Na szwedzkiej scenie literackiej coraz pewniej porusza się Frida Arwen Rosesund (Förvriden). Czy zajmie miejsce wśród największych szwedzkich pisarzy horroru? Czy spodobałaby się w Polsce? W swojej piątej powieści „Att de i tid må väckas” idzie drogą wytyczoną przez Aurorę Ljungstedt, której horror „Hin Ondes hus” (1853) jest przełomowym dla tego gatunku w Szwecji. To wówczas ukonstytuują się ramy szwedzkiego horroru, którego wierną kontynuatorką jest Rosesund.
Kilka tropów wiedzie od jej prozy do naszego lęku. Zacznijmy jednak od tego, o czym jest powieść. Główna bohaterka Hilda ucieka z domu, po tym jak zajdzie w ciążę z mężczyzną, który pojawił się w jej śnie. Trafia przez przypadek do domu sióstr bliźniaczek a pobyt tam zamieni się z przyjaznej gościny w gehennę przymusowego więźnia. Równolegle rozgrywa się opowieść Johanny i Georga. W życiu kobiety pojawi się drugi mężczyzna, a wraz z nim myśli o śmierci męża. Wśród ludzi krążą opowieści o mrocznej sile zabijającej w okolicy. Akcja przenosi nas w przeszłość do lat 1940-41. To idealny moment we współczesnej historii Szwecji, żeby poczuć ducha niepokoju, katastrofy i zagrożenia. Okoliczności drugiej wojny światowej, nawet w kraju neutralnym, miały prawo budzić strach. Jeszcze niedawno Szwecja przeżywała masową emigrację zarobkową do USA, kraj pustoszał z pracowników fizycznych, chłopów, z trudem walcząc z kryzysem ekonomicznym. Nie brakuje rodzin, które przymierają głodem. W takich warunkach świetnie można grać na emocjach bohaterów. Świetnie się one przenoszą na czytelnika.
Geografia powieściowego świata podsyca te emocje, pogłębiając wrażenie obcości i samotności w niesprzyjającej człowiekowi przyrodzie. To zaskakujące, że w kraju, którego mieszkańcy nauczyli się tak doskonałej symbiozy z naturą, zostali tak okrutnie przez nią porzuceni. Nie zabraknie tutaj mrocznych lasów, z trudno dostępnymi ścieżkami, przejściami leśnymi, w których łatwo zgubić drogę. Przyroda wydaje się wypowiadać człowiekowi własną wojnę, pokazując swoją mroczną stronę, przenosząc ciężar spotkań z człowiekiem na tajemnicę natury, z którą zbliżenia są niebezpieczne, zagrażające wręcz życiu. Tu człowiek nie czuje się częścią przyrody. Jak wyizolowany twór musi walczyć z siłami natury: zimnem, które przenika liche chaty, cienkie ubrania. Żywiołem wody, siedliskiem złego. Mrozem, śniegiem utrudniającym zdobycie pożywienia.
Czy człowiek ma w tych warunkach jakiekolwiek szanse? Chyba nie, opuszczony przez najbliższych, nawiedzany przez potwory i zjawy, wykorzystywany przez znajomych. U Rosesund odbywa się stała gra pomiędzy światem rzeczywistym, który przenika świat fantazji sennych, zjaw i duchów. Ta gra przypomina rozpaczliwą walkę o przetrwanie, gdzie wiadomo, że siły są nierówno rozdzielone.
Przenosząc akcję powieści w przeszłość do niewielkiej społeczności, głównie niewykształconych ludzi, mogła też Rosesund pokazać, jak niegdyś wierzenia ludowe pomagały ludziom uporać się z ciężarem codzienności, zrozumieć jej wielowymiarowość, pogodzić się z darami losu. A jak innym razem służyły do manipulowania opinią publiczną, niczym opresyjny bicz moralny. Gdy ktoś odbiegał od normalności, zawsze można go było posądzić, że został na niego rzucony urok. Stare domy pełne były złych lub dobrych mocy dziedziczonych po poprzednich właścicielach. Skrzypiące podłogi to odgłosy życia zamieszkujących pod domami duchów zmarłych. W wodach jezior żyją synowie wody, którzy wciągają w niebezpieczne wiry niedoświadczonych pływaków. Lasy pełne są zjaw mylących drogę. Inne uwieszają się ludzkich pleców, sprawiając, że od trosk pochylają się. Niechciane, przypadkowe ciąże to efekty konszachtów ze złym, którym oddają się uległe, grzeszne kobiety. W tak konstruowanej historii nigdy nie wiadomo, co jest prawdą, co rzeczywistością a co tylko niedobrym snem.
