Kategorie
Non-nordic

Jeffrey Eugenides – Przekleństwa niewinności

Jeffrey Eugenides zbliża się do trzydziestki, gdy pisze „Przekleństwa niewinności”. Jak powie, podziela opinię Virgini Woolf, że pisarz powinien debiutować po trzydziestce. Gdy w 1993 ukaże się jego pierwsza książka ma 33 lata. Co sprawiło, że historia samobójczej śmierci pięciu sióstr Lisbon okazała się takim sukcesem wydawniczym, że sprzedano prawa do tłumaczenia jej na piętnaście języków a Sofia Coppola wybrała książkę Eugenidesa na swój debiut reżyserski?

Akcja powieści rozgrywa się w latach 70. XX wieku na fikcyjnych przedmieściach amerykańskiego miasta, gdzieś w północno-wschodnich stanach. I chociaż nazwa Detroit nigdzie nie pada, to widać, że miasto rodzinne pisarza odciśnie tutaj mocno swoje piętno. W wywiadzie z Michałem Nogasiem dla „Klubu Trójki” (27.02.2013) Jeffrey Eugenides opowie, że przywołał w książce czasy własnego dojrzewania, jeden z trudniejszych okresów we współczesnej historii Stanów Zjednoczonych, gdy wiele miast przeżywa kryzys, bankrutuje nawet Nowy Jork a on i jego rówieśnicy dorastają w poczuciu końca imperium. Milionowe Detroit w skutek kryzysu zmalało wówczas o połowę, rozebrano lub zamknięto większość budynków, rozrasta się działalność gangów narkotykowych. Stąd dla niego „Przekleństwa niewinności” to przede wszystkim powieść o upadku amerykańskiego imperium.

Dla nas w powieści otwierają się też inne wątki: dojrzewania i budowania relacji dziewczyńsko – chłopackich, wchodzenia w dorosłość, buntu młodzieńczego, inicjacji seksualnej. W melancholijnej opowieści przeplatają się historie pokolenia straconej młodości, która wybuchnie w nieodpowiednim momencie historycznym, naznaczona wojną, przegraną, kryzysem gospodarczym, zakłamaniem. W przyspieszonym kursie dorastania ci młodzi ludzie czują się jak jętki jednodniówki, stworzone do:  rozmnażania i umierania. Czy da się od tego uciec?

Eugenides decyduje się opowiedzieć trudną prawdę o swoim pokoleniu. Narracja jest tak poprowadzona, że słyszymy historię rozpisaną na wiele głosów chłopców, którzy mając za sobą śluby i rozwody, jeszcze raz wracają wspomnieniami do czasów młodości, próbując zrekonstruować ten dla nich ważny czas dorastania. Ich „my” tworzy generacyjny dystans, pozbawiając historię pozornie intymności, chociaż pisarz podkreśla, że czerpie garściami z historii, plotek, wydarzeń z mikroświata własnej dzielnicy, w której dorastał. Panuje tu nastrój umierania, degradacji, powolnego popadania w ruinę. Coraz dotkliwsze są strajki, protesty. Nawet przyroda przytłacza: plagami jętek oblepiających szyby, ściany domów, gęstą mazią martwych ciał, drzewa atakuje grzyb, rozkładająca się gruba warstwa alg zamienia powietrze w gnijący smród.

Jaki był ten świat? Ułożenie go w całość okazuje się sprawą niewykonalną, tak, jak nie da się opowiedzieć i zrozumieć historii pięciu sióstr Lisbon, których samobójcze śmierci wstrząsnęły życiem przedmieścia. Można przemieszczać się po rejestrach pamięci, wyciągać hipotetyczne wnioski, rozkruszać nadwątlone wspomnienia. Można zebrać w jednym miejscu dzienniki, zdjęcia, przedmioty codziennego użytku, studiować ich zapachy, przywoływać sceny, w których zaistniały po raz pierwszy w wyobraźni chłopców. A wszystko to „tylko próba pobrania odcisków palców od ducha”, jak powie jeden z nich. Każdy z chłopaków ma własny pakiet historii, uwikłanych w pamięć o Lisbonkach, które rozmywają się, tracąc ostrość w licznych próbach podsumowania ich. Jakieś mgliste wspólne wrażenie ledwie przenika z ich opisów. Im głębiej wchodzą w historię sióstr, tym staje się ona mniej jednoznaczna, bardziej skomplikowana. Sensy mnożą się same. Potrzeba zrozumienia niekoniecznie prowadzi do prawdy. A każda wypowiadająca się osoba, bez względu, czy to będą chłopcy, lekarz psychiatra, dziennikarka, rodzice Lisbonek, nauczyciele, sąsiedzi, dotykają spraw, które minimalnie tłumaczą to, co się wydarzyło.

