Kategorie
Non-nordic

Anna Pekaniec – Czy w tej autobiografii jest kobieta – Spotkanie autorskie

Gdy na rynku pojawiła się książka dr Anny Pekaniec Czy w tej autobiografii jest kobieta? Inga Iwasiów na swoim blogu publicznie ucieszyła się i stwierdziła, że ta książka to dla niej nagroda, bo zobaczyła w Annie Pekaniec kontynuatorkę własnej pracy.

8 grudnia 2013 r. Fundacja Przestrzeń Kobiet zorganizowała spotkanie z dr Anną Pekaniec poświęcone jej książce „Czy w tej autobiografii jest kobieta? Kobieca literatura dokumentu osobistego od początku XIX wieku do wybuchu II wojny światowej”. Spotkanie – uczta intelektualna, nasycona literacko, z wysublimowanym poczuciem humoru w klimatycznej scenerii Massolit Books&Cafe. Wróciłam do domu zaczarowana słowem, frazą i pasją, z jaką można rozmawiać o literaturze. Zachwycona niesamowitą rozmową, której byłam świadkiem. Rozmową dwóch krakowskich intelektualistek dr Anny Marchewki z dr Anną Pekaniec.

Dr Anna Pekaniec polonistka, literaturoznawczyni, absolwentka Wydziału Polonistyki UJ a także podyplomowych studiów z wiedzy o kulturze i filozofii na Wydziale Filozoficznym UJ. Prowadzi wykłady na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, na Uniwersytecie Jana Pawła II, jest sekretarzem czasopisma krytyczno-literackiego „Nowa Dekada Krakowska”.

Dr Anna Marchewka, literaturoznawczyni, krytyczka literacka, autorka rozprawy dotyczącej twórczości i biografii Ewy Szelburg-Zarembiny, publikowała w „Lampie”, „Zadrze”. Autorka cyklu spotkań w Centrum Studiów Humanistycznych pt. „Marginesy Humanistyki”, poświęconych książkom sondującym tak zwane obrzeża współczesności. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2011).

 
Na początku był tytuł i okładka. Pomysł doktoratu wynikł z jej podróży do Krakowa i z wizyty w księgarni na Podwalu, gdzie wpadła jej w ręce książka prof. Magdaleny Marszałek. Znalazła tam przypis i adnotację, w której Marszałek rekonstruuje całą jej dostępną teorię kobiecej autobiografii. Pisze, że na gruncie polskim nie ma w tym zakresie monograficznej pracy. Zaczęła szukać pism mówiących o autobiografii kobiet, listów, zbiorów wspomnień. Okazało się, że z jednej strony materiał jest ogromny, z drugiej dość specyficzny. Wiele z tych książek nigdy nie było czytanych, czuła radość odkrywania, rozcinając po raz pierwszy fabrycznie sklejone strony. Tak powstał i rozwijał się pomysł.

Książką Czy w tej autobiografii jest kobieta? Anna Pekaniec wkracza, zatem na teren niezagospodarowany. Dlaczego wybrała 140 lat obejmujących XIX wiek i początek XX? Bo to najlepszy czas dla polskiego dyskursu emancypacyjnego, zwłaszcza dwudziestolecie międzywojenne, chyba najlepszy okres dla polskiej literatury kobiet. II wojna światowa stanowi wyraźną cezurę, kiedy to dyskurs kobiecy rozpada się na wiele różnych, na autobiografie osób cywilnych, autobiografie żołnierek, autobiografie Polek, Żydówek, cudzoziemek, arystokratek, szlachcianek, emigrantek. Tu pojawiają się ciekawe prace poświęcone kobiecej literaturze dokumentu. Dobrze się ma np. dyskurs autobiograficzny holokaustowy dzięki Agnieszce Nikliborc i jej książce Uwięzione w KL Auschwitz-Birkenau. Traumatyczne doświadczenia kobiet odzwierciedlone w dokumentach osobistych.