Gdy więc Rosesund szuka ścieżek do naszego lęku, zagłębia się do jego najniższych pokładów. Co, jeśli zajdziesz w ciążę i zostaniesz sama z dzieckiem? Co, jeśli twój mąż zginie w wypadku? Co, jeśli twoje dziecko zostanie porwane? Co, jeśli zostaniesz uwięziona w cudzym domu? Co, jeśli zabłądzisz? Co, jeśli spotkasz się z ostracyzmem społeczności, w której żyjesz? Co, jeśli ktoś będzie próbował cię zabić? Co, jeśli przyjaciel okaże się zagrożeniem? Zostawia swoje bohaterki same z najważniejszymi decyzjami: Hilda ucieknie z domu, żeby ukryć ciążę, Magdalena zabije własne dziecko, inna kobieta ukradnie cudze dziecko, żeby zaspokoić instynkt macierzyński. Pokazuje zwielokrotnioną, samotność, człowieka opuszczonego przez rodzinę, przyjaciół, znajomych. Życie jest ciągłą walką z przeciwnościami losu, powie Rosesund a do tej walki zaciągnie duchy sióstr bliźniaczek, wywołanych i manipulowanych przez opętaną instynktem macierzyńskim kobietę. Mroczną postać mężczyzny, który nawiedza w snach okoliczne kobiety, ojca potworka, który przychodzi na świat, prześladując ludzi, swoją pasją zabijania. Siły natury sycące się śmiercią człowieka. Zło, które szuka nawiedzonych stronników, pogrążających świat w trupach kolejnych ofiar. To istny koszmar a Rosesund z psychopatyczną przyjemnością wchodzi w niego, ciesząc się narastającą grozą i stałym, nieustannym, powoli, ale nieprzejednanie wzmacniającym się niepokojem. I to jest jej siła. Niepokój, który wchodzi w żyły i zaciska serce. W dodatku nie wiadomo kiedy.
Wracając do pytania o szanse Rosesund na sukces w Polsce wierzę, że tym, którym spodobało się prospołeczne zacięcia u szwedzkich „kryminalistów”, dadzą się uwieść jej horrorowi. Bo chodzi w nim o coś więcej, niż tylko straszną historię. Rosesund pokazuje kobiece namiętności i seksualne pasje od wieków stygmatyzowane, trzymane w ryzach dwuznacznej moralności. Jej bohaterki to silne kobiety, walczące samotnie o siebie. Ich walka od zawsze jest taka sama: jedne tak jak Hilda zajdą w ciążę i uciekną, żeby urodzić dziecko, inne pozbędą się niechcianej ciąży porzucone przez mężczyznę, inne zabiją nowo urodzone dziecko, żeby uniknąć hańby i odrzucenia. Jeszcze inne, tak jak akuszerka Sofia pójdą własną drogą, pomagając swoją znachorską wiedzą innym kobietą. Gdyby odrzucić kostium historyczny to okazałoby się, że jesteśmy wciąż w tym samym punkcie historii kobiet. I tak, jak w powieści, tak w życiu, i tu i tam pojawiają się nawiedzeni krzewiciele moralności chrześcijańskiej, którzy mają problem z własną moralnością.
A czy Rosesund ma szansę stanąć w szeregu autorów najlepszych szwedzkich horrorów? Henrik Elstad w Litteraturmagazinet.se napisze, że Rosesund wciąż dzieli kilka kroków do takiego sukcesu. Blogosfera życzliwie przyjęła jej powieść. Mia Hansén na blogu Kreativituren słusznie dostrzega pewne podobieństwa uwięzienia Hildy do tego w „Misery” Kinga. Eli autorka blogu Eli läser och skriver napisze o fascynujących i przerażających obrazach w jakich Rosesund opowiada swoją historię. Helena z Fiktiviteter powie o odrażających scenach, które z jednej strony ją odrzucały, z drugiej nie pozwalały przerwać czytania. Na Swedish Zombie zostanie zwrócona uwaga na świetne ogranie wierzeń ludowych w powieści. Bokstävlarna podsumuje, że to imponująca, dobrze napisana, złożona, pełna grozy powieść.
Frida Arwen Rosesund, Att de i tid må väckas, Mörkersdottir Förlag, 2013