Spróbujmy jednak poskładać kilka faktów. Znajdujemy się na przedmieściach zamieszkałych przez amerykańską klasę średnią. Lekarze, bankierzy, prawnicy nieprzyzwyczajeni do pracy fizycznej, obsługiwani przez czarnoskórą służbę, zamieszkują wypielęgnowane posesje, z pięknymi drzewami, w wyszukanych stylizacjach domów. Życie płynie leniwie i szczęśliwie. Nikt się nie zastanawia nad jego kosztem, nikt nie martwi się losem tych, którzy za pańszczyźniane wynagrodzenia ułatwiają im życie. Eugenides pokazuje bezrefleksyjność klasy konsumującej, jednakowej w swoich potrzebach stępionych do życia na pokaz, jednoczącej się w ceremoniale zbiorowego pielęgnowania jednakowo wystrzyżonych trawników. Niebezpieczeństwo drzemie w ich braku empatii, w egoistycznym zaspokajaniu swoich potrzeb.

Kim były siostry Lisbon? To z pozoru normalna rodzina: pan Lisbon uczy matematyki w szkole średniej, pani Lisbon urodzi w pięć kolejnych lat, pięć córek. Gdy ich poznajemy najmłodsza ma trzynaście, najstarsza siedemnaście lat. Chodzą do katolickiego kościoła św. Pawła nad jeziorem. Niepokojąco robi się, gdy przekraczamy próg ich domu. Pani Lisbon jest przekonana, że znalazła patent chroniący córki przed zagrożeniami życia. W cieniu miłości do Boga uwiła dla swoich córek wychowawcze piekiełko. W domowej biblioteczce stoją wyłącznie ocenzurowane przez rodziców książki. W domu nie wolno przechowywać czasopism kobiecych. Lisbonki skazane są na rygorystyczny zimny chów, w restrykcyjnej izolacji od rówieśników. Nastolatki nie mogą zapraszać do domu kolegów, program telewizyjny jest pod matczyną stałą kontrolą, żeby uchronić córki przed nieprzyzwoitymi treściami. Niestety im bardziej młode Lisbonki są izolowane od rówieśników, tym większe wzbudzają zainteresowanie. Ta obsesyjnie religijna matka, przeświadczona, że w ten sposób uchroni je przed pokusami dojrzewania, robi z nich sensację przedmieścia a wyobraźnię chłopców rozpala tak, że największego ogiera okolic bardziej podnieca obraz Lux ze szczoteczką do zębów w dłoni niż cała golizna, którą widuje w swojej sypialni prawie każdej nocy. To „dom, w którym stłamszono młodość”, przeczytamy w końcu.

Gdy więc pewnego dnia najmłodsza, trzynastoletnia Cecilia popełnia samobójstwo uwaga skierowana na Lisbonki, gęstnieje wokół dziewczynek. Jak zareagować? Eugenides pokazuje społeczeństwo wytresowane do niepokazywania emocji. Pokazuje powierzchowność stosunków międzyludzkich, wpisaną w nie interesowność i coraz niższą jakość mediów, które z informacyjnych zmieniają się w tabloidowe. W końcu wojna w Wietnamie zbierała swoje żniwo na tyle długo, żeby przyzwyczaić wszystkich do śmierci. Wydawać by się mogło, że odrobina empatii, gest bliskości, szczera rozmowa byłaby ukojeniem w takiej sytuacji. A jednak wszelkie przejawy normalności to ostatnia rzecz, na jaką wpadną bliscy, sąsiedzi, koledzy. Tragedia dziewczynki jest zbyt prozaiczna, żeby dyskutowały o niej gazety. W obliczu krachu gospodarczego, codziennie popełniają samobójstwa ojcowie rodzin i tylko samobójstwo zbiorowe ma szansę na odrobię uwagi, upchane gdzieś na czwartej stronie gazety. Oczywiście plotkuje się pokątnie o sprawie. Pani Denton wysyła do prasy anonimowy list wzywający szkołę do reakcji w obliczu „epidemii lęku wśród dzisiejszych nastolatków”. Gdy w końcu media podejmą temat, ich dyskusja ociera się albo o sensację albo robi wrażenie nieszczerej. Przedstawiciel lokalnej Izby Handlowej wyrazi ubolewanie, że robienie sensacji wokół tematu, wpływa na obniżenie cen gruntów w okolicy. Pani Larson lamentuje, że media wyciągają sprawę akurat wtedy, gdy wszystko zaczyna wracać do normy.

