Selecl w ideologii self-made mana, która od początku wiązała się z przekonaniem, że bogacenie się jest naturalną konsekwencją wykorzystania swoich umiejętności i talentów. Znakiem współczesnych czasów jest dodatek w postaci koncepcji wymyślania siebie. Nie wystarczy, więc już skupianie się na pokonywaniu kolejnych szczebli kariery. Koncepcja doskonałego życia i wszystkich jego przejawów: życia osobistego, małżeńskiego, towarzyskiego, pochłania i absorbuje, wprawiając nas w coraz większą frustrację, że oto nie osiągnęliśmy w jakimś zakresie pełni. Że nie posiadamy koncepcji siebie samego a pokusa udoskonalania jest coraz większa, im większa oferta gwarantująca satysfakcjonującą odmianę. „Moje życie, moja korporacja”, napisze Selecl, pokazując jak pod presją rynku przenosimy do pozazawodowego życia korporacyjne modele: wyznaczamy sobie cele krótko – i długoterminowe, planujemy, inwestujemy w siebie, podejmujemy ryzyka dla zwiększenia dochodów z naszego życia. Szukając recepty na szczęście wmówiono nam, że żeby pozostać w satysfakcjonujących relacjach z innymi, musimy najpierw nauczyć się kochać samych siebie, na co Salecl odpowie, że „w kulturze, która tak empatycznie promuje miłość do samego siebie, coraz trudniejsze staje się kochanie drugiego człowieka, choć człowiek wciąż ma nadzieję, że pokochają go inni”.

Problem w tym, że im bardziej próbujemy doskonalić nasze życie, tym większa jest nasza frustracja, że nie jesteśmy w stanie osiągnąć pełni. W porównaniu z lansowanymi modelami wciąż ma się poczucie niedoskonałości. Dominujący kult piękna, kult ciała, kult młodości, kult seksu zamienia nas w zakompleksione marionetki producentów dóbr i usług, które kupujemy w nadmiarze, zwiększającym nasze poczucie klęski, bo kryteria są płynne i ulegają zmianie. Na uporanie się z każdym problemem napisano setki poradników i jak podkreśla Salecl można o nich napisać tylko jedno, że nic nie dają. Wręcz przeciwnie, uważa, że ich sukces polega na tym, że wzmacniają w nas poczucie wszechogarniającej niedoli i wpływają jedynie na rozwój kolejnych usług oferujących nam pomoc w radzeniu sobie z przeciwnościami losu. Rosnącą popularność coachingu, Salecl postrzega jako np. zrzucenie z siebie presji konieczności dokonywania wyboru. Zamiast tego można oddać się w ręce autorytetu, który pokieruje tymi wyborami. Rosnącą popularność usług a ostatnio programów telewizyjnych, gier role-playing pomagających przeistoczyć się w kogoś innego, zmienić tożsamość, upodobnić się do idola, pokazuje, jak bardzo w tej presji wyboru oddalamy się od siebie samego a autorka stawia niepokojące pytanie, czy nasze wewnętrzne ja nadal ma kontakt z rzeczywistością?

Jak seks i miłość postrzega się w czasach tyranii wyboru? Seks bez zobowiązań, podryw bez zobowiązań to dzisiaj standardowe wersje randki na amerykańskich kampusach uniwersyteckich a Salecl pokazuje, że obecnie unika się bliskości, ustala powierzchowne granice, ludzie nie rozkoszują się szukaniem, zbliżaniem do siebie czy próbami wzajemnego zrozumienia. Teraz, jak pisze Salecl chodzi o gratyfikację z wabienia, uwodzenia, łapania, a następnie porzucania i szukania następnego celu. Jest tyle możliwych opcji wyboru partnera/partnerki, że decyzja o emocjonalnym przywiązaniu staje się ciężarem i przeszkodą w całkowitej wolności. A jednak Salecl uważa, że taka kultura podrywu bez zobowiązań żywi się poczuciem niepewności i wzmacnia wątpliwości, lęk i winę. Wybieramy partnerów jak dostawców usług telekomunikacyjnych, zmieniamy sieci, żeby po chwili okazało się, że poprzednia była jednak dla nas korzystniejsza.

Bez wątpienia rozważania Salecl to drażnienie naszego sumienia, wywoływanie niepokojów i próba pokazania ciemnej strony współczesności. Czyżby kapitalizm stał się nową religią, rynek bogiem a każdy, kto występuje przeciwko gospodarce wolnorynkowej heretykiem, zastanawiam się razem z Salecl. Czy jesteśmy gotowi spojrzeć prawdzie głęboko w oczy i zrezygnować z części nadmiaru, którego przesyt jak widać nas unieszczęśliwia? Salecl dość krytycznie ocenia pewną hipokryzję ukrytą w takich zamiarach i w przykładach osób, których determinacja zawiodła do eksperymentów i prób życia za minimum, za darmo, bez wydawania pieniędzy czy tylko dzięki wymianie towarów. Szczególnie po wybuchu kryzysu, gdy Amerykanie tracili swoje domy te eksperymenty straciły na swojej pikanterii, stając się życiową koniecznością kilku milionów ludzi. Uderzające w historiach tu opisanych były jednak przykłady osób, których życie zmusiło do zmierzenia się z biedą, pokazując pewną alternatywę dla spirali konsumpcjonizmu. Łatwiej dokonywać wyboru dobrowolnie, gdy zna się smak wyboru z przymusu. Może dlatego moje pokolenie jest jednak szczęśliwsze od pokolenia urodzonego dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Nauczyliśmy się, że w życiu można nie mieć wyboru, więc doceniamy, że go mamy teraz i po chwilowym zachłyśnięciu nadmiarem możliwości, szybko nauczyliśmy się wybierać to co dla nas w naszym odczuciu jest najlepsze, rozróżniać potrzebę od presji rynku. I chyba też dlatego to właśnie w moim pokoleniu jest tyle odważnych outsiderów, wybierających własną drogę, alternatywną, osobną, osobistą, po prostu dobrą.

Z notki wydawniczej:Renata Salecl (ur. 1962) – słoweńska filozofka, socjolożka i teoretyczka prawa. Autorka m.in. książki „(Per)wersje miłości i nienawiści” (wyd. polskie 2009) i przetłumaczonej na kilkanaście języków „On Anxiety”. W 2011 została uznana słoweńską kobietą roku.

Renata Salecl, Tyrania wyboru, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013. Tytuł oryginału: Choice (2010). Przełożyła: Barbara Szelewa. Wydanie pierwsze. Redakcja: Aniela Pilarska. Korekta: Justyna Filipczyk. Projekt okładki: Hanna Gill-Piątek. Układ typograficzny: Katarzyna Błahuta. Stron: 215. Książka zawiera indeks nazwisk i pojęć, polecane lektury a każdy rozdział bibliografię.