Kraków to idealne miejsce na morderstwo, międzynarodową aferę szpiegowską, zakochanie i robienie ciemnych interesów. Omijając meandry gatunkowe, Mariusz Wollny bierze to, co najlepsze z kryminału, powieści historyczno-przygodowej, thrillera, serwując bardzo dobrą powieść popularną w doskonałym tempie. To świetna rozrywka, która ma ambicje, powiedziałabym moralno-edukacyjne.
Myślę, że dla tych, którzy wychowywali się na powieściach Nienackiego, Bahdaja, czy serii o Janeczce i Pawełku Chmielewskiej, Oblicze Pana będzie sentymentalną wycieczką do lektur z dzieciństwa. Echo tych powieści jest wyraźne, a „Pan samochodzik i Templariusze” staje się w pewnym momencie przedmiotem rozmowy bohaterów książki.
Co my tu mamy? Mamy byłego komunistycznego agenta, który w wyniku weryfikacji zostaje określony, jako jednostka psychopatyczna, traci pracę w tajnych służbach i zostaje płatnym mordercą. Przez przypadek natrafia na informację o odnalezieniu przez pewnego profesora tropów wiodących do cudownej relikwii, którą postanawia zdobyć i sprzedać z takim zyskiem, który zapewniłby mu dożywotnią, bogatą emeryturę. To nieprzypadkowe relikwie, a święty Graal, chroniony przez Zakon Templariuszy, o którego zdobyciu marzyli kolejni zwierzchnicy kościołów, monarchowie i sam Hitler, szykujący się do ostatecznego rozwiązania za pomocą Wunderwaffe. Morderca za swoją ofiarą przyjeżdża w 2010 do Krakowa, bo to właśnie tutaj, w kościele św. Floriana, przechowywany jest relikwiarz krzyżacki, który być może zawiera wskazówki wyjaśniające miejsce ukrycia św. Graala. Oś wydarzeń rozegra się wokół pewnej krakowskiej rodziny spokrewnionej z niemieckim rodem von Baysenów. Trafiamy na Salwator do domu Michaliny Bażyńskiej, babki ciotecznej Tomasza, trzydziestoletniego ambitnego, ale niespełnionego chłopaka, który właśnie przygotowuje się do udziału w corocznej rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem.
Dzięki tak zawiązanej fabule, akcja, która rozgrywa się we współczesnym Krakowie, przenosi się również do kwatery głównej Hitlera w Rastenburgu, do Krakowa z czasów okupacji hitlerowskiej, do czternastego wieku i momentu upadku Zakonu Templariuszy oraz do XV wieku z okresu bitwy pod Grunwaldem. Mariusz Wollny kapitalnie ugrał historię wplatając w dzieje prawdziwej rodziny jej fikcyjnych współczesnych przodów. Beletryzuje tam, gdzie powiedzenie prawdy mogłoby pociągnąć za sobą konsekwencje prawne. W ten sprytny sposób rozlicza współczesną historię z grzechów przeszłości. Na planie wydarzeń znajdą się typowi przedstawiciele zmian lat dziewięćdziesiątych, byli funkcjonariusze, którzy swoją wiedzę ze służb wykorzystują do prowadzenia różnych oficjalnych i nieoficjalnych interesów. Komentując współczesną historię Krakowa wykpiwa kariery polityczno-biznesowe, które psują wizerunek miasta. Przywołując historię rodu Baysen-Bażyńskich, nieco ją beletryzując porusza ważny dla historii stosunków polsko-niemieckich motyw winy i przebaczenia. Bardzo cenię sobie pisarstwo, które nawet na poziomie rozrywki ambitnie podchodzi do pewnych kwestii. A ta jest rozstrzygnięta perfekcyjnie. Wollny dyskutuje odważnie i świadomie porusza delikatne tematy. Robi to jednak taktownie i ogromnie odpowiedzialnie. Pokazuje i Niemca, syna zbrodniarza hitlerowskiego, który bierze na siebie moralny obowiązek odkupienia win, w końcu nie swoich, dofinansowując tworzone właśnie w Wiedniu przez Wiesenthala centrum dokumentacji zbrodni hitlerowskich. Ale też takiego, który spienięża zagrabiony podczas wojny majątek, gwarantując sobie dożywotnią stabilizację finansową. Ważnym tematem jest kwestia pamięci narodowej i kontrowersyjna sprawa tworzenia miejsc upamiętniających losy wypędzonych. Ojciec i dziadek Tomasza Bażyńskiego to ofiary reżimu komunistycznego, dziadek uczestniczył w grupie Halszki w likwidowaniu konfidentów wojennych, ojciec był inwigilowany przez Urząd Bezpieczeństwa w powojennej Polsce.
W powieści pojawi się też wątek romansowy, gdy zacznie iskrzyć pomiędzy Tomaszem Bażyńskim a jego daleką krewniaczką z rodziny von Baysenów. Od triumfalnego pojawienia się Lisbeth Salander , w literaturze do łask wracają charyzmatyczne kobiety. Anna Maria jest znaną na świecie artystką, którą Tomasz, absolwent ASP i historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim podziwia i popularyzuje wśród swoich uczniów liceum, w którym uczy plastyki, początkowo nieświadomy, że właśnie ją poznał, ponieważ Anna Marie tworzy pod pseudonimem. To też znawczyni różnych technik walki, m.in. karate, ju-jitsu, która świetnie sobie radzi z jazdą konną, zaatakowana potrafi zachować zimną krew. Wątki męsko-damskie, niejasna relacja Anny Marii z Katzem, który towarzyszy jej w Polsce, zadawnione urazy pomiędzy Tomaszem a jego byłą dziewczyną, która nie wiadomo, w jakim celu rozkochuje w sobie Jareckiego, kolegę Tomasza z czasów liceum a obecnie komisarza zajmującego się sprawą morderstwa profesora, to wszystko zgrabnie rozwija akcję, doprowadzając do zaskakujących zwrotów. A tych jest sporo, więc chwil napięcia, śledzenia wydarzeń z zapartym tchem nie brak. Dodatkowo Mariusz Wollny jest mistrzem kończenia rozdziałów, które oczywiście porzuca w najciekawszym momencie.
Do atutów powieści muszę dodać też znajomość realiów pracy policji kryminalnej, funkcjonowania archiwów IPN, działalności ośrodków medycyny sądowej, pracy agentów obcych wywiadów i polskich. W podziękowaniach autor wymienia wszystkich pracowników instytucji, dzięki którym wydarzenia mają i świetne tło historyczne, społeczno-obyczajowe i właśnie agenturalno-instytucjonalne. Nie wiem, czy takim to było zamierzeniem, ale mogłabym sobie wyobrazić, że pod postacią Tomasza ukrywa się alter ego nieco wprawdzie starszego od niego pisarza, który z ciemnymi mocami i historii i współczesności rozprawia się w ten literacki sposób.
Gdyby Mariusz Wollny pisał po angielsku, Kraków stałby się pewnie planem podobnej histerii psychofanów, jaką w swoim czasie Paryżowi zafundował Dan Brown. W przeciwieństwie jednak do niego robi dużo głębszy ukłon w stronę historii, mniej konfabuluje, a jego powieść nie tylko gwarantuje doskonałą rozrywkę, ale też daje okazję do kapitalnych wycieczek w czasie.
Mariusz Wollny, Oblicze Pana, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2009. Opieka redakcyjna: Arletta Kacprzak. Projekt okładki: Adam Stach.