Kategorie
Literatura nordycka

Skandynawski raj. O ludziach prawie idealnych – Michael Booth

A zatem można o Skandynawii napisać nudną, trącącą o banał książkę hybrydę gatunkową, której najbliżej do skrzyżowania: rozwiniętego wpisu z Wikipedii z zapiskami z życia imigranta. Już dawno rynek nie zaoferował nam tak nieciekawej publikacji w temacie, który aż się prosi o świeże i krytyczne rozwinięcie. Zakusy Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, które zgłosiło „Skandynawski raj. O ludziach prawie idealnych” do 7. edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż literacki odebrać należy jako przykład z wszech miar osobliwej decyzji.

Skandynawski_raj_Michael_Booth1

Michael Booth jest brytyjskim dziennikarzem, autorem w sumie 5 książek non-fiction. Jak można przeczytać na jego stronie internetowej pisał do tej pory o podróżach, jedzeniu, Francji, Japonii i Skandynawii. Występuje w radio i regularnie publikuje w brytyjskich mediach. Prywatnie jest mężem Dunki, zamieszkał w kraju żony, a po paru latach pobytu w państwie, w którym rzekomo źle się dzieje, postanowił zweryfikować słowa Stratfordczyka. Nie jest pierwszą osobą, która swoje imigranckie doświadczenia spróbowała przekuć na literacki sukces, ale z pewnością tą, która zrobiła to najgorzej. Zabrakło mu pazura, z jakim Stephen Clarke (Paryż na widelcu. Sekretne życie miasta) nieco złośliwie opisał Francuzów; nie znalazł tematu, na który mógłby spojrzeć z wewnątrz, przekuwając swoją perspektywę obcego na atut jak z wyczuciem zrobiła to Aleksandra Łojek (Belfast. 99 ścian pokoju); wiedzie zbyt nudne życie przedstawiciela klasy średniej, więc nie sprzeda nam dawki prawdziwego życia jak Jacek Wąsowicz (Przystanek Londyn); przenosiny do kraju żony pozbawiają go potyczek z codzienności tak dobrze oddanych przez Grażynę Obrąpalską (Przystanek Kostaryka), a ewidentny brak ciekawości, który wzniósłby jego pisanie ponad powszechnie wiadome fakty nie mógł się skończyć takim podsumowaniem, jak u Ilony Wiśniewskiej (Przystanek Finnmark, czyli Cicely Północy, Saamowie na północy Norwegii, Finnmark – norweski kres i północny stan umysłu). „Skandynawski raj. O ludziach prawie idealnych” jest smutnym dowodem zalewania rynku przez książki niepotrzebne, mizerne i wyjątkowo nieciekawe.

Michael Booth miał świadomość, że książka o Danii osiągnęłaby mniejszą siłę nabywczą od książki o Skandynawii, więc swoim spostrzeżeniom nadaje rozmachu i po jednej trzeciej poświęconej krajowi Hamleta przechodzi kolejno do, już dużo skromniejszego, opisu: Islandii, Norwegii, Finlandii i Szwecji. Pełna zgoda jest na takie ujęcie tych państw pod wspólną nazwą, oddającą ich charakterystyczną odrębność i liczne powiązania kulturowe, historyczne itd., chociaż czysto formalnie Skandynawią jest jedynie Szwecja, Norwegia i Dania, lepszym tytułem byłby więc „Nordycki raj”. Książka Michaela Bootha jest swojego rodzaju zbiorem oczywistości i stereotypów na temat poszczególnych państw nordyckich, doprawionym plotkarskimi ciekawostkami, krótkim rysem historycznym i odniesieniami do rzeczywistości brytyjskiej. Problem w tym, że Booth nie jest w stanie korzystając z dobrodziejstw tematu, przekuć go we frapującą opowieść. To przyciężką ręką napisana rzecz, gdzie poupychano twarde dane dotyczące gospodarki, daty, statystyki, często odwołując się do mało znaczących gazetowych źródeł.

Dania, którą Michael Booth opanował najlepiej jest spoiwem dla całości, bo gdziekolwiek się nie zapuszcza znajdzie porównanie lub odniesienie do kraju H. Ch. Andersena. Wplata też dykteryjki z własnego życia, co jest akurat atutem publikacji, która bez tego byłaby pozbawionym elementu nowości niepotrzebnym tworem. Niewiedzę w temacie uzupełnia Booth odniesieniami do kilku publikacji, które tutaj cytuje i rozmów z ich autorami, naukowcami, politykami. Z pewnością nie jest mistrzem wywiadu i brakuje mu reporterskiego zacięcia, bo fragmenty, czy wnioski z rozmów niewiele wnoszą do poruszanego tematu. Miejscami można odnieść wrażenie, że służą celom nieco sensacyjnym, jak choćby te z przedstawicielami antyimigranckich partii, a miejscami dla towarzyskiej finezji, jak rozmowa z Mogensem Lykketoftem, nestorem duńskiej sceny politycznej, głównym architektem duńskiej polityki fiskalnej. Ale przede wszystkim służy to wrażeniu, że książka nie jest wyłącznie przepisanym i streszczonym zarysem historii w pigułce.

Booth porusza się po obszarze krajów nordyckich do bólu utartymi ścieżkami turystycznych atrakcji: odwiedzi grodzisko w Trelleborgu położonym w zachodniej Zelandii, jedną z największych i najlepiej zachowanych warowni wikingów, gdzie ogląda rekonstrukcję bitwy Haralda Sinozębego, „imiennika technologii bezprzewodowej Bluetooth”. Odwiedzi „najsłynniejsze miejsce świeckiego kultu” Legoland, zrobi wywiad ze Świętym Mikołajem w Rovaniemi, przy okazji dowiemy się, że Duńczycy wierzą, że Mikołaj mieszka na Grenlandii. Z tych tras zboczy dwa razy: odbywając wycieczkę do najbiedniejszego pasa duńskiej prowincji i do Rosengård, imigranckiej dzielnicy Malmö.

Wszystko to, co wiadomo powszechnie o Skandynawach i z czym się kojarzą, skrupulatnie Booth odnotuje. Duńczycy w książce to najbardziej szczęśliwi ludzie, uznawani za najbardziej ufny naród na świecie. A ich kraj to miejsce, gdzie wszyscy mają takie same możliwości „niezależnie od wieku, płci, majątku, pochodzenia czy wyznania”; jednocześnie kraj najwyższych stawek podatkowych na świecie i nieco leniwych ludzi, którzy migają się przed pracą. Booth przytacza przypadek Dovne Roberta, który spędził 11 lat na zasiłku. Pada tutaj słynne porównanie gospodarki duńskiej „z wysokimi podatkami i mocno rozbudowanym sektorem publicznym”, co powinno tłumić rozwój, innowacyjność i konkurencyjność do trzmiela, który „zgodnie z zasadami fizyki nie powinien latać, a lata”. Wyjaśnia Michael Booth oczywiście prawo Jante i źródło słynnej skandynawskiej skromności, pojęcie „hygge” odpowiadające tworzeniu przytulnej, pełnej serdeczności atmosfery, kult Dannebrog, duńskiej flagi wtykanej nawet na tort urodzinowy (autor błędnie podaje Danneborg). Przypomina sprawę karykatur Mahometa w „Jyllands-Posten”. Nie brakuje tutaj ciekawostek powtarzanych w niemal wszystkich publikacjach poświęconych Skandynawom i pozostałym krajom nordyckim. Dowiadujemy się, że do wikingów atakujących Paryż w IX w. wyszedł posłaniec prosząc o rozmowę z królem, na co wikingowie odpowiedzieli śmiechem wyjaśniając, że wszyscy są królami. Że Islandię zaludnili zbiegli przestępcy z Norwegii i ich szkockie i irlandzkie niewolnice seksualne. Przeczytamy o samotnej matce Vigdís Finnbogadóttir, pierwszej kobiecie prezydencie Islandii, o wierze Islandczyków w elfy i ich skłonności do ryzykanctwa i pokus, jakie przyczyniły się do kryzysu finansowego w ich kraju w 2008 i długu, którego odmówili oddać bankowcom. Norwedzy objawią się jako fanatycy 17 maja, ich święta narodowego, które fetują poprzebierani w stroje ludowe, korzystając z okazji, żeby „pokazać Szwedom środkowy palec”. Przy okazji norweskich historyjek nie może zabraknąć tej o Breiviku (Porównaj z: Åsne Seierstad „Jeden z nas. Opowieść o Norwegii„) i o Partii Postępu, z którą był związany. Standardowo pojawia się ciekawostka z Knutem Hamsunem i jego nazistowskimi zapędami. Pisarz nazwał pośmiertnie Hitlera „reformatorem najwyższej próby”. Poznamy zamiłowanie Norwegów do przyrody, które w ekstremalnej postaci kończy się oglądaniem programu telewizyjnego, który jest transmisją na żywo siedmiogodzinnego przejazdu pociągu z Oslo do Bergen. Ich ogromne bogactwo, co słusznie skazuje ich na łatkę Dubaju Północy, z zasobami, którymi mogliby spłacić dług Grecji, dwukrotnie. Poznamy uzależnienie Finów od psychotropów, sauny i ich skłonności – prawdziwe i wydumane – do alkoholu. Statystyki mówiące, że Finlandia to kraj o najwyższym wskaźniku morderstw i największej liczbie posiadanej broni palnej, supermocarstwo edukacyjne. Nikt z kolegów na Północy nie przepada za Szwedami. Dla duńskiego wydawcy Bootha Szwedzi „mają po prostu za mało wyobraźni, żeby kłamać albo oszukiwać”. Przy okazji Szwecji musi pojawić się kwestia jej kolaboracji z nazistami i mnóstwo zabawnych stereotypów. Szwedzi są „sztywną, pozbawioną poczucia humoru, obsesyjnie przestrzegającą przepisów zbieraniną, która tworzy nieznośnie konformistyczne społeczeństwo i żuje tytoń”.

„Skandynawski raj. O ludziach prawie idealnych” robi wrażenie notesu, w którym Michael Booth poupychał ciekawostki, dane statystyczne, cytaty z brytyjskiej prasy i całą masę stereotypów. Pozornie próbuje je podważyć, ale bez ambicji na pogłębioną refleksję. Książka mogłaby być lekką, rozrywkową publikacją o krajach nordyckich, gdyby autor nie zabił tematu, a tym samym przyjemność czytania. To musiał być fatalny tydzień skoro BBC Radio 4 przyznało „Skandynawskiemu rajowi” tytuł  Book of the Week w 2014.

Recenzja – Skandynawski raj. O ludziach prawie idealnych, Michael Booth, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2015. Wydanie I. Tłumaczenie: Barbara Gutowska-Nowak. Seria: MUNDUS. Projekt okładki: Agnieszka Winciorek. Tytuł oryginału: The Almost Nearly Perfect People. Behind the Myth of the Scandinavian Utopia. ISBN 978-83-233-3946-5.Redaktor inicjujący: Mateusz Chaberski. Redakcja: Jadwiga Makowiec. Korekta: Urszula Korosadowicz. Skład i łamanie: Hanna Wiechecka. Stron:366.