Kategorie
Non-nordic

Małgorzata Rejmer – Toksymia

Życie to horror, codzienność to masakra. To debiut pełen życiowego mięsa. Krwisty, mocny, przerażający. Małgorzata Rejmer obdziera ze skóry rzeczywistość, której pulsujące, odsłonięte rany, obnażają twarze codzienności. Pokazują człowieka zdemaskowanego w swoim strachu, pragnieniach, ucieczkach, pożądaniach. Człowieka odpychającego w swoim człowieczeństwie, okaleczonego psychicznie, o psychopatycznych ciągotach, sadomasochistycznych zapędach. Uwikłanego w bycie z drugim człowiekiem z potrzeby, ze współczucia, z przymusu, przez przypadek. To debiut mocny, bo to czego dotyka Rejmer w 2009 roku, dzisiaj, pięć lat później przejmująco dotyka nas wszystkich. Jej prorocza proza, opisująca pogranicza codzienności, wyrugowanej z mainstreamu przez kolorową prasę, banalne seriale, zostaje wypchnięta obecnie na margines zainteresowania przez Warsaw Shore. To, co dwudziestoczteroletnia Rejmer ubiera w kostium groteski, żeby móc jakoś znieść, dzisiaj staje się figurą nie do zniesienia pod żadnym przebraniem.

Po „123 latach zaborów, 6 latach tortur niemieckich i 44 latach dymania przez Rosjan” krystalizuje się obraz społeczeństwa zmęczonego, przegranego, uwikłanego w toksycznej egzaltacji. Małgorzata Rejmer brzydocie Pragi-Południa oddaje literacki hołd, uwznioślając urodę Grochowa do prozatorskiego majstersztyku. Błyszczy w nich Warszawa w uderzających obrazach smrodu, potu, zmęczonych ciał. Jesteśmy w jej symbolicznym podziemiu, po drugiej stronie wielkiego kolorowego świata, które tętni tu w smrodku codzienności, oparach nadziei strudzonych ludzi, w losie przegranych polskiej transformacji. Przerażające jest, że to świat podglądnięty, zaczerpnięty z codziennych obserwacji, podsłuchanych rozmów. Świat mikroświatów krzyżujących się ulic, kakofonii przejeżdżających tramwajów, chaosu miejskich uliczek, mieszkańców „budynków z tektury i blachy, z bibułą w oknach” w „tumulcie wieżowców”. Świat „biedy z azbestu i kurzu, bogactwa na kredyt i kod”. I jego przerysowanie w nagromadzeniu zbiorowiska ludzi osobliwych we współodczuwaniu tego świata. Wyszukujących się w labiryncie ciał według wyjątkowego klucza toksymii. W wywiadzie z Karoliną Sulej w „Wysokich Obcasach” Rejmer wyjaśni, że „ten słowotwór pochodzi z połączenia 'toksyn’ i 'aleksytymii’, co daje efekt mało przyjemny, bo aleksytymia to choroba polegająca na niezdolności do odczuwania emocji z powodu blokady fizjologicznej w mózgu. Toksymia dobrze określa relacje, w których ludzie próbują tworzyć więzi, ale nie angażować się w nie. To takie podtruwanie związku, żeby on istniał, ale żeby nie być blisko, nie odsłaniać się przed sobą”.

Bohaterowie tej prozy są wyrazem upadającego świata, zmierzającego ku emocjonalnej wojnie przemocowej. Zwycięży ten o silniejszych nerwach, twardszej dupie, mocniejszej głowie. Społeczeństwo w tej powieści polaryzuje się na pustych kontestatorów telewizyjnej rzeczywistości, z wyobraźnią na poziomie odmóżdżającego serialu i tych, którzy odrzucają świat made in TV, zamykający się we własnym mikrokosmosie, często wykluczającym ich ze zbiorowej rzeczywistości. Alicja nieustannie będzie przypominać swojemu mężowi, że jest idiotą bez stylu, uciekającym w literaturę przed prawdziwym życiem z telewizora. Wypchnięty z kręgu wtajemniczonych, dla swojej prostej żony przestaje być partnerem do rozmowy. Staje się obiektem kpin i ciągłego szlifowania. Dla kolegów z pracy stanie się partnerem dopiero, gdy przestanie pokazywać się wszędzie z książką.