Wybierała do książki fragmenty, które uważała za najbardziej specyficzne albo takie, które się wyróżniały w jakiś sposób, albo takie które niosły powiew nowości. Wybierała fragmenty, które były wyróżniające dla poszczególnych autobiografek. Starała się zamieścić takie cytaty lub kąt patrzenia na daną osobę, żeby pokazać je w różnych oświetleniach to raz, i w oświetleniach, które pozwolą jej zachować osobność, indywidualność. Perspektywa wspólnotowa była ważna, każdorazowo starała się pokazać daną osobę, jako indywidualność, która nawet, jeśli traktowała siebie, jako członkinię pewnej grupy to pokazywała, jak reguły, które wyznaczały jej bycie w grupie, dostosować do samej siebie. W książce są przemyślenia dotyczące pracy kobiet, życia, śmierci, religii, miłości, przyjaźni. Są bardzo szczere w pewnych momentach a w innych świetnie przykrojone do pewnych norm. Kulisy życia aktorek. Droga kobiet na uniwersytety. Ta książka mówi nam też o tym, dlaczego tu jesteśmy dzisiaj. Jesteśmy tu, bo ktoś ponad 100 lat powiedział: tak, chcę, żeby było inaczej. Jej idolką jest Elżbieta Drużbacka, która powiedziała „nie pozwalam, jeśli nie chcę”. Napisała to przed rozbiorami, jako obywatelka żyjąca w wolnym kraju, która chce decydować sama o sobie i chce mieć realny wpływ na swoje życie, chce mieć prawo do odmowy a nie tylko do przyjmowania tego, co jest jej proponowane.

Chciała, żeby to była książka do czytania nie tylko akademickiego. Chciała pokazać teoretyczny model kobiecej autobiografii, bo to też jest dość interesujące. Pokazać jak dialogują polskie teksty z zagranicznymi teoriami, bo polskich mamy stosunkowo niewiele oprócz Ingi Iwasiów. Starała się tak pisać, żeby uciec od mocno wysublimowanego intelektualnego języka.

Jeśli chciała czegoś nauczyć czytelników, to tego, że w tekstach kobiet, w tych tekstach autobiograficznych tak naprawdę najważniejsze jest to, co autorki opowiadały. Najważniejsza jest opowieść, która jest ocalająca dla życia pozatekstowego. To czy ona będzie mniej, czy bardziej udana, mniej lub bardziej literacka, czy bardzo bezkolizyjnie da się przeczytać przy pomocy wysublimowanych teorii, czy kompletnie nie będzie do nich pasowała, to jest mniej ważne. Najważniejsze jest samo życie w tych tekstach i obecność autorek, taka, na jaką mogły sobie pozwolić albo taka, na jaką im pozwalano. Pokazanie kobiecej strony XIX i XX wieku pozwala też zrozumieć część publikacji fikcjonalnych, beletrystycznych. Trochę inaczej patrzy się na Martę Elizy Orzeszkowej, trochę inaczej patrzy się na książki Gabrieli Zapolskiej, na Zofię Nałkowską na Helenę Boguszewską, wiedząc, że te konstrukty fikcyjne miały dość wyraźne zakorzenienie w życiu. Mimo, że są postaciami zmyślonymi, to co im się przydarza jest niesłychanie namacalne, żywe.

Cały żywioł autobiograficzny dzieli się na pamiętniki, dzienniki, wspomnienia, i listy, które są osobnym gatunkiem a upierałby się, że wręcz rodzajem. W nich właśnie splot życia i pisania jest najbardziej istotny. Listy dają też pełniejszy wgląd w życie tych kobiet niż autobiografie. Jej ulubioną autorką listów jest Stanisława Przybyszewska, jedna z najciekawszych polskich pisarek, intelektualistek i doskonała epistolografka. Najbardziej lubi w swojej książce właśnie rozdział o listach. To jest rozdział, który powstał najszybciej i pisał się jej najprzyjemniej, bo tutaj dotykała żywej tkanki życia. Listy pozwalają w uczestniczeniu w czyimś życiu. Dioniza Poniatowska absolutnie zapomniana autobiografka, pisała listy strasznie smutne z dzisiejszego punktu widzenia, które pokazują jak okropnie była zniewolona, jak próbowała sobie wytłumaczyć dlaczego jej więzienie wygląda tak a nie inaczej. Są bohaterki tej książki, które wysyłają po 8 listów dziennie. Życie wówczas było kształtowane przez dyskurs epistolarny, te listy miały realny wpływ na to, co się działo w życiu tych kobiet, w tych listach mamy do czynienia z wydarzeniami, które miały dalekosiężne skutki, co podnosi ich ciężar gatunkowy. Eliza Krasińska była świetną korespondentką, pisała bardzo dobrze, bardzo płynnie, bardzo rzetelnie. Jeśli jednak sobie przypomnimy, że to nie jest literatura tylko jej życie to dostajemy ciarki na plecach i patrzymy na to zupełnie inaczej.