Pustka emocjonalna i brak słów na wyartykułowanie emocji spaja tych ludzi w usilnej presji poradzenia sobie z wydarzeniem. Szokującym? Przerażającym? Nieuniknionym? Tego się nie dowiadujemy, bo nikt nie odważy się na podsumowanie, czy poważną rozmowę. A jeśli już, to wszyscy są gotowi do wymiany błahych informacji, udzielania praktycznych rad, interwencji angażujących rozum a nie emocje. Gdy do ojca Cecilii przyjdą sąsiedzi, on włączy rozgrywki baseballu, odciągając ich uwagę od śmierci dziewczynki. Sąsiadki próbując wywołać temat samobójstwa w rozmowie z panią Lisbon, odnoszą wrażenie, że mają do czynienia z wypadkiem. Nawet postronni świadkowie z ulgą przyjmują do wiadomości, że to faktycznie mógł być nieszczęśliwy wypadek. Nieporadne próby okazania zainteresowania, odrzucają same siostry Lisbon. Zorganizowany w rok po samobójstwie Cecilii Dzień Żałoby w szkole, nie ma wyróżniać tragedii Lisbonów, tylko być przeżyciem uniwersalnym, „pogrążeniem się w żałobie z powodu wszystkiego złego, co się kiedykolwiek wydarzyło”. Nikt nic nie mówi „poczuliśmy, więc, jak bardzo są starzy, jak bardzo nawykli do cierpień, kryzysów i wojen”, usłyszymy podsumowujący głos jednego z chłopców.

Coś jednak popchnęło dziewczęta do śmierci. Doktor Armonson, po nieudanej pierwszej próbie samobójczej zwróci się do Cecilii: „Jesteś jeszcze za młoda, żeby wiedzieć, jak podłe bywa życie”. Na co mu odpowie „Widać, panie doktorze, że pan nigdy nie był trzynastoletnią dziewczynką”. Czy dowiemy się, co to znaczy być trzynastoletnią dziewczynką? Chłopcy z dzielnicy usilnie próbują tego dociec. Szpiegują życie Lisbonek, robią nieudane podchody, próbując zawiązać bliższą znajomość. Krążą wokół nich jak satelity a one pozostają nieprzeniknione, niezrozumiałe. „Poczuliśmy do głębi, jakim więzieniem jest być dziewczynką”, stwierdzi w końcu jeden z nich. „Wiedzieliśmy wreszcie, że dziewczęta w istocie były kobietami w przebraniu, że rozumiały miłość, a nawet śmierć, a naszym zadaniem było jedynie robić wokół siebie hałas, który najwyraźniej je fascynował”.

Czy ta „bezkresna wędrówka bezdrożami hipotez i pamięci” daje jakieś jednoznaczne odpowiedzi? Da setki niejednoznacznych. Każda jest lepsza od poprzedniej. Na koniec przeczytamy, że „Lisbonki stały się symbolem wszystkiego, co jest w kraju złe, bólu, który ten kraj zadawał nawet swym najbardziej niewinnym obywatelom”.  To smutna proza. Gorzka. Prawdziwa. Warta zasmakowania.

Jeffrey Eugenides, Przekleństwa niewinności, Wydawnictwo Znak, Kraków 2013. 239 stron. Przekład: Tomasz Bieroń. Tytuł oryginału: The Virgin Suicides (1993). Projekt okładki: Jasiek Krzysztofiak. Zdjęcie na okładce: Andreas Heumann, „Bicycle break” (1940). Opieka redakcyjna: Karolina Macios. Korekta: Mirosław Ruszkiewicz.