Trudno pogodzić się z uderzającym brutalną prawdą obrazem intelektualisty traktowanego, jak ofiara losu, podejrzanego dziwaka, wręcz dziwoląga z uczuciowością nieprzystającą do prostego odbioru rzeczywistości przez całą resztę. Ci nadwrażliwcy szukają ratunku w ucieczce w wyobrażenia, żyją iluzją szczęścia, którego niedoznają. Niedosyt akceptacji, stygmatyzm wybrakowania sprawia, że ulegają każdemu nadarzającemu się pozorowi związku, emocjonalnego zbliżenia.  Jan Niedziela będzie zabiegał o Adę Amek. Łucja będzie idealizowała zmarłego męża. Longin postara się zadowolić coraz mniej zadowoloną żonę.


Ta powieść jest o tyle uderzająca, że z pozoru normalni ludzie, pokazani w toksycznych relacjach, urastają do emocjonalnych monstrum. Tadeusz Stokrocki, powstaniec warszawski, staruszek z wielką historią w tle, zamienia się w stalkera, który prześladuje Annę, studentkę, która prosi go o wywiad i opowiedzenie swojej historii. Ada Amek opiekuje się ojcem, który ma depresję i grozi nieustannie popełnieniem samobójstwa. Małgorzata Rejmer tworzy dla niego opresyjny język, którym ojciec wyzłoszcza się na córce za nieudane życie, odbierając dziewczynie poczucie wartości: rozmawia się z tobą – powie – „nie obraź się, ale jak z dupą w nocy”. Czy nieumiejętność budowania relacji to rzecz przenoszona z człowieka na człowieka? Kim w przyszłości stanie się Ada, tresowana w emocjonalnym, toksycznym dystansie do najbliższych? Wysterylizowana emocjonalnie przez ojca, zamienia się w antytezę kobiecości, wychudzona, pokraczna w swoim ciele, poszuka zbliżenia z Janem, niepozornym, nieśmiałym, zamkniętym w swoim świecie sąsiedzie. To relacja przemocowa. Ada szuka szybkiego zbliżenia a kończy je jeszcze szybszą ucieczką, kompletnie ignorując zamieszkanie emocjonalne, które wywoła w życiu Jana.

Wygrana w tej powieści jest pozorna, to co toksyczne niszczy obie strony. Ada podtruwa regularnie ojca, ale musi też znosić jego upokorzenia. Alicja poniewiera mężem tak konsekwentnie, aż wyhoduje sobie alkoholika. Powstaniec im bardziej goni Annę, tym ona się od niego oddala. Maja Maj łączy autodestrukcję z szukaniem ukojenia w sadomasochistycznym seksie. Czy da się wyrwać z tego impasu? Wygląda na to, że nie. Łucja będzie wybielać obraz zmarłego męża. Anna zacznie czuć wyrzuty sumienia. Jan zacznie idealizować Adę.

Osobnym bohaterem w tej powieści jest język. Gobelin fraz, uderzających poczuciem humoru, nasycony rewelacyjnymi porównaniami, nietuzinkowymi metaforami. Małgorzata Rejmer powiedziała, że musiała uciec w groteskę i przerysowanie, żeby znieść temat i jego bolesną prawdę. I rzeczywiście można się śmiać z Jana, który zostaje mistrzem mów pogrzebowych, z Lucyny Łut, która pustkę w życiu wypełnia niemal namacalną bliskością z Bogiem, z sędziwego powstańca napastującego Annę swoim rosnącym uwielbieniem, z Mai Maj, która gdy rzyga to na osobności, gdy się samokaleczy, to w miejscach niewidocznych. Z dystansu wszystko jest zabawne, dopiero od środka zieje zgrozą, napawa strachem. Problem w tym, że nikt nie ma czasu, żeby tak dogłębnie przyglądać się światu. Oprócz Małgorzaty Rejmer.

Małgorzata Rejmer, Toksymia, Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2009. Projekt okładki i ilustracje: Maciej Sieńczyk. Redakcja: Łukasz Knap, Paweł Dunin-Wąsowicz. Korekta: Magdalena Swoboda, Łukasz Knap.