Obraz Chin, jaki wyłania się z tej książki jest tak okrutny, i obrzydliwy , że tylko silna wola i chęć oddania tej książki zmusiła mnie do skończenia lektury. Książka jest reportażem, zapiskami rozmów autora z mniej lub bardziej przypadkowo spotkanymi mieszkańcami Chin. Wciągając swoich bohaterów w rozmowy o życiu, pracy, codzienności zachęca ich do oczyszczających opowieści, które pełne są okrucieństwa, upodlenia, nieludzkiego traktowania. Yiwu pokazuje społeczeństwo, które przekroczyło wszelkie granice, za którymi jest już tylko brak szacunku do drugiego człowieka, chamstwo, wyuzdanie.
Współczesne Chiny w opowieściach ludzi, których życie wyrzuciło poza nawias dobrobytu i sprzyjającego losu, to kraj, w którym nikomu nie można wierzyć, kraj złodziei i mnożących się gangów. Książka pełna jest żywych ludzi, którzy opowiadają o tym, jak zachęcano ich do donosicielstwa na kolegów, członków rodziny, znajomych. Jest to kraj potomków kilku pokoleń ludzi, którym przyszło żyć w strachu i upodleniu. Wśród rozmów, jest jedna z byłym czerwonogwardzistą, pochodzącym z rodziny prostych robotników, któremu „rewolucja kulturalna dała szansę podeptania tych, którzy byli od niego lepsi”. I właśnie te opisu tortur, ta bezsilność człowieka, który w każdej chwili może zostać zmuszony do przyznania się do najbardziej absurdalnej winy, to poczucie beznadziei, braku wsparcia, poczucie wyobcowania i bezradności to najmocniejsze strony tych reportaży.
Znaczna część rozmówców do spadkobiercy czasów Mao, który zachęcał ludzi do osiedlania się na wsiach i poddawania reedukacji chłopskiej. Całe pokolenia Chińczyków wychowywano na chłopów i robotników, uczono pogardy dla nauki i wiedzy i uczono sztuki pogardzania każdym, komu choćby w którymś pokoleniu dałoby się wykazać pochodzenie inteligenckie. Każdy, kto wzbogacił się w inny sposób niż pracą fizyczną był w Chinach oskarżany o działanie na szkodę państwa. Wielu profesorów i uczonych zostało napiętnowanych i skierowanych, jako kontrrewolucjoniści do czyszczenia szaletów.
Codzienną praktyką tego społeczeństwa były publiczne zebrania, podczas których oskarżano „złe elementy”, polegające na publicznym potępianiu, upokarzaniu. Jeden z rozmówców zastanawia się, czy w tym społeczeństwie w ogóle są ludzie, którzy nie dopuścili się prześladowań i tortur innych ludzi?
To też pokolenie wielkiego głodu kiedy to w Chinach w latach 1958-60 zmarło 30 mln ludzi. Yiwu rozmawia z mieszkańcem jednej z chińskich wsi, w której w tych czasach w 80% rodzin dopuszczono się kanibalizmu i zjedzono 48 dziewczynek w wieku do 7 roku życia.
Takie społeczeństwo staje się w końcu areną dla rosnącej fali wariatów, szaleńców, ludzi doprowadzonych do stanu psychicznego wycieńczenia, którzy zapadają się we własnym świecie. Spotykamy, na przykład chłopa, który obwołał się cesarzem.
Gdzieniegdzie odzywa się słaby głos mistrza feng shui, który odwołując się do wielopokoleniowej wiedzy mówi, że „gdy ktoś robi się zbyt chciwy, zaczyna z niego emanować zła energia; jeśli człowiek w czymś przesadza, to osiąga efekt przeciwny do zamierzonego.”
Głos ten jednak zagłuszają autorytety współczesności, jak handlarz ludźmi, który twierdzi, że „im częściej się babę posuwa, tym ładniej wygląda” a ”dobry mężczyzna to taki, który ma siłę podnieść kij i zbić żonę”.
Liao Yiwu, Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych., Wołowiec 2011. Z angielskiego przekładu Wen Huanga tłumaczyła Agnieszka Pokojska.