Czytanie autobiografi to jedno. Rekonstruowanie historii kobiet, obyczajowości, udziału kobiet w tzw. męskiej historii jest niezbędne przy pisaniu takiego tekstu, bo pozwala zrozumieć znacznie więcej. Dopiero zrekonstruowanie wszelkich kontekstów, mówi, co znaczy, gdy Henrieta z Działyńskich-Błędowska pisze, że sobie sama zaplatała warkocze i sama szyje suknie. Jest to pozornie drobna informacja. Jeśli wiemy, że pochodziła z dość bogatej arystokratycznej rodziny, że jej babka była bardzo znaczącą osobą na Kresach, że miała wręcz ogromny wpływ na politykę, sama wybierała osoby, które mianowała na poszczególne urzędy, wpływała na to jak przebiegały obrady sejmików. I nagle mamy do czynienia z Henrietą z Działyńskich-Błędowską, która była jej wnuczką i szyje sobie sama suknię. Co to znaczy? To znaczy, że Henrieta nie miała dostępu do finansów, którymi dysponowała babka, mówiąc wprost ten cały blichtr arystokratyczno-szlachecki był blichtrem na pokaz, dlatego, że żadna z szanujących się arystokratek, czy szlachcianek nie kalała się nitką i igłą, po to miała panny garderobiane, po to miała panny służące. A to, że ona sama szyła oznacza, że oszczędzały, na czym mogły po to, żeby na pozór prowadzić taki wystawny tryb życia. W książce są bardzo smakowite fragmenty, np. gdy jedna z pań szyje suknię z portier jak w Przeminęło z wiatrem albo o Kasprowiczowej, która została wyprawiona na zakupy garnków i nie wiedziała, jaki należy kupić do gotowania zupy.

Książkę Anny Pekaniec można potraktować jak swoisty zbiór bibliografii. Gdyby ktoś chciał się zajmować autobiografią w różnych okresach literackich, to ma w ręce potężne źródło wiedzy. Jest tu ogromna ilość informacji kontekstowych i bardzo duża ilość cytatów z tekstów, które czasami czytała jako pierwsza czytelniczka. Mimo, że były opublikowane kilkadziesiąt lat temu. Zapoznawała się z nimi ze smutnym zdziwieniem, zastanawiając się, dlaczego one nigdy nie były czytane, skoro stoją na półkach i są ogólnodostępne. Przechodzą koło nich kolejne pokolenia i nikt do nich nie zagląda. My teoretycznie znamy dzienniki Nałkowskiej, Dąbrowskiej. Znamy korespondencję Orzeszkowej, trochę Konopnickiej i wiemy, że pisały. Zdajemy sobie też sprawę, że było kilka pisarek, artystek, które zostawiły po sobie literaturę dokumentu osobistego, ale poziom czytelnictwa tych książek jest znikomy. Po przyjrzeniu się literaturze dokumentu osobistego wielkich pisarek, troszeczkę zmieniamy zdanie o tym, co wcześniej wiedzieliśmy o ich działaniach autobiograficznych i okazuje się, że Eliza Orzeszkowa była prawdziwą kobietą z krwi i kości, pełną emocji, pełną rozmaitych pasji a czasami odsłaniają się nam bardzo konserwatywne oblicza osób, które mieliśmy za emancypantki. Na przykład okaże się, że Gabriela Zapolska wcale nie była tak postępowa, jak nam się może wydawać. Ona była momentami niesłychanie konserwatywna i czasami miała poglądy mniej postępowe niż Eliza Orzeszkowa, która choć jest uznawana za ikonę emancypacji, była jednak wcieloną konserwatystką przynajmniej publicznie. Prywatnie była to bardzo emancypacyjnie nastawiona osoba. I to jest w tych tekstach najbardziej interesujące. Książkę poświęciła mniej znanym autobiografkom. Każdorazowo musiała się przyglądać danej postaci i próbować ją sobie zrekonstruować wyłącznie na podstawie tych tekstów. Świadomie zignorowała inną twórczość tych osób. Nawet, jeśli miała świadomość, że w innej twórczości znajdują się odblaski autobiograficzne, uznała, że zaufa wyłącznie tekstom i będzie czytać i rekonstruować portrety takie, które wyłaniają się wyłącznie z tych autobiografii. I to się sprawdziło.

 

Organizacja: Fundacja Przestrzeń Kobiet. Gość: dr Anna Pekaniec. Prowadzenie: dr Anna Marchewka.