Wreszcie nabiera rozpędu nurt literatury, w której porusza się bez zahamowań i odważnie tematy, które są ważne dla kobiet. Wreszcie mówi się o życiu kobiet silnym głosem, drapieżnie, zadziornie, z empatią. Spodobała mi się „Kukułka”, bo znalazłam w niej sojuszniczkę w sprawie wolności wyboru, prawa do realizacji marzeń.
Mimo, że coraz więcej kobiet decyzję o macierzyństwie odkłada na później, to niewiele to zmienia w ich sytuacji, gdy okazuje się, że dziecka, z różnych powodów, nie mogą mieć. Są tak samo samotne w małżeństwie, tak samo zaniedbane przez system służby zdrowia, tak samo napiętnowane przez opinię publiczną. Dopełnieniem tego jest pokazanie kobiety pozostawionej przez męża, samotnie wychowującej dwójkę dzieci. Dwa różne oblicza macierzyństwa: jego brak i jego nadmiar. Ta książka jest o samotności kobiety. O emocjonalnej pustce wokół niej, narastającej, mimo pozornie gęstej sieci przyjaciół, znajomych, rodziny.
Temat macierzyństwa, moim zdaniem, jest w Polsce bardzo tabuizowany i wciąż łatwo o ostracyzm, jeśli tylko nie wpisuje się w lansowany model szczęśliwej matki z różowym, uśmiechniętym bobaskiem. Pisanie, mówienie o trudzie macierzyństwa nie przystoi matce. Wciąż pokutuje przekonanie, że dzieci nie chcą mieć matki karierowiczki. A jaka jest prawda? O tej wiemy niewiele, bo niewiele się o niej pisze. Dlatego ogromny ukłon przed Antoniną Kozłowską, że chciała i umiała się pochylić nad tematem. Że zrobiła to z taką klasą i empatią.
Jak się czuje kobieta, która chciałaby mieć dziecko, a bezskutecznie się o nie stara? Jak opisać jej samotność, coraz większe wyobcowanie, narastającą presje posiadania dziecka, uciekających znajomych, którzy zamykają się w hermetycznych enklawach rodziców, do których „nierodzice” nie pasują. Czym jest znikająca więź pomiędzy kobietą i mężczyzną, którzy nie potrafią się nawzajem zrozumieć, których małżeństwo rozpływa się w oparach wspomnień o bliskości i czułości? Im jestem starsza tym trudniej wciągam się, a zwłaszcza angażuję w czytaną historię, bo częściej mogę powiedzieć – to już było. O zaskoczenia coraz trudniej. A w tej powieści dałam się wciągnąć w temat, który w ogóle mnie nigdy nie interesował, dałam się zaskoczyć.
Kozłowska poszła w powieści dużo dalej, zatrzymała się też i stanęła obronną ręką przy mężczyźnie. Trochę go wzięła w obronę, trochę zrozumiała i trochę dała prawo zrobić, to co zrobił. To moim zdaniem atut pisarek. Piszące kobiety potrafią rozpisywać historie na męskie głosy. Mężczyźni mają często problem z kobietami w swoich powieściach. Przeważają u nich głupie trzpiotki, lalunie i suki. A pisarki chcą brać na warsztat mężczyzn i dają im prawo do bronienia swojego bohatera, nawet, jeśli zachowuje się jak skurwysyn.
Kozłowska odważnie drąży temat i pokazuje też hipokryzję korporacji, które budują sobie wizerunek firm przyjaznych matkom, rodzicom a jednocześnie nie mają skrupułów, żeby zwolnić kobietę przebywającą zbyt długo na zwolnieniach lekarskich. Opisze też prozę opieki medycznej, dla której człowiek to jednostka chorobowa, wpis do kartoteki. Stanie obok bezradności ciężarnych w tym systemie, dla których cierpienia brakuje wsparcia emocjonalnego, czasem są jedynie środki znieczulające. Szczególnie ciekawie opisała, jak otoczenie postrzega przyszłą czy obecną matkę. Zmianę ról. Początkowa troska, szczególne traktowanie, ustępowanie miejsca kobiecie w ciąży zamienia się w pouczanie i instruowanie matki. Zabawne było, jak młodziutka kasjerka doradzała jednej z bohaterek, co ma jeść, żeby nie zaszkodzić karmionemu piersią dziecku.
Na rynku rodzicielskim panują bezwzględne prawa. Z jednej strony państwo zachęca do rodzenia dzieci, z drugiej opuszcza zarówno te kobiety, które chcą zajść w ciążę, ale nie mogą, jak i te, które mogły, zaszły a teraz borykają się z wychowywaniem dzieci, w której to opiece to samo państwo już ich nie wspiera. Pisząc o macierzyństwie Kozłowska pamiętała też o samotnych matkach, które równie łatwo padają ofiarą plotek, wykluczenia i w gronie kobiet często traktowane są jak matki gorszego sortu. Kozłowska bez patosu, na spokojnie opisze codzienne zmęczenie wpisane w życie matki samotnie wychowującej dwójkę dzieci, bezradność poruszania się w rzeczywistości, która wypycha takie matki na jej margines, a w końcu heroiczne decyzje, podszyte rozpaczą i beznadzieją.
Współczucie wpisane w tę książkę, realizm i proza życia, dostrzeganie i opisywanie ważnych bieżących problemów społecznych, podejmowanie się kwestii kobiet i wspieranie ich w swobodzie wyborów, to atuty tej książki. Z ciekawością sięgnę po inne książki Antoniny Kozłowskiej.
Antonina Kozłowska, Kukułka, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2010. 285